sobota, 8 marca 2014

Louis cz.17

Gdy już je odebraliśmy wychodziliśmy ze szpitala. Nie spodziewałam się tego co zobaczyłam, a mianowicie wokół szpitala było mnóstwo reporterów. Nagle otoczyli nas, a my ledwo mogliśmy się przepchać.
-Louis czy to jest twoja nowa partnerka, czy tylko kolejna laska do łóżka?-usłyszałam jedno pytanie, stanęłam i czekałam na odpowiedź mojego chłopaka, ale nie chciał nic mówić.
-Aha. Czyli jednak zabawka, myśleliśmy że coś więcej, bo przyjechałeś za nią aż do Mullingar-powiedział kolejny.
-Koleś zaczekaj-brunet odwrócił się w stronę jednego z nich-wy i tak napiszecie w gazetach nieprawdę. Nie ważne co powiem, wy i tak przekręcicie-myślałam, że za chwilę go pobije.
-Louis chodź-widziałam, że jest cholernie wściekły więc chciałam jak najszybciej wyjść z tego tłumu.
-Pamiętam jak było z Calder, mówiliście że zrobiłem jej tylko bachory, a tak naprawdę jej nie kocham. Kochałem ją uwierzcie, nadal ją kocham, ale czas leczy rany i chcę zacząć wszystko do nowa. Kocham Dominikę i moje dzieci i nie chcę żebyście zatruwali mi życie. To dla niej żyję, ona od nowa nauczyła mnie co znaczy kochać, a nie tylko kochać się z kobietami. To dzięki niej, wyszedłem z tego wszystkiego, ale wy i tak napiszecie co będziecie chcieli-krzyknął i dotarł do jednego z samochodów Niall'a, którym mieliśmy pojechać do mojego kuzyna. Gdy usłyszałam, te jego ostatnie słowa, ucieszyłam się, że tak sądzi. Poleciało mi kilka łez. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i po chwili siedział już obok mnie.
-Proszę cię nie bądź taki agresywny-powiedziałam przerażona zachowaniem mojego chłopaka.
-Oni są nienormalni, przekręcą każde moje słowo, żeby tylko wywołać sensację- mówił i nacisnął pedał gazu mocniej.
-Louis wolniej. Boje się-krzyczałam.
-Spokojnie nic ci się przy mnie nie stanie, kochanie-mówił, ale nadal nie zwolnił.
-Zatrzymaj się. Wysiadam!-krzyknęłam przerażona. Zatrzymał się na poboczu, a ja zaczęłam płakać. Chłopak wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od mojej strony. Podniosłam swoją zapłakaną twarz i popatrzyłam na niego.
-Przepraszam kochanie-przytulił mnie. Ja momentalnie odsunęłam się od niego-boisz się mnie?
-Nie, dlaczego miałabym się bać-udawałam spokojną, ale w tym momencie naprawdę się go bałam. Prawie pobił reportera i jeszcze teraz jechał tak szybko że myślałam, że zaraz naprawdę dojdzie do wypadku. Dojechaliśmy do domu mojego kuzyna, spakowaliśmy walizki i Niall zawiózł nas na lotnisko. Wsiedliśmy do samolotu i po pół godzinie byliśmy już w Doncaster, nie odezwałam się do Louis'a ani słowem. Pojechaliśmy po dzieci, ale ja nie wysiadałam ponieważ zasnęłam. Obudziłam się już w swoim łóżku do którego najwyraźniej przyniósł mnie Louis, spojrzałam na zegarek była już 20:00, jak ja długo spałam. Wstałam z łóżka, wzięłam kule i zeszłam na dół. Nalałam sobie wody do szklanki i usiadłam na fotelu w salonie. Kurczę, kocham Louis'a, ale boje się go. Z jednej strony wiem, że mi nic nie grozi, ale nie wiem jak otoczeniu. A jeśli kogoś pobije, albo co najgorsze zabije. Chciałabym znaleźć rozwiązanie.

*miesiąc później*
Dzisiaj poszłam z Louis'em na badania, aby sprawdzili czy aby na pewno ze mną jest wszystko w porządku. Gips z nogi ściągnęli mi już jakiś tydzień temu, więc powoli zaczynałam chodzić, z miednicą już wszystko było dobrze, opatrunek z głowy został zdjęty, zostały tylko te nieszczęsne żebra. Okazało się, że już prawie się zrosły. Teraz z moim chłopakiem, jeśli mogłam go tak nazwać, byliśmy dla siebie jakby obcy. Rozmawialiśmy tylko wtedy kiedy naprawdę musieliśmy, lub jeśli musiałam mu zmieniać opatrunek po postrzale. Tak bardzo chciałabym go za wszystko przeprosić i wreszcie trafić do jego ramion. W drodze do domu, przełamałam lody i przerwałam chwile ciszy.
-Zatrzymaj się! Proszę-powiedziałam. Brunet nie odpowiedział, ale się zatrzymał. Wysiadłam z samochodu i usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać. Padał deszcz a ja siedziałam jakby nic się nie działo, jakby świeciło słońce. Nagle poczułam ciepły dotyk na moim ramieniu. Za chwilę zobaczyłam Louis'a, który siedział obok mnie i próbował złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie wiedział, czy może to zrobić, ale ja się wreszcie wkurzyłam-zrób to!-krzyknęłam, a on momentalnie zaczął mnie całować. Niby przez ten deszcz powinno mi być zimno, ale brunet nie pozwolił mi abym zmarzła, rozgrzewał mnie swoim dotykiem i pocałunkami. Wsiedliśmy do samochodu na tylne siedzenia i dalej się całowaliśmy. Siedziałam na nim i jeździłam swoimi dłońmi po jego mokrej koszulce, a on odgarniał moje włosy które spadły mi na czoło.
-Przepraszam kochanie-powiedział całując mnie w czoło.
-Nie powinnam się ciebie bać- jeździłam swoim palcem po jego podbrzuszu.
-Jedziemy dziś do moich rodziców?-zapytał, uśmiechając się. Widziałam, że coś szykuje ale nie byłam pewna co.
-Dobrze Louis, a tak w ogóle gdzie oni mieszkają?-zapytałam odwzajemniając mu uśmiech.
-Na drugim końcu Doncaster, trochę dalej niż ty masz mieszkanie-odpowiedział- trzeba jechać po dzieciaki do domu, bo znowu będą korki i zajedziemy na 18:00-uśmiechnął się. Po chwili ja siedziałam na miejscu pasażera, a on na kierowcy. Kierowaliśmy się do naszego domu. Louis nie pozwolił mi wychodzić na górę, więc siedziałam z dzieciakami w ogrodzie. Nie było go około godziny. Gdy zszedł na dół, miał w rękach walizki. Było ich trzy.
-Louis, ale po co tyle walizek, wyjeżdżamy tylko na weekend-poderwałam się z miejsca i podeszłam do niego.
-Kochanie..-powiedział szeptem-nie mów dzieciakom, ale jedziemy na krótkie wakacje-resztę powiedział mi do ucha.
-Ale gdzie?-zapytałam.
-Dowiesz się w swoim czasie, na razie jedziemy do moich rodziców-odpowiedział, wziął nasze walizki, a ja wzięłam na jedną rękę Theosia, który był bardzo śpiący i za drugą złapałam Gemmę. Wsiedliśmy do samochodu. Były cholernie korki tak jak Louis powiedział. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby zatankować. Dzieciaki już słodko spały, a ja poszłam do toalety. Gdy wyszłam z pomieszczenia moje kochanie przytuliło się do mnie i zaczęło całować.
-Może zaczekajmy aż pojedziemy do twoich rodziców?-zapytałam uśmiechając się.
-Naprawdę chcesz to zrobić u moich rodziców? Moje siostry będą nas obgadywały w nocy-zaczął się śmiać.
-Trudno Lou. A co wolisz to robić na stacji benzynowej?-zapytałam całując go za uchem.
-Nie no. Może i masz rację-złapał mnie za rękę-jedźmy już, jak najszybciej musimy dojechać, żeby jak najszybciej iść do łóżka-pociągnął mnie w stronę auta.
