-Nie. Dostałam okres, posiedzę w mieszkaniu.
-A masz wszystko, czy czegoś potrzebujesz?
-Mam jeszcze kilka podpasek, ale mógłbyś mi kupić tampony.
-Jasne, że tak.
Uśmiechnąłem się, ucałowałem jej czoło i chwyciłem portfel, który był na stole w jadalni. Oglądała jakiś serial i przykryła się kocem. Założyłem swoje vansy i wyszedłem z mieszkania. Początkowo nie wiedziałem jak mam kupić paczkę tamponów, nigdy tego nie robiłem. Ale jestem twardzielem, więc dam rade. Wszedłem do drogerii po drugiej stronie parku i pierwsza osoba, która rzuciła mi się w oczy to Louis. Stał z Eleanor przy stoisku z prezerwatywami i wybierali coś. Uśmiechnąłem się sam do siebie i delikatnie ugiąłem na nogach, tak aby moje włosy nie wystawały ponad regał.
-Mamusiu, dlaczego ten pan chodzi jak kaczka?
-Nie wiem, córeczko. Ale lepiej stąd chodź.
Boże, wyszedłem na totalnego kretyna idąc jak to dziewczynka nazwała jak kaczka. Zaśmiałem się sam do siebie i włożyłem dłonie do kieszeni. Szedłem już normalnie mając nadzieję, że Louis nawet mnie nie zauważy. Podszedłem do stoiska dla kobiet. Oglądałem pudełka tamponów, aby zobaczyć to które zapamiętałem, gdy to zrobiłem chwyciłem podpaski i specjalny płyn do higieny intymnej. Te trzy rzeczy mieściły się w moich dłoniach. Przekląłem w myślach, gdy usłyszałem głos Louisa wołający mnie. Zacisnąłem zęby i odwróciłem się na pięcie. Miał na sobie długi, beżowy płaszcz, biały sweter, czarne rurki i czarne vansy. Za nim stała mała, słodka Eleanor. Miała śliczną, granatową parkę, granatowe rurki, beżowy sweter i białe vansy. Uśmiechnęła się do mnie i spojrzała na moje dłonie.
-No, hej. Co za spotkanie.
Uśmiechnąłem się sztucznie i zajrzałem do ich koszyka. Mieli tam dwa szampony, odżywki do włosów, jakieś rzeczy do golenia a i prezerwatywy. Niby też mogłem kupić na pokaz, ale zbytnio nie chciałem. Już od dwóch tygodni Suzan prosi mnie o większy kontakt, ponieważ mniej więcej powoli wychodzi na jaw co stało się kilka lat temu. Ale ja nie potrafię, nie potrafię dotknąć jej właściwie, boje się że mogę ją uszkodzić tak jak wtedy, tylko teraz inaczej. Boję się, że skrzywię jej psychikę swoim dotykiem, a tego bym nie chciał. Kocham ją, a ona stara się mnie kochać.
-A co ty tu masz? Tampony, podpaski jakiś płyn. Zayn, co z tobą? Kupujesz Suzan takie rzeczy?
-Tak. A co jaby El dostała okres nie kupiłbyś jej?
Dziewczyna pokiwała głową przecząco i przewróciła oczami na śmiech Louisa. Uśmiechnąłem się słabo i wróciłem do swoich zakupów. Wziąłem jeszcze dla siebie dezodorant i tak kurwa, żeby Louisowi było głupio stanąłem przed stoiskiem z prezerwatywami. Czułem jego wzrok na sobie, więc w końcu wybrałem jedne. Chwyciłem paczkę i poszedłem do kasy. Za mną przyszli Louis i Eleanor.
-To będzie 15 funtów. Gotówką czy kartą?
-Gotówką.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na kasjerkę, pewnie miała niezłą polewkę z tego, że kupuje tampony i inne tego typu rzeczy. Zapakowałem wszystko do papierowej torby i wyszedłem ze sklepu. Chwyciłem paczkę papierosów, wyciągnąłem jednego i podpaliłem zapalniczką. Dym zmieszał się z gumą do żucia. Nagle ktoś zaczął mnie wołać, więc rozglądnąłem się na prawo i lewo. Spotkałem twarz pani Young.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, Zayn.
-Idzie pani do Suzan?
-Tak, tak. Jest w mieszkaniu, prawda?
-Tak, ale ja pójdę z panią bo i tak muszę wrócić po torbę. A muszę zanieść jej te kosmetyki.
-A co jej kupiłeś?
-Wie pani. Tampony, podpaski i jakiś płyn do higieny intymnej.
-Zayn, nie spodziewałam się, że będziesz się aż tak bardzo nią opiekował. Mało chłopaków nie wstydziłoby się kupić takie rzeczy w drogeriach.
Zaśmiałem się sam do siebie i zaciągnąłem się dwa razy, po czym zgasiłem papierosa o kubeł na śmieci i wrzuciłem go do wnętrza.
-Przepraszam, za to że Suzan czasem ma nieobecności w szkole, ale po prostu źle się czuje, a ja nie chcę jej do niczego zmuszać.
-Rozumiem Zayn, najważniejsze, że w ogóle chodzi.
Delikatnie zaplotła swoje ramię wokół mojego i uśmiechnęła się. Pachniała różami zmieszanymi z nutką mięty. Naprawdę bardzo ładne. Siniak pod jej okiem już prawie zniknął. Wiedziałem, że ostatnio jej nie bije, ale to jednak mówiło samo za siebie. Nasza droga przez krótką chwilę była bardzo cicha, było słychać tylko mój przyspieszony oddech i nasze kroki.
-Chciałabym, żebyś to ty dał jej to szczęście. Byłbyś dla niej wspaniały. Byłaby bezpieczna i nigdy nie bałabym się o jej życie.
-Mhm.
Spojrzałem na swoje stopy i próbowałem zamaskować moje szczęście. Była strasznie miła, zresztą jak zwykle. Co chwila poprawiała swoją ramoneskę i teraz zastanowiłem się, czy powinienem zadać to pytanie, lecz jednak to zrobiłem.
-Proszę mi powiedzieć tak szczerze. Maks nadal was bije?
-Mniej niż zwykle. Przez pierwszy miesiąc strasznie przejmował się tym, że Suzan zniknęła, ale teraz już przestał. Stwierdził, że i tak wróci jak będzie chciała.
Widziałem jak zdrapywała lakier ze swoich paznokci co oznaczało, że mnie okłamywała. Tak samo zachowywała się Suzan, kiedy kłamała. Pokręciłem przecząco głową i uśmiechnąłem się w jej stronę. Jej ciemne włosy, które były jeszcze ciemniejsze niż Suzan, praktycznie czarne układały się falami na jej wąskich ramionach. Nie wyglądała na swój wiek. W ogóle się nie starzała, a przez to uśmiechałem się sam do siebie. Ciekawe czy Suzan, będzie kiedyś taka jak ona.
-Właśnie Zayn, ile mam ci oddać za książki, które Suzan ma w szkole?
-Nic, proszę pani.
Uśmiechnąłem się, a ona zaczęła szukać swojego telefonu, który wydawał dźwięk. Zobaczyłem nazwę kontaktu i przewróciłem oczami, był to Maks. Przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
-Kochanie jestem teraz u lekarza, będę za jakąś godzinkę. Odbierzesz Luke'a ze szkoły?
Uśmiechnęła się i rozłączyła. Kto by pomyślał, że między nimi układa się tak dobrze. Nie wyobrażałem sobie tego. Wymusiłem na swojej twarzy sztuczny uśmiech kiedy na mnie spojrzała. Musiałem wyglądać idiotycznie, ponieważ przygryzła swoje wargi i powstrzymywała śmiech. Kiedy podeszliśmy pod mój apartament, odetchnąłem. Bardzo lubiłem panią Young, ale nie lubiłem być z nią sam na sam. Nie mogłem jej powiedzieć, co teraz czuje. Znaczy zawsze mówiła żebym mówił jej wszystko, ale i tak nie potrafiłem. Krępowałem się. Kiedy weszliśmy do windy, dostałem dreszczy. Już od dłuższego czasu czułem się źle, ale nie chciałem nikomu mówić. Wcisnąłem guzik mieszkania i po chwili byliśmy już na górze. Pani Young powiedziała, że ona poczeka tutaj, tak żeby zrobić Suzan niespodziankę. Położyłem rzeczy mojej dziewczyny na stoliku w jadalni i ściągnąłem bluzę, ponieważ w mieszkaniu było ciepło.
-Już jestem Suz.
Nie odpowiedziała tylko skopała koc, szybko wstała i podbiegła do mnie. Owinęła ręce wokół mojej talii i mocno wtuliła się we mnie. Stanęła na palcach i ucałowała moje usta.
-No już, spokojnie. Co się stało?
-Z tego sprawdzianu z historii sztuki co mnie wtedy uczyłeś dostałam najlepszą ocenę w klasie.
-No i super, kochanie. Jestem dumny.
Uśmiechnąłem się i ucałowałem jej czoło. Jej oczy świeciły się, a buzia nabrała już kolorów. Do mieszkania przez duże okna wdzierało się słabe światło, ponieważ nie było słońca. Niebo cały czas było zachmurzone. Delikatnie kołysałem ją w swoich ramionach, dopóki kiedy nie wydostała się z nich i sięgnęła do siatki.
-Masz gościa, kochanie. Zakupy zaniosę ci do sypialni. Teraz pójdę po torbę i pójdę na trening. Zostawię was same.
Chwyciłem za uszy torby i poszedłem szybkim krokiem do sypialni, ponieważ wiedziałem że już jestem spóźniony. A po drugie wiedziałem, że dzisiaj wszyscy bez wyjątku zjawią się na treningu, bo dzisiaj będziemy ćwiczyć samoobronę. Spoglądnąłem na telefon i zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Harry'ego, przekląłem w myślach, ale ucieszyłem się kiedy Suzan pisnęła. Wiedziałem, że to ze szczęścia, ponieważ nie widziała matki od dwóch tygodni. Chwyciłem za moją kurtkę, która leżała na łóżku, założyłem sobie ją na ramiona i przebiegłem dłonią po włosach. Włożyłem telefon do kieszeni i chwyciłem za torbę i wyszedłem z pokoju. Stały w jadalni i trwały w uścisku. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Starałem się nie przerywać ich chwili lecz, chyba byłem zbyt głośno. Oderwała się od matki i podbiegła do mnie. Pociągnęła za rękaw kurtki, a ja odruchowo upuściłem torbę. Nasze dłonie złączyły się, a ona patrzyła na mnie jakby świat wokół nas nie istniał. Uwielbiałem jej dołki w policzkach, które nadawały jej dziecinnego wyglądu. Delikatnie przejechała po moim zaroście i stanęła na palcach zatrzymujący usta przy uchu.
-Jesteś taki seksowny z tym zarostem.
Wyszeptała, a ja wypuściłem z siebie zrezygnowany oddech. Wiedziałem, że jej matka patrzy się na nas, a ja nie mogłem wykonać żadnego ruchu w jej stronę. Chciałem ją dotknąć w niewłaściwe miejsce, ale w ostatniej chwili opamiętałem się i nachyliłem się aby cmoknąć jej usta.
-Uważaj na siebie.
Uśmiechnęła się podnosząc moją torbę i podając mi ją do ręki. Wsiadłem do windy i zjechałem na dół. Szybkimi ruchami wsiadłem do samochodu i tak samo szybko przekręciłem kluczyk włączając silnik. Mój czarny Range Rover prezentował się bardzo dobrze na tym parkingu. Niby był starym modelem, ale nie tym najstarszym. Wykręciłem numer Harry'ego i wycofałem do tyłu, aby spokojnie wyjechać. Jedna ręka spoczywała mi na kierownicy, a druga trzymała telefon przy uchu.
-Zaczekajcie na mnie. Będę za piętnaście minut. Wypadła mi ważna sprawa.
-Czy tą ważną sprawą jest kupowanie Suzan tamponów i innych tego typu rzeczy?
-Nie wiem, kurwa co w tym śmiesznego. Rozumiem, że ty nie musisz, bo Horan nie ma okresu, ale nie musisz ze mnie drwić.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefonem na fotel pasażera. Kiedy stanąłem na światłach dostałem sms'a.
Suzan♥: Hej, kochanie. Chciałam tylko jeszcze raz powiedzieć że bardzo cię kocham. Uważaj na siebie x.
Zayn: Też cię kocham myszko. Będę uważał. Wrócę za jakieś półtorej godziny. Pewnie mama będzie jeszcze u Ciebie siedzieć.
Suzan♥: Właśnie nie. Mylisz się. Wychodzi za dwadzieścia minut, bo Maks zdzwonił i zrobił jej awanturę.
Zayn: To nawet lepiej będę chciał Ci coś pokazać jak wrócę.
Dzisiaj postanowiłem pokazać jej ten naszyjnik. Po prostu chciałem żeby wiedziała coraz więcej. I tak wie, że byliśmy razem przed jej wypadkiem. Że jechaliśmy razem na tym motorze i ten motor dalej stoi w tym garażu. Nie wiem, czy wierzyła czy nie. Ale chcę żeby uwierzyła. Pokażę jej ten naszyjnik i zobaczymy co powie. Moja głowa niemiłosiernie zaczyna mnie boleć, a kaszel coraz bardziej mi przeszkadza. Nie mogę teraz się rozchorować, mamy próby do następnej trasy. A po drugie zawsze odwożę Suzan do szkoły, a jak się rozchoruję na dobre, nie będę mógł tego robić. Już za miesiąc będzie miała urodziny. Moja ślicznotka będzie miała osiemnaście lat. Chcę zrobić jej jak najlepszy prezent ale nie wiem jaki. Zatrzymuje się na poboczu i szepczę sam do siebie dziwne rzeczy. Czuję, że moja gorączka jest coraz wyższa, pocę się. Wiem, że nie dam rady ani prowadzić, ani iść na ten popieprzony trening. Zamykam oczy i po prostu zasypiam. Widzę Suzan, która znowu ma całe pocięte ciało. Całe w siniakach i płaczę. Staje w drzwiach mojej sypialni i patrzy na mnie ze wściekłością. Głośno przełykam ślinę i próbuję zakryć się kołdrą.
-Proszę pana, czy wszystko dobrze. Ma pan straszne wypieki na twarzy. Zadzwonię po pogotowie.
Delikatnie przekręcam głowę w stronę otwartych drzwi i widzę młodą kobietę, która jest zdezorientowana tym co dzieje się ze mną. Zgadzam się z nią, a ona szybko wyjmuje z torebki telefon. Nie wiem ile czasu minęło odkąd tu leże, ale wiem że nie jest dobrze. Nie dość, że ze mną coś nie tak, to jeszcze czuję że coś lub ktoś robi coś złego Suzan. Namacalnie szukam telefonu na drugim siedzeniu i wkładam go sobie do kieszeni. Słyszę nadjeżdżającą karetkę, więc próbuje wysiąść z samochodu. Modlę się do Boga, aby wszystko było ok. I ze mną i z nią.
Suzan Pov
-Mamo nareszcie cię widzę, nie wyobrażasz sobie jak bardzo tęskniłam.
-Też tęskniłam córeczko.
Uśmiecha się do mnie i siada obok na kanapie. Wygląda cudownie, jej skóra jest czysta bez żadnych siniaków, oprócz tego jednego pod okiem. Chwytam pilot i przyciszam telewizję, która jest w tle naszej rozmowy. Słyszę jak jej oddech jest nierówny. Nagle jej telefon zaczyna dzwonić.
-Tak, Maks. Nic nie powiedział konkretnego. Powiedział, że wszystko jest dobrze. Nie, nie musisz przyjeżdżać, będę za pół godziny.
Przewróciłam oczami kiedy usłyszałam, że to ten dupek dzwoni do matki. Wyciągam telefon i piszę do Zayna.
Suzan: Hej, kochanie. Chciałam tylko jeszcze raz powiedzieć że bardzo cię kocham. Uważaj na siebie x.
Zayn♥: Też cię kocham myszko. Będę uważał. Wrócę za jakieś półtorej godziny. Pewnie mama będzie jeszcze u Ciebie siedzieć.
Suzan: Właśnie nie. Mylisz się. Wychodzi za dwadzieścia minut, bo Maks zdzwonił i zrobił jej awanturę.
Zayn♥: To nawet lepiej będę chciał Ci coś pokazać jak wrócę.
Ashton :): Za dziesięć minut będę pod waszym apartamentowcem. Musimy pogadać.
Suzan: OK. Zejdę po Ciebie bo inaczej nie wejdziesz. x.x
Uśmiecham się w jej stronę choć, nie jestem szczęśliwa. Znowu robi wszystko co on jej rozkaże. Znowu stała się tą żoną co usługuje swojemu mężowi. Jak z nimi mieszkałam nie robiła tego. Wiem, że to było konieczne po tym jak uciekłam. Resztę czasu spędzamy w ciszy patrząc tylko na siebie. Całuje jej dłonie, które na to zasługują za to jak przez te wszystkie lata mnie chroniła.
-Zejdę z tobą. Muszę iść po Ashtona.
-Ashton Irwin. Ten kretyn co się zostawił?
-Tak, mamuś. Ale od pewnego czasu przyjaźnimy się.
-No dobrze. Załóż na siebie jakąś bluzę albo coś.
Uśmiecha się, a ja podbiegam do stołka na którym przewieszona jest bluza mojego chłopaka. Narzucam ją sobie na ramiona i czuje jego silny zapach. Bluza sięga mi połowy ud, więc naprawdę zabawnie muszę wyglądać w tych workowatych ubraniach i do tego tej bluzie. Chwytam za telefon i idę z mamą do windy. Droga na dół też jest cicha. Słychać tylko, mój zrezygnowany jęk kiedy drzwi otwierają się, a my wychodzimy na portiernię.
-Będę tęsknić mamuś. Musisz nas jeszcze odwiedzić.
-Jasne. Za miesiąc będziesz miała urodziny. Może to ty do nas przyjdziesz razem z Zaynem. Ojciec już nic ci nie będzie mógł zrobić. Będziesz pełnoletnia.
-Wiesz, zastanowię się.
Portier patrzy na nas dziwnym wzrokiem. Nie dziwie się, nawet nie wie że jestem w mieszkaniu Zayna bez zgody ojczyma. Mocno przytulam się do niej i całuje spierzchnięte usta. Podchodzę z nią do drzwi i widzę Ashtona, który dopala swojego papierosa, rzuca na chodnik i przygniata go butem. Patrzy w górę i spotka moją twarz, która się uśmiecha w jego stronę. Spotyka się z moją mamą na schodach i wymieniają głuche 'dzień dobry'. Jego dłonie znajdują się w kieszeniach jego ciemnych rurek. Całuje mnie w policzek i chwyta w talii.
-Dzień dobry, panie Richards. Nie widzieliśmy się dawno.
-A gdzie panienka zgubiła pana Malika?
-Poszedł na trening.
Uśmiecham się do niego i wchodzę do windy z Ashtonem. Wciskam guzik mieszkania Zayna i wyjeżdżamy na górę. Czuje się niepewnie, ponieważ jeszcze nigdy Ashton nie był ze mną sam na sam w jednym mieszkaniu, no jedynie na tamtej imprezie w wakacje. Kiedy jesteśmy już w środku on siada przy stole i zaczyna bawić się swoim telefonem.
-Chcesz coś do picia?
-Nie, dziękuję. Chciałem z tobą porozmawiać.
Usiadłam na krześle obok niego i uśmiechnęłam się. Pachniał miętą, papierosami jakimiś dziwnymi perfumami, których zapewne nie znałam.
-Ale o czym?
-O nas. Chcę mieć pewność, że nigdy nie będziemy razem.
-Kiedy byłam w szkole i czułam, że, że ja cię znam. Znam cię, bądź co bądź cię znam. Znam twoje serce i wiem, że nie chciałbyś mnie skrzywdzić. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że przy tobie czułam się pewna siebie, czułam się tak świetnie ze sobą. I potem wszystko się zniszczyło przez jedną rzecz, przez coś głupiego. Ty sprawiłeś, że czułam się szalona, że czułam się jakby to była moja wina. Jakby to była moja wina, że wyjechałeś. Cierpiałam Ashton. Naprawdę cierpiałam. Jeśli chciałeś tylko tyle wiedzieć, znasz moje zdanie o tym.
-Sądzisz, że Zayn cię nie skrzywdzi?
-Myślę, że nikt nie skrzywdzi mnie tak bardzo jak ty wtedy. Nie pożegnałeś się nawet. Nie powiedziałeś na ile wyjeżdżasz. Gdyby nie twoja matka tego dnia, pewnie myślałabym że dalej jesteś w Anglii.
-Huh.. Nie ważne. Obiecaj mi tylko, że my nie stracimy tej przyjaźni, nie wytrzymałbym tego. Już za bardzo cierpiałem kiedy wyjechałem. Później kiedy zadzwoniłaś i powiedziałaś że między nami już wszystko skończone, że nie chcesz mnie znać. Po prostu moje serce wtedy pękło. Nie chciałem przez pewien okres czasu nikogo widzieć. Chciałem być sam i najlepiej z nikim nie rozmawiać.
-Tobie serce pękło. To ja wtedy cierpiałam najbardziej. Nawet kurwa nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz do tej pieprzonej Australii. Myślisz, że wtedy jak zadzwoniłam nie kochałam cię. Kochałam cię nad życie, ale co miałam ci powiedzieć. Oh.. Ashton jak fajnie że wyjechałeś. Nie kurwa, byłam wtedy wściekła. Miałam ochotę zabić cię gołymi rękami. Pragnęłam wtedy twojego dotyku, uśmiechu choć nawet słów które wytłumaczyłyby co zrobiłeś. Ale nie, ty wolałeś mnie olać i po tym telefonie w ogóle się już nie odzywać.
-Przepraszam, kurwa. Obiecywałem ci, że nigdy nie będziesz cierpieć przeze mnie, ale zjebałem. Zjebałem wszystko. Nasze wspólne życie, choć wiedziałem że kocham cię tak mocno że nigdy nie przestanę. Obiecałem sobie, że kiedyś porozmawiamy jak to było naprawdę. Ja nadal cię kocham Suzan i nie potrafię. Wtedy kiedy zobaczyłem cię na tej imprezie miałem tak cholerną ochotę pieprzyć cię przy wszystkich. A teraz, teraz jesteś z Zaynem i wiem, że jesteście szczęśliwi. Widać to. Przepraszam, że wtedy cię pocałowałem. Nie powinienem, widzę jak bardzo go kochasz.
-Potrzebne mi to było wtedy Ashton. Chciałam żebyś mnie wtedy pocałował. Przepraszam cię za wszystko. To była moja wina. Przepraszam. Nie płacz Ashton błagam.
Powiedziałam i momentalnie moje dłonie znalazły się na jego twarzy. Palce delikatnie ocierały wodę spływającą z jego oczu. Nigdy nie widziałam go takiego.
-Nie płacz proszę.
Wyszeptałam i oparłam jego czoło o moją brodę. Czułam jak jego łzy upadają na moje dresy. Był taki niewinny gdy płakał. Ucałowałam jego włosy, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Właśnie znowu miał nastać ten dziwny moment w którym pewnie byśmy się pocałowali gdyby nie telefon. Niebiosa mnie wysłuchały. Nie chciałam się z nikim całować oprócz Zayna bo bardzo mocno go kochałam. Pobiegłam do kuchni i przeciągnęłam słuchawkę, ponieważ był to numer Liama.
-Hej.
-Suzan. Zayn jest w szpitalu.Tym przy Baker Street. Jakaś kobieta znalazła go w samochodzie jak leżał cały zgrzany. Nie chcą nic nam powiedzieć. Powiedzieli, że tylko rodzinie mogą powiedzieć cokolwiek. Błagam przyjedź.
-Liam, ale słuchaj ja nie jestem z rodziny.
-Nie ważne kurwa, powiesz że jesteś jego partnerką.
Rozłączyłam się i cisnęłam telefonem o ścianę. Szybko pobiegłam do szafy i przebrałam się w biały sweter, ciemno-granatowe rurki i skórzany kardigan.
-Masz swój samochód, prawda?
-Tak, jasne. Gdzie jedziemy?
-Do szpitala na Baker Street.
--------------------------------
-Boże i co z nim?
-Nic nam nie chcą powiedzieć, lepiej ty idź się zapytaj.
Niall wstał z krzesła i uśmiechnął się do mnie wskazując drogę. To były te nowe buty co Zayn kupił mi tydzień temu, były wygodne, ale i tak wolałam vansy albo converse. Spojrzałam przez szybę i zobaczyłam mojego chłopaka. Leżał przytomny, lecz wiele aparatur było do niego przypiętych. Zapukałam do pokoju lekarzy i weszłam do środka.
-Dzień dobry, czy może któryś z państwa jest lekarzem prowadzącym mojego chłopaka?
-Naziwsko.
-Malik. Zayn Malik. Został przywieziony tutaj około godziny temu.
-Hmm. Tak. Pan Malik ma groźne zapalenie oskrzeli. Nie uważał na siebie, więc to doprowadziło go do takiego stanu.
-Ale przecież nic się nie skarżył.
-Może nie chciał pani denerwować. Może ma pani dużo swoich problemów, a on po prostu myślał że to przejdzie. Teraz zbijamy mu gorączkę i podajemy leki. Niestety nie będzie można do niego wejść, ponieważ leży na oddziale zakaźnym. Odwiedziny dopiero po pierwszym tygodniu po przyjeździe do szpitala. Przewieziemy go wtedy na inną salę.
-Aha, czyli ile on będzie leżał w szpitalu?
-Jeszcze dokładnie nie wiemy, ale jakoś dwa tygodnie lub może troszkę więcej. Jak na razie jest w bardzo dobrym stanie jak na tak poważną chorobę, bądźmy dobrych myśli. Wszystko powinno być ok, a kiedy pan Malik wyjdzie ze szpitala będzie zdrów jak ryba.
-Dziękuje panie doktorze. I mam jeszcze jedno pytanie, czy będę mogła zostać tutaj przy nim. Wiem, że nie w sali ale chciałabym zostać na korytarzu.
-Oczywiście, że tak. Chociaż myślę, że to nie ma żadnego sensu.
-Do widzenia.
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju. Miałam ochotę zabić osobę, którą zobaczę teraz na korytarzu. Dlaczego nie powiedział mi, że aż tak bardzo źle się czuje. Dlaczego ukrywał to przede mną.
-I co z nim?
-Po pierwsze chyba wszyscy wrócimy do domu, a po drugie Zayn ma zapalenie oskrzeli. Nie będziemy mogli wchodzić do niego przez tydzień, a później przewiozą go do innej sali i wtedy już wszystko będzie ok.
*jeśli przeczytałeś/aś pozostaw po sobie komentarz nawet ten najmniejszy*
____________________________
Wybaczcie, że tak długo. Ale mam nadzieję, że teraz będą częściej. Teraz będę kończyć powoli tamtego bloga i będziemy robić nowego z moją kuzynką. Mam nadzieję, że stanie się nie mniej popularny jak ten. Ma świetną fabułę, więc to daje nam przody :) Przygoda z Zaynem jeszcze się nie kończy. Jeszcze pomęczymy chłopaka do świąt albo ferii.. Kocham was bardzo mocno i przepraszam, że tak długo to wszystko trwa. Wiem, że to bullshit, ale piszę go już po godzinach. Kiedy powinnam spać i wgl.
Lots of Love
x.x
Czekam na next'a ^^ :*
OdpowiedzUsuńBoskie *-*
OdpowiedzUsuń