-Wiesz. Zayn powiedział nam adres twojej babci i pojechaliśmy do niej. Powiem ci nieźle mówi po naszemu. Powiedziała nam, że ciebie nie ma i jesteś w pracy. Podała nam adres i oto tutaj teraz jesteśmy. Eleanor się uparła, że musi cię zobaczyć. A poza tym chcieliśmy cię zaprosić na chrzest naszej małej ślicznotki.
-Jak ma na imię?
-Emily.
-Śliczne imię. Ale przepraszam. Nie wiem czy będę mogła pojawić się na chrzcie. Jestem teraz totalnie załadowana uczelnią i tą pracą. Jestem tak totalnie skołowana.
-Musisz być. Jesteś jej matką chrzestną. Musisz tam być. Rozumiesz? Nie możesz tam tego zrobić. Nie odcinaj się od nas. Nie zrobiliśmy ci nic złego. Proszę przyjdź do nas na chrzest. Chcemy żebyś to ty właśnie była jego matką chrzestną.
-Suzan, czy coś nie tak?
-Nie. To tylko moi starzy znajomi. Poznajcie się. Olek to jest Louis, Eleanor i Emily.
-Miło mi was poznać.
-Nam ciebie też.
-Suzan, wyrobisz się tak do dwudziestu minut? Musimy się jeszcze przebrać, a film zaczyna się za godzinę.
-Jasne. Idź sprawdź czy wszystko na pewno jest wyłączone. Dołączę do ciebie za chwilkę.
Uśmiecham się do niego i całuję jego delikatny policzek. Zawsze jest tak cholernie ogolony i tak ślicznie pachnie. Kiedy odchodzi widzę na sobie wzrok Eleanor i Louisa, mówiący o tym, że chcą mnie zabić. To nic nie znaczy. Tak zawsze jest. Kiedy on odprowadza mnie do domu babci całuję go. Czasem mnie przytuli, ale ja nie czuję nic. Nie czuję nic względem każdej osoby. Nawet babci. Przygryzam dolną wargę aby nie popłakać się w momencie kiedy spoglądam na kichającą Emily. Dlaczego ja nie mogę mieć tego szczęścia? Zawsze chciałam mieć dzieci, a teraz? Teraz spotkało mnie coś o czym nigdy nie myślałam.
-Możesz też zabrać tego chłopaka, nam to nie zrobi różnicy. Tylko wiesz, no bo Zayn.. on..
-Ma dziewczynę? Domyślałam się w końcu mu się uda ułożyć sobie życie z kimś innym. Nie sądziłam, że będzie czekał do momentu w którym postanowię wrócić. Właściwie nic nas już nie łączy. Nie jesteśmy już narzeczeństwem, nie planujemy wspólnego ślubu i życia. Łączy nas jedynie pustka.
-Suzan, nie. Zayn nie ma dziewczyny. Sądzisz, że tak szybko zrezygnowałby z ciebie? Wrócił do grania z nami, ale nie jest taki jaki był. Podpisuje wszystko co fani wrzucą mu do ręki, robi sobie z nimi zdjęcia, ale to nie jest stary Zayn. Jedyną rzeczą, która go przypomina to wygląd. Uśmiecha się tylko wtedy kiedy jest pijany, czyli właściwie każdego wieczoru. Zalewa się pieprzonym alkoholem w nadziei, że wrócisz. To nie jest dla niego łatwe. Uwierz mi Suzan. Chodziło nam o to, że on jest ojcem chrzestnym Emily.
-Postaram się być. Na pewno nie przylecę sama. Olek będzie ze mną. Jest moim jedynym wsparciem tutaj. Boję się, że kiedy zobaczą Zayna, złamię się. Będę chciała wrócić.
-Dobrze by wam to zrobiło.
-Ale ja nie chcę do niego wracać. Nie chcę niszczyć mu dalej życia tym, że nawet nie będzie mógł mieć dzieci. Nie mogę go trzymać przy sobie.
-------------------------
Zayn's Pov
-Panie Malik, co dzisiaj zjadłby pan na obiad?
-Nie jestem specjalnie głody Grace. Idę do siebie. Jeśli ktoś by dzwonił po prostu nie odbieraj. Wezmę tylko swój telefon tak na wszelki wypadek, gdyby zadzwoniła. Wiem, że tego nie zrobi, ale chcę mieć nadzieję.
Spoglądam na moją gosposię, która wyciera swoje ręce w jasny fartuszek, a jej córka odrabia zadanie przy stole w jadalni. Kurwa. Pieprzone bachory. To dlatego mnie zostawiła. Bo jest bezpłodna i myśli, że dla mnie robi to różnicę. Kocham ją bez względu na wszystko. Kocham moją Suzan i nie chcę bez niej żyć. Długo już z nią nie rozmawiałem, ale nie chcę jej przeszkadzać. Zobaczymy się dopiero za tydzień na chrzcie Emily. Jeśli oczywiście, będzie chciała się na nim pokazać. Eleanor z Louisem tam polecieli i mieli mi powiedzieć jak u niej. Zamykam za sobą drzwi do sypialni i mam ochotę rozwalić coś innego. Wczoraj był to mój laptop, a dzisiaj mam ochotę rozwalić pieprzoną lampkę nocną, która niczemu nie zawiniła. Przełykam ślinę i przypominam sobie minę doktor Voe, kiedy mówiłem jej że to sprawia mi taką przyjemność, że czasem dochodzę. Wiem, że to było obrzydliwe, ale miałem jej mówić wszystko. Doktor Voe to moja prywatna pani psychiatra. Zgłosiłem się do niej już tydzień po odejściu Suzan. Wiedziałem, że nie będzie ze mną dobrze. I się nie pomyliłem. Każdego wieczoru jest dokładnie tak samo. Idę do łóżka, kiedy mi się znudzi idę pić, a później rozwalam rzeczy, które niczemu nie są winne. Doktor Voe tłumaczyła mi, że to przez moje silne uczucia względem Suzan. Że darzę ją większą miłością, niż samego siebie. Rzucam się na łóżko i zaczynam krzyczeć i bić pięściami w twardy materac. Czuję, że moje oczy nabiegają wodą, a ja nic na to nie poradzę. Nie potrafię bez niej do cholery jasnej żyć. Zerwałem zaręczyny z nadzieją, że wróci, ale teraz już nie jestem pewien. Pewnie tam sobie kogoś znalazła i stara się ułożyć swoje życie. Ciekawe jak się zmieniła. Czy jej głos się zmienił, czy usta nadal są takie piękne. Czy jej długie włosy, nadal opadają falami na jej ramiona i najważniejsze, czy jej oczy wreszcie odzyskały blask. Przypominam sobie dzień w którym dowiedziała się o bezpłodności. Pamiętam jak cholernie ryczała w kącie i nie chciała, żebym do niej podchodził jakby bała się, że mogę jej coś zrobić. Teraz już wiem co musiała czuć. Musiała się czuć tak cholernie zagubiona jak ja teraz. Nagle mój telefon zaczyna wibrować, a ja sięgam ręką ponad głowę i unoszę się do góry. Nie jest to ona, ale to Louis. Przeciągam zieloną słuchawkę i wycieram łzy z policzków jakby mógł je zauważyć.
-Co z nią? Przyleci?
-Powiedziała, że prawdopodobnie tak, ale Zayn mam też gorszą wiadomość.
Moje serce przyspiesza do najszybszego obrotu, ponieważ musiał akurat przerwać w tym momencie. Akurat teraz Eleanor musiała go do cholery zawołać. Wstaję z łóżka i podchodzę do okna, które ukazuje cudowną panoramę Londynu topiącą się w czerwonym słońcu.
-Mów.
-Nie przyleci sama. Poznała tam kogoś. Ma na imię Olek. Nie wiem nic o nim więcej. Ale łączy ich raczej coś więcej niż tylko znajomość. Przepraszam, że musiałeś słyszeć to ode mnie. Wiem, że to jest cholernie popieprzone. Nadal wygląda okropnie. Jej oczy nadal są szare, a usta spierzchnięte. Wydaje mi się, że ona nadal pozbawiona jest jakichkolwiek uczuć, choć kiedy przyszliśmy rozpłakała się. Ale zapewne tylko dlatego, że zobaczyła Emily. To musi być dla niej tak cholernie trudne. Zayn, jesteś tam?
-Tak. Jasne. Gdzie ona teraz jest? Jest z wami?
-Nie. Poszła z tym chłopakiem do kina. Chodzą razem na zajęcia i pracują w tej samej restauracji.
-Suzan, pracuje?
-Tak. Musi zarabiać na rachunki, aby babcia nie płaciła wszystkiego, a poza tym planuje wynająć mieszkanie?
-Sama?
-Nie wiem. Tego nam nie powiedziała, ale Zayn jeśli chcesz jeszcze ją odzyskać ostatnia szansa będzie na chrzcie. Kiedy usłyszała twoje imię cała się spięła. Widziałem jak jej dłonie trzęsą się, kiedy mówiliśmy o tobie. Powiedziała też, że nie chce do ciebie wracać, ponieważ nie chce pozbawić cię posiadania dzieci.