-Aż tak ci śpieszno kotku. Myślę, że długa droga przed nami. Patrz jakie korki-uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu.
-Nawet mnie nie denerwuj myszko-pocałował mnie i usiadł na miejscu kierowcy. W końcu znudziło mnie to, że jedziemy tak powoli, więc zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy bo obudziłam się obok Gemmy i Theo w jakimś pokoju. Przeciągnęłam się i popatrzyłam przez okno. To chyba dom Louis'a. Wypadałoby może zejść na dół. Nie będę budzić dzieci. Usiadłam na łóżku i zaczęłam coraz bardziej kontaktować. Słyszałam dziewczęce krzyki dochodzące z dołu. Nagle do pokoju wszedł mój brunet-i jak się spało mojej księżniczce?-zapytał siadając obok.
-Mmm.. bardzo dobrze-pocałowałam go-ale cii.. bo dzieciaki śpią- wskazałam na malutkich.
-Idziesz poznać moje siostry i rodziców?-zapytał.
-No tak. Na pewno są fajne-uśmiechnęłam się.
-No to zobaczymy- odpowiedział i pociągnął mnie w stronę schodów.
-Dzień dobry-powiedziałam widząc rodzicielkę Louis'a.
-No wy się już znacie, więc bez zbędnych szczegółów. To jest mój tata-wskazał na postawnego mężczyznę.
-No, no śliczna jesteś niczym Calder-uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Niech mnie pan z nią nie porównuje. Ja jestem o wiele brzydsza od niej-uśmiechnęłam się.
-Wiecie Dominika ma zaniżoną samoocenę. Chociaż też racja, mój skarb mógłby troszkę przytyć-zaczął dźgać mnie po brzuchu.
-A ty mógłbyś schudnąć-chciałam mu jakoś dogryźć ale nie wiedziałam jak.
-No ja ważę normalnie. To ty masz niedowagę-objął mnie ramieniem.
-Dobrze idźcie do ogrodu czekają tam na was Phoebe, Daisy i Fizzy-powiedziała mama chłopaka.
-A gdzie Lottie?-zapytał.
-Nasza Lottie ma już chłopaka-uśmiechnął się ojciec bruneta.
-Ooo.. będę musiał z nią poważnie pogadać-uniósł głos.
-Ah. Tak nadopiekuńczość braciszka- powiedziała matka. Poszliśmy do ogrodu i dziewczynki momentalnie się na nas rzuciły.
-Hej jestem Daisy, a to Phoebe-wskazała na dziewczynkę obok.
-Wiem Louis mi tyle o was opowiadał-powiedziałam kucając przy nich.
-Ty jesteś Dominika, tak?-zapytała Fizzy.
-Tak-odpowiedziałam i wstałam. Louis objął mnie.
-Zagramy w piłkę?-zapytała starsza siostra.
-Mhm, tylko może ja i Dominika staniemy na bramkach bo nie możemy się przemęczać-powiedział Lou. Zaczęliśmy grać na naszym "boisku". Po chwili wszyscy byliśmy padnięci i usiedliśmy na trawie.
-Braciszku pamiętasz jak obiecałeś mi, że powiesz jak się robi dzieci?-zapytała Felicity.
-Nie, nie przypominam sobie-zaczął kręcić nosem.
-Ale my pamiętamy-momentalnie bliźniaczki odpowiedziały zgodnie, razem.
-Może kiedy indziej, idźcie do Theo i Gemmy obudzić ich-powiedział, bo chciał się wywinąć.
-Może i je dasz nabrać. Ale ja się nie dam. Nie unikniesz tej rozmowy-Fizzy wstała, popatrzyła na nas i pobiegła w stronę domu.
-Ty miałeś im tłumaczyć jak się dzieci robi?-zapytałam śmiejąc się.
-No tak, może kiedyś im obiecałem-odpowiedział. Reszta się obudziła, zjedliśmy kolację. Lottie nie wróciła, więc poszliśmy do łóżek.  "Nasze" dzieciaki poszły spać do swoich przygotowanych przez Johannah pokoi. Zmieniałam opatrunki Louis'owi kiedy usłyszeliśmy..
Więcej w kolejnej części ;)
Dziękuje za nawet zwykły komentarz typu:
"CZYTAM"
"NEXT"
"PODOBA MI SIĘ"
Tyle wystarczy. ;)
Chcę się dowiedzieć ile osób to tak
naprawdę czyta <3

~Tomlinson'owa

15 komentarzy: