wtorek, 1 lipca 2014

Louis cz.38

Gdy znalazłam miejsce na parkingu, wyciągnęłam wózek z bagażnika i włożyłam Leona i Drew do niego. Gdy byłam już na miejscu rozmyśliłam się, zaczęłam iść w drugą stronę lecz poczułam delikatne szarpnięcie za ramię.
-Jednak przyszłaś-usłyszałam głos Louis'a.
-To był zły pomysł. Nie powinniśmy się widzieć. Co ja myślałam zgadzając się na to spotkanie. Myślałam, że może się pogodzimy, ale to była pomyłka-powiedziałam i popatrzyłam na niego jedną ręką trzymając wózek.
-Proszę wytłumaczmy sobie wszystko. Tak bardzo zależało mi na tym spotkaniu. Znaczysz dla mnie bardzo dużo. Zrezygnowałem z większości trasy koncertowej abym mógł spędzać czas z wami. Chcesz zniszczyć wszystko między nami-zacisnął swoją dłoń na mojej.
-Louis nie ma żadnych nas. Ty wszystko zniszczyłeś i to wiele wcześniej. Pozwoliłeś nam odejść,a teraz wymagasz ode mnie abym ci wybaczyła. Ja tak nie potrafię. Przepraszam-poczułam jedną samotną łzę spływającą po moim policzku. Ogarnij się dziewczyno, nie możesz płakać. Nie możesz mu pokazać, że tak cholernie za nim tęsknisz.
-Daj mi tą ostatnią szansę. Już naprawdę się zmieniłem-klęknął przede mną.
-Wstań! Rozumiesz masz wstać!-zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Po chwili chłopak wstał- Louis ja już do ciebie nic nie czuję. Kocham Brad'a i jestem z nim szczęśliwa. Poznałeś go.To on zajmował się Theo i Gemmą, gdy byłam w szpitalu. To on pomagał mi w najważniejszych momentach mojej ciąży. To jemu oddałam swoje serce w całości-musiałam coś wymyślić aby wreszcie dał mi spokój-rozumiesz! To jego kocham. Nie ciebie.
-Ale. Jak to?-najwyraźniej sprawiłam mu tym przykrość-obcy facet nie będzie wychowywał moich dzieci! Nie rozumiesz!-uderzył mnie w twarz.
-Ale ten obcy facet przynajmniej się nimi opiekuje. Poświęca im bardzo dużo czasu, nie to co ty. A ty, ty w ogóle się nie zmieniłeś. Nienawidzę cię-teraz przekonałam się jaki jest naprawdę. On nigdy mnie nie szanował, byłam tylko kolejną dziwką, tylko taką trochę na dłużej. Trafiła się fajna niańka do dzieci więc to także było plusem w mojej osobie, póki nie zaczęły się do mnie przyzwyczajać i mówić "mamo". Wtedy już było pod górkę. Musiał coś z tym zrobić, musiał mi się oświadczyć.
-Przepraszam kochanie-pogładził mój policzek.
-Nie mów do mnie kochanie. Zostaw nas w świętym spokoju ile razy mam ci to powtarzać-odsunęłam jego dłoń od mojej twarzy i pokręciłam przecząco głową-ty już nigdy się nie zmienisz. Nie chcę być z kimś takim.
-Mogę was chociaż odprowadzić do domu?-zapytał patrząc na wózek w którym leżała Drew z Leon'em.
-Samochód mamy tutaj-uśmiechnęłam się do niego-nie potrzeba nam twojej pomocy.
-Może chociaż wózek włożę ci do bagażnika-popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
-Ile razy ci mam mówić. Nie potrzebuję twojej pomocy, sama sobie poradzę. Sama wsiadłam w samochód i przyjechałam teraz sama wrócę-powiedziałam i zaczęłam iść w stronę samochodu-do widzenia Louis'ie-zdążyłam włożyć wózek i dzieci do samochodu.
-Nie odwracaj się ode mnie! Miałaś ze mną porozmawiać!-krzyknął w moją stronę, podbiegł i z całej siły szarpnął moje ramię.
-Już porozmawialiśmy-popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami.
-Proszę! Chcę żeby było tak jak dawniej-jego oczy także zachodziły słoną wodą, która miała zaraz strumieniami wylecieć z jego tęczówek.
-Już nigdy nic nie będzie tak jak dawniej, zraniłeś nas. Tak bardzo ci ufaliśmy, tak bardzo wszyscy cię kochaliśmy, a ty zrobiłeś najgorszą rzecz jaką mógłbyś zrobić. Zostawiłeś mnie z dwójką twoich podkreślam twoich dzieci, które tak bardzo kocham. Nigdy nie spotkałam takich dzieci, które tak cholernie tęsknią za ojcem, że próbują nawet o nim zapomnieć. Ostatnio jak przyszedłeś do Brad'a, to oni po prostu bali się, że zabierzesz ich do domu i znów będą musieli przeżywać ten sam koszmar, który przeżywali zanim się pojawiłam Zostawiłeś mnie w zaawansowanej ciąży, kiedy naprawdę cię potrzebowałam, kiedy chciałam żebyś mi pomagał. Nie zastanawiałeś się wtedy, dla ciebie ważniejsza była praca, fanki i chłopacy. Nie my. Nie ja, nie Theo, nie Gemma, liczyłeś się tylko ty i twoje szczęście. Z nami się nie liczyłeś, nasze uczucia miałeś gdzieś. Rozumiesz Louis?-moja twarz powoli opadała w dół i patrzyła na chodnik.
-Wiem, że źle zrobiłem, ale tak bardzo was kocham. Przepraszam-wyszeptał i zbliżył nasze ciała do siebie.
-Twoje przepraszam nic między nami nie naprawi, ale chodź się przytulić tak dawno cię nie widziałam-uśmiechnęłam się i mocno zaplotłam swoje palce na jego plecach, po chwili poczułam, że kilka łez spływa po mojej twarzy i ląduje na jego barku-muszę już iść Louis-wyrwałam się z jego uścisku.
-Bądź z nim szczęśliwa, dzieci będą także z nim szczęśliwe. Masz rację, ja bym sobie sam nie poradził. Dziękuje, że jesteś, gdyby nie ty już dawno siedzieliby w domu dziecka. Dam wam spokój. Chcę żeby każdy z was był szczęśliwy, nie chcę widzieć jak płaczecie. Kocham was i nigdy nie przestanę. Fajnie było ciebie i dzieciaki zobaczyć. Tylko pamiętaj jeśli on ciebie lub nasze dzieci skrzywdzi to będę gotowy go zabić. Trzymaj się młoda. Kiedyś się jeszcze zobaczymy i będziemy się z tego wszystkiego śmiać. Powodzenia z Brad'em i dzieciakami. To dla ciebie-uśmiechnął się, dał mi czarne pudełko, pocałował w policzek i poszedł w drugą stronę. Widziałam jak się oddala, ale nie potrafiłam go zatrzymać, nie potrafiłam krzyczeć za nim. Moje oczy zachodziły łzami, widziałam jakby przez mgłę. Moje ciało mówiło, zostań tutaj, mózg żebym nie wracała do osoby która tak cholernie mnie zraniła, ale serce. Ono dalej należało do niego, dalej było mu wierne, chciało mieć go przy sobie. Wsiadłam do samochodu i przekręciłam kluczyk. Spojrzałam na czarne pudełko leżące na siedzeniu pasażera. Otarłam łzy i je otwarłam. Zawartość przyprawiła mnie o jeszcze gorszy ból. Wysiadłam z samochodu z nadzieją, że jeszcze go zobaczę, lecz było już za późno. Zniknął za rogiem, a ja osunęłam się po samochodzie na chodnik. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Dlaczego pozwoliłam mu odejść? Co ja najlepszego narobiłam. Wsiadłam do samochodu i spojrzałam na zdjęcia które zostawił w pudełku. Na dnie znalazłam także, małe prezenty dla Gemmy i Theo. Były to dwa naszyjniki z ich imionami i małym "L" przy każdym.Byliśmy tacy szczęśliwi, tak wiele rzeczy robiliśmy razem, a teraz? Teraz więcej rzeczy nas dzieli niż łączy. Tak bardzo jestem w nim zakochana, ale nie chcę wracać do tych smutnych chwil kiedy zostawałam sama z dzieciakami i musieliśmy sobie radzić. Teraz Brad jest moim wsparciem, traktuję go jako osobę bliską mojemu sercu i mojej rodzinie.

*oczami Louis'a*
Tak bardzo ją kocham. Dziwnie mi o tym myśleć, ale bardziej niż Eleanor. Była pierwszą kobietą, którą pokochałem prawdziwą miłością, ale z Dominiką. Z nią jest inaczej, ona jest inna niż wszystkie kobiety. Moje serce na zawsze będzie należeć tylko do niej. Próbowałem o niej zapomnieć, ale w każdej minucie, sekundzie mojego życia widziałem jej promienny uśmiech i słyszałem jej ciepły głos, który był dla mnie jak miód na złamane serce. Nasze życie jest jak pole bitwy. Cały czas walczymy między sobą, a ja. Ja chciałbym wszystko między nami naprawić, chciałbym abyśmy spróbowali jeszcze raz, jeszcze jedna szansa. Znalazła sobie innego, będę musiał sobie samotnie poradzić. Wynajmuję w Irlandii apartament, ale chyba wrócę do Doncaster, żeby spakować rzeczy. Tutaj jakoś inaczej mi się żyje. Tam wszystko by mi się z nią kojarzyło, a nie mógłbym jej nigdy zobaczyć, a tutaj też wszystko mi się z nią kojarzy ale wiem, że mogę zobaczyć ją jak idzie ulicą i uśmiecha się. Wróciłem do mieszkania i otworzyłem laptopa, zabukowałem bilet na samolot za godzinę, także powrotny na następny dzień abym mógł spokojnie wrócić. Wiem, że mój dom zawsze będzie na mnie czekał ale nie chcę mieszkać tam samotnie, tutaj chociaż będzie z kim rozmawiać. Przecież Harry mieszka w Londynie z Gemmą, Liam u siebie w Wolverhampton, a Zayn w Bradford wraz z Perrie. Gdy wróciłem do Doncaster zacząłem się pakować, ubrania które pozostawiła w koszu na pranie, także wziąłem,chciałem mieć ją blisko siebie, nie chciałem zapominać jak pachniała. Wziąłem też zdjęcia, które przypominały mi jak wygląda Dominika, Theo i Gemma. Pozbyłem się też trunków z szafki wypijając połowę, a resztę zostawiając na wieczór jak wrócę z cmentarza. Tak, chce się jeszcze pożegnać z Eleanor. Poszedłem kupić kwiaty i dwa znicze. Cmentarz był opustoszały, byłem tylko ja i umarłe dusze. Tak dawno nie odwiedzałem jej grobu, tak dawno z nią nie rozmawiałem. Dziwne, na grobie paliło się kilka świeczek i były bukiety różnych kwiatów. Czyli ktoś jednak ją odwiedza, myślałem że wszyscy o niej zapomnieli. Zapaliłem znicze i usiadłem na ławeczce przy grobie.
-Kochanie i powiedz mi co ja narobiłem. Straciłem chyba najważniejszą kobietę swojego życia. Teraz będę próbował o niej zapomnieć ćpając i pijąc. Wiem, że to nie jest wyjście, ale innego nie widzę. Tak mi wstyd, tak bardzo chciałbym wszystko naprawić. Przepraszam za wszystko-wyszeptałem i zacząłem płakać-Wszystko zepsułem. Straciłem pięć najważniejszych osób w moim życiu. Wiem, nie powinienem oddawać Gemmy i Theo pod opiekę obcego faceta, ale każdy z nas wie, że będzie on lepszym ojcem dla nich niż ja. Ja tylko ich raniłem i nic poza tym. Chciałbym się zabić. Nie żyć-opuściłem głowę i trwałem w ciszy. Po chwili poczułem, że ktoś mnie delikatnie obejmuje.
-Braciszku nie płacz-była to Charlotte.
-Wszystko zepsułem. Odeszli ode mnie wszyscy-mocno się do niej przytuliłem.
-My jesteśmy. Spokojnie. Dominika też czasem przyjeżdża, aby odwiedzić Eleanor i nas-wyszeptała.
-Tak cholernie mi wstyd przez to wszystko-powiedziałem i popatrzyłem w jej niebieskie oczy.
-Ale alkohol i narkotyki nie są wyjściem z tej sytuacji. Musicie porozmawiać-powiedziała i popatrzyła na mnie.
-Rozmawialiśmy i dałem jej wolną rękę. Znalazła sobie innego i jest z nim szczęśliwa rozumiesz Lottie?-zapytałem mocno zaciskając jej dłoń.
-Z tego co wiem, nie ma nikogo. Ma tylko sąsiada, który przyleciał z nią kilka razy dlatego, że poprosiła go o to-powiedziała-chodź odprowadzę cię do domu.
-Dobrze Chi. Tak bardzo cię kocham-wstałem i poszliśmy razem do domu w które kiedyś tętniło życiem, a teraz jest opustoszale i smutno.

*oczami Dominiki*
Gdy wróciliśmy do domu wszyscy na nas czekali, a ja byłam cała zapłakana.
-Brad możesz mi pomóc z Leon'em i Drew?-zapytała bruneta.
-Oczywiście-odpowiedział i poszedł w stronę samochodu.
-Mam coś dla was-otarłam łzy i kucnęłam przy dzieciach Louis'a. Otworzyłam pudełko i wyciągnęłam naszyjniki-bardzo bym chciała żebyście nosili te naszyjniki, są jak i dla mnie i dla was ważne.
-Mamuniu czy ty spotkałaś się z tatusiem i to prezenty od niego?-zapytała Gemma.
-Skąd o tym wiesz?-zadałam pytanie poprawiając kosmyk jej ciemnych włosów spadających na jej czoło.
-Bo pudełko zostawiłaś otwarte i są tam zdjęcia twoje i taty-odpowiedziała.
-Tak. Musiałam się z nim spotkać. A prezenty dostaliście dlatego, że bardzo za wami tęskni-powiedziałam i dałam każdemu z nich srebrny naszyjnik.
-Nie chcę tego nosić. Jeżeli to jest od niego, nie chcę-wykrzyczał mi prosto w twarz Theo. Te słowa najbardziej mnie zabolały, on nie chciał znać własnego ojca.
-Zrób to dla mnie synku-klęknęłam przy nim-proszę tylko dla mnie.
-Dobrze mamuniu-pocałował mnie w policzek. A ja poszłam do salonu i otworzyłam laptop. Chciałam się dowiedzieć co dzieje się na świecie. Weszłam na pierwszą lepszą stronę i to co zobaczyłam było najgorszą rzeczą jaką mogłabym w dzisiejszym dniu zobaczyć. Louis, on..

Więcej w kolejnej części ;)
Dziękuje za nawet zwykły komentarz typu:
"CZYTAM""NEXT""PODOBA MI SIĘ"
Tyle wystarczy. ;)
Jest już następny Chapter na drugim blogu.
Serdecznie was zapraszam, mam
nadzieję że się spodoba.
Jeśli możecie zostawcie komentarze :)
Chapter 13


~Tomlinson'owa

3 komentarze:

  1. No i super rozdział. Czekam na next+ zapraszam do mnie last-first-kiss-karola1D1213.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Next kochana. NEXT! --> <33

    OdpowiedzUsuń