piątek, 1 listopada 2013

Niall cz. 16

Chciałabym żeby ten sen trwał wiecznie, ale niestety wybudziłam się. Na krześle obok mnie siedział Horan, spał ale zarazem mocno trzymał moją dłoń. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. Dopiero teraz sobie uświadomiłam co tak naprawdę mogłabym stracić, mojego ukochanego, który jest przy mnie zawsze w tych złych i dobrych chwilach. Nadal go kocham, ale nie wiem czy będę potrafiła się jeszcze z nim kochać, będzie to dla mnie ryzyko kolejnej ciąży, a jeśli znowu coś by poszło nie tak i kolejne dziecko by umarło. Mogę sobie obiecać jedno, możemy mieszkać razem, ale na razie nie będzie żadnego kochania, całowania ani nic w tym stylu. Za dużo przeszłam, mam słabą psychikę, jest to dla mnie za trudne. Muszę jeszcze raz zastanowić się nad sensem swojego życia i co dalej z nami będzie. Polało mi się kilka łez na kołdrę. Tak naprawdę chciałabym uszczęśliwić Niall'a tak do końca, żeby miał wspaniałą rodzinę, ale nie wiem czy potrafię. Jestem jeszcze młoda, mam dopiero osiemnaście lat i zaczynam prawdziwe życie. Może to przeznaczenie chce mi po prostu powiedzieć, że to jeszcze nie pora na dziecko, że sobie nie poradzę z wychowaniem go. Ale przecież mam mojego blondyna, jest dorosły ma trzydzieści sześć lat i wiem, że mogę na nim zawsze polegać. Jeździłam swoim palcem po jego wewnętrznej, dość zimnej, bladej dłoni i płakałam. Nagle wszedł lekarz i powiedział:
- Jak się czujesz- gdy zobaczył śpiącego Niall'a od razu z ciszył swój donośny głos.
- Wszystko dobrze, a jak tata?- zapytałam i jedną ręką wytarłam łzy.
- Już się wybudził, jeśli czujesz się aż tak dobrze to możesz do niego iść- uśmiechnął się.
- Dobrze, dziękuje.. A w której jest sali?- zapytałam i odwzajemniłam uśmiech.
- W sto cztery, pójdziesz korytarzem prosto, później skręcisz w lewo i tam będzie twoja mama i tata.
- Uwielbiam pana- zaśmiałam się cicho. Lekarz wyszedł, a ja delikatnie żeby nie obudzić blondyna puściłam jego dłoń, poprawiłam jego włosy i pocałowałam czoło. Założyłam kapcie i poszłam taki jak mi kazał. Wreszcie udało się i zobaczyłam otwarte drzwi, uchyliłam je mocniej i zobaczyłam mamę która trzymała tatę za rękę i płakała. A tata próbował ją pocieszać i gładził jej włosy śmiejąc się. Z tego wzruszenia ja też poroniłam kilka łez. Nagle coś zaczęło dziać się z Louis'em, zaczął się trzepać, mama nie wiedziała o co chodzi, ja szybko zawołałam lekarza i przyszedł. Okazało się, że to po prostu był wstrząs anafilaktyczny, po podaniu leku. Po chwili tata był jak nowy. Weszłam do pokoju i usiadłam obok mamy.
- Jak się cieszę, że nic ci nie jest- powiedziałam, łapiąc go za rękę.
- Ja też się cieszę, że ty jesteś cała i zdorwa- odpowiedział i pogładził moją twarz.
- Nie do końca- powiedziałam i pogładziłam swój brzuch.
- Coś z dzieckiem?- zapytał przerażony.
- Nie ma go. Nie ma już dziecka- odpowiedziałam i zaczęłam płakać.
- Tylko nie płacz kochanie- powiedział i pogładził moje włosy- postaracie się o kolejne.
- Wszyscy tak mówicie. Ty, mama, nawet Niall, ale nie wiem czy teraz będę potrafiła normalnie żyć, tak jak wcześniej- powiedziałam i pocałowałam go w czoło.
- Dlaczego?- zapytał Lou.
- Będę się bała, że stracę następne dziecko- odpowiedziałam.
- Dobra Julka może wreszcie powiemy jej prawdę- powiedział Lou i popatrzył na mamę.
- Jaką prawdę?- zapytałam zdziwiona.
- No dobrze- odpowiedziała.
- Po pierwsze, jak mama zaszła w ciąże okazało się, że będą to dwie dziewczynki..- nie dokończył.
- Ale przecież nie mam siostry- odpowiedziałam.
- Bądź cierpliwa- powiedziała Julia i przytuliła mnie.
- Tak miałaś mieć siostrę bliźniaczkę, ale podczas porodu były komplikacje i ona umarła, a ty jakimś cudem przeżyłaś. Byłaś dla nas jak anioł, uratowała cię ręka Boska od śmierci. Myśleliśmy, że nie przeżyjesz- powiedział i zaczął płakać.
- Dlaczego teraz mi to mówicie?- mówiłam przez łzy.
- Nie chcieliśmy cię denerwować- powiedziała Julia i także zaczęła płakać.
- Ale to nie koniec. Dobrze wiesz, że z mamą staraliśmy się długo o dziecko. Kiedy byłaś jeszcze mała, miałaś około czterech lat, mama znowu była w ciąży. Lecz tym razem się nie udało poroniła. Lekarze nie dawali nam szans na kolejne dziecko, mówili że następne także umrze. Ale my i tak chcieliśmy postawić na swoim i tak staraliśmy się żebyś miała rodzeństwo- mówił.
- Teraz ten maluch co mam go w brzuchu jest kolejnym darem od Boga tak jak ty wcześniej. Udało nam się z tatą, bo chcieliśmy tego razem. Chcieliśmy mieć drugie dziecko. Zależało nam na tym- powiedziała i uśmiechnęła się.
- Przepraszam was. Chciałabym tu jeszcze posiedzieć, ale muszę iść do Niall'a, a po drugie lekarz nie pozwolił mi być długo- powiedziałam, pocałowałam tatę a później mamę. Weszłam do swojego pokoju, Niall już nie spał i powiedział:
- Martwiłem się o ciebie.
- Nie miałeś o co- odpowiedziałam oschle- dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś?
- Ale czego?- zapytał.
- Tego, że miałam mieć siostrę bliźniaczkę i o tym że rodzice mieli małe prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek będą mieli jeszcze dziecko?- zapytałam wściekła.
- Nie chcieliśmy cię martwić- odpowiedział i podszedł do mnie- chcesz mieć ze mną dzieci?- zapytał.
- Nie! Przynajmniej na razie nie- odpowiedziałam i popatrzyłam w jego błękitne oczy. Nie wiedziałam kiedy ale pocałowaliśmy się. Nie chciałam tego, ale gdy poczułam jego delikatne muśnięcia ustami to odpuściłam.

*następnego dnia*
Wypisali mnie ze szpitala, pojechaliśmy do domu. Poszłam na górę i położyłam się spać. Horan pojechał do mamy, ponieważ źle się poczuła. Po dwóch godzinach obudziłam się, jego nadal nie było. Stwierdziłam, że zrobię obiad, zaczęłam gotować. Nagle warzywa mi się przypaliły, odłożyłam je i poleciałam z płaczem na kanapę. Usiadłam na niej i skuliłam się. Siedziałam tak dobre dwadzieścia minut. Nagle do domu wszedł blondyn i powiedział:
- Co się stało?
- Jestem do niczego- odpowiedziałam i popatrzyłam na niego.
- Nie mów tak- usiadł obok mnie.
- Ale to prawda. Spaliłam nawet jakiś jebany obiad!- krzyknęłam.
- Spokojnie- powiedział i pogładził moje kolano.
- Zostaw- krzyknęłam, uderzyłam go w twarz i pobiegłam na górę. Moje łzy lały się strumieniami, nie potrafiłam ich zatrzymać. Wreszcie podjęłam decyzję, która miała zadecydować o moim dalszym życiu. Postanowiłam to zrobić. Podciąć sobie żyły. Poszłam do łazienki, rozbiłam lustro i wzięłam kawałek szkła z podłogi. Przejechałam raz i drugi, krew była wszędzie. Na podłodze, na moich ubraniach. Nie wiem czy na moje szczęście czy nie szczęście do łazienki wbiegł blondyn, wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Szybko pobiegł po apteczkę i zabandażował ręce. Pojechaliśmy do szpitala. Okazało się, że nic mi nie jest, przez szybką interwencję Horana. Leżałam w sali, do pokoju wszedł...
Reszta w kolejnej części ;)
Bardzo dziękuje wiernym czytelnikom <3
Dziękuje za wszystkie pozostawione komentarze

~Horan'owa

2 komentarze: