czwartek, 24 kwietnia 2014

Louis cz.30

Znów były korki, jechaliśmy dobrą godzinę. Gdy dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy zobaczyliśmy Lottie z jej chłopakiem. Siedzieli na ławce i się przytulali.
-Ja tam idę-powiedział Louis otwierając mi drzwi.
-Kochanie zostań ona ma już 15 lat-powiedziałam, wysiadłam z samochodu i złapałam go za rękaw.
-Ale ona nic jeszcze nie wie o miłości. Nie jest przygotowana na te wszystkie niepowodzenia co na nią czekają-powiedział i próbował mi się wyrwać.
-Przecież ona musi poznać smak miłości i także niepowodzenia-pociągnęłam go i stał teraz na przeciwko mnie. Dotykaliśmy się nosami i brzuchami. To było cudowne uczucie. Wiem, że nasze dziecko jeszcze nawet nie przypomina zbytnio człowieka i jest malutkie, ale pierwszy raz poczułam coś takiego. Szkoda, że on nic nie wie ale z drugiej strony może lepiej jak na razie nic nie będę mówić. Złapał mnie za dłonie i patrzył mi głęboko w oczy.
-Kocham cię-powiedział, położył jedną dłoń na moim policzku i pocałował mnie.
-Ja ciebie też-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Przytuliłam go i popatrzyłam na młodych. Tak ślicznie teraz razem wyglądali. Pamiętam jak ja taka byłam, tylko ja byłam bardziej zniszczona przez narkotyki. Uwieszona na jego szyi zauważyłam, że oni zaczęli się całować. W myślach miałam tylko "Louis nie odwracaj się, nie możesz, wpadniesz w szał". Ale on jakby to czuł.
-Chodźmy już-odkleił się ode mnie i próbował odwrócić.
-Zaczekaj-nerwowo złapałam go za rękaw i robiłam wszystko aby zapobiec kłopotom Lottie i Arthur'a.
-Co ty się tak denerwujesz? Przecież tylko po dzieciaki przyjechaliśmy-odpowiedział i popatrzył na mnie pytająco. Już nie miałam siły aby się z nim szarpać więc go puściłam-o nie tego już za wiele!-powiedział i szybkim krokiem podszedł do nich.
-Boże czemu on jest tak zazdrosny o nią?-pytałam sama siebie i szłam ale wolniejszym krokiem.
-Nie przeszkadzam wam-stanął nad nimi i popatrzył najpierw na Lottie, a później na chłopaka.
-Oo. przepraszam ja już idę-odpowiedział Arthur.
-Nie zostań-położył mu dłoń na ramieniu.
-Nie naprawdę ja już pójdę-odpowiedział.
-Louis do cholery prosiłam cię!-podeszłam do nich i popatrzyłam na niego wściekłym spojrzeniem.
-Ale ja na to nie mogę patrzeć-odpowiedział i pogłaskał mnie po włosach.
-Nie dotykaj mnie!-uderzyłam go w rękę i poszłam do domu.

*oczami Louis'a*
Chyba faktycznie przeginam. Może powinienem Lottie dać wolną rękę, przecież ona wie co robi ma już piętnaście lat. Wiem może i jestem nadopiekuńczym bratem, ale one są zbyt ważne dla mnie. Nie mam jak na razie brata, wiem że mama ma urodzić, ale na razie mam same siostry i troszczę się o niej jak najlepiej potrafię, ale chyba już naprawdę przesadzam. Odszedłem od nich i wszedłem do domu. Siedziała z moją matką i rozmawiała. Dzieci na mój widok momentalnie do mnie podbiegły.
-Tatusiu wróciłeś-krzyknęła Gemma i wskoczyła mi na ręce.
-Masz coś dla nas?-zapytał Theo i szarpał moją kurtkę.
-Nie mam. Ale wracamy dzisiaj do domu, więc coś się znajdzie-kucnąłem i pocałowałem młodego-no biegnijcie do dziewczyn, pobawcie się jeszcze-odpowiedziałem i wskazałem na moje siostry bawiące się w ogrodzie. Nie miałem odwagi podejść do niej i tak po prostu przeprosić. Nagle usłyszałem głos mojego ojczyma.
-Louis pozwól do mnie!-krzyknął na tyle głośno abym usłyszał.
-Już idę-odwróciłem się, zobaczyłem go i zauważyłem że jest bardzo wściekły. Poszedłem w jego stronę.
-Nie bój się chodź-poczułem jego rękę na moim ramieniu. Usiedliśmy w kuchni-prosiłem cię żebyś jej nie zranił, bo jest za bardzo wrażliwa, tak?-zapytał bardzo wściekłym głosem.
-Ale ja naprawdę nie chciałem. Byłem zazdrosny o Charlotte i w ogóle nie myślałem o niej-wreszcie uświadomiłem sobie, że popełniłem błąd. Bez zastanowienia wyszedłem z kuchni i poszedłem na krótki spacer. Cały czas płakałem. Pierwszy raz chyba tak naprawdę płakałem, bo wiedziałem że tym razem naprawdę przegiąłem i nie powinienem tego robić. Nagle dostałem telefon.
-Dzisiaj przyniosę pieniądze-usłyszałem głos w słuchawce dobrze mi znany to był mój kumpel Luke.
-Dobra stary. Będziemy gdzieś o osiemnastej w domu-odpowiedziałem.
-No to spoko, przyniosę-zaśmiał się-to ma być dwadzieścia tysięcy, tak?
-Mhm. Chyba tak. Ale wiesz, że i tak połowę masz sobie wziąć bo mi pomogłeś-nagle zauważyłem postać zbliżającą się w moją stronę.
-Dobra, dobra ja tylko byłem przy tym-głos w słuchawce cały czas się śmiał.
-Ale gdyby nie ty nigdy bym tej kasy nie zdobył-odpowiedziałem.
-Sam byś sobie, też świetnie poradził-odpowiedział.
-Dobra Luke ja już muszę kończyć.
-Do zobaczenia stary-rozłączyłem się i szedłem dalej przed siebie. Ta osoba coraz bardziej przypominała mi Dominikę. Była chyba cholernie zdenerwowana. Nie wiem co się działo, ale to coś poważnego. Rozmawiała przez telefon. Ona cała drżała, przynajmniej tak mi się wydawało bo z tej odległości nie można było odróżnić czy się cieszyła czy była przerażona. Szła środkiem ulicy, dobrze że mama z moim ojczymem mieszkają w ostatnim domu bo tutaj dość rzadko jeżdżą jakieś samochody więc byłem o nią spokojny. Nagle się uspokoiła i włożyła telefon do kieszeni. Teraz zauważyłem, ona się cieszyła i to cholernie. Gdy mnie zobaczyła stanęła jak wryta. Stała bez ruchu, a ja nie wiedziałem czy mogę do niej podejść. Cały czas się uśmiechała a ja i tak nie wiedziałem o co chodzi. Gdy byłem już na tyle blisko abym wiedział że już nie ucieknie, a nawet jeśli będzie próbowała to ją złapię odezwałem się.
-Przepraszam kochanie-delikatnie wziąłem jej dłoń w moje palce.
-Nie powinnam tak reagować. Rozumiem, że martwisz się o Lottie-uśmiechnęła się i zacisnęła uścisk na moich palcach.
-Nie wiem dlaczego to robię. Po prostu nie mogę znieść myśli, że jakiś inny facet może ją tak po prostu dotykać i mama się na to zgadza-mocno wtuliłem się w nią i gładziłem jej włosy.
-Rozumiem cię. Taki instynkt starszego brata, ja nigdy takiego nie miałam bo ja byłam tą młodszą-uśmiechnęła się i pocałowała mnie w szyję-i tak będę cię kochała ze względu na wszystko kochanie.
-Ja ciebie też kotku-zjechałem swoimi dłońmi na jej pośladki, a ona się wzdrygnęła. Uśmiechnęła się i zaczęła mnie całować. Zaplotła ręce wokół mojej szyi i delikatnie muskała moje usta swoimi jedwabnymi wargami.
-Patrzcie całują się-nagle usłyszeliśmy Fizzy.
-Boże jakie one są wścibskie-powiedziałem szeptem w usta mojej ukochanej-nie przerywajmy niech sobie troszkę popatrzą a my się pośmiejemy.
-Daisy no chodź-krzyknęła Phoebe.
-Patrzcie gdzie on trzyma ręce- no już nie wytrzymałem.
-Ładnie tak podglądać-podszedłem do ogrodzenia.
-No sorry brat-uśmiechnęła się Phoebe.
-I tak was kocham, ale teraz marsz do domu odrobić lekcje-uśmiechnąłem się.
-Tak jest-zaśmiała się Fizzy. Pobiegły do domu, a my poszliśmy jeszcze kawałek na spacer. Rozmawialiśmy o różnych pierdołach. O tym, czy będę w domu na święta, czy będę częściej przyjeżdżał. Miałem jej powiedzieć o tamtej rozmowie, ale ona by tego nie zrozumiała. Przecież tutaj chodziło o coś co nie powinno mieć nigdy miejsca. Obiecywałem sobie to, że kiedy ją poznałem przestanę, ale Luke mi na to nie pozwolił. Nie no ale serio to był już ostatni raz, już nie chcę tego robić. Ale jak ja jej to wszystko wytłumaczę. Może lepiej jak na razie nic nie będzie wiedzieć. Na pewno jakoś jej się da to wyjaśnić, nadal mnie to gryzło, i zbytnio jej teraz nie słuchałem.
-Louis!-nagle stanęła przede mną i krzyknęła.
-Tak?-zapytałem zdezorientowany.
-Czy ty mnie do jasnej cholery słuchałeś?-zapytała i patrzyła się na mnie bardzo wściekłym wzrokiem.
-Oczywiście-przecież musiałem udawać, że jej naprawdę słuchałem bo źle bym skończył.
-No i co o tym sądzisz?-zapytała i znów wróciła na swoje miejsce czyli obok mnie.
-No wiesz-nie wiedziałem co mówić-no szczerze nie wiem.
-Louis proszę nie udawaj, nie słuchałeś, prawda?-zapytała i popatrzyła się na mnie tymi swoimi ślicznymi, wielkimi, zielonymi oczami.
-No dobra, nie. Przepraszam kochanie, całkowicie odpłynąłem-sprzedałem jej buziaka w czoło.
-Dobra nic się nie stało, też czasami tak mam-uśmiechnęła się i poprawiła swoje włosy.
-No, a więc o co chodziło?-zapytałem i złapałem jej drobną dłoń.
-No Magda znów jest w ciąży. Louis patrz inni mają dzieci, a my nie-odpowiedziała i chyba troszkę zesmutniała.
-Proszę cię nie zaczynaj tego tematu. Przecież mamy Theo i Gemmę więc nie rozumiem o co ci chodzi-naprawdę próbowałem unikać tego tematu, nie chciałem znów się z nią kłócić.

*moimi oczami*
Boże, jaki on jest uparty. I tak już po sprawie. Jestem w ciąży. Wróciliśmy do domu Johannah, zabraliśmy dzieciaki i wróciliśmy do domu. Louis poszedł umyć dzieciaki, a ja robiłam kolację. Nagle usłyszałam dźwięk domofonu, otworzyłam bramkę i poszłam w stronę drzwi.
-Dobry wieczór-powiedziałam-a kim pan jest jeśli mogę spytać?
-Jestem Luke Hemmings i jestem przyjacielem Louis'a, a pani jest kim?-zapytał.
-Jestem Dominika Cox, narzeczona Louis'a-podałam mu rękę.
-To bardzo mi miło-pocałował moją dłoń-przyniosłem coś dla niego, możesz go zawołać.
-Louis jest zajęty, mogę ja wziąć?-zapytałam uśmiechając się.
-Oczywiście i powiedz mu że jest tyle na ile się umawialiśmy, ja wziąłem połowę-wręczył mi kopertę-do widzenia.
-Do widzenia-odpowiedziałam, zamknęłam drzwi i delikatnie rozchyliłam kopertę, było w niej kupę kasy. Położyłam ją na ławie i sama usiadłam na kanapie. Patrzyłam się na tą kopertę i zastanawiałam się jak on mógł tyle zarobić, przecież nie jest żadnym uczonym, a jak zarabia kasę na koncertach to dostaje na konto.
Nagle usłyszałam, że schodzi na dół.
-Był ktoś tutaj?-zapytał.
-Tak twój przyjaciel i coś ci przyniósł-wstałam z kanapy-a gdzie dzieciaki?
-Leżą w łóżkach, najadły się u mamy i raczej nic już nie zjedzą-odpowiedział, podszedł w stronę stolika do kawy i wziął kopertę.
-A tak swoją drogą skąd masz te pieniądze?-zapytałam, łapiąc go za rękę.
-Nie ważne. Stare dzieje-próbował wymigać się od odpowiedzi.
-Czyli dragi, wiedziałam. Znów do tego wróciłeś-powiedziałam i usiadłam na kanapie.
-Nie, nie dragi-odpowiedział.
-Tylko co?-zapytałam i popatrzyłam na niego.
-No bo..

Więcej w kolejnej części ;)
Dziękuje za nawet zwykły komentarz typu:
"CZYTAM""NEXT""PODOBA MI SIĘ"
Tyle wystarczy. ;)



~Tomlinson'owa

15 komentarzy: