wtorek, 24 listopada 2015

Zayn cz.24

-Znowu kurwa nie zażyłaś tych pieprzonych leków. Ile to już trwa?
-Nie krzycz, proszę. Obudzisz jeszcze do tego Emily. Wystarczy, że ich pobudziłeś.
-Jesteś nieodpowiedzialną, małą gówniarą. Zadzwonię do twojej matki i wszystko jej do cholery powiem. Jak można być aż tak głupim jak ty jesteś! Narażasz swoje pieprzone życie, nie zażywając tych jebanych tabletek. Zaufałem ci. Mówiłaś, że wszystko jest dobrze, że bierzesz tabletki.
-Było dobrze dlatego je odstawiłam. Stwierdziłam, że już są nie potrzebne. Nie miałam napadów do cholery!  Tak ciężko to zrozumieć?  Nic mi nie było dlatego odstawiłam.
-Ale zawsze gdy odstawiasz dzieje się coś złego.  Nie pomyślałaś że tym razem może być tak samo?
-Boże przepraszam! Nie sądziłam że tak bardzo ci na mnie zależy. Ja pierdole.
-Co ty kurwa mówisz?! Mi zawsze pieprzona idiotko na tobie zależało. Zawsze kurwa. Zawsze próbowałem choć trochę pomóc ci w sytuacji gdzie nie dopuszczałaś mnie do siebie, bo wiesz co? Bo kurwa kocham cię nad własne życie. Kocham cię tak jak nikogo innego nigdy nie kochałem. Jesteś wszystkim co mam. Wszyscy pytają gdzie jesteś, a ja mówię że rozstaliśmy się, a ty wyjechałaś. Tak było ustalone. Tylko wiesz co? Wiesz jak ciężko mi jest to mówić? 
-Czekajcie. Już pogubiłem się w tym wszystkim. Wy ustaliliście, że będziecie gadać, że nie jesteście razem? To chore.
-Louis zamknij się! Chodź do sypialni.
Patrzę w stronę mojej przyjaciółki i staram się jej podziękować bez żadnych słów. Kiedy wychodzą z salonu spoglądam na mojego chłopaka. Wygląda tak seksownie, nawet jak się denerwuje. Opadam na oparcie kanapy i przyglądam mu się. Jego ciemne włosy, które są w nieładzie, zmarszczka na czole są idealne. Zjeżdżam wzrokiem w dół i dostrzegam na szyi tą cholerną bliznę, która nigdy nie da mi jebanego spokoju. Lecz nagle coś innego zwraca mój wzrok. Dostrzegam nowy tatuaż. Zayn ma nowy tatuaż na obojczyku. Staram się cokolwiek z niego odczytać, ale nie mogę bo mój chłopak nagle unosi się ze stolika na kawę i góruje nade mną. Przełykam głośno ślinę, a moje serce przyspiesza do najszybszych obrotów. Kurwa, no serio nie wiem co myślałam sobie z tymi lekami. Powinnam je zażyć i wiem to. Czuję się jak mała dziewczynka, która jest karana przez swojego ojca. Nagle Zayn zamienia się w Maxa. Krzyczy na mnie, a ja jeszcze bardziej podwijam kolana do brzucha aby się ukryć. Ale to nic nie daje. Płaczę. Płaczę jak mała gówniara. Zamykam oczy i odliczam do trzech. Nie wiem co zobaczę gdy je otworzę. Przełykam ślinę i rozwieram powieki. Tak. Zayn. Szybko unoszę się z kanapy i wskakuję na niego owijając nogi wokół jego pasa. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Czasem nie rozumiem swojego postępowania. Przytulam się do niego i zaczynam jeszcze bardziej płakać. Co się ze mną dzieje? Zayn pociera moje plecy i cicho nuci coś do ucha. Uśmiecham się na to wszystko i zaczynam przepraszać go jak idiotka, powtarzając w kółko to samo słówko, a mianowicie "przepraszam".
-Dlaczego tak się zachowujesz?
-Po prostu nie radzę sobie z tym wszystkim. Nie radzę sobie bez ciebie. Nie sądziłam, że człowiek może czuć się jak nic, ale jednak może i ja jestem najlepszym tego przykładem. Proszę, nie zostawiaj mnie. Nie wyjeżdżaj. Błagam cię. Boję się tego wszystkiego. Boję się świata z którym muszę się mierzyć. Na każdym kroku boję się, że popełnię błąd. Boję się, że cię stracę.
-Chciałabyś żebym tu zamieszkał? Chociaż na miesiąc? Powiedz mi czy byś chciała, to zrobię to. Zostawię tą cholerną trasę, zostawię rodzinę i przyjaciół. Zrozum w końcu to, że chcę być przy tobie. Że chcę budzić się przy tobie, widzieć cię uśmiechniętą gdy wracasz z uczelni. Kochać cię tak po prostu. Za to, że jesteś. Tylko powiedz mi, czy tego chcesz.
-Tak. Chcę tego. Wiem, że kilka godzin temu mówiłam wprost przeciwnie, ale chcę tego. Chcę żebyś był przy mnie każdego dnia. Ale jeszcze nie teraz. Za dwa tygodnie wyjeżdżamy na dwa miesiące do Norwegii.
-Że co kurwa? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
-Nie wiem. Nie chciałam żebyś wiedział. Bałam się, że będziesz wszczynać jakieś chore awantury. Wiem. Mówiłeś. Zero tajemnic. Ale bałam się o nas. Bałam się, że będziesz zdolny pojechać za mną i mnie pilnować na każdym kroku.
-I dobrze myślałaś! Ale nie tym razem. Wyjedziesz. Wyjedziesz tam sama. Wiem, że sobie tam poradzisz, a ja tylko bym cię rozpraszał. Kocham cię skarbie. Przepraszam, że czasem na ciebie krzyczę, czy jestem cholernie wściekły, ale to dlatego, że martwię się o ciebie. Boję się każdego dnia, że cię stracę. Jesteś jeszcze taka młoda. Tak wiele już przeszłaś. Nadal pamiętam dzień w którym znalazłem cię w parku. Miałaś mnóstwo siniaków. Strupy po przecięciach, przypaloną skórę na palcach. Wyglądałaś jak trup. Miałaś tak bladą skórę jakiej nigdy nie widziałem, nie uśmiechałaś się. Płakałaś. Czasem śni mi się to po nocach, ale przechodzę obok ciebie obojętnie. Po czym odwracam się, a ktoś ciągnie cię i rzuca na ziemię. Krzyczysz, a on zaczyna cię kopać. Nie mogę się poruszyć, nie mogę krzyczeć. Nic nie mogę zrobić. Jest to jeden z tych gorszych koszmarów które miewam. Budzę się cały zlany potem i nie wiem co mam robić. Chodzi tylko o to, że martwię się o to, że mogę cię stracić. O nic więcej. Jesteś moim dosłownie wszystkim co mam na tym cholernym świecie. Nie wiem czy to do ciebie dociera, ale zrobiłbym wszystko, żebyś w końcu była szczęśliwa, żebyś nie myślała o tym, że nie możesz mieć dzieci. Oddałbym wszystko, żeby nam się udało. Rozumiesz, wszystko? Pieniądze, całą tą zasraną sławę, rodzinę, przyjaciół tylko po to żebyś była szczęśliwa i była przy mnie już na zawsze.
-Nie musisz nic oddawać. Ja będę na zawsze. Obiecuję.

------------------------------------

Spoglądam jeszcze raz na siebie w lustrze i staję bokiem. Nie mogę w to uwierzyć. Jestem w ciąży. Nie powiedziałam Zayn'owi. Chcę żeby miał niespodziankę, gdy wrócę do Polski, a on przyleci. Początkowo nie wierzyłam, że to jest możliwe, a jednak. Miał rację. Gdy tutejszy lekarz powiedział mi, że jestem w ciąży momentalnie się ucieszyłam. Nie myślałam o studiach. Nadal nie myślę. Chcę żeby nasz mały aniołek się urodził. Mam nadzieję, że się urodzi. Jest to ciąża pozamaciczna, ale lekarz powiedział, że jeśli nie będę się denerwować i nie będę się nadwyrężać, może się udać. Unoszę koszulkę do góry i delikatnie pocieram strukturę mojego ciała. Zachowuję się jakbym była już w dziewiątym miesiącu. Gładzę swój brzuch, choć tak naprawdę jeszcze nic nie widać. Zaczynam śmiać się sama z siebie i spoglądam na zegar na ścianie w hotelu. Za pół godziny mamy jakiś ważny wykład. Jeszcze tylko sprawdzę czy coś nowego piszą o zespole mojego chłopaka, nie to żebym miała obsesję i sprawdzała co godzinę newsy o nich. Odchodzę od lustra i siadam na krześle przy białym biurku. Włączam mojego macbooka i klikam na przeglądarkę. To co wyskakuje na pierwszej stronie mrozi mi krew w żyłach. Nic nie mogę powiedzieć. Nie mogę się nawet poruszyć. Moje serce przyspiesza chyba do najszybszych obrotów, a łzy same wylewają mi się z oczu. Nie. To jest nie możliwe. Przecież mieliśmy widzieć się już za tydzień. Jeszcze dwie godziny temu rozmawialiśmy. Dlaczego to się stało? Jak? Kiedy? Kto mu to zrobił kurwa? Szybkim ruchem zamykam mojego laptopa i gapię się w białą ścianę. Nie wierzę w to. Może to kolejna plotka, muszę to sprawdzić. Moje nogi uginają się pod moim ciężarem kiedy wstaję z krzesła i próbuję przejść do łóżka, na którym leży telefon. Siadam na delikatnej pościeli i drżącymi dłońmi odblokowuję ekran. Dostrzegam, że mam kilka nieodebranych i wiele wiadomości. Nawet ich nie sprawdzam i wybieram numer Louis'a. Słyszę tylko głuche sygnały, lecz w końcu odbiera. Słyszę dziwne dźwięki po drugiej stronie, tak jakby pikanie respiratora. To potwierdza moje cholerne obawy. 
-Suzan, dzwoniliśmy do ciebie. 
-To prawda?
-Tak. Ktoś rozciął mu policzek. Jest cały pobity. Nie denerwuj się. Wszystko z nim dobrze. Leży już teraz na normalnej sali po operacyjnej. 
-Będę tam za trzy godziny. Wyślij mi adres szpitala. Będę tam do cholery!
Krzyczę wprost do słuchawki i zaczynam jeszcze bardziej płakać. Szybko się rozłączam i szybko podbiegam do szafy wyciągając z niej walizkę i ubrania. Zostanę tam. Jestem tego pewna. Nie ważne, że to miasto przyprawia mnie o cholerne dreszcze. Muszę być przy nim. Muszę. Wrzucam jak popadnie wszystko do walizki i do podręcznego zabieram laptopa. Wiem, że już tutaj nie wrócę. Chwytam jeszcze telefon i zakładam na siebie płaszcz. Nie wiem o której mam nawet samolot, ale nie obchodzi mnie to. Wychodzę z pokoju i wpadam na Olka, który zaczyna cicho się śmiać. Jeszcze on kurwa, będzie mnie irytował.
-Gdzie się wybierasz?
-Lecę do Anglii.
-Dlaczego?
-Zayn jest w szpitalu. Ktoś go napadł. Rozciął mu policzek i pobił.
-Nadal ci na nim zależy?
-Ja noszę do cholery jego pieprzone dziecko, które jest skarbem od Boga. Nie dawali nam szans kurwa.
-Dobra.
Unosi ręce w obronnym geście, a ja przechodzę obok niego i poprawiam sobie moją torebkę. Szybko wchodzę do windy i naciskam przycisk parter. Kiedy jestem już na dole oddaję klucz i wychodzę z budynku, gdzie na szczęście nadal stoją taksówki. Wsiadam do pierwszej lepszej i proszę faceta, aby zawiózł mnie jak najszybciej na lotnisko. Nie wiem co zobaczę po przyleceniu na miejsce. Nie wiem jak on będzie wyglądał. Kocham go do cholery. Tak mocno go kocham. Poprawiam swoje włosy i przeglądam wiadomości, które mi przysłali. Wszystkie są o tym, że Zayn jest w szpitalu. Wszyscy mi wysłali. Nawet Harry, który jak mi się zdaję nadal mnie nienawidzi, tylko nadal nie wiem za co. Moje dłonie nadal się trzęsą, a ja już kompletnie nie wiem co mam robić. Nie mogę się tak denerwować. Kiedy włączam folder ze zdjęciami, łzy zaczynają spływać mi coraz bardziej. Przeglądam nasze zdjęcia. Na każdych jest tak cholernie szczęśliwy. Uśmiecha się, a jego oczy się świecą. Przymykam powieki i staram się zapomnieć o tym co teraz się dzieje. O tym, że muszę wyjechać z kraju w którym mam teraz ważne wykłady. Mam nadzieję, że profesor to zrozumie i pozwoli mi normalnie zaliczyć prawo międzynarodowe. Nawet nie wiem kiedy, ale taksówkarz mówi mi, że już dojechaliśmy na miejsce. Rozglądam się i szukam portfela w mojej torebce. Kiedy go znajduję płacę mu i mówię, że nie potrzebuję reszty. Naprawdę jej nie potrzebuję. Mężczyzna wyciąga moją walizkę z bagażnika i życzy mi miłej podróży. Uśmiecham się do niego, choć naprawdę nie mam na to siły. Toczę walkę z samą sobą, żeby nie zrobić jakiegoś cholernego wygłupu. Kiedy wbiegam do hallu dostrzegam kilku reporterów, którzy na coś czekają. A raczej na kogoś. Oni czekają na mnie. Wstają z krzeseł kiedy ja wbiegam i zaczynają robić zdjęcia. Zakrywam się kapturem mojej parki i biegnę szybko w miejsce gdzie odprawiają się ludzie, którzy lecą do Londynu.
-Przepraszam. Są jeszcze miejsca na ten lot?
-Chwileczkę. Sprawdzę tylko listę.... Nie. Przykro mi. Nie ma już miejsca. Jeszcze nie wszyscy się odprawili, może ktoś nie przyjdzie. Wtedy panią odprawimy. Poproszę nazwisko.
-Suzanne Young. Poproszę o jak najszybszą informację. Pół godziny temu dowiedziałam się, że mój chłopak leży w stanie krytycznym w szpitalu. Wiem, że to nic nie zmienia, ale ja naprawdę muszę tam być.
-Rozumiem. Zobaczę co da się zrobić. Ale jak na razie niech się pani nie denerwuje. Postaram się znaleźć coś dla pani.
Naprawdę miła kobieta. Kiedyś jak moja mama musiała pilnie lecieć do babci, koleś jej powiedział, że mogła pani wcześniej zarezerwować bilety. Tylko do cholery. Nie zawsze możemy przewidzieć co się stanie. Tak jak tutaj. Nie mogłam zamówić z samego rana biletu, bo przecież nic nie wiedziałam o tym cholernym wypadku. Opieram cały ciężar ciała na mojej walizce i nagle czuję, że ktoś ciągnie mnie za rękaw mojej kurtki. Odwracam się i dostrzegam śliczną, nastoletnią dziewczynę. Uśmiecha się do mnie.
-Ty jesteś dziewczyną Zayn'a, prawda? Słyszałaś co się stało? Słyszałaś! Dlatego teraz lecisz do Londynu.
-Właściwie nie wiadomo czy lecę. Bo nie ma już miejsc w samolocie i będą mi szukać.
-O nie! Musimy to jakoś załatwić.
-Nie, proszę. Nie chcę niepotrzebnych krzyków. Nie mogę. Posłuchaj. Nie mogę się denerwować. Zrozum proszę. Nie krzycz, nic nie rób. Po prostu im to zostaw. Na pewno się uda.
-Przepraszam. To jest dziewczyna Zayn'a Malika. Tak tego, Malika z zespołu One Direction. Tak tego samego, co leży teraz w szpitalu w stanie krytycznym. I do tego jest w ciąży. Nie może się denerwować. Proszę znaleźć jej miejsce.
Podbiega do jakiegoś mężczyzny, który odprawia kolejną grupkę ludzi do Londynu i w pewnym momencie wszyscy się odwracają. Wbijam wzrok w ziemię. Nigdy nie czułam się aż tak poniżona. Nie chciałam tego. Nie wiem co mam robić.
-Ja zwolnię jej miejsce! W sumie, mogę tutaj jeszcze zostać.
Dostrzegam w tłumie chłopaka. Uśmiecham się, ponieważ pamiętam go. Tak. Jest on synem najlepszego przyjaciela Maxa. Podbiegam do niego i zaczynam gadać jak idiotka.
-Dziękuję. Boże, nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. Ojciec mojego dziecka, znaczy mój chłopak leży teraz w szpitalu, a ty mi spadasz z nieba. Jeśli dobrze pamiętam jesteś Pete. Przysięgam, że ci się odwdzięczę. Przysięgam. Powiedz mi tylko co chcesz dam ci wszystko.
-Nic. Wystarczy to, że jesteś szczęśliwa. Pamiętam cię jeszcze sprzed kilku miesięcy, kiedy pocieszałem cię w pokoju, ponieważ Max tak bardzo cię obraził. Pamiętam to jakby to było jeszcze dziś. Ale teraz w końcu w twoim życiu wszystko jest okej. Gratuluję ci dziecka. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Całuję go, a on podaje mi swój bilet. Kiedy podchodzę do odprawy ta sama kobieta, która szukała dla mnie miejsca uśmiecha się i zaczyna ważyć moją walizkę.
-Ale się pani udało. Mało kto by oddał swoje miejsce.
-To mój przyjaciel. Dawno się nie widzieliśmy. Po prostu chciał być miły.
Przygryzam wargę, a ona zaczyna przyklejać nalepki na moją walizkę. Uśmiecham się do niej po raz ostatni i niemal biegnę do portu w którym już niektórzy ludzie czekają na autobus, który zawiezie ich pod sam samolot.

---------------------------

Wbiegam do budynku szpitala w którym leży Zayn ciągnąc za sobą tą cholerną walizkę. Nawet nie pojechałam do mieszkania, żeby ją tam zostawić. Chciałam jak najszybciej tutaj być. Dostrzegam stojących chłopaków na korytarzu, rodzinę Zayn'a i kilku ochroniarzy. Patrzą przed siebie, a nogi Louis'a trzęsą się jak nigdy. Nie wiem co mam robić. Płakać? Krzyczeć? Rzucać się po podłodze? Zamiast tego nagle z moich rąk wyślizguje się rączka niestabilnej walizki i upada z hukiem na podłogę. W momencie wszyscy się odwracają, a ja robię się czerwona. Szybko kucam aby podnieść ją z jasnych płytek i w momencie wszystko pęka. Zaczynam płakać i upadam tyłkiem na podłogę. Przyciągam kolana do siebie i nie wiem jak wyglądam. Czy jak zasrana gówniara, czy jak popieprzona nastolatka. Nie ważne. Wiem jedno. To wszystko mnie przerosło. Nie wiem co się wydarzyło. Nie miałam kontaktu ze światem tylko wtedy gdy leciałam, a później nie włączyłam telefonu. Nagle czuję silne ramiona, które mnie otaczają i unoszą w górę. Nie. Proszę. Zostaw mnie. Zaczynam uderzać pięściami w czyjś tors i nawet nie wiem czyj dopóki nie otwieram oczu. Dostrzegam nade mną Louis'a. 
-Cichutko mała. On cię teraz potrzebuje. Nie możesz teraz się rozsypać. Jesteś dla niego wszystkim najważniejszym. 
-Dlaczego nie jesteście u niego w sali?
-Bo Zayn.. on dostał krwotoku wewnętrznego. Zabrali go na operację jakąś godzinę temu. Nie wiemy co się dzieje. Nikt jeszcze ani razu nie wyszedł z sali operacyjnej. Musimy być przygotowani na wszystko. Musisz być przygotowana na to, że on już nie wróci.
-Ale on musi wrócić do cholery! Udało się nam. Wierzył w nas i się udało.
-Co masz na myśli?
-Jestem w pieprzonej ciąży. Wierzył w to i się udało. Louis on musi żyć. Powiedz mi, że on przeżyje. Błagam cię. Powiedz to. Muszę to usłyszeć. Inaczej to wszystko nie będzie miało sensu. Moje życie nie będzie miało już cholernego sensu. 
-Przeżyje Suzan. Przeżyje. Ale teraz uspokój się. Nie możesz się denerwować. Powinnaś jechać do domu. Odpocząć po podróży. 
-Chyba zwariowałeś. Muszę tutaj być kiedy wyjdą lekarze. Muszę wiedzieć wszystko. 
Nagle zza drzwi wychodzi jakichś dwóch mężczyzn. Moje serce zamiera. Nic nie słyszę. Czuję tylko silne ramiona Louis'a zaciśnięte na mnie. Zamykam powieki i je otwieram. Przełykam ślinę i nadal nic nie słyszę. Nie wiem co dzieje się teraz, ale dostrzegam, że mama mojego chłopaka zaczyna płakać. Jego ojciec ją pociesza, a ja mam ochotę zabić tych lekarzy. Dlaczego go nie uratowali? Dlaczego pozwolili mu umrzeć? Zaczynam jeszcze głośniej płakać i wyklinać Zayn'a prosto w ramie Louis'a. Przyjaciel mojego chłopaka gładzi moje włosy i cicho szepcze do ucha. Mówi, że pomogą mi we wszystkim. To wcale nie pomaga, ale jestem im już wdzięczna za to, że będą potrafili się dla mnie poświęcić. Zamykam oczy, może to tylko sen. Może mi się to wszystko tylko śni. Może jestem jednak nadal w Polsce, może Zayn śpi obok mnie. Może dopiero za chwilę ma mnie odwieźć na lotnisko. Odsuwam się do Louis'a i patrzę na niego. Nie wygląda jak dawniej. Ma popuchniętą twarz i czerwone oczy. Ciekawe ile tutaj siedział i ile płakał. Nie sądziłam, że chłopak może płakać ze względu na innego chłopaka. Tym razem się pomyliłam. Nagle słyszę, że ktoś mnie woła. Rozpoznaję ten głos. To mama Zayn'a. Uśmiecha się, a ja coraz bardziej zapadam się pod ziemię. Nie chcę podziału majątku. Niech wszystko sobie wezmą. Nie muszą wiedzieć o dziecku. Nie muszą. Wysilam się na sztuczny uśmiecha, a ona podchodzi do mnie. 
-Zayn. On. Przeżył. Jest teraz nieprzytomny i leży na OIOM-ie, ale za kilka godzin gdy się wybudzi przeniosą go na intensywną terapię. Tam będziesz mogła go zobaczyć. Zanim dostał krwotoku, mówił, że bardzo za tobą tęskni i chciałby żebyś przy nim była. Więc będziesz pierwszą osobą z rodziny, którą zobaczy.
W momencie rzucam jej się w ramiona, a ona jest zdumiona moim zachowaniem, ponieważ gwałtownie wciąga do siebie powietrze. Boże. Jak mogłam myśleć, że nie żyje. Jak mogłam tak nawet pomyśleć. Jest mi teraz tak cholernie wstyd. Ignoruję nieprzyjemne ukłucie w brzuchu i zaczynam mocniej się w nią wtulać.
-Tak bardzo się o niego martwiłam. Nie poradziłabym sobie bez niego.
-Tak. Wiem. On też nie radził sobie bez ciebie.
Jej słowa mnie uspakajają. Tęsknił za mną. Nie chciał rozmawiać, przez telefon gdy wyjechałam na te wykłady. Zawsze szybko kończył rozmowę. Wydawało mi się jakby był na mnie zły i zaczął mnie nienawidzić. Ale co ona ma na myśli mówiąc, że sobie nie radził? Czy on znowu zaczął pić? Nie. Mój Zayn by mi tego nie zrobił. Na pewno.

--------------------------------

Kiedy zbliżam się do łóżka na którym leży mój chłopak moje serce bije mocniej. Muszę mu to teraz powiedzieć. Ale czy to aby na pewno jest odpowiedni moment? Dopiero się wybudził. Nie chcę wprawiać go w jakiś dziwny szok. Uśmiecham się do pielęgniarki, która poprawia mu kroplówkę, a ja zauważam bandaż na jego twarzy. Mam ochotę się popłakać. Nie dlatego, że niby "będzie oszpecony" tylko dlatego, że jak aż tak bardzo może być podły człowiek. Jak bardzo trzeba nienawidzić innego człowieka, żeby zrobić mu coś takiego. Jak bardzo? Kiedy zauważam, że kobieta się oddala postanawiam w końcu do niego podejść tak aby mnie zauważył. 
-Dobry wieczór skarbie. 
-Suzan. Co tutaj robisz? Przecież...
-Cii..Jestem tutaj dla ciebie. Kiedy przeczytałam to wszystko zapadłam się pod ziemię. Spakowałam walizki i tak jestem tutaj od momentu twojej operacji. Kiedy twoja mama zaczęła płakać myślałam, że to koniec. Ale kiedy powiedziała mi, że cię uratowali wszystko stało się inne. Poczułam się silniejsza niż wcześniej.
-Ale co z wykładami? Co ze studiami?
-Teraz muszę zająć się tobą. Zająć się nami. 
Gładzę swój brzuch, ale wiem,że on tego nie zauważa bo jest mu ciężko. Zaczynam się uśmiechać i pochylam się aby ucałować czubek jego głowy, który chyba jako jedyny nie jest owinięty bandażem. 
-Ale jak ja teraz będę wyglądał? Blizna na całe życie. Jeszcze prawdopodobnie mam hemofilię. To wszystko bez sensu. Bez sensu jest to, żebyś męczyła się z kimś takim jak ja.
-Posłuchaj mnie. Musisz być teraz ze mną. Z nami. Zrozum.
-Jakimi nami? Moment.
Przygryzam wargę i chwytam jego dłoń, która jest sina i ma czerwone kropki. Przykładam ją do swojego brzucha, a on pociera kciukiem materiał mojej bluzki. Zaczynam płakać, ponieważ nie wiem jak inaczej mogę zareagować na to wszystko.
-Udało nam się. Będziemy mieli dziecko. 
-Jak to możliwe?
-Lekarz powiedział, że to jest jeden przypadek na milion i mogę przedwcześnie poronić, bo to ciąża pozamaciczna, ale Zayn. Udało nam się. 
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Gdybym tylko mógł wstałbym z tego pieprzonego łóżka, mocno cię przytulił i całował tyle razy ile jeszcze nigdy tego nie robiłem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo za tobą tęskniłem. Wiele razy myślałem nad tym, czy nie przylecieć tam do ciebie, ale przecież to były ważne zajęcia. Nie chciałem ci ich przerywać. Chciałem, żebyś była w końcu szczęśliwa. 
-I jestem. Bo mam was. Gdybyś odszedł nie poradziłabym sobie z tym wszystkim. Jestem już pewna jednej rzeczy. Już nie wracam do Polski. Zostaję na stałe w Londynie.
-A mieszkanie? 
-W najbliższych tygodniach polecę tam na kilka dni i się spakuję, a później obiecuję ci, że będziemy spędzać tyle czasu razem jak dawniej. Albo jeszcze więcej. 
-Moment chcesz zrezygnować ze studiów?
-Tak. To tylko rok. Za rok pójdę jeszcze raz. Muszę uważać na nasze dziecko.
-Tak. Nasze dziecko.


___________________________________
Tak, a więc rozdzialik króciutki, ponieważ chciałam coś dodać, a miałam niewiele pomysłu na ten rozdział, więc jest naprawdę krótki. Jak wrażenia. Najważniejsze. Czy Suzan uda się urodzić to dziecko? Czy Zayn pogodzi się z tym, że jest oszpecony na całe życie? No i najważniejsze. Czy wreszcie wszystko ułoży się w życiu Zayn'a i Suzan?
Piszcie w komentarzach odpowiedzi na te pytanka. Piszcie także, co wam się podobało, a co powinnam zmienić.
All The Love, R ♥

1 komentarz:

  1. New Orleans - Casinos, Table Games, and Nightlife
    New Orleans is home to some of the hottest 과천 출장안마 nightlife on 경기도 출장안마 the 전라남도 출장마사지 Las Vegas strip. Here's what you'll get to know 여수 출장마사지 about 전라북도 출장안마 the Wynn & Encore

    OdpowiedzUsuń