niedziela, 22 czerwca 2014

Louis cz.37

-Wybieraj sam. Ja ci w tym nie pomogę. Albo odchodzisz z zespołu, ograniczasz koncerty albo tracisz nas piątkę na zawsze-nie wiedziałam co odpowie, nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać.
-Jeśli mam wybierać między wami, to wybieram chłopaków. Nie chcę zawieść milionów fanów, was jest tylko piątka, znaczy jak na razie trójka, a ich jest więcej-kiedy usłyszałam te słowa zaczęłam płakać-nie płacz. Kazałaś mi wybierać, teraz znasz moją decyzję. Już jutro mnie nie będzie w Anglii i szybko możesz się mnie nie spodziewać-wstał od stołu.
-Louis posłuchaj-równo zerwałam się na nogi-my powinniśmy być najważniejszą piątką w twoim życiu, ale ty wybierasz osoby których nawet dobrze nie znasz. Rozumiem, że Harry, Niall, Zayn i Liam znaczą dla ciebie bardzo dużo. Ale ty znaczysz także wiele dla nas. To twój wybór i uszanuje go, tylko jeśli zbliżysz się do nas jak Theo i Gemma będą już duzi to obiecuje ci zginiesz. I to z moich rąk. Będę zdolna cię zabić. Przysięgam ci. Teraz idź. Nie chcę cię już widzieć. Jesteś ostatnim kretynem-krzyknęłam mu prosto w twarz i uderzyłam najmocniej jak umiałam jego policzek.
-Przepraszam-wyszeptał i odwrócił się na pięcie. Widziałam jak odchodzi, to najbardziej mnie bolało.
-Louis zaczekaj-krzyknęłam na tyle głośno, że mnie usłyszał. Zaczęłam iść w jego stronę, wszystko zaczęło się we mnie gotować.
-Czego ty jeszcze chcesz?-zapytał. Pierwszy raz widziałam go takiego. Naprawdę miał mnie gdzieś.
-Weź to-szybkim ruchem ściągnęłam pierścionek zaręczynowy i teraz ze łzami w oczach trzymałam go w palcach.
-Zachowaj dla siebie, mnie nie będzie potrzebny-odwrócił twarz w drugą stronę i szedł przed siebie. Upadłam na ziemię i zaczęłam dosłownie cała się trząść. Co ja narobiłam. Po co kazałam mu wybierać. Teraz pozostały mi tylko dzieci i rodzina. Już nigdy nie wrócę do Doncaster, na zawsze pozostanę tutaj. Nienawidzę go. Zaczęłam targać włosy, czułam się inaczej. Czułam, że cząstka mnie właśnie umarła, że właśnie opuściła moje ciało. Nie mogę się poddać. Nie mogę pokazać dzieciakom, że to wszystko tak bardzo mnie dobija, że przez ich ojca będę płakać. Muszę być silna dla nich. Gemma i Theo liczą na mnie i nie zawiodą się. Miałam ochotę rzucić tym pierścionkiem tak cholernie daleko, ale jednak coś mówiło żebym sobie go pozostawiła. Wstałam, otrzepałam białą sukienkę i poszłam w stronę domu.
-Córeczko co się stało?-usłyszałam tylko głos mamy dochodzący z kuchni.
-Nie nic-wyszeptałam i poszłam do swojej sypialni. Otwarłam laptopa i zaczęłam szukać jakiegoś domu z dala od ludzi. Chciałam być daleko od wszystkich, których bardzo dobrze znam. Będą mnie ranić. Wiem, że to jest złe wyjście, ale jedyne z tej po*ebanej sytuacji.

*sześć miesięcy później*

Przeprowadziłam się z dziećmi jakieś cztery miesiące temu do nowego miejsca. Było to piękne osiedle nowo wybudowane. Nie mam kontaktu z nikim oprócz Niall'a, który przyjeżdża od czasu do czasu by sprawdzić jak się czuje. Właśnie dziś. Dziś na świat przyszły nasze maleństwa. Drew nie ma jednej nerki, ale przecież da się z tym żyć. Waży znacznie mniej niż Leon. Szkoda, że Louis nigdy nie przekona się jak jego nowo narodzone dzieci wyglądają. Ten poród był cholernie męczący, straciłam wiele krwi ale teraz wiem, że warto było cierpieć. Oni są naprawdę słodcy. Nie chcę żeby ktokolwiek oglądał mnie w takim stanie, ale niestety wszyscy musieli się zjechać. Zaczynając od mojej rodziny, kończąc na Harry'm lecz oczywiście omijając Louis'a. Oni wszyscy tak cholernie się zmienili, Harry wreszcie stał się dorosłym a nie jakimś wypierdkiem. Jak można aż tak się zmienić w tak krótkim czasie. W sali pozostał tylko Niall i usiadł na krześle obok.
-Chciałabyś go teraz zobaczyć?-zapytał patrząc na mnie.
-Wystarczyłoby mi tylko jakby spojrzał na tą dwójkę. Oni nigdy nie poznają prawdziwego ojca, a to wszystko jest moja wina, to ja wszystko zniszczyłam, to ja pozwoliłam mu odejść-wyszeptałam.
-Porozmawiaj z nim tylko-dał mi swój telefon.
-Dobrze Ni-odpowiedziałam i kliknęłam zieloną słuchawkę.
-Tak Niall?-znów usłyszałam jego głos, który powoli był dla mnie nieznajomy.
-To ja-odpowiedziałam.
-Dominika jak dawno cię nie słyszałem-najwyraźniej cholernie się cieszył.
-Nie dzwonię po to aby się z tobą pogodzić.Chciałam ci tylko powiedzieć, że masz córkę i syna. Nie musisz przyjeżdżać, chciałam tylko żebyś wiedział-powiedziałam.
-Posłuchaj mnie, musimy porozmawiać-mówił tak abym mu nie przerwała.
-Nie Louis. My już nie mamy o czym rozmawiać, ty już wybrałeś. Znów cierpiałam przez ciebie i nie chcę kolejny raz-po tych słowach momentalnie rozłączyłam się.
-Jesteś dzielna-Niall przytulił się do mnie i pocałował mnie w czoło-muszę już iść-ja jestem silna, chyba sobie kogoś ze mną pomylił, ja jestem słaba i to cholernie, tak bardzo mi go brakuje, ale chcę żeby pożałował swojej decyzji. Tutaj nie chodzi o mnie chodzi o Gemmę, nie chcę żeby przeżywała to tak jak przez pierwsze dwa miesiące. Temat "tata" zakończył się w naszym domu już dość dawno i nie chcę żeby wracał. Oni teraz czują się dobrze, zresztą moje życie także nabiera kolorów. Znalazłam nawet dobrego przyjaciela wśród naszych sąsiadów, nazywa się Brad. Jest naprawdę miłym człowiekiem. Sam przeżywał podobne piekło jak moje. Ma córkę Shannon, która zawsze bawi się z Gemmą i Theo. Brad zawsze pomagał mi podczas ciąży, a ja nawet nie poinformowałam go że jestem w szpitalu. Właśnie, dobrze że sobie przypomniałam.
-Halo, Brad!-powiedziałam kiedy usłyszałam jego ciepły głos w słuchawce.
-Tak Dominika? Gdzie wy jesteście. Shanni chciała pobawić się z młodymi, a was nie ma-powiedział.
-Właśnie Brad, chciałam ci powiedzieć. Jestem w szpitalu, już urodziłam. Mógłbyś mi pomóc, bo nie chcę aby moja mama miała kolejny kłopot na głowie z dzieciakami, czy mógłbyś je zabrać do siebie?-zapytałam.
-Oczywiście, że tak. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Który szpital?
-Pod wezwaniem św.Patryka-odpowiedziałam.
-To za jakiś kwadrans będziemy u ciebie-rozłączył się. Może kiedyś coś między nami będzie, ale jeszcze nie teraz. Dogadujemy się naprawdę bardzo dobrze. Ma dwadzieścia siedem lat, między nami jest siedem lat różnicy, ale przyjaźnimy się i to jest najważniejsze. Gdy do sali weszła Gemma i Theo ucieszyłam się. Dziewczynka tak bardzo przypominała mi Eleanor, dla mnie to nawet lepiej bo nie będę myślała tak dużo o Louis'ie. Nigdy nie pozwolili mi aby płakała. Zawsze potrafią mnie pocieszyć.
-Mamuniu, kiedy wrócimy do domu?-zapytała Gemma.
-Wy już dzisiaj wrócicie z wujkiem Bradem. Przez kilka dni będziecie mieszkać u Shannon, dobrze?-zapytałam patrząc na nich.
-No tak, ale my chcemy żebyś była z nami w domu-podeszła i złapała moją rękę.
-Dobrze, postaram się jak najszybciej wyjść ze szpitala-uśmiechnęłam się.

*tydzień później*
Właśnie dzisiaj wróciłam do domu. Musiałam zostać kilka dni dłużej ze względu na Drew. Ułożyłam delikatnie niemowlęta w łóżeczku i zeszłam na dół aby odebrać Gemmę i Theo od Brad'a.
-Hej-weszłam do salonu w którym siedział chłopak.
-Cii-wyszeptał-poszli spać. Hej kotek-pocałował mnie w policzek.
-Jak dobrze, jestem wyczerpana po tym tygodniu-powiedziałam i delikatnie usadowiłam się na kanapie.
-Właśnie! Był tutaj taki jeden. Przedstawił się Louis Tomlinson i mówił że jest ojcem Theo i Gemmy, lecz kiedy wyszli ze mną na pole bali się go-powiedział i wręczył mi kartkę-dał mi tylko to.
-Tak. To jest ich ojciec, ale jego temat dawno zakończył się w naszym domu. Starają się o nim zapomnieć dlatego tak się zachowali-odpowiedziałam i otworzyłam list.

"Droga Dominiko,
Chciałbym prosić cię tylko o jedno,
spotkajmy się w mieście w kawiarni.
13.06 o 18:30.
Chcę tylko z tobą porozmawiać.
I myślę, że nie na miejscu jest to
aby moje dzieci bały się mnie.
Louis
xx"
-I co?-zadał mi pytanie gdy oderwałam się od kartki.
-Dzisiaj jest trzynasty tak?-zapytałam i popatrzyłam na niego.
-Tak-krótko odpowiedział.
-Będziesz mógł jeszcze dzisiaj zająć się Gemmą i Theo?-poprosiłam go.
-Oczywiście, że tak. Bardzo ich lubię-odpowiedział.
-Jeju kochany jesteś. Dziękuje-pocałowałam go w policzek i pobiegłam do domu. Była już osiemnasta, więc szybko zebrałam się, włożyłam małych do samochodu i pojechaliśmy w połowie drogi stanęłam na poboczu. "Stop! Dominika co ty robisz? Znowu chcesz żeby cię skrzywdził?". Nie miałam ochoty go widzieć, ale jednak coś przemawiało do tego żebym się z nim spotkała. Gdy znalazłam miejsce na parkingu, wyciągnęłam wózek z bagażnika i włożyłam Leona i Drew do niego. Gdy byłam już na miejscu rozmyśliłam się, zaczęłam iść w drugą stronę lecz...

Więcej w kolejnej części ;)
Dziękuje za nawet zwykły komentarz typu:
"CZYTAM""NEXT""PODOBA MI SIĘ"
Tyle wystarczy. ;)
Jest już następny Chapter na drugim blogu.
Serdecznie was zapraszam, mam
nadzieję że się spodoba.
Jeśli możecie zostawcie komentarze :)
Chapter 12


~Tomlinson'owa




15 komentarzy: