Mam nadzieję, że pamiętacie że kursywa oznacza jakieś wspomnienie, a pomniejszona kursywa myśli.
-Co dzisiaj będziesz robił?Totalnie mnie zatkało. Myślałem, że będzie chciała jak najszybciej wrócić do swojej rodziny i zapomnieć o tym, że uratowałem ją wtedy.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
W odpowiedzi dostałem tylko delikatne przytaknięcie głową, a jej piwne oczy zaświeciły się w zaciekawieniu.
-No to, na dwunastą jestem umówiony z przyjaciółmi, o trzeciej miałem zabrać cię na trening, ale wiem że pewnie będziesz wolała wrócić do domu.
Mówiłem trzymając ciepły kubek i upijając trochę z niego. Przez chwilę panowała cisza, a przez twarz Suzan przenikało bardzo dużo emocji w których nie mogłem się połapać. Nie wiedziałem, czy coś powiedziałem nie tak. Przebiegła swoją drobną dłonią po włosach i uśmiechnęła się w moją stronę.
-Naprawdę Zayn z miłą chęcią, ale..
-Dobra, nie mów już nic. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że nie będziesz się zgadzać. Przepraszam, że w ogóle o to zapytałem.
-Pozwól mi chociaż dokończyć. Naprawdę chcę iść na twój trening, ale nie mam nawet żadnych ubrań. Dam ci swój numer. Pojadę do domu, spakuje kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zadzwonię do ciebie jak wszystko będzie dobrze.
-Ale pozwól mi się chociaż zawieść na miejsce. Poprowadzisz mnie i jakoś trafimy.
Przytaknęła i wzięła mój pusty talerz wkładając go do zmywarki. Kurwa, ona już była prawie dorosła. Pamiętam ją jak była małą słodką dziewczynką. Nie raz zastanawiało mnie to dlaczego to ja. Dlaczego chciała stracić dziewictwo w tak młodym wieku. Dlaczego z chłopakiem cztery lata starszym, który miał już jako takie doświadczenie w tych sprawach. Nawet nie zauważyłem kiedy podeszła do mnie i zaczęła coś mówić. Dosłownie odłączyłem się od środowiska.
-Zayn. Już. Możemy jechać. Mama mi napisała, że nie ma go teraz w domu. Proszę jedźmy już.
-Tak, tak jasne.
Wstałem z krzesła, wziąłem kluczyki i dokumenty, które później wylądowały w mojej kieszeni. Wsiedliśmy do windy, a ja kliknąłem przycisk "P", który miał pozwolić nam na dojechanie do garaży.
--------------------------------
Nie minęła chwila kiedy stanęliśmy przed jej domem. Odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się.
-Daj mi komórkę zapiszę ci swój numer.
Wyciągnąłem rękę przed siebie i poruszyłem delikatnie swoimi palcami. Wyciągnęła telefon z kieszeni bluzy i podała mi go. Szybko wpisałem kilka cyferek i oddałem jej należność. Zaśmiała się i pokręciła głową w dezaprobacie.
-Naprawdę Zayn?
-Tak. Przecież mówiłaś, że jestem twoim prywatnym aniołem stróżem.
Odwzajemniłem uśmiech i potarłem wierzchem dłoni o swój nos. Otwarła drzwi od strony pasażera i kiedy miała wysiadać, delikatnie chwyciłem jej dłoń. Pociągnąłem ją w swoją stronę i popatrzyłem w jej oczy.
-Spakuj większość rzeczy. Nie chcę żebyś więcej cierpiała. Rozumiesz?
Zapytałem i położyłem swoją dłoń na jej rozgrzanym policzku. Przytaknęła głową i głośno przełknęła ślinę. Nie rozumiałem do końca co się dzieje, kiedy jej dłoń owinęła się wokół mojego karku, a jej różowe wargi delikatnie musnęły moich.
-Dziękuje i przepraszam.
Odsunęła się i zeskoczyła na mokry chodnik. Burza już powoli ustępowała, ale było jeszcze widać błyski i słychać grzmoty.
-Za co przepraszasz?
-No wiesz, za to że prawie cię pocałowałam.
Drzwi od jej strony zamknęły się, a Suzan naciągnęła kaptur na głowę przebiegając przez chodnik. Kiedy upewniłem się, że bezpiecznie jest w domu, odjechałem żeby spotkać się z chłopakami.
Suzan Pov
-Spakuj większość rzeczy. Nie chcę żebyś więcej cierpiała. Rozumiesz?
Jego głos był tak cholernie ujmujący. Naprawdę, cholernie się o mnie bał. I wiedziałam, że nie pozwolę aby Maks jeszcze kiedykolwiek mnie tak traktował. Zauważyłam, że jest strasznie delikatny co do mojej osoby. Jak znam życie już większość chłopaków wykorzystałaby to, że jestem w takiej sytuacji. Ale nie, on nie Zayn. On wydawał się być inny. Kiedy jego dłoń dotknęła mojego gorącego policzka wywołało to na mnie dziwne uczucie. Poczułam się jakbym kiedyś go już znała. Delikatnie przesunęłam rękę do jego karku i musnęłam jego suche, blade usta.
-Dziękuje i przepraszam.
Szybko odsunęłam się bo zdałam sobie sprawę co tak naprawdę zrobiłam. Delikatnie zeskoczyłam z siedzenia jego samochodu na mokrą powierzchnię. Nienawidziłam burzy, była to chyba najgorsza anomalia pogodowa jaka mogła być.
-Za co przepraszasz?
Usłyszałam jego głos przebijający się przez uderzanie kropli deszczu o dach jego samochodu.
-No wiesz, za to że prawie cię pocałowałam.
Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Dziwnie się czułam. Delikatnie zamknęłam drzwi i naciągnęłam kaptur na głowę. Przebiegłam przez chodnik i kiedy stanęłam na schodach pokazałam kciuk w górę, a on odjechał. Ostrożnie otworzyłam drzwi i zobaczyłam mamę siedzącą w salonie. Ona płakała.
-Mamo co ten skurwiel ci znowu zrobił?
-O..on powiedział, ż..że nie j..je..jestem dobrą ma..matką i za.zabierze mi was na za..zawsze.
Jąkała się i starała się zakryć liczne siniaki, których jeszcze nigdy nie widziałam. Usiadłam obok niej i otuliłam jej ciało.
-Przepraszam, że uciekłam.
-Nic się nie dzieje. Naj..najważniejsze że..żebyś ty..ty była bez..bezpieczna.
Uśmiechnęła się i otarła łzy spływające po jej policzkach. Jak zwykle próbowała być twarda, ale nie wychodziło jej to.
-Nie chcę być bezpieczna, jeśli ty nie jesteś.
Wyszeptałam i ucałowałam jej policzek. Delikatnie gładziła moje ciemne włosy i szeptała jakieś słowa do ucha.
-Musisz być. Kocham cię i nie wybaczyłabym gdyby cokolwiek ci się stało. Musisz sobie jakoś poradzić. Musisz stąd uciec, rozumiesz?
Przytaknęłam głową i także zaczęłam płakać. Nie mogłam znieść widoku jej twarzy i rąk. Dolna warga była delikatnie spuchnięta, a oko podbite. Ręce były całe w sinych wylewach podskórnych.
-Nienawidzę tego dupka. Gdyby tata nie zginął w tym wypadku, wszystko byłoby normalne.
Suzan's mother Pov
Delikatnie odwróciłam głowę kiedy usłyszałam zatrzaskujące się drzwi. Myślałam, że to on. Myślałam, że wrócił już z zakupów z Luke'iem. Ale nie. Zobaczyłam drobną sylwetkę mojej Suzan. Mojej kochanej córeczki, której na całe szczęście udało się uciec. Ja niestety nie miałam takiego szczęścia. Podeszła do kanapy i spojrzała na mnie.
-Mamo co ten skurwiel ci znowu zrobił?
Nie powinnam pozwalać jej się tak odzywać do własnego ojczyma, ale najwyraźniej sam na to zasłużył.
-O..on powiedział, ż..że nie j..je..jestem dobrą ma..matką i za.zabierze mi was na za..zawsze.
Mój głos załamywał się z każdym słowem, a rana co do jednej sprawiała cholerny ból. Delikatnie usiadła obok mnie i owinęła ręce wokół mojej osoby.
-Przepraszam, że uciekłam.
Jej szept jeszcze bardziej doprowadzał mnie do płaczu. Miała poczucie winy, chciała przyjąć każdy cios na swoje ciało.
-Nic się nie dzieje. Naj..najważniejsze że..żebyś ty..ty była bez..bezpieczna.
Moje słowa naprawdę były cholernie szczerze. Naprawdę chciałam żeby miała to poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałam, że to Zayn przygarnął ją do swojego domu. Tak bardzo lubię tego chłopaka, ale Suzan dalej go nie pamięta. Całą winę wypadku wziął na siebie, chociaż nie była to prawda. On jechał zgodnie z przepisami, a tamten kutas. On był pijany i nie wiedział co robi. Każdej nocy przypominałam sobie cichy płacz Zayna i to jak nie może przyzwyczaić się do myśli, że Suz już nigdy nie będzie go pamiętała. Był wtedy cholernie załamany i obiecał mi że któregoś dnia ją odnajdzie i znów będą tą samą dwójką najlepszych przyjaciół.
-Nie chcę być bezpieczna, jeśli ty nie jesteś.
Te słowa ukuły moje serce, poczułam jak moja córka stara się przejąć cały ból na siebie. Lecz, nie. Ja nie pozwolę. Ma dopiero siedemnaście lat i nie może być tak traktowana. Musi się stąd wynieść. A dobrze, wiem że Zayn przyjmie ją do swojego mieszkania z otwartymi ramionami. On ją kocha. Kocha ją tak bardzo jak kochał pięć lat temu.
-Musisz być. Kocham cię i nie wybaczyłabym gdyby cokolwiek ci się stało. Musisz sobie jakoś poradzić. Musisz stąd uciec, rozumiesz?
Jej płacz był coraz głębszy, a oddech przyspieszał. Popatrzyła w górę i tylko przytaknęła głową. Patrzyła na każdą z moich ran i dotykała ją. To ona wyglądałaby tak gdyby nie uciekła. To ona miała dostać. Nie zjawiła się u niego w pracy na umówioną godzinę, ponieważ wyskoczyła nam pilna wizyta u dentysty.
-Nienawidzę tego dupka. Gdyby tata nie zginął w tym wypadku, wszystko byłoby normalne.
-Wiem Suzan, wiem. Ale nie można zmienić biegu wydarzeń. Ty też miałaś wypadek i nic nie pamiętasz. Dobrze o tym wiesz. Próbowałam ci przypominać o wszystkim, ale wiesz że nie wychodziło to na dobre. Dostawałaś napadu paniki.
-Mamo, wyprowadzę się ale obiecaj mi jedno. Będziesz dzwonić codziennie, tak żebym słyszała twój głos i wiedziała że cię nie zabił. Rozumiesz?
Przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że to jest jedyna możliwa opcja aby Suzan była wolna i cieszyła się swoim życiem nastolatki.
-No idź się spakuj kochanie. Postaraj się wziąć jak najwięcej rzeczy.
Zerwała się z kanapy i pobiegła na górę.
Suzan Pov
-Mamo, wyprowadzę się ale obiecaj mi jedno. Będziesz dzwonić codziennie, tak żebym słyszała twój głos i wiedziała, że cię nie zabił. Rozumiesz?
Naprawdę nie chciałam zostawiać jej samej z tym wszystkim na głowie. Maksa, który się nad nią znęca i Luke'a który nie widzi nic złego w zachowaniu swojego ojczyma. Przytaknęła, a na jej twarzy rozciągnął się wielki uśmiech. Siedziałyśmy chwilę w ciszy i trzymałyśmy się mocno za dłonie. Tak bardzo ją kocham, że nawet nie wyobraża sobie, że mogłabym skoczyć za nią w ogień.
-No idź się spakuj kochanie. Postaraj się wziąć jak najwięcej rzeczy.
Szybko odepchnęłam się z kanapy i wbiegłam szybkim krokiem na górę. Otworzyłam swoje drzwi i znów miałam to uczucie. Bałam się, że za chwilę będę musiała uciekać, bo on się zjawi i będzie chciał się na mnie wyżyć o byle co. Szybko sięgnęłam na spód szafy i wyciągnęłam dwie duże walizki. Szybko sięgnęłam do szuflady i zaczęłam wyciągać bieliznę.
-Mamo, wyprowadzę się ale obiecaj mi jedno. Będziesz dzwonić codziennie, tak żebym słyszała twój głos i wiedziała że cię nie zabił. Rozumiesz?
Przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że to jest jedyna możliwa opcja aby Suzan była wolna i cieszyła się swoim życiem nastolatki.
-No idź się spakuj kochanie. Postaraj się wziąć jak najwięcej rzeczy.
Zerwała się z kanapy i pobiegła na górę.
Suzan Pov
-Mamo, wyprowadzę się ale obiecaj mi jedno. Będziesz dzwonić codziennie, tak żebym słyszała twój głos i wiedziała, że cię nie zabił. Rozumiesz?
Naprawdę nie chciałam zostawiać jej samej z tym wszystkim na głowie. Maksa, który się nad nią znęca i Luke'a który nie widzi nic złego w zachowaniu swojego ojczyma. Przytaknęła, a na jej twarzy rozciągnął się wielki uśmiech. Siedziałyśmy chwilę w ciszy i trzymałyśmy się mocno za dłonie. Tak bardzo ją kocham, że nawet nie wyobraża sobie, że mogłabym skoczyć za nią w ogień.
-No idź się spakuj kochanie. Postaraj się wziąć jak najwięcej rzeczy.
Szybko odepchnęłam się z kanapy i wbiegłam szybkim krokiem na górę. Otworzyłam swoje drzwi i znów miałam to uczucie. Bałam się, że za chwilę będę musiała uciekać, bo on się zjawi i będzie chciał się na mnie wyżyć o byle co. Szybko sięgnęłam na spód szafy i wyciągnęłam dwie duże walizki. Szybko sięgnęłam do szuflady i zaczęłam wyciągać bieliznę.
--------------------------------
Kiedy spakowałam prawie wszystko. Podkreślam prawie, bo nie chciałam żeby Maks się dowiedział, że uciekłam z domu bo by mnie zabił. Zdążyłam się jeszcze przebrać w ubrania dopasowane do dzisiejszej pogody, która była naprawdę dziwna. Ale co się dziwić, przecież to Londyn. Usłyszałam jak ktoś wbiega po schodach. Gdy odwróciłam się zobaczyłam sylwetkę mamy, jej oddech był przyspieszony, a ona praktycznie cała chodziła.
-Coś nie tak?
-Uciekaj stąd Suzan. Maks wracają z Lukiem są już w garażu. Chodź. Wyjdziesz tylnymi drzwiami.
Powiedziała i złapała moje ramie. Szybko złapałam za rączki walizek i obydwie byłyśmy już na dole. Kluczyk w drzwiach nie chciał ustąpić, a mnie robiło się coraz bardziej ciepło. Słyszałam jak serce mamy wybija niespokojny i szybki rytm, a moje już dawno wpadło do gardła. Dłonie mamy cholernie drżały, a usta wypowiadały ciche przekleństwa. W końcu się udało. Kluczyk się przekręcił, a ja stałam już po drugiej stronie drzwi.
-Kocham cię córeczko, uważaj na siebie.
Załapała moją twarz w dłonie i przyciągnęła aby po chwili zostawić odcisk swoich ciepłych ust na moim policzku. Jej łzy spływały po całej twarzy a ona nie chciała mnie puszczać.
-Nie, to ty uważaj na siebie. I dzwoń do mnie.
Usłyszałyśmy jak drzwi frontowe otwierają się, a Luke krzyczy coś na cały dom. Chyba miał nową zabawkę, bo tylko to aż tak bardzo zawsze go jarało. Był całkiem inny niż ja. Jest rozpieszczany co chwilę. Ja nie miałam takiego dzieciństwa. Nie mogę narzekać, także dostawałam wszystko co chciałam, ale ze mną było inaczej. Miałam wypadek, który nie pozwolił mi normalnie patrzeć na świat. Szybko złapałam rączek walizki i pociągnęłam je z małych schodków.
-Kocham cię.
-Nie to, ja kocham ciebie.
Wyszeptałam, a drzwi zamknęły się. Niezauważalnie pobiegłam przez cały trawnik i gdy znalazłam się na chodniku, wiedziałam że jestem bezpieczna, gorzej z mamą. Gdyby tylko Zayn się zgodził zamieszkałaby z nami i nie musiałaby być torturowana. Tak bardzo ją kocham od śmierci taty, kiedyś to ja byłam córeczką tatusia, ale wszystko się zmieniło. Najpierw jego śmierć, a później mój wypadek którego w ogóle nie pamiętam choć bardzo bym tego tak naprawdę chciała. Chciałabym się dowiedzieć kim był ten chłopak, który jechał wtedy ze mną. Mama nie raz opowiadała mi, że jechałam z kolegą na motorze i mężczyzna wjechał w nas samochodem, ale to nic mi nie mówiło. Nic nie pamiętałam z tamtych wydarzeń. No,właśnie mówiąc o Zaynie zadzwonię do niego. Usiadłam na pobliskiej ławce i wyciągnęłam telefon z torebki, którą zdążyłam w pośpiechu zgarnąć z łóżka. Jego nazwa naprawdę była śmieszna. No przecież "Twój prywatny anioł stróż" to trochę dziwna nazwa? Co nie? Czy tylko mi się wydaje?
-Halo, Suzan?
Po drugiej stronie słyszałam jakieś szepty i od czasu do czasu delikatne chrząknięcia lub kaszlnięcia.
-Zayn. Gdzie jesteś? Nie wiem co robić. Jestem na środku ulicy.
-Boże, dlaczego nie zadzwoniłaś. Przyjechałbym po ciebie.
-Nie rób sobie kłopotu. Po prostu powiedz gdzie jesteś, a ja przyjdę tam i wezmę klucze do mieszkania.
-Boże, dlaczego nie zadzwoniłaś. Przyjechałbym po ciebie.
-Nie rób sobie kłopotu. Po prostu powiedz gdzie jesteś, a ja przyjdę tam i wezmę klucze do mieszkania.
-To przyjdź na Oxford Street. Zadzwoń do mnie, a ja wtedy wyjdę po ciebie.
-Dobrze.
Rozłączyłam się i odetchnęłam. Oxford Street, to jakieś dziesięć minut drogi stąd. To będzie cud jeżeli uciągnę te walizki i nie zacznie padać. Nie radziłam sobie w życiu jako nastolatka. Czułam się zagubiona i te napady paniki o których mówiła mama dalej je mam. Staram się ukrywać, ale nie zawsze wychodzi. Biegam wtedy w kółko i mam ochotę pozbawić się każdego włosa. Złapałam za rączki walizek i pociągnęłam za sobą. Dumnie kroczyłam po ulicach Londynu, kiedy usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Nie odwróciłam się, bałam się to zrobić. Był to męski głos, a ja bałam się że to był Maks. Dowiedział się o moim planie i teraz chce mnie zamknąć w pokoju lub co gorsze pozbawić życia. Przyspieszyłam swój krok i po chwili przestałam słyszeć swoje imię. Boże, jak dobrze. Odpierdolił się ode mnie. Nawet nie wiem kto to był, ale najlepiej będzie jak nikt nie będzie wiedział o mojej wyprowadzce. Po chwili byłam już na miejscu, więc sięgnęłam po telefon.
-Zayn, ja już jestem.
-Poczekaj chwilkę.
Usłyszałam jak szura krzesłem i gdzieś szybko się przemieszcza. Rozmowa, którą słyszałam wcześniej ucichła, a w słuchawce słyszałam tylko jego oddech.
-Widzisz mnie. Jestem tutaj.
Podniosłam wzrok do góry i zauważyłam jego wysoką sylwetkę machającą w moją stronę. Uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Prawie biegiem podeszłam do niego i owinęłam ramiona wokół jego ciała.
-Co się stało?
Zapytał i poprawił kosmyk włosów, który wpadł mu do ust.
-Prawie się nie udało. Prawie mnie nakrył. Boje się Zayn. Naprawdę się boje, że pozna całą prawdę.
Wyszeptałam i mocniej zacisnęłam swój uścisk.
-Nic się nie dzieje Suz. Ze mną jesteś bezpieczna. Nie pozwolę aby ktokolwiek cię skrzywdził, tak?
Złapałem jej brodę i podniosłem do góry aby spojrzeć w jej piwne oczy. Przytaknęła, a jej oczy zalśniły.
-Chodź zamówiłem ci już herbatę.
Teraz uświadomiłam sobie, że siedział w jakiejś kawiarni. Kiedy chciałam złapać za rączki walizek, on tylko uśmiechnął się i nie pozwolił mi ich wziąć. Pokierował mnie do stolika przy którym siedziało kilku chłopaków. Skanowali moje ciało od góry do dołu. Naprawdę dziwnie się czułam. Nikt jeszcze nigdy aż tak na mnie nie patrzył. Byli naprawdę schludnie ubrani, zresztą tak jak Zayn, który zmienił swoje ciuchy. Jeden z nich miał chyba problemy z chodzeniem, ponieważ obok jego krzesła leżały dwie kule.
-Zayn, ja już jestem.
-Poczekaj chwilkę.
Usłyszałam jak szura krzesłem i gdzieś szybko się przemieszcza. Rozmowa, którą słyszałam wcześniej ucichła, a w słuchawce słyszałam tylko jego oddech.
-Widzisz mnie. Jestem tutaj.
Podniosłam wzrok do góry i zauważyłam jego wysoką sylwetkę machającą w moją stronę. Uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Prawie biegiem podeszłam do niego i owinęłam ramiona wokół jego ciała.
-Co się stało?
Zapytał i poprawił kosmyk włosów, który wpadł mu do ust.
-Prawie się nie udało. Prawie mnie nakrył. Boje się Zayn. Naprawdę się boje, że pozna całą prawdę.
Wyszeptałam i mocniej zacisnęłam swój uścisk.
-Nic się nie dzieje Suz. Ze mną jesteś bezpieczna. Nie pozwolę aby ktokolwiek cię skrzywdził, tak?
Złapałem jej brodę i podniosłem do góry aby spojrzeć w jej piwne oczy. Przytaknęła, a jej oczy zalśniły.
-Chodź zamówiłem ci już herbatę.
Teraz uświadomiłam sobie, że siedział w jakiejś kawiarni. Kiedy chciałam złapać za rączki walizek, on tylko uśmiechnął się i nie pozwolił mi ich wziąć. Pokierował mnie do stolika przy którym siedziało kilku chłopaków. Skanowali moje ciało od góry do dołu. Naprawdę dziwnie się czułam. Nikt jeszcze nigdy aż tak na mnie nie patrzył. Byli naprawdę schludnie ubrani, zresztą tak jak Zayn, który zmienił swoje ciuchy. Jeden z nich miał chyba problemy z chodzeniem, ponieważ obok jego krzesła leżały dwie kule.
Uśmiechnęli się kiedy Zayn zdejmował z moich ramion parkę i odwiesił ją na wieszaku. Naprawdę miałam dość tej pojebanej ciszy, która nastała między nami wszystkimi, ale bałam się ją przerwać.
Dzięki Bogu, Zayn zrobił to za mnie.
-Poznajcie się Suzan to są Niall, Harry, Liam i Louis.
Pokazywał wszystkich po kolei, a ja miałam mały problem żeby ich zapamiętać. Ułożyłam sobie w głowie skróty, które mogą pomóc mi ich rozróżnić. Ten o kulach to Niall, ciemny brunet z lokami to Harry, ten z kilkudniowym zarostem to Liam, a ten ostatni ma świetny tyłek i to chyba dlatego zapamiętałam jego imię, Louis. Przywitałam się z każdym i usiadłam na swoim fotelu. Wzrok chłopaków padł na Zayna który zajął miejsce obok mnie i uśmiechał się.
-No proszę was, przecież widzieliśmy jak się przytulaliście przed kawiarnią.
Harry wypowiedział te słowa i po chwili ich pożałował. Blondyn który siedział obok niego kopnął go w kostkę, a brunet wciągnął do siebie powietrze.
-Pożałujesz suko.
-No tylko czekam, aż będziemy w domu.
Niall najwyraźniej miał przewagę nad Harrym zarówno fizyczną jak i psychiczną.
-Naprawdę tego pożałujesz.
Nachylił się w jego stronę i wypowiedział kilka słów do jego ucha, na które blondyn zaczerwienił się. Spotkałam spojrzenie Zayna kiedy odwróciłam się, ponieważ kobieta przyniosła moją herbatę. Naprawdę miał coś takiego w sobie, że chciałam z nim się przyjaźnić. Znam go od wczoraj, ale czuje że łączy nas jakaś specjalna więź, o której nie mam pojęcia.
---------------------------
-To my już idziemy, za godzinę mam trening, a muszę się jeszcze przygotować.
Zayn zerwał się z fotela i sięgnął po nasze kurtki. Owinął moje ramiona ciepłym materiałem i założył kurtkę na swoją koszulę.
-To będziemy w kontakcie.
Louis wysłał mu przyjazne spojrzenie, a mi uśmiech. Jego przyjaciele byli tacy jak on. Warci zaufania. Oprócz tamtych dwóch bo kompletnie nie dali się poznać. Cały czas sprzeczali się o coś lub wręcz przeciwnie cały czas się przytulali. Poczułam zimną dłoń na wnętrzu mojej. Chciałam aby Zayn ją trzymał wtedy czułam się bardziej bezpieczna. Uśmiechnęłam się i cmoknęłam jego policzek.
-No już przestań, wezmą mnie za takiego który ma uczucia.
Rzucił w moją stronę i złapał jedną z walizek. Szybko uświadomiłam sobie, że mam złapać drugą. W drodze do samochodu panowała cisza, lecz nasze dłonie dalej były w jednym uścisku.
-Zayn, dlaczego pozwalasz mi u siebie zamieszkać?
To pytanie krzątało się po mojej głowie od dłuższego czasu.
-Nie wiem po prostu czuję taką powinność. Bo to ja cię znalazłem i to ja czuje się za ciebie odpowiedzialny.
Puścił moją dłoń i poszedł w stronę bagażnika, aby włożyć walizki. Nie wiem czy był wkurzony czy zestresowany, bo jego żyłka na szyi coraz bardziej pulsowała. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno i uderzyłam o twardy i zmoczony deszczem asfalt.
-Mamo, kto to jest?
Odwróciłam głowę w stronę mężczyzny, który leżał na łóżku obok i wciąż patrzył na mnie i na mamę.
-To jest twój przyjaciel, to z nim jechałaś.
Pocałowała wnętrze mojej dłoni i uśmiechnęła się. Widziałam łzy w jej oczach, ale ona nadal próbowała być twarda. Nienawidziłam tego, bo nigdy nie wiedziałam jak się czuje. Zawsze się uśmiechała i udawała, że wszystko jest ok. Ten chłopak cały czas się gapił, nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że się patrzy.
-Mamo to była moja wina? Wtedy, tam na tej szosie?
Pokręciła przecząco głową i pogładziła moje włosy, tam gdzie nie były owinięte bandażem. Czułam jak cząstka mnie gdzieś umiera, bo całkowicie go nie pamiętałam. Czułam się podle. Naprawdę tak było. Przyjaźniliśmy się, a ja wszystko zepsułam tracąc pamięć.
-To on to zrobił?
Wskazałam palcem na mulata, a ona znów pokręciła przecząco głową. No to kurwa czyja, ktoś musiał nam to zrobić, tak?
-To ani twoja, ani jego wina. Jechaliście ostrożnie na motorze, jakieś zwierze przebiegło przez drogę, a on wyminął je i kiedy wrócił na swój pas, jakiś pijany dupek wjechał wprost na was.
Nagle poczułam nieznośny ból w okolicy skroni. Złapałam się za nie i zaczęłam masować. Czułam się jakby ktoś wiercił mi dziurę w głowie, lub ściskał ją z całej siły. Wygięłam swoje ciało w łuk. Wiedziałam, że to kolejny napad lęku, który jak zwykle pokazywał mi chwilę przed wypadkiem. Nigdy nie chciałam mówić mamie co widzę podczas napadów, ponieważ lekarze nigdy nie daliby mi świętego spokoju. Przed swoimi oczami zobaczyłam ciemną noc i szybki pęd powietrza, który był spowodowany szybką jazdą motoru, na którym siedziałam. Ręce oplecione miałam wokół talii jakiegoś chłopaka, który miał kas na głowie i workowatą bluzę. Czułam się przy nim bezpieczna, aż do momentu. Kiedy dłońmi opuściłam jego ciało, kas zsunął mi się z głowy, a ja przeleciałam kilka metrów i uderzyłam o zimną i twardą posadzkę. Widziałam, jak przez mgłę. Czułam się dziwnie. Miednica cholernie mnie bolała, a o głowie już nie wspomnę. Moja klatka unosiła się cholernie powoli, ponieważ nie mogłam oddychać. Czułam jakby ktoś rzucił na mnie ciężki kamień i nie chciał podnieść z mojego ciała. Widziałam chłopaka, który czołgał się w moją stronę. Teraz uświadomiłam sobie, że jest tym samym chłopakiem, który leży na łóżku obok. Wszystko zostało przerwane, ponieważ dostałam zastrzyk i wybudziłam się. Jeszcze przez chwilę się wydzierałam, a moje ciało pod wpływem emocji walczyło ze specjalistyczną aparaturą, którą miałam przypiętą do całego ciała. Twarz mojej matki była ode mnie daleko, chociaż czułam znajomy uścisk na mojej dłoni.
-Wszystko będzie dobrze.
Jej głuche słowa trochę mnie uspokoiły, ale nie na tyle żebym przestała wrzeszczeć i się siłować z lekarzami.
-Zostawcie mnie.
Krzyczałam ale jakby nikt mnie nie słyszał, byłam trzymana chyba przez sześciu lekarzy, zanim dostałam drugą dawkę na uspokojenie.
-Zostawcie mnie, rozumiecie. Dajcie mi święty spokój.
Kręciłam głową na boki i nagle straciłam przytomność.
-Suzan, wszystko ok?
Kiedy delikatnie otwarłam oczy zobaczyłam Zayn'a, który kucał nade mną i delikatnie bił moją twarz. Ten upadek nie mógł trwać długo, ponieważ leżałam dalej na zimnej posadzce. Czułam się przy nim naprawdę cholernie bezpieczna, tak jak przy tamtym chłopaku który jechał ze mną wtedy na tym motorze. Przytaknęłam głową, wstał na równe nogi i podał mi rękę abym do niego dołączyła. Gdy staliśmy naprzeciw siebie, czułam dziwne uczucie. Jakbym kiedyś go już widziała. Otworzył drzwi od strony pasażera i pomógł mi siąść. Kiedy siedział już obok, przekręcił kluczyk i położył dłonie na kierownicy zaczął rozmowę.
-Często mdlejesz? Nie żeby coś, ale to już drugi raz przy mnie.
-Wiesz. Trudno mi o tym mówić. Ale jak miałam dwanaście lat miałam poważny wypadek ze swoim przyjacielem. Jechaliśmy na motorze i jakiś pijany facet wjechał wprost na nas swoim samochodem. I od tamtego momentu mam czasem napady paniki, dlatego muszę mieć przy sobie przynajmniej dwie ampułki z lekiem uspakajającym. No i mdleję, ale to tylko kiedy poczuje silny ból w skroniach.
-Mhm. Ok. A pamiętasz cokolwiek oprócz wypadku?
-Wiem, że ten chłopak także miał operację. Miał operowane płuco, ponieważ zostało naruszone. Leżał obok mnie w sali i nie spuszczał ze mnie wzroku. Nie widziałam jego twarzy, nawet nie wiem dlaczego, po prostu jej nie widziałam.
Chyba nie spodziewał się czegoś takiego bo przycisnął dłonie do kierownicy tak że kostki aż zrobiły się białe. Przez resztę drogi starał się skupiać na prowadzeniu. Gdy dojechaliśmy na parking, nie zauważyłam wcześniej jednej rzeczy. Na miejscu obok stał czarny motor.
-Zayn, to twój?
-Tak, jeździłem kiedyś. Teraz mam go tylko na pamiątkę. Praktycznie moja przyjaciółka zginęłaby przez niego. Nie mam z nią teraz w ogóle kontaktu. Jedynie z jej matką.
Przytaknęłam tylko głową i zeskoczyłam na szary asfalt na parkingu. Chłopak wyciągnął walizki, zamknął bagażnik i jednym przyciśnięciem guzika zablokował wszystkie drzwi. Na parkingu nie było wiele samochodów, ale przecież nie ma co się dziwić. Na pewno mieszkają tutaj bogaci ludzie, którzy przepracowują całe dni. Wsiedliśmy do windy, a chłopak znowu przycisnął guzik z numerem swojego mieszkania. Droga na górę była naprawdę cicha, było tylko słychać przyspieszony oddech Zayna.
-Weź jakieś wygodne ubrania, pójdziemy na trening. Będzie fajnie. Na pewno ci się spodoba.
Powiedział, kiedy weszliśmy do mieszkania. Przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się. Złapałam jego dłoń i przysunęłam go na niebezpieczną odległość.
-Nie skończyłam tamtego.
Nie wiem co mnie napadło, ale znowu włożyłam palce w jego gęste, ciemne włosy i zbliżyłam wargi do jego ust. Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam. Początkowo nie chciał zrobić mi miejsca w swoich ustach, ale później się zgodził. Pieściłam językiem jego i uśmiechałam się. Pisnęłam kiedy poczułam jak jego dłonie zjechały na mój tyłek. Chyba się zakochałam. Wiem, znam go dopiero drugi dzień. Ale kurde, chyba się zakochałam. Nie wiem jak to możliwe, ale chyba po prostu to zrobiłam. Kiedy odkleiłam się od jego ust i popatrzyłam w dół aby odpiąć zamek jego kurtki. Złapał moje dłonie i uśmiechnął się.
-Jeszcze nie pora, Suz. Jeszcze nie pora.
Pocałował moje czoło i poszedł do swojej sypialni.
*jeśli przeczytałes/aś zostaw komentarz nawet ten najmniejszy*
______________________________
Kochani przepraszam, że tyle musieliście czekać na nowy rozdział, ale kompletnie straciłam rachubę czasu przez przygotowania do ślubu mojej siostry. Miło by mi było gdybyście pod tym postem zostawili jej jakieś życzenia, bo ona naprawdę jest cholernie nerwowa, przez to że już kończy się jej życie panny. Pomóżcie mi ją pocieszyć. Rozdział na drugim blogu pojawi się jutro, lub w czwartek. Przepraszam, za opóźnienie, ale obiecuję że następny będzie na czas.
Lots of love
x.x
Rozdzial swietny :**
OdpowiedzUsuńOraz zycz siostrze : Wszystkiego Najlepszego na nowej drodze zycia ;)
Czekam na kolejny rozdzial <3
Dziękuję x.
UsuńRozdział BOSKI jak reszta opo. Życz swojej siostrze ode mnie i od Van dużo zdrowia i szczęścia i czego sobie życzy na nowej drodze życia . a jeszcze odnośnie bloga to pewnie Van jak wróci to też przeczyta :) ~Tori
OdpowiedzUsuńDziękuje x
Usuńnowy rozdział http://you--will-always-be-in-my-heart.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji u nas
OdpowiedzUsuńhttp://you--will-always-be-in-my-heart.blogspot.com/ ~Tori and Van