-Kurwa.
Rozłączam się i opadam na kolana. Szybko wybieram jej numer, ale włącza się poczta głosowa. Za każdym razem jest do cholery to samo. Zostawiłem już kilka wiadomości. Mam nadzieję, że chociaż je przeczyta. Teraz tym bardziej boję się ją zobaczyć. Boję się, że przy boku tego chłopaka, naprawdę będzie szczęśliwa. Boję się tego, że jego urok sprawił iż ona już całkowicie mu się oddała. Tak cholernie się tego boję. Jest dla mnie wszystkim co miałem i nie pozwolę na to aby po raz kolejny stracić ją na zawsze. Strata, którą ponoszę już od miesiąca jest zbyt wysoka na moje uczucia. Czuję jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i nie chciał oddać. Cisnę telefonem o podłogę w taki sposób, że się rozwala. Jaki ja jestem pojebany. Jak ja się teraz z nią skontaktuję? Przecież wszystkie sklepy z komórkami zapewne są zamknięte. Ciągnę się za włosy i kompletnie nie wiem co mam robić. Ale jednak decyduję się i zabieram roztrzaskany telefon z ziemi. Ubieram kurtkę i wkładam jakieś buty. Nie wiem gdzie pójdę. Nie wiem co teraz zrobię, ale muszę być czegoś pewny. Muszę choć na chwilę zapomnieć o Suzan.
------------------------
Sarah's Pov
Pamiętam rozmowę z Zayn'em, kiedy rozmawialiśmy o jakimś mega, wspólnym prezencie dla Emily. Nie była to przyjazna rozmowa. Był opryskliwy i chciał załatwić to jak najszybciej. Nie dziwię mu się. Jeszcze raz poprawiam krawat Olka, aby wyglądał perfekcyjnie. Zatrzymaliśmy się w jakimś beznadziejnym hotelu, ponieważ nie było nas stać na więcej. Teraz kiedy nie mam wsparcia z żadnej strony, uświadamiam sobie, że życie na własny rachunek jest cholernie trudne.
-Nadal sądzisz, że powinienem tam iść?
-Tak. On tam będzie, a ja sobie nie poradzę. To wszystko wypala mnie od środka. Dziękuje ci, że przy mnie jesteś.
-Opowiesz mi kiedyś co takiego się wydarzyło, że zerwaliście zaręczyny. Z twoich opowieści wynika, że długo szukaliście siebie, że byliście szczęśliwi, planowaliście wspólne życie, a teraz nagle się rozstaliście i nawet nie utrzymujecie kontaktu.
Przygryzam wargę i powracam do zakładania sobie czarnych sandałów na szpilce. Nie chcę o tym gadać. Dzisiaj będę musiała się z nim zmierzyć, ale muszę dać radę i nigdy się nie poddam. Nie mogę do niego wrócić. Nie chcę odbierać mu żadnych możliwości z posiadania dzieci. Chcę żeby je miał, bo wiem jak cudownym ojcem będzie. Nawet jeśli powiedział że dzieci są popieprzone, wiem że nie miał tego na myśli. Chciałby dzieci.
-Przepraszam, Suzan. Nie chciałem.
-Nic się nie dzieje. Chodź musimy już zejść. Taksówka już na nas czeka. Za pół godziny jest msza, a prosili mnie żebym była dziesięć minut wcześniej. Nie mogę się spóźnić.
Olek przyciąga mnie do uścisku i pociera moje plecy, które okala tylko delikatny materiał mojej sukienki. Kupiłam ją jeszcze jak byłam z Zaynem, ale nikomu jej nie pokazywałam. Miała być na jakąś specjalną okazję. Właśnie taka dzisiaj nastąpiła. Chwytam za torebkę i wychodzimy z pokoju hotelowego. Potykam się prawie o małą dziewczynkę, która ciągnie swoją mamę za rączkę. Spoglądam na nią i delikatnie gładzę ją po głowie. Kurwa, jak ja kocham dzieci. Zaciskam dłonie w pięści i czekam aż Olek zamknie pokój. Nawet nie wiem w którym momencie, ale chwytam jego dłoń i trzymam ją. Nie chcę jej puścić. Chcę żeby mnie trzymał. Jest dzisiaj moim jedynym oparciem w spotkaniu z osobami, którzy się ode mnie oddalili, albo ja właściwie od nich. Nie wiem już sama. W głowie mam jakiś pieprzony mętlik i kompletnie nie wiem co mam robić. Kiedy wychodzimy na zewnątrz moja sukienka delikatnie powiewa, a ja staram się w jakiś sposób przytrzymać ją jedną dłonią. Wsiadamy do taksówki, którą zamówiliśmy już godzinę temu, a ja podaję kierowcy dokładny adres. Po raz kolejny chwytam jego dłoń i opadam głową na jego ramie. Uśmiecham się, ponieważ on jest taki miły. Pewnie liczy na coś więcej, ale ja go nie pokocham. Kocham tylko Zayna i nikogo poza nim. Nie potrafię spojrzeć na nikogo tak jak spoglądałam na mojego narzeczonego. Zamykam oczy i odliczam do dziesięciu żeby się nie rozpłakać. Muszę ich wszystkich zobaczyć. Tylko co jeśli teraz mnie nienawidzą? Jeśli nie chcą mnie już nigdy widzieć? Jeśli zrezygnowali ze mnie, ponieważ ja zrezygnowałam z Zayn'a? Nie mam do cholery pojęcia. Biorę głęboki oddech w momencie kiedy kierowca mówi, że już jesteśmy na miejscu. Jakim do cholery cudem? Przecież powinny być największe korki? Dlaczego? Jak? Olek daje mu należne pieniądze i wysiadamy przed kościołem, którego nigdy nie widziałam. No, tak. Nie chodziłam do kościoła. Nie mogę postawić ani jednego kroku, ponieważ widzę na szczycie schodów Zayn'a i Harry'ego, którzy palą papierosy. Co ja teraz zrobię? Jeszcze raz chwytam dłoń Olka i ściskam ją z całej siły. Wchodzimy na schody, a ja drugą dłonią delikatnie unoszę moją długą sukienkę. Spoglądam na mojego byłego narzeczonego, który nam się przygląda. Zanim mogę cokolwiek powiedzieć, czy nawet do cholery się wytłumaczyć Harry wcina się
-Hej, Suzan. Ślicznie wyglądasz. Przedstawisz kolegę.
-Huh. Jasne. No to. Olek poznaj to jest Harry, a to jest Zayn.
-Miło mi cię poznać. Jesteś polakiem prawda?
-Tak.
Harry cicho chichocze pod nosem z odpowiedzi na swoje pytanie, a ja nawet nie wiem dlaczego i w momencie ciągnę Olka z dala od nich. Nie chcę, żeby miał cokolwiek z nimi wspólnego. Oni go zniszczą. Kiedy dostrzegam Liama i Danielle, czuję że wreszcie jestem uratowana. Idę do nich, a Liam w momencie przyciąga mnie do uścisku.
-Olek, prawda? Słyszeliśmy wiele o tobie. Dziękuję, że wspierasz Suzan w tych ciężkich chwilach. Jej rozstanie z Zayn'em miało naprawić coś co się zniszczyło, ale jednak chyba nie zbyt dobrze im to idzie.
-Danielle daj spokój.
-Liam, nic się nie dzieje. Też jestem mu wdzięczna za to, że przy mnie jest. Gdyby nie on z pewnością, nie poradziłabym sobie ani na uczelni ani w pracy. Dzisiaj wszyscy tak ładnie wyglądają. Tęskniłam cholernie za wami. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo będzie mi was brakować.
-Opowiesz mi kiedyś co takiego się wydarzyło, że zerwaliście zaręczyny. Z twoich opowieści wynika, że długo szukaliście siebie, że byliście szczęśliwi, planowaliście wspólne życie, a teraz nagle się rozstaliście i nawet nie utrzymujecie kontaktu.
Przygryzam wargę i powracam do zakładania sobie czarnych sandałów na szpilce. Nie chcę o tym gadać. Dzisiaj będę musiała się z nim zmierzyć, ale muszę dać radę i nigdy się nie poddam. Nie mogę do niego wrócić. Nie chcę odbierać mu żadnych możliwości z posiadania dzieci. Chcę żeby je miał, bo wiem jak cudownym ojcem będzie. Nawet jeśli powiedział że dzieci są popieprzone, wiem że nie miał tego na myśli. Chciałby dzieci.
-Przepraszam, Suzan. Nie chciałem.
-Nic się nie dzieje. Chodź musimy już zejść. Taksówka już na nas czeka. Za pół godziny jest msza, a prosili mnie żebym była dziesięć minut wcześniej. Nie mogę się spóźnić.
Olek przyciąga mnie do uścisku i pociera moje plecy, które okala tylko delikatny materiał mojej sukienki. Kupiłam ją jeszcze jak byłam z Zaynem, ale nikomu jej nie pokazywałam. Miała być na jakąś specjalną okazję. Właśnie taka dzisiaj nastąpiła. Chwytam za torebkę i wychodzimy z pokoju hotelowego. Potykam się prawie o małą dziewczynkę, która ciągnie swoją mamę za rączkę. Spoglądam na nią i delikatnie gładzę ją po głowie. Kurwa, jak ja kocham dzieci. Zaciskam dłonie w pięści i czekam aż Olek zamknie pokój. Nawet nie wiem w którym momencie, ale chwytam jego dłoń i trzymam ją. Nie chcę jej puścić. Chcę żeby mnie trzymał. Jest dzisiaj moim jedynym oparciem w spotkaniu z osobami, którzy się ode mnie oddalili, albo ja właściwie od nich. Nie wiem już sama. W głowie mam jakiś pieprzony mętlik i kompletnie nie wiem co mam robić. Kiedy wychodzimy na zewnątrz moja sukienka delikatnie powiewa, a ja staram się w jakiś sposób przytrzymać ją jedną dłonią. Wsiadamy do taksówki, którą zamówiliśmy już godzinę temu, a ja podaję kierowcy dokładny adres. Po raz kolejny chwytam jego dłoń i opadam głową na jego ramie. Uśmiecham się, ponieważ on jest taki miły. Pewnie liczy na coś więcej, ale ja go nie pokocham. Kocham tylko Zayna i nikogo poza nim. Nie potrafię spojrzeć na nikogo tak jak spoglądałam na mojego narzeczonego. Zamykam oczy i odliczam do dziesięciu żeby się nie rozpłakać. Muszę ich wszystkich zobaczyć. Tylko co jeśli teraz mnie nienawidzą? Jeśli nie chcą mnie już nigdy widzieć? Jeśli zrezygnowali ze mnie, ponieważ ja zrezygnowałam z Zayn'a? Nie mam do cholery pojęcia. Biorę głęboki oddech w momencie kiedy kierowca mówi, że już jesteśmy na miejscu. Jakim do cholery cudem? Przecież powinny być największe korki? Dlaczego? Jak? Olek daje mu należne pieniądze i wysiadamy przed kościołem, którego nigdy nie widziałam. No, tak. Nie chodziłam do kościoła. Nie mogę postawić ani jednego kroku, ponieważ widzę na szczycie schodów Zayn'a i Harry'ego, którzy palą papierosy. Co ja teraz zrobię? Jeszcze raz chwytam dłoń Olka i ściskam ją z całej siły. Wchodzimy na schody, a ja drugą dłonią delikatnie unoszę moją długą sukienkę. Spoglądam na mojego byłego narzeczonego, który nam się przygląda. Zanim mogę cokolwiek powiedzieć, czy nawet do cholery się wytłumaczyć Harry wcina się
-Hej, Suzan. Ślicznie wyglądasz. Przedstawisz kolegę.
-Huh. Jasne. No to. Olek poznaj to jest Harry, a to jest Zayn.
-Miło mi cię poznać. Jesteś polakiem prawda?
-Tak.
Harry cicho chichocze pod nosem z odpowiedzi na swoje pytanie, a ja nawet nie wiem dlaczego i w momencie ciągnę Olka z dala od nich. Nie chcę, żeby miał cokolwiek z nimi wspólnego. Oni go zniszczą. Kiedy dostrzegam Liama i Danielle, czuję że wreszcie jestem uratowana. Idę do nich, a Liam w momencie przyciąga mnie do uścisku.
-Olek, prawda? Słyszeliśmy wiele o tobie. Dziękuję, że wspierasz Suzan w tych ciężkich chwilach. Jej rozstanie z Zayn'em miało naprawić coś co się zniszczyło, ale jednak chyba nie zbyt dobrze im to idzie.
-Danielle daj spokój.
-Liam, nic się nie dzieje. Też jestem mu wdzięczna za to, że przy mnie jest. Gdyby nie on z pewnością, nie poradziłabym sobie ani na uczelni ani w pracy. Dzisiaj wszyscy tak ładnie wyglądają. Tęskniłam cholernie za wami. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo będzie mi was brakować.
Kiedy wchodzę do kościoła tuż za Eleanor, Louis'em i Emily oraz obok Zayn'a, moje serce bije coraz szybciej. Wydaje mi się, że wszyscy się na mnie gapią, a ja zaraz się wywrócę. Dziękuję, za to że założyłam długą sukienkę. Kiedy kątem oka spoglądam na Zayn'a dostrzegam, że jego szczęka jest zaciśnięta, a świeca, którą trzyma w dłoni jest coraz bardziej miażdżona. W momencie, kiedy widzę, że zaraz nie wytrzyma, podchodzę bliżej i szturcham jego dłoń. Spogląda na mnie pytająco, a ja przewracam oczami i przenoszę wzrok na świeczkę. Wzdycha i rozluźnia swój uścisk, a jego knykcie bieleją. Ciekawe czy jak mnie nie było, też rozwalał wszystko? Ciekawe, czy poszedł na jakąś terapię tak jak mu wspominałam? Nie słuchał mnie wtedy, miał mnie totalnie gdzieś. Przejmował się tylko tym, że ja wyjeżdżam. Nic poza tym. Wszystko inne miał do cholery w dupie. Chciałam też dać sobie spokój z tym, że musiałam go pilnować i prosić żeby nic złego nie robił. Chciałam odpocząć. Kiedy siadamy tuż za Eleanor i Louis'em, czuję że nasze popieprzone krzesła są za blisko siebie. Nie chcę żeby siedział tak blisko mnie. Duszę się w jego przestrzeni. Kocham go, ale jest cholernie za blisko. Nie mam pojęcia co mam robić. I kiedy uświadamiam sobie, co właśnie zrobiłam Zayn mi się przygląda. Spoglądam kątem oka i widzę, że położyłam dłoń na jego udzie. Niech tylko nie chwyta mojej dłoni. Odczytuje moją minę, więc nadal trzyma w obu dłoniach świeczkę. Dziękuję mu za to. Naprawdę jestem mu wdzięczna.
------------------------
To pieprzone przyjęcie jest w plenerze. Dwa namioty, postawione w jakimś ogrodzie, obok jakiegoś cholernego zamku. To wygląda jak cholerne wesele, a nie chrzciny. Usiadłam między Olkiem, a Niall'em, który oczywiście jak zwykle śmieje się z byle czego. Mija już druga godzina tej "kameralnej imprezy", a ja czuję się totalnie zmęczona. Olek poszedł do toalety i nie ma go już od ponad dwudziestu minut, a co jeśli Zayn go dopadł i coś mu zrobił? A co jeśli go uderzył? Co jeśli go nastraszył i on już tutaj nie wróci? Moje myśli się rozpadają kiedy dostrzegam mojego byłego narzeczonego zmierzającego w moim kierunku. Kiedy siada tuż obok mnie nie mam pojęcia co zrobić.
-Więc. Znalazłaś już kogoś?
-To nie tak Zayn, on jest tylko kolegą.
-"Tylko kolegą"? Trzymałaś go za rękę Suzan, to tak nie wyglądało. Wiesz co powiedział mi Harry po tym jak poszliście? Że cię straciłem, że znalazłaś jakiegoś chłopaka, który mnie łatwo zastąpi. To zabolało. Cholernie zabolało. Dlaczego powiedziałaś mi, że zerwanie zaręczyn nie zmieni między nami uczuć?
-Bo się nie zmieniły rozumiesz? Ja nadal cię kocham. Nie potrafię pokochać kogoś innego. On jest tylko kolegą, który pomaga mi odnaleźć się w tamtym kraju, który różni się cholernie od tego.
-Wróć. Wróć do Anglii. Wróć do Londynu. Wróć do mnie. Proszę. Wróć. Zacząłem się leczyć. Chodzę do psychiatry. Piję, racja dużo piję. Ale tylko dlatego, że mi ciebie brakuje.
-Zayn ja nie wrócę. Ja nie potrafię tutaj wrócić. Nie możesz wymuszać na mnie czegoś, czego nie będę potrafiła zrobić. Nie chcę cię przytłaczać moimi problemami, zrozum mnie. Nie chcę cię ranić. Nie chcę ściągać cię na dno.
-Boże, Suzan. Naprawdę jesteś na tyle głupia, że sądzisz, że przeszkadza mi to, że nie możesz mieć dzieci? Można adoptować lub cokolwiek. Dzieci to nie jest problem, uwierz mi Suzan. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Jest tyle sposobów.
-Nie. Zayn, nie. Wiem, że chcesz mieć własne dzieci, a nie ludzi, których nawet nie znamy. Nie mogę tutaj wrócić. Musimy być przyjaciółmi.
-Suzan. Byliśmy narzeczeństwem, które zerwaliśmy, zostaliśmy parą, najzwyczajniejszą parą na odległość. Może racja nie kontaktowaliśmy się, ale ja cię kocham. Proponujesz mi przyjaźń tak? Wybacz. Ale nie. Na to się już do cholery nie zgodzę. Rozumiesz? Nie zgodzę się na to do cholery. Kocham cię, zrozum to wreszcie.
Kiedy pada przede mną na kolana i chowa głowę wtulając się w mój brzuch, moje ręce automatycznie dotykają jego włosów i masują je przy nasadzie. Czuję, że moje policzki zaczynają robić się czerwone, kiedy zaczyna płakać. Zayn płaczący to jest najgorszy widok na świecie. Nienawidzę kiedy do cholery płacze. Widzę, że ludzie nam się przyglądają, ale nie przeszkadza mi to. Nie mogę się złamać. Nie mogę tutaj wrócić. Nie potrafię tego zrobić. Nie chcę wrócić do mieszkania, bo wszyscy wiedzą o tym, że jestem bezpłodna. Tutaj kilka naszych znajomych o tym wie, a tam? Nikt nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Pochylam się i delikatnie całuję czubek jego głowy, a jego włosy pachną tak ładnie. Tak jak zapamiętałam. Kocham go do cholery, kocham go ale zostaję w Krakowie. Nie zostanę w Londynie. Nie chcę tutaj zostać. Muszę się nad tym wszystkim jeszcze raz zastanowić. Też nie chcę żeby łączyła nas tylko przyjaźń, ale chcę jeszcze zostać w Polsce. Muszę jeszcze wytrzymać, bo muszę sobie wiele rzeczy na nowo poukładać. Kiedy Zayn unosi głowę do góry z moich oczu zaczynają spływać łzy. Jest czerwony, a jego oczy są delikatnie popuchnięte. Nie wiem co mam robić? Zabrać go stąd? Boję się, że są tutaj jacyś reporterzy. Boję się, że coś zauważą i zrobią z tego wielką aferę na całą Europę.
-Proszę nie odchodź.
-Nigdy od ciebie nie odejdę. Nie ważne ile mil będzie nas dzieliło, nigdy od ciebie nie odejdę do cholery. Kocham cię tak cholernie mocno jak nikogo innego. A teraz chodź, wezmę cię stąd. Nie mogą zobaczyć cię w takim stanie, Zayn.
Przytakuje, a ja pomagam mu wstać. Dostrzegam Olka na drugim końcu namiotu i mówię tylko głuche "przepraszam", na co on wzrusza ramionami i uśmiecha się sztucznie. Głowa Zayna, cały czas zwieszona jest w dół, a nasze dłonie splecione w jedność. Chciałabym go przeprosić za całe zło na tym świecie, ale nie mogę. Zrobiłabym wszystko żeby przestał płakać, tylko nie chcę tutaj wrócić. Wchodzimy do tego cholernego zamku czy co to w ogóle kurwa jest i wbiegamy po schodach. Z tego co słyszałam są tam wynajęte wszystkie pokoje. Cholerni bogacze. Muszę zabrać go od ludzi, nie chcę żeby widzieli go w takim stanie. Jego dłoń coraz mocniej zaciska się na mojej jakby bał się, że to sen lub mogę nagle odejść. Ale nie martw się Zayn. Nie odejdę, ale musisz mi zaufać. Musisz dać mi czas, skarbie. Otwieram drzwi od jednego z pokojów i dziękuję, że nie ma tutaj nikogo, a my na spokojnie będziemy mogli porozmawiać. Tak. Bo on chce tylko rozmawiać, prawda? Nic poza tym? Zayn trzyma nadal moją dłoń, kiedy zamykam drzwi i przekręcam kluczyk. Nawet nie wiem kiedy, ale przyciąga mnie do siebie. Pachnie jakimś cholernie drogimi perfumami, papierosami i gumą. Kocham ten zapach. Jest jednym z moich ulubionych.
-Tak, bardzo cię kocham Sarah. Jesteś moim jedynym szczęściem. Tylko ty potrafisz uratować mnie od samego siebie i dobrze to wiesz. Proszę trzymaj mnie w swoich ramionach jak najdłużej. Nie chcę żebyś mnie puszczała. Nie przeżyję. Za bardzo się boję. Nie rób mi tego.
-Przepraszam. Muszę tam wrócić, ale obiecuję. Będę pisać, będziemy rozmawiać jak najwięcej. Będę przylatywała do ciebie jak znajdę tylko czas, albo lepiej będzie jeżeli ty będziesz przylatywać do mnie, bo wiesz.. tam.. przynajmniej...uummmm.. nikt nie zna...no.. wiesz.. mojej tajemnicy.
-Przestań wreszcie o tym gadać. Dobrze wiesz, że kocham cię tak mocno, że mi to nie przeszkadza. Czytałem o tym dużo, byłem u twojego lekarza. Powiedział, że możemy się starać o dziecko, tylko nie obiecujmy sobie zbyt wiele. Ciąża może być pozamaciczna lub nie uda nam się. Spróbować można, Sarah. Tutaj? Tutaj nikt o tym nie rozmawia, wszyscy ci po prostu współczują.
-No właśnie. Współczują mi. To jest chyba najgorsze. Jeśli ktoś ci współczuje. To boli najbardziej.
Zayn odchyla się ode mnie i chwyta moją twarz w dłonie. Patrzę w jego cudowne oczy i zaczynam tonąć. Kocham go takiego. Nawet nie wiem w którym momencie, ale zbliża się do mnie i delikatnie przyciska swoje wargi do moich. Nie zmusza mnie. On po prostu potrzebuje być blisko mnie. Wiem, że ranię go tym wyjazdem, ale nie mogę tak po prostu zrezygnować. Te studia są dla mnie lepszym początkiem w życiu.
Przytakuje, a ja pomagam mu wstać. Dostrzegam Olka na drugim końcu namiotu i mówię tylko głuche "przepraszam", na co on wzrusza ramionami i uśmiecha się sztucznie. Głowa Zayna, cały czas zwieszona jest w dół, a nasze dłonie splecione w jedność. Chciałabym go przeprosić za całe zło na tym świecie, ale nie mogę. Zrobiłabym wszystko żeby przestał płakać, tylko nie chcę tutaj wrócić. Wchodzimy do tego cholernego zamku czy co to w ogóle kurwa jest i wbiegamy po schodach. Z tego co słyszałam są tam wynajęte wszystkie pokoje. Cholerni bogacze. Muszę zabrać go od ludzi, nie chcę żeby widzieli go w takim stanie. Jego dłoń coraz mocniej zaciska się na mojej jakby bał się, że to sen lub mogę nagle odejść. Ale nie martw się Zayn. Nie odejdę, ale musisz mi zaufać. Musisz dać mi czas, skarbie. Otwieram drzwi od jednego z pokojów i dziękuję, że nie ma tutaj nikogo, a my na spokojnie będziemy mogli porozmawiać. Tak. Bo on chce tylko rozmawiać, prawda? Nic poza tym? Zayn trzyma nadal moją dłoń, kiedy zamykam drzwi i przekręcam kluczyk. Nawet nie wiem kiedy, ale przyciąga mnie do siebie. Pachnie jakimś cholernie drogimi perfumami, papierosami i gumą. Kocham ten zapach. Jest jednym z moich ulubionych.
-Tak, bardzo cię kocham Sarah. Jesteś moim jedynym szczęściem. Tylko ty potrafisz uratować mnie od samego siebie i dobrze to wiesz. Proszę trzymaj mnie w swoich ramionach jak najdłużej. Nie chcę żebyś mnie puszczała. Nie przeżyję. Za bardzo się boję. Nie rób mi tego.
-Przepraszam. Muszę tam wrócić, ale obiecuję. Będę pisać, będziemy rozmawiać jak najwięcej. Będę przylatywała do ciebie jak znajdę tylko czas, albo lepiej będzie jeżeli ty będziesz przylatywać do mnie, bo wiesz.. tam.. przynajmniej...uummmm.. nikt nie zna...no.. wiesz.. mojej tajemnicy.
-Przestań wreszcie o tym gadać. Dobrze wiesz, że kocham cię tak mocno, że mi to nie przeszkadza. Czytałem o tym dużo, byłem u twojego lekarza. Powiedział, że możemy się starać o dziecko, tylko nie obiecujmy sobie zbyt wiele. Ciąża może być pozamaciczna lub nie uda nam się. Spróbować można, Sarah. Tutaj? Tutaj nikt o tym nie rozmawia, wszyscy ci po prostu współczują.
-No właśnie. Współczują mi. To jest chyba najgorsze. Jeśli ktoś ci współczuje. To boli najbardziej.
Zayn odchyla się ode mnie i chwyta moją twarz w dłonie. Patrzę w jego cudowne oczy i zaczynam tonąć. Kocham go takiego. Nawet nie wiem w którym momencie, ale zbliża się do mnie i delikatnie przyciska swoje wargi do moich. Nie zmusza mnie. On po prostu potrzebuje być blisko mnie. Wiem, że ranię go tym wyjazdem, ale nie mogę tak po prostu zrezygnować. Te studia są dla mnie lepszym początkiem w życiu.
_____________________
Dobry wieczór, skarbeczki! A więc, już jest nowy rozdział. Wiem, że dłużej trzeba było czekać, lecz to przez szkołę. Miałam wiele do nauki, a wieczorami byłam tak padnięta, że zasypiałam bardzo szybko. Nie mam pojęcia czy poprawi się moje samopoczucie, czy nadal będą przesunięcia o 2-3 dni. Przepraszam was myszeczki. Miłego czytania. All the love, R x.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz