niedziela, 21 lutego 2016

Zayn cz.27

Spoglądam na naszą córkę w momencie kiedy Zayn trzyma ją na rękach i delikatnie kołysze w prawo i lewo. Jest już tutaj od trzech tygodni. Przyzwyczaiłam się, że już tutaj jest, ale dalej ani razu nie wzięłam jej na ręce, nie przytuliłam jej, ani nie pozwoliłam Zayn'owi, żeby była obok mnie. Nie wiem do czego byłabym zdolna, gdyby zostawił ją ze mnę samą w tym cholernym mieszkaniu. Nadal zastanawiam się jak teraz wyglądałby Austin. Czy byłby bardzo podobny do Chanel, czy nie przypominałby jej w ogóle.
-Suzan mogłabyś posiedzieć chwilkę z Chanel? Chciałbym iść do toalety, a zostaliśmy sami w mieszkaniu.
-Nie. Nie ma mowy. Nie dotknę jej.
-Boże Suzan. Do cholery to jest twoja córka.
-Ale zniszczyła naszego syna i to przez nią teraz nie żyje.
-Nic nie poradzisz na to, już teraz. Jedno z nich i tak od początku miało umrzeć. Tak było zaplanowane u Boga. Jedno z nich musiało umrzeć. A Chanel cię teraz potrzebuje. Jesteś jej cholerną matką.
-Ona potrzebuje mnie tak samo jak ty kiedyś mnie potrzebowałeś, tak?
-Nadal cię potrzebuję, ale odsunęłaś się, więc ja zrobiłem dokładnie to samo. Nie śpię z tobą, bo nawet nie wiem czy byś tego chciała. Nie dotykam cię, bo boję się, że cię urażę. Nawet z tobą nie rozmawiam, bo boję się, że będziesz się na mnie wyżywać. To nie jest takie łatwe Suzan jak tobie się wydaje. Wyobraź sobie kurwa, że ja też mam uczucia, że ja też cierpię i że mnie też boli to, że nasz syn umarł. Ale wybaczyłem Chanel, bo ona jest malutka. Nie rozumie co się stało. Potrzebuje nas do cholery. Dziewczyno zrozum to wreszcie. Posłuchaj mnie. Musisz w końcu się z przełamać. Ona potrzebuje ciebie tak samo jak ja, Suzan. Kochanie. Jesteś wszystkim co mam prócz Chanel. I jest mi ciężko. Jest mi ciężko kiedy patrzę na ciebie i na to jak patrzysz na nas. Czasem po prostu patrzysz i nic nie mówisz. Te dni są najgorsze. Czasem nawet płacze, bo nie wiem co muszę jeszcze zrobić, abyś ty się zmieniła i zrozumiała to wszystko. Nie wiem czy rozmawiałaś z kimkolwiek o tej sytuacji, ale ja już jestem zmęczony tym wszystkim i wiesz co? Pierdolę to wszystko. Pierdolę ciebie, pierdolę nasze życie. Ale wiesz czego nie pierdolę? Nie pierdolę Chanel bo wiem, że ona kocha mnie bardzo mocno. Jestem zawsze przy niej i to ja budzę się każdej nocy aby ją uspokoić, zanieść do kuchni, zrobić jedzenie i wrócić do sypialni.
W momencie widzę to, czego nie chciałam widzieć. Jest mega wkurzony. Naprawdę. Chyba wszystko go już przerosło. Nie dziwię mu się, ale nie powinien aż tak się denerwować. Poprawia Chanel na rękach i wchodzi po schodach uspokajając naszą córkę. Kiedy znikają w korytarzu momentalnie zanoszę się płaczem i nie wiem co ze sobą zrobić. Wstaję z kanapy i idę do kuchni. Kiedy jestem już w pomieszczeniu, najpierw spoglądam przez okno, a później sięgam po leki na uspokojenie i wodę. To stało się moim uzależnieniem. Dzień w dzień zażywam te leki. Co tydzień chodzę do lekarza, aby przepisał mi nowe leki. Podskakuję do góry, kiedy słyszę, że ktoś trzaska drzwiami do tego pomieszczenia. Odwracam się i dostrzegam Zayn'a bez koszulki, który opiera się o szafkę, a jego mięśnie co chwile się napinają. Chcę go przytulić, ale nie mogę tego zrobić. Muszę wyjść z tego pomieszczenia. Nie mogę przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, Mam ochotę zarówno się popłakać i cholernie mocno go przytulić. Moje emocje są takie chujowe. Nienawidzę siebie za to, co się wydarzyło. Za to jak zachowuję się teraz i jak będę się zachowywać. Odkładam szklankę na bok i wychodzę z kuchni. Łzy nadal spływają po mojej twarzy i zaczynam się trząść. Chcę wrócić. Muszę wrócić. Tak bardzo za nim tęsknię.
-Zaczekaj do cholery!
Jego głos sprawia, że cała zamieram. Staję w miejscu i nie potrafię się ruszyć. Czuję jak ciągnie mnie za ramie i już po chwili patrzę w jego cholerne oczy. Robię cholerny błąd. Dobrze, wiem, że nie powinnam tego robić. Zayn delikatnie kładzie swoje dłonie na moich ramionach i pociera je. Dlaczego on jest bez koszulki? Nie powinien kurwa.
-Chanel zwymiotowała, to dlatego, a ja nie wytrzymałem więc się wkurwiłem. Posłuchaj mnie. Ja naprawdę cię potrzebuję. Każdego dnia kocham cię mocniej. Zrozum, że ja chcę żebyśmy byli szczęśliwi na zawsze, żeby nic nie mogło nas rozdzielić. Kochanie, posłuchaj mnie. Przepraszam, że taki jestem, że krzyczę i nawet z tobą nie rozmawiam. Ja po prostu kocham cię tak mocno, że nie radzę sobie z nami. Nie radzę sobie z tym, że ty cierpisz. Cały czas wydaje mi się, że to jest moja wina, że to przeze mnie. Że nigdy nie będzie tak jak dawniej. Że już nigdy tak naprawdę mnie nie pokochasz Suzan.
-Nie mów tak. Proszę. Wiem, że może jestem trochę drętwa, nie miła, nie rozmawiam z tobą, ale nigdy nie powiedziałam, że cię nie kocham, bo robię to cholernie mocno. Po prostu czasem mam dość całego życia. Wydaje mi się, że wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Gdyby nie ten cholerny wypadek, wszystko byłoby inne. My bylibyśmy inni. Pewnie bylibyśmy już małżeństwem, albo nie utrzymywali kontaktu. Nikt nie może tego wiedzieć. Wiem tylko to, że nie chciałabym się cofnąć do tamtego momentu i zmieniać cokolwiek. Jest dobrze, tak jak jest teraz.
Dotykam delikatnie jego skóry, która jest ciepła i patrzę na niego. W momencie przyciąga mnie do siebie i zaczyna masować skórę głowy. Opiera brodę na mojej głowie i jeszcze mocniej przyciska do siebie. Zaczynam cholernie płakać, ponieważ tęskniłam za tym. Tęskniłam za zwykłym przytuleniem się do mojego narzeczonego. Przekładam dłonie na jego plecy i mocno naciskam na jego skórę. W momencie odrywa się ode mnie i chwyta moje dłonie, które całe drżą.
-Ej, nie płacz. Nic się nie dzieje. To nie jest twoja wina, rozumiesz? To że nie rozmawialiśmy to nie twoja wina, kochanie. Nie możesz płakać, rozumiesz?
Przytakuję, a on ociera moje łzy swoimi kciukami. Przymykam powieki i zaczynam spokojniej oddychać. Chcę przestać w końcu zamykać się przed całym światem, przestać w końcu zadręczać samą siebie. Muszę wrócić do normalności, to wszystko nie może tak źle wyglądać. Czuję oddech Zayn'a, coraz bliżej mojej twarzy i wstrzymuję powietrze. Jego wargi delikatnie łączą się z moimi, które są suche i pozostawia na nich pocałunek. Chanel zaczyna płakać, a on odsuwa się ode mnie.
-Chcesz do niej iść sama?
-Nie. Ty idź. Sądzę, że to jeszcze za wcześnie. Jeszcze chyba nie jestem gotowa. Wydaje mi się, że coś mogłoby się stać. Mogłabym jej coś zrobić, uszkodzić ją. Jestem cholernie złą matką i wiem o tym, ale ja po prostu wszystko przeżyłam dwa razy mocniej. Jestem kurwa jeszcze nastolatką, a przeżyłam totalny koszmar. Nie mogę sobie z tym poradzić. Najpierw dzieciństwo, teraz to. Czasem zastanawiam się dlaczego to akurat musiało spotkać mnie? Nie kogokolwiek, tylko mnie. Nienawidzę siebie za to. Chciałabym czasem zniknąć i sprawić żebym już nigdy nie wrócić.
-Nie mów tak. Gdyby nie ty, moje życie nadal byłoby jedną wielką imprezą.

------------------------

Spoglądam na Chanel i opieram się o łóżeczko. Już od kilku dni przychodzę do jej pokoju i przyglądam jej się. Nie potrafię jeszcze wziąć jej na ręce, czy dotknąć. Jest taka cholernie drobna. Jestem pewna, że lubię jej uśmiech, bo uśmiecha się do mnie cały czas. Przypomina mi Zayn'a w trzystu procentach. Ma strasznie ciemne włosy i karnację taką jak mój narzeczony.
-Przepraszam kochanie, że tak cię traktuję. Boję się po prostu, że zrobię ci coś i będziesz musiała odejść tak jak zrobił to twój braciszek. Nawet nie wiesz jak mocno wtedy cierpiałam. Twój tata oszukiwał mnie przez cały czas. Ukrywał przede mną, że jest was dwoje. To nie tak, że ja cię nienawidzę. Ja cię cholernie mocno kocham, tylko boję się, że mogę cię stracić. Że coś ci zrobię, że będziesz na tyle krucha, albo cokolwiek się wydarzy, upuszczę cię na ziemię, a ty stracisz przytomność. Kocham cię kochanie. Jesteś moją śliczną gwiazdeczką i mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi to, ze trzymam się od ciebie tak daleko. Nawet nie będziesz tego pamiętać, ale ja przez resztę twojego życia będę cię przepraszać.
Uśmiecham się do niej i odwracam się w stronę drzwi. Dostrzegam w nich Zayn'a, który płacze. Nie wiem co się stało. Nie rozumiem tego. Uśmiecham się do niego i kieruję się w jego stronę. Rozmawiamy często, ale czasem nie chcę mu się narzucać, tak jak tym razem. Coś się musiało wydarzyć, że płacze, a ja nie chcę o tym z nim rozmawiać. Kiedy próbuję przejść obok niego, on chwyta moją dłoń. Zaciska na niej uścisk i przyciąga do siebie.
-Jestem tak cholernie z ciebie dumny, Suzan. Zrobiłaś w te dwa tygodnie cholerne postępy. Kocham cię tak cholernie mocno. Jesteś taka silna, kochanie.
-Dlaczego płakałeś?
-Bo nigdy nie słyszałem od ciebie do Chanel takich słów. Wiem, że się o nią boisz, tak jak ja każdego dnia. Wstaję w nocy nawet jeśli nie płacze tylko po to aby usłyszeć, że oddycha. Czasem śni mi się, że budzę się we śnie i ona nie oddycha. Jest sina i zimna. Zaczynam krzyczeć, ale nikt mnie nie słyszy. Później budzę się normalnie i siedzę przy niej resztę nocy bez zasypiania.
-Wszystko będzie dobrze. Przeżyła już tyle, że przeżyje z nami do końca. Jest silną dziewczynką. Kocha nas, tak mocno jak my ją kochamy.
Uśmiecham się do niego i owijam ramiona wokół jego talii. Pachnie papierosami i Zayn'em. Prosiłam go, żeby nie palił, ale nadal mnie nie słucha To tak cholernie mnie dobija. Nie chcę, żeby dostał raka płuc. Nie wiem nawet gdzie był. Siedziałam w pokoju Chanel jakąś godzinę i nie myślałam o Bożym świecie, chciałam być po prostu z nią sam na sam, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Całuję materiał koszuli Zayn'a i mocniej przytulam się do niego. Jeszcze chwilę tak stoimy, lecz już po chwili oboje podchodzimy do łóżeczka Chanel. Zayn bierze ją na ręce i uśmiecha się do mnie. Delikatnie porusza się na boki, a ja naprawdę jeszcze raz w nim się zakochuje. Wygląda tak cudownie z naszą córką na rękach. Bez niej wygląda idealnie, a z nią to dopiero pieprzona perfekcja. Chcę mu o czymś powiedzieć.
-Zayn, czy mogę jechać dzisiaj do Eleanor? Rozmawiałam z nią dzisiaj i chciała żebym przyjechała. Mogę?
-Dlaczego się mnie pytasz? Jasne, że możesz. Ja też miałem jechać do Louisa, ale jeśli nie chcesz jechać razem, to pojadę później. Chcieli zobaczyć Chanel.
-Tak wiem. Wspominała mi coś o tym, ale myślałam, że nie będziesz chciał tam nigdzie jechać.
-Chcę. Chcę być zawsze w tym samym miejscu co ty i chcę kochać cię już na zawsze.





_____________________________
Soł. Jest krótki, więc bardzo przepraszam. I przepraszam, też za to że jest tak późno. Mam nadzieję, że wam się spodoba, więc enjoy
All the love, 
Rose x.

niedziela, 17 stycznia 2016

Zayn cz.26

Zayn's Pov

-Ale co z dzieckiem?
-Pani Young nosi ciążę bliźniaczą, jak na razie wszystko w porządku panie Malik. Jest tylko jeden problem. Jeśli uda się pani Young donosić ciążę do końca, to trzeba będzie wybierać. Albo trzeba będzie ratować ją, albo dzieci. Trójka nie przeżyje, nie ma na to najmniejszych szans. Ta ciąża wykończy pana narzeczoną. Niech pan się nie przeraża gdy zacznie tracić na wadze. Ta ciąża czasem wyniszcza organizmy, zwłaszcza takie jak ma pani Young. Jest to młoda i drobna dziewczyna.
-Nie będzie można nic zrobić?
-Niestety.
Dziękuję temu lekarzowi, a moje serce przyspiesza do chyba najszybszych możliwych obrotów. Tak. Chcę, żeby Suzan została, nie dziecki. Nie poradzę sobie sam z dziećmi. Nie chcę ich sam mieć. Później będą się mnie pytały gdzie jest mama. Nie będę potrafił odpowiedzieć, oni zawsze będą zabójcami mojej narzeczonej jeśli się urodzą. Na zawsze tylko z tego ich będę kojarzył, nawet jeśli to moje, pieprzone dzieci. Będą mi ją przypominały za każdym razem, gdy na nie spojrzę. Przecieram oczy, żeby Suzan nie widziała, że płakałem. Wchodzę do sali w której leży i uśmiecham się do niej. Nie ma nikogo na tej samej sali bo zapłaciłem za to do cholery. Nie chcę żeby jakaś popieprzona laska zadzwoniła do jakiejś gazety i powiedziała co tak naprawdę stało się Suzan. Jak znam życie już wszystkie piszą o tym, że straciła dziecko, ale nie ważne. Ja wiem, że nic takiego się nie stało i to jest najważniejsze. Siadam na fotelu, który stoi obok jej łóżka i chwytam jej delikatną dłoń. Całuję jej wierzch, a ona się uśmiecha.
-Wszystko będzie dobrze.
-Zayn, co z dzieckiem?
-Wszystko dobrze. To brak żelaza i zbyt duży stres wywołał u ciebie omdlenie. Wszystko już jest opanowane.
-To dlaczego płaczesz?
Spogląda na mnie spod byka, jakby wiedziała, że chcę coś ukryć. Ej. Wcale nie płaczę, ja płakałem, ale teraz już nie płaczę. Suzan nie chciałaby wiedzieć dlaczego, oj nie chciałaby. Naprawdę. To mógłby być dla niej za duży szok. Nie chcę jej na razie o tym mówić. Może poroni. Wiem, że to trochę egoistyczne, ale nie chcę jej stracić. Chcę ją mieć na zawsze, a tak to będę musiał wybierać między dziećmi, a nią. Nie chcę żeby wiedziała, że ma ciążę bliźniaczą.
-Nic, nic. Nic się nie dzieje.
-Jeśli mi nie powiesz to zerwę zaręczyny.
-Syn mojej kuzynki miał wypadek na motorze, zmarł w szpitalu podczas operacji.
Wymyślam coś na poczekaniu, ponieważ ani jedna z moich kuzynek nie ma jeszcze dziecka. Chce mi się trochę z tego śmiać, ale co lepiej byłoby gdybym powiedział jej prawdę? No chyba jednak nie. Musiałoby mnie pojebać żebym to zrobił. Kocham ją, a wiem, że to byłaby dla niej okropna wiadomość i nie potrafiłaby tego do siebie przyjąć.
-Przykro mi.
-Niestety, takie rzeczy czasem się zdarzają. Nie możemy nic na to poradzić. Ale ty już wyjdziesz za kilka godzin i pojedziemy prosto do domu, już bez żadnych imprez, sklepów ani nic. Nie będziemy cię już bardziej na stres narażać, bo umrze nam nasza mamusia, tak skarbie?
Pochylam się do brzucha mojej narzeczonej, przykładam do niego usta i mówię co chwilę całując go. Może wyglądam jak kompletny świr i jeszcze przed chwilą mówiłem, że te dzieci są popieprzone, ale jeśli Suzan przeżyje to obiecuję, że będę kochał te dzieciaki wiecznie. Będą dwójką z moich trzech największych szczęść. Będziemy szczęśliwi jeśli tylko wszystko się uda. A może jednak lekarz się myli i uda jej się urodzić te dzieci i przeżyć?

------------------------------

Suzan's Pov

On jest takim cholernym kutasem. Coraz bardziej zachowuje się jakbym była upośledzona. Nie wziął mnie na tą galę, bo co? Bo tam dużo ludzi. Mam już tego dosyć. Nawet nie odbiera tego pieprzonego telefonu w sumie tak jak reszta. Grace co chwilę przychodzi i pyta się czy ma mi coś zrobić do jedzenia. Nie jadałam już od jakichś dwóch godzin, ale nie będę jadła. Póki on nie wróci ja nic nie zjem.
-Suzan, powinnaś coś zjeść. Zaszkodzi to tobie i dziecku.
-Grace. Zjem. Jak on wróci ja zjem. On też powinien odbierać ode mnie telefony, rozumiesz? Dlaczego żadne z nich nie odbiera tego pieprzonego telefonu?
-Nie przejmuj się. Pewnie nie słyszą telefonów. Przecież to nie jest jakaś cholerna stypa. Spokojnie. Chodź zrobiłam ci ryż z zielonym groszkiem i kurczakiem.
-Nie... Grace..
Nagle słyszę, że winda się otwiera. Wstaję z kanapy i szybkim krokiem kieruję się w stronę hallu. Prowadzi go dwóch ochroniarzy. O nie. Tak to się kurwa nie skończy. Nie będzie pił gnojek jeden. Pokazuję chłopakom, że mają odejść, a oni od razu schodzą mi z drogi. Wiedzą, że ze mną nie ma teraz żartów i od pewnego czasu raczej mnie nie denerwują. Słuchają mnie cały czas. Zayn prawie upada na podłogę, lecz w ostatniej chwili chwyta się białej komody.
-No i co zadowolony jesteś z siebie tak?
Bredzi coś pod nosem, a ja żeby się uspokoić gładzę mój brzuch. Uspokój się Suzan, nie możesz się denerwować. Zaszkodzi to tobie i maluszkowi. Patrzę w sufit i głośno wypuszczam z siebie powietrze.
-Pytam się kurwa... zadowolony jesteś z siebie kretynie? Nawet nie wiesz jak się cholernie o ciebie martwiłam. Stawałam już na głowie. Dzwoniłam do każdego z was, nikt kurwa nie odbierał. Myślałam, że moje serce wypierdoli z klatki piersiowej.
Podchodzę do niego i zaczynam bić go po tej schlanej twarzy. Kurwa, obiