niedziela, 17 stycznia 2016

Zayn cz.26

Zayn's Pov

-Ale co z dzieckiem?
-Pani Young nosi ciążę bliźniaczą, jak na razie wszystko w porządku panie Malik. Jest tylko jeden problem. Jeśli uda się pani Young donosić ciążę do końca, to trzeba będzie wybierać. Albo trzeba będzie ratować ją, albo dzieci. Trójka nie przeżyje, nie ma na to najmniejszych szans. Ta ciąża wykończy pana narzeczoną. Niech pan się nie przeraża gdy zacznie tracić na wadze. Ta ciąża czasem wyniszcza organizmy, zwłaszcza takie jak ma pani Young. Jest to młoda i drobna dziewczyna.
-Nie będzie można nic zrobić?
-Niestety.
Dziękuję temu lekarzowi, a moje serce przyspiesza do chyba najszybszych możliwych obrotów. Tak. Chcę, żeby Suzan została, nie dziecki. Nie poradzę sobie sam z dziećmi. Nie chcę ich sam mieć. Później będą się mnie pytały gdzie jest mama. Nie będę potrafił odpowiedzieć, oni zawsze będą zabójcami mojej narzeczonej jeśli się urodzą. Na zawsze tylko z tego ich będę kojarzył, nawet jeśli to moje, pieprzone dzieci. Będą mi ją przypominały za każdym razem, gdy na nie spojrzę. Przecieram oczy, żeby Suzan nie widziała, że płakałem. Wchodzę do sali w której leży i uśmiecham się do niej. Nie ma nikogo na tej samej sali bo zapłaciłem za to do cholery. Nie chcę żeby jakaś popieprzona laska zadzwoniła do jakiejś gazety i powiedziała co tak naprawdę stało się Suzan. Jak znam życie już wszystkie piszą o tym, że straciła dziecko, ale nie ważne. Ja wiem, że nic takiego się nie stało i to jest najważniejsze. Siadam na fotelu, który stoi obok jej łóżka i chwytam jej delikatną dłoń. Całuję jej wierzch, a ona się uśmiecha.
-Wszystko będzie dobrze.
-Zayn, co z dzieckiem?
-Wszystko dobrze. To brak żelaza i zbyt duży stres wywołał u ciebie omdlenie. Wszystko już jest opanowane.
-To dlaczego płaczesz?
Spogląda na mnie spod byka, jakby wiedziała, że chcę coś ukryć. Ej. Wcale nie płaczę, ja płakałem, ale teraz już nie płaczę. Suzan nie chciałaby wiedzieć dlaczego, oj nie chciałaby. Naprawdę. To mógłby być dla niej za duży szok. Nie chcę jej na razie o tym mówić. Może poroni. Wiem, że to trochę egoistyczne, ale nie chcę jej stracić. Chcę ją mieć na zawsze, a tak to będę musiał wybierać między dziećmi, a nią. Nie chcę żeby wiedziała, że ma ciążę bliźniaczą.
-Nic, nic. Nic się nie dzieje.
-Jeśli mi nie powiesz to zerwę zaręczyny.
-Syn mojej kuzynki miał wypadek na motorze, zmarł w szpitalu podczas operacji.
Wymyślam coś na poczekaniu, ponieważ ani jedna z moich kuzynek nie ma jeszcze dziecka. Chce mi się trochę z tego śmiać, ale co lepiej byłoby gdybym powiedział jej prawdę? No chyba jednak nie. Musiałoby mnie pojebać żebym to zrobił. Kocham ją, a wiem, że to byłaby dla niej okropna wiadomość i nie potrafiłaby tego do siebie przyjąć.
-Przykro mi.
-Niestety, takie rzeczy czasem się zdarzają. Nie możemy nic na to poradzić. Ale ty już wyjdziesz za kilka godzin i pojedziemy prosto do domu, już bez żadnych imprez, sklepów ani nic. Nie będziemy cię już bardziej na stres narażać, bo umrze nam nasza mamusia, tak skarbie?
Pochylam się do brzucha mojej narzeczonej, przykładam do niego usta i mówię co chwilę całując go. Może wyglądam jak kompletny świr i jeszcze przed chwilą mówiłem, że te dzieci są popieprzone, ale jeśli Suzan przeżyje to obiecuję, że będę kochał te dzieciaki wiecznie. Będą dwójką z moich trzech największych szczęść. Będziemy szczęśliwi jeśli tylko wszystko się uda. A może jednak lekarz się myli i uda jej się urodzić te dzieci i przeżyć?

------------------------------

Suzan's Pov

On jest takim cholernym kutasem. Coraz bardziej zachowuje się jakbym była upośledzona. Nie wziął mnie na tą galę, bo co? Bo tam dużo ludzi. Mam już tego dosyć. Nawet nie odbiera tego pieprzonego telefonu w sumie tak jak reszta. Grace co chwilę przychodzi i pyta się czy ma mi coś zrobić do jedzenia. Nie jadałam już od jakichś dwóch godzin, ale nie będę jadła. Póki on nie wróci ja nic nie zjem.
-Suzan, powinnaś coś zjeść. Zaszkodzi to tobie i dziecku.
-Grace. Zjem. Jak on wróci ja zjem. On też powinien odbierać ode mnie telefony, rozumiesz? Dlaczego żadne z nich nie odbiera tego pieprzonego telefonu?
-Nie przejmuj się. Pewnie nie słyszą telefonów. Przecież to nie jest jakaś cholerna stypa. Spokojnie. Chodź zrobiłam ci ryż z zielonym groszkiem i kurczakiem.
-Nie... Grace..
Nagle słyszę, że winda się otwiera. Wstaję z kanapy i szybkim krokiem kieruję się w stronę hallu. Prowadzi go dwóch ochroniarzy. O nie. Tak to się kurwa nie skończy. Nie będzie pił gnojek jeden. Pokazuję chłopakom, że mają odejść, a oni od razu schodzą mi z drogi. Wiedzą, że ze mną nie ma teraz żartów i od pewnego czasu raczej mnie nie denerwują. Słuchają mnie cały czas. Zayn prawie upada na podłogę, lecz w ostatniej chwili chwyta się białej komody.
-No i co zadowolony jesteś z siebie tak?
Bredzi coś pod nosem, a ja żeby się uspokoić gładzę mój brzuch. Uspokój się Suzan, nie możesz się denerwować. Zaszkodzi to tobie i maluszkowi. Patrzę w sufit i głośno wypuszczam z siebie powietrze.
-Pytam się kurwa... zadowolony jesteś z siebie kretynie? Nawet nie wiesz jak się cholernie o ciebie martwiłam. Stawałam już na głowie. Dzwoniłam do każdego z was, nikt kurwa nie odbierał. Myślałam, że moje serce wypierdoli z klatki piersiowej.
Podchodzę do niego i zaczynam bić go po tej schlanej twarzy. Kurwa, obiecał mi, że nie będzie pić. A teraz co? Spił się jak kurwa nigdy. Wygląda jak ostatni śmieć. Nie wiem ile razy jeszcze uderzam go po głowie, ale czuję, że ochroniarze chwytają mnie i jeden z nich owija ramiona wokół mnie. Thomas. Jedyny, który mnie rozumie.
-Dlaczego on to zrobił? Dlaczego znowu się spił?
-Panno Young, spokojnie. Pan Malik z tego co mi wiadomo nie wypił dużo. Po prostu był zmęczony tym całym dniem. Kilkoma występami na gali. Każdy z nich tak wyglądał, nawet panna Calder, która od pewnego czasu nie pije. Wygrali pięć nagród i to chyba dlatego. Nie denerwuj się już, zaszkodzi to dziecku. Położymy pana Malika wstać i wszystko będzie dobrze. A teraz idź coś zjedz. Słyszałem od Grace, że nic panienka nie jadła.
-Obiecujesz mi, że będzie już bezpieczny?
-Oczywiście, że tak.
Uśmiecha się i puszcza mnie. Patrzę jak biorą totalnie nieprzytomnego Zayn'a pod pachy i idą z nim na górę. Nawet nie wiem kiedy, ale łzy same leją mi się po policzkach, a ból brzucha jest coraz silniejszy. Ostatnio jeszcze bardziej krwawię i mam intensywniejsze bóle. Jestem już w szóstym miesiącu i mam nadzieję, że już teraz wszystko się ułoży. Podchodzę do Grace, która siedzi przy stole i już je ze swojego talerza. Uwielbiam tą gosposię. Jest dla mnie tak cholernie wyrozumiała i dobra. Gdyby nie ona nie mam pojęcia co bym zrobiła, gdyby Zayn nie odbierał dalej tych telefonów. Zagłodziłabym się na cholerną śmierć. Czuję zapach groszku i kurczaka i momentalnie zaczynam napychać sobie usta. Jestem tak cholernie zła, że zjadłabym w tym momencie już wszystko. Chcę iść się już wykąpać i położyć się w pokoju gościnnym, bo nie będę spała z alkoholikiem. Musiałoby mnie już totalnie pojebać, żebym z nim w tym momencie spała. On nawet nie będzie pamiętał o tym, co dzisiaj się działo. Jak bardzo okładałam go pięściami. Nic. Jest tak pijany, że nic nie będzie kojarzył. Mam nadzieję, że opamięta się w końcu i przestanie pić. Mówił, że przestał, a pije cały czas. Jeśli się nie zmieni ja się znowu wyprowadzę. Nie wiem gdzie ale to zrobię.

----------------------------------

Budzi mnie okropny ból brzucha. Zaczynam krzyczeć, ale nikt mnie chyba nie słyszy. To nie może się dziać. Przecież, to jeszcze trzy miesiące. Staram się wstać z łóżka i kiedy jestem już na nogach widzę, że po moich nogach spływa krew zmieszana chyba z wodą, ponieważ kolor nie jest tak intensywny jak zwykle. Zwijam się w bólu, ale i tak podchodzę do drzwi aby je otworzyć. Ktoś w końcu musi mnie usłyszeć. 
-Pomocy!
Nagle z pokoju wybiega Zayn i podbiega do mnie. Nadal czuć od niego alkohol, ale w tym momencie nie przeszkadza mi to. Mój brzuch tak cholernie mnie boli, a ja zaczynam płakać. Ja nie chcę stracić tego dziecka. Nie mogę. Chwytam jego twarz w dłonie i patrzę głęboko w oczy.
-Zayn zadzwoń po pogotowie, albo zawieź mnie do tej cholernej kliniki. Nasze dziecko umiera. Pomóż nam. Ono nie może odejść. Jestem z nim związana, rozumiesz? 
-Tak.Już. Ubiorę cię i siebie i pojedziemy do kliniki. Spokojnie.
-Jak, mogę być do cholery spokojna? Tracę nasze dziecko, ty jesteś pijany. Jak mogę być do chuja spokojna? 
Krzyczę na niego, ale on tylko wbiega do pokoju. Z pokoju w którym mieszka Grace i Thomas wybiegają oboje i podbiegają do mnie. 
-Thomas pomóż nam. Zawieziesz nas do szpitala?
-Tak. Ubiorę się i pojedziemy.
Mam już dość czekania. Grace jest cały czas przy mnie, a z sypialni wybiega Zayn już ubrany, a w ręce trzyma moje spodnie dresowe. Siadam na krześle w korytarzu, a on szybko mi je ubiera. Kiedy już jesteśmy w pełni gotowi mój narzeczony  bierze mnie na ręce i wchodzi ze mną i Thomasem do windy. Grace powtarza jeszcze raz, że wszystko będzie dobrze, a ja kładę dłoń na moim brzuchu. Kiedy jesteśmy już na parkingu, Zayn kładzie mnie na tylnych siedzeniach samochodu, siada ze mną i kładzie moją głowę na swoich kolanach. Patrzę na niego i widzę, że płacze. Proszę, kochanie nie płacz. To nie twoja wina. Nie mogło nam się udać. To byłoby zbyt piękne, żeby kobieta, której jakimś cudem udało się zajść w ciąże urodziła. Czuję co chwilę skurcze, a moje serce wybija coraz szybszy rytm. Nie wiem za ile tam dotrzemy, ale ja już nie dam rady. Zaraz zwariuję. Kiedy w końcu Thomas staje w miejscu, a ja widzę szyld kliniki sama wstaję. Ja muszę normalnie urodzić. Muszę. Otwieram drzwi i prawie mdleje, ale Zayn jest szybszy. Chwyta mnie w ostatniej chwili, ale już powoli widzę zamazane tło. Podchodzą do mnie pielęgniarze i sadzają mnie na wózku.
-W skali od jeden do dziesięć jaki ból pani odczuwa.
-Chyba zero.
Wypowiadam te słowa zgodnie z prawdą, ponieważ nagle przestałam cokolwiek odczuwać. Nie wiem co się dzieje. Przecież do cholery nie powinno tak być. Otwieram szerzej oczy i dostrzegam mojego lekarza, który już czeka na mnie przed jedną z sal. Kiedy pielęgniarze wprowadzają mnie do pokoju w którym jest duże oświetlenie, które mnie oślepia. Wiem, że nie ma tutaj już Zayn'a. Nie pozwolili mu tu wejść. Słyszę jego krzyki, lecz także Thomasa, który go uspokaja. 
-Jeśli ona umrze oskarżę pana o spowodowanie śmierci. Proszę ratować ją, a nie dzieci.
-Spokojnie panie Malik. Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Postaramy się uratować i ją i państwa dziecko. 
Jakie dzieci do cholery? Czy ja jestem w ciąży bliźniaczej? Dlaczego niby mi coś grozi? Nikt mi o tym nie powiedział. Kładą mnie na jakimś łóżku, rozkładają nogi, tak że widzą moją pochwę. Do ust wlewają mi się łzy i krople potu. Mam już dość. Krzyczę i nie wiem kompletnie co mam robić. Lekarz powtarza mi żebym parła, tylko do cholery ja nic nie czuję. Nawet nie wiem czy to robię. Jedna z pielęgniarek chwyta moją dłoń i mówi i abym zaciskała swoją, gdy zacznę przeć. Myśli, że to takie proste gdy nic się nie czuje. Lekarz cały czas powtarza, żebym robiła to mocniej, lecz już po chwili gestem ręki pokazuje, żebym przestała. Czy ja już urodziłam? Czy wszystko się udało? Mogę zobaczyć moje dziecko. Za mgłą widzę, że jedna z pielęgniarek odbiera coś z rąk lekarza, a ja mam ochotę krzyczeć. Dlaczego ono nie płakało? Ono miało do cholery płakać. 
-Pani Young, urodziła pani córkę. Nie ma jeszcze rozwiniętych wszystkich zmysłów, ale miejmy nadzieję, że po kilku miesiącach spędzonych w inkubatorze przeżyje. Jak na razie jest bardzo drobna i nie możemy jej pani dać. Syn nie przeżył.
-Dobrze, tylko dlaczego ja nic nie czuję i nie czułam podczas porodu?
-Pani ciąża mogła zagrozić pani dzieciom lub pani. Straciła pani wiele krwi, zaraz straci pani przytomność, ale niech pani się nie denerwuje. Postaramy się zrobić co w naszej mocy aby panią operować. Wszystko będzie dobrze. 
-Moment jakie dzieci?
-Miała pani ciąże bliźniaczą. Wiadome było, że któreś z nich umrze. Teraz tylko musimy myśleć o uratowaniu pani.
Uśmiecha się do mnie i kompletnie już nic nie widzę. Nie mam pojęcia co się dzieje. Jestem pewna tylko jednego. Uśpili mnie. Będę miała operacje. Tylko dlaczego nikt mi nie mówił o tym, że moje życie jest zagrożone? I jakim cudem? Czy mam jakąś wadę o której nie wiem?

---------------------------------

Zayn's Pov

-I co? Jak z Suzan?
-Opanowaliśmy krwotok. Przeprowadziliśmy operację serce i wszystko powinno być już na dobrej drodze. Jedno z dzieci niestety umarło podczas porodu, drugie udało się uratować. Będzie mógł pan zobaczyć małą za dziesięć minut. Niech pan się nie przerazi, ponieważ będzie leżeć w inkubatorze. Nie wszystkie narządy jej się jeszcze wykształciły.
-Czyli mam córkę?
-Tak. Państwa syn był o wiele mniejszy, więc już wiedzieliśmy, że jego już nie uratujemy. Przykro mi pana o tym informować.
-Najważniejsze, że Suzan żyje. Tylko o to chodziło. Dziękuję panu z całego serca.
-Ratowanie ludzkiego życia to moja praca. 
Uśmiecha się do mnie, a ja prawie podskakuję ze szczęścia, ponieważ udało się. Mój skarb przeżył. Nie wyobrażam sobie co by się stało gdyby miało jej teraz zabraknąć. Zawsze chciałem mieć córkę. Nazwiemy ją Perrie. Chyba, że Suzan się nie zgodzi. Nazwiemy ją tak jak będzie chciała. Wszystko mi jedno. Chcę zobaczyć naszą córeczkę, a później narzeczoną. Jezu. Czasem marzenia się spełniają. Nie wiem czy Suzan wie o tym, że nosiła dwójkę dzieci, ale jeśli tak to będzie zła o to, że jej nie powiedziałem. Nikt o tym nie wiedział. Tylko ja i lekarze. Jeszcze gdy dowiedziałem się, że jedno z nich nie przeżyje. Nie mogłem tego zrobić. Później paparazzi mówiliby, że straciliśmy jedno dziecko i bla, bla, bla żeby tylko nakręcić sprzedaż swojej gazety. To jest przecież cud, że ona się urodziła. Suzan była dopiero w szóstym miesiącu. Rzadko udaje się wtedy urodzić dziecko. Musiała iść w zaparte. Przez ostatnie dwa miesiące strasznie schudła. Jadła dużo, ale chudła. Przyzwyczaiłem się do widoku jej zapadniętych policzków i coraz bardziej wystających kości zarówno obojczyków jak i kolan. Ale teraz wszystko się zmieni. Zacznie od nowa przybierać na wadze, a nasza córka za kilka miesięcy pojawi się w naszym mieszkaniu. Nagle z jakiegoś pokoju wychodzi pielęgniarka i podchodzi do mnie.
-Proszę za mną. Może pan już zobaczyć swoją córeczkę. Jest bardzo ładna. 
Przytakuję i idę tuż za nią. Kiedy wchodzimy do pomieszczenia dostrzegam dzieci leżące w inkubatorach, mają wczepione do ust rurki z tlenem i mocno zaciśnięte powieki. Nagle pielęgniarka staje przy jednym z nich i pokazuje mi nasze szczęście. Jest taka śliczna. Ma takie drobniutkie dłonie i nóżki. W sumie jest cała drobniutka. Jej klatka piersiowa unosi się i opada w równym rytmie, a ja czuję dziwne uczucie. Czy ja płaczę? Naprawdę? Przecieram dłonią moje oczy, a pielęgniarka się do mnie uśmiecha i delikatnie poklepuje po ramieniu. 
-Wszystko już dobrze panie Malik. Pańska narzeczona była bardzo dzielna i szybko poszło.
-A mogę zobaczyć syna?
-Niestety nie ma takiej możliwości. 
-Proszę. Zapłacę pani wszystkie pieniądze. Niech pani mnie do niego zabierze. Chcę po raz ostatni go zobaczyć. Chcę zobaczyć jak wyglądał, bo nie będzie mi dane go mieć przy sobie.
-Dobrze, ale nie chcę żadnych pieniędzy i nikt ma się nie dowiedzieć, że pan widział zmarłe dziecko. Nie możemy go pokazywać. 
Chwyta moją dłoń i ciągnie mnie przez całą salę. Otwiera drzwi i widzę same umywalki. Nagle dostrzegam małe zawiniątko leżące na metalowym stole. To on, prawda? To nasz mały synek. Podchodzę bliżej i dostrzegam go. Jest o wiele mniejszy od naszej córki. Jego dłonie i stópki są drobniejsze, a główka malutka. Dobrze, że umarł od razu. On by nie przeżył nawet w inkubatorze. Przynajmniej od razu będziemy cierpieć, a nie później. Łatwiej jest się rozstać z dzieckiem z którym nie spędziliśmy ani chwili czasu. O wiele prościej. Delikatnie przejeżdżam dłonią po jego kruchym i gładkim ciele i całuję jego brzuszek. Jest zimny. Cholernie zimny, a z moich oczu znowu spływają cholerne łzy. Przytakuję i wychodzę z pomieszczenia trzymając się ramienia pielęgniarki. Zaraz zwymiotuję. Po co tam szedłem? Teraz mi tak cholernie niedobrze. Uśmiecham się do niej i żegnam się z naszą córką dotykając inkubatora. Wychodzę z sali i nabieram głęboki oddech. Moje łzy nie przestają spływać po mojej twarzy. Nagle podbiegają do mnie ludzie i zaczynają mnie przytulać. Otwieram oczy i dostrzegam, że to są chłopcy razem z dziewczynami. Zaczynają płakać, nawet nie wiem dlaczego. Może oni myślą, że Suzan straciła dziecko? Może najwyższy czas powiedzieć im prawdę. 
-Przeżyły. Obydwie przeżyły. Ale nasz syn umarł.
-Chcesz nam powiedzieć, że..
-Tak. Suzan była w ciąży bliźniaczej. Nawet ona o tym nie wiedziała. Prosiłem lekarza, żeby nic nie mówił. Powiedział mi już dawno że jedno z nich umrze. Powiedziałem mu, żeby ratował Suzan i jedno dziecko. Nie chciałem, żeby wiedziała. 
-Przykro nam Zayn. 
-Nie. Nie mówcie tak. Dobrze się stało, że umarł teraz a nie później. Łatwiej było mi się z nim rozstać. 
-A jak mała?
-Leży teraz w inkubatorze. Dają jej duże szanse przetrwania. Za kilka miesięcy wróci już do domu. Najważniejsze, że Suzan została z nami. 
Uśmiecham się do nich, a oni tylko przytakują. Wszyscy mają zdrętwiałe miny. Wiem, że to co przed chwilą im powiedziałem było nowością, ale muszą do tego przywyknąć. Czasem się tak zdarza, że nie możemy mieć wszystkiego na raz. Nagle podchodzi do nas lekarz Suzan i uśmiecha się.
-Pani Young chciała z panem porozmawiać. Sam na sam. 
-Dobrze. Wszystko z nią już dobrze?
-Tak.
Opuszczam naszych przyjaciół i idę za lekarzem do sali w której leży Suzan. Mam nadzieję, że nic się nie dowiedziała, nie chcę żeby wiedziała. Uśmiecha się do mnie kiedy wchodzę przez przeszklone drzwi. Siadam na fotelu obok jej łóżka i chwytam jej drobną dłoń.
-Udało się skarbie, mamy córkę. Widziałem ją już. Jest śliczna. 
-Zayn, ale ja miałam w sobie też drugie...
-Wiem, Suzan. Nasz syn umarł. Był o wiele mniejszy niż nasza mała dziewczynka. Z tego co wiem tak się dzieje, gdy jedno z dzieci jest silniejsze i przyjmuje więcej pokarmu.
-Czyli to ona go zabiła?
-Nie. To nie tak. 
-Nie chcę jej widzieć. Nie. 
-Nie mów tak. To nasza córka. Od początku wiedziałem, że jedno z naszych dzieci umrze. Lekarz od razu mi to powiedział. Dlatego nic ci nie wspominałem, a lekarz nie mówił ci dokładnie na USG o wszystkim. Prosiłem go o to. Wiem, że wtedy chciałabyś żeby dzieci przeżyły, a nie ty. Wiem o tym. Dlatego nie mogłem do tego doprowadzić. Nie płacz już kochanie. Wszystko będzie dobrze.
-Przestań tak mówić! Nic nie będzie dobrze. Nasza córka zabiła naszego syna. Uważasz, że to normalne, kurwa? 
-Tak. Często tak się zdarza.
-Ale nam miało się nie zdarzyć kurwa.

----------------------------------

Suzan's Pov

-Jadę do Chanel. Chcesz jechać ze mną?
-Nie chcę oglądać tego dziecka, zrozum to? Zabiła małego Austina. 
-Nawet go nie widziałaś. 
-No i trudno. Ale przez cały ten czas był we mnie. Kochałam go. Musiałam go kochać, a ona go do cholery zabiła. 
-Ona ma dopiero osiem miesięcy i jutro wraca do domu. Nie będziesz mogła uniknąć spotkań z nią. 
-Żebyś wiedział, że będę to robić do cholery! Nie będziesz ustawiał mi życia. To ja będę decydowała co będę robić a czego nie i zrozum to wreszcie. 
Krzyczę na niego i dławię się swoimi łzami. Cały czas płaczę po stracie naszego małego Austina. Dałam mu imię. Chciałam, żeby je miał. Zasługiwał na to. Nie widziałam go ani razu, ale chciałam żeby miał imię. Prawie w ogóle nie rozmawiam z Zayn'em. Chcę być sama, a on cały czas gada o tym cholernym dziecku. Jeśli ona wróci do domu zabiję ją. Przysięgam sobie to. Ona zginie tak jak zginął jej brat.
-Za dwadzieścia minut przychodzi do ciebie Nick.
-A ten idiota po co?
-Po to żeby cię uratować od samej siebie. Masz cholerną depresję poporodową. Nawet nie mogę cię dotknąć bo powtarzasz jaka to jesteś teraz gruba i brzydka. Mam już tego dosyć. Nie będę tego tolerował, bo jesteś moją narzeczoną i nie po to staram się dla ciebie jak cholera, żeby cały czas dostawać w mordę. Nie śpisz ze mną odkąd wróciłaś ze szpitala. Nawet nie wyobrażasz sobie, co ja przeżywam w środku, do cholery. Widzisz tylko siebie i swoje zasrane problemy, a nie zauważasz tego, że ja też przeżywałem śmierć małego. Jesteś cholerną egoistką Suzan, jeśli tak dalej będzie nie wiem co się stanie. Że ja też przeżywam wszystko. Myślisz, że jesteś tylko ty na tym świecie, ale się mylisz. Są też osoby, które cholernie mocno cię kochają i oddałyby całe swoje życie żebyś ty była do cholery szczęśliwa. Ale nie doceniasz tego. Masz to wszystko głęboko w dupie. Więc obiecuję ci Suzan. Od dzisiaj ja też będę miał wszystko głęboko w dupie. Będę cię omijał szerokim łukiem i nie pozwolę ci dotknąć Chanel. Nigdy. Będę bał się, że zrobisz jej krzywdę. A teraz nie mam na ciebie czasu, muszę jechać do szpitala zobaczyć co z naszą żyjącą córką.
Zayn trzaska drzwiami, a ja kulę się w sobie jeszcze bardziej. Przyciskam się do pościeli jak tylko mogę i staram się przestać płakać. Ale nie potrafię. Łzy same pojawiają się w moich oczach. Nie wiem po co ta cała szopka z Nickiem. Po co mi psychiatra?
-Gówniane dziecko.
Szepczę sama do siebie i spoglądam na mój telefon. Mam kilka wiadomości od Liam'a, nawet nie chcę mi się ich czytać. Pewnie to kolejne 'jak się czujesz' w ciągu dwóch godzin. Już mam dość tego wszystkiego, ja naprawdę nie dam rady. Chciałabym na chwilę zniknąć. Cofnąć się w przeszłość i dowiedzieć się o tej ciąży. Powiedzieć lekarzowi, żeby ratował dzieci, a nie mnie. Nie ważne co powie mój narzeczony, żeby tylko ratować  nasze dzieci. Rozglądam się dookoła siebie i po chwili przyciskam paznokieć do swojego nadgarstka, tym sposobem zostawiając na nim wcięcie. Drzwi otwierają się, a ja mam ochotę się wydrzeć, ale zauważam w nich mamę. Ma smutną minę, a ja nie wiem co mam o tym sądzić. Nie widziałam jej od dwóch tygodni i potrzebuję jej. Wstaję z łóżka, podbiegam do niej i mocno wtulam się w nią. Delikatnie przykłada swoją dłoń do moich pleców i masuje je.
-Zayn, prosił żebym przyszła, kochanie. Nie denerwuj się. Muszę ci coś opowiedzieć. U nas w rodzinie to jest dziedziczne. Pierwsza ciąża zawsze jest albo totalnym niewypałem, albo jedno z dzieci umiera.
Odpycham ją od siebie i spoglądam w jej oczy. Czy ona coś przede mną ukrywa? Czy ukrywała przez tyle lat? To nie może być prawda. Pokazuje mi żebym siadła i tak też robię, a ona zajmuje miejsce obok mnie. Chwyta moje dłonie i patrzy w moje oczy.
-Twoja babcia. Jej pierwsza ciąża nie doszła do skutku. Poroniła w czwartym miesiącu. Załamała się. Modliła się do Boga, aby ten jej dopomógł. Ale nic. Nie zachodziła w ciążę. Minęło kilka lat i urodziła się ciocia Sarah. Twoja babcia robiła wszystko żeby było jej dobrze, żeby przez przypadek cioci nic się nie stało. Później urodziłam się ja. Okazało się, że babcia ma raka szyjki macicy. Nie chciała żadnej operacji. Chciała żyć tyle ile mogła. Pamiętasz? Żyła do twoich dziesiątych urodzin. Później od nas odeszła. Ciocia Sarah zaszła w ciąże. Wszystko było dobrze. Urodziła w siódmym miesiącu. Lekarze nie dawali żadnych szans. Mała Kylie zmarła po tygodniu leżenia w inkubatorze. Ciocia już ani razu nie zaszła w ciąże, ponieważ bała się tego wszystkiego. Później przyszła kolej na mnie. Pierwsza ciąża, pierwsze dwie córki. Rzadko zdarzało się coś takiego w naszej rodzinie. Ale mi i tacie się udało. Tak, Suzan miałaś siostrę. Wszystko było w porządku. Urodziłyście się całe i zdrowe. Może twoja siostra trochę mniej. Była mniejsza i mało jadła. Miała jakieś poważne schorzenia w płucach. Lekarze nie dawali jej dużo czasu, ale my nie chcieliśmy z tatą żeby odchodziła. Chcieliśmy być z nią jak najdłużej. Mieszkałyście już z nami w domu przez osiem miesięcy. Pewnego dnia twoja siostra zmarła na rękach twojego ojca. Nasza idealna rodzinka pękła. Tata zaczął pić, a ja miałam żal do siebie i do ciebie. Kochałam cię ponad wszystko, ale bałam się, że tobie też coś grozi. Nie chciałam cię dotykać, spędzać z tobą czasu, bo bałam się że stanie się to samo co z twoją siostrą.
-No i co w związku z tym? To jest inna sytuacja. Chanel zabiła swojego brata.
-Suzan. Posłuchaj mnie. Ty też zabiłaś swoją siostrę. Byłaś tą silniejszą z bliźniaczek i zabiłaś ją. Szybciej się rozwinęłaś. Miałam ci to za złe, okej? Ale kochałam cię. Kochałam cię ponad wszystko skarbie. I nadal cię kocham. Czasem zastanawiam się jak wyglądałaby teraz twoja siostra, ale staram się po chwili zapomnieć, bo to ciebie mam, a nie ją. To tobą muszę się cieszyć. To dla ciebie jestem matką. Ona nie istnieje. Musiałam ruszyć do przodu. Uwierz mi kochanie, tak będzie dla ciebie lepiej. Dla ciebie, dla Zayna i dla waszej córki. Nawet nie wiesz co Zayn przeżywa. Dzwoni do mnie codziennie i mówi o twoim zachowaniu. On cię kocha ponad wszystko, uwierz mi. Ale powiedział, że jeżeli dalej tak będzie nie wie co zrobi. Posłuchaj mnie uważnie Suzan. Ten chłopak jest wart wszystkiego. Gdybym to ja była na twoim miejscu nie pozwoliłabym na coś takiego. Kochałabym go mimo wszystko. Oddałabym mu się na zawsze. Byłby wszystkim najważniejszym co miałabym w życiu. Wiesz dlaczego? On przejmuje się tobą na każdym kroku. W nocy przychodzi do ciebie do pokoju i przygląda się tobie bo to jedyny możliwy moment kiedy może popatrzeć na ciebie w spokoju. Bez twojego rzucania się i niepotrzebnych wyzwisk. Wiem, że go kochasz i zawsze kochałaś. Wiem, że to przez stratę waszego syna tak bardzo się zmieniłaś, ale proszę cię. Już raz wyjechałaś. On został tutaj sam. Nie wiedział co ma robić. Przychodził do nas do domu i płakał. Opowiadał mi jak bardzo za tobą tęskni, spał kilka razy w twoim pokoju. On nie da rady bez ciebie. Ten chłopak poświęciłby wszystkie pieniądze dla ciebie. Swoje życie, Żebyś ty była szczęśliwa. To ja pomogłam mu dokonać wyboru. Powiedziałam mu, żeby nic ci nie wspominał o drugim dziecku, bo i tak wiedziałam jak to się skończy. Opowiedział mi całą sytuację. Powiedziałam mu, żeby powiedział twojemu lekarzowi, że ma ratować ciebie i jedno dziecko. Tak miało być od początku. Miałaś przeżyć ty i jedno dziecko.
-Mamo, ale nie jesteś na moim miejscu. Nie możesz wiedzieć jak ja się teraz czuję. Jak bardzo jestem rozdarta. Kocham Zayna. Kocham go nad wszystko, ale nie potrafię znieść tego, że Chanel zabiła Austina. Zrobiłabym wszystko żeby go zobaczyć i choć na chwilę przytulić.
-Uwierz mi, że nie chciałabyś zobaczyć martwego dziecka. A zwłaszcza swojego, martwego dziecka. Ja widziałam twoją siostrę martwą i uwierz mi, że był to najgorszy widok z mojego życia, który nadal pojawia się w mojej pamięci i w najgorszych koszmarach. Też byłam taka jak ty. Chciałam zobaczyć ją po raz ostatni. Tak. Zobaczyłam ją i zostało mi to na całe życie. Dobrze, że go nie widziałaś, oszczędzili ci większego cierpienia.
-Mamo ja tak bardzo przepraszam. Nie chciałam żeby ktokolwiek musiał przeze mnie cierpieć. Obiecuję, że się zmienię.
-Nie mnie powinnaś przepraszać. Twój narzeczony najbardziej na tym cierpi.
-Wiem.
Mocno przytulam się do niej i zaciskam dłonie w pięści. Z moich oczu zaczynają spływać kolejne łzy, a do mnie dopiero teraz zaczyna docierać to, że miałam siostrę. Ciekawe czy wtedy Zayn byłby ze mną czy z nią? Czy byłaby ładniejsza i mądrzejsza ode mnie? Czy też miałabym problem z zaakceptowaniem samej siebie? Nigdy się tego nie dowiem. Moja siostra umarła już dawno. Nigdy już do nas nie wróci. A tak bardzo chciałabym ją mieć już na zawsze przy sobie. Byłaby kolejną osobą, którą kocham pomimo wszystko i na zawsze.



Enjoy x.x.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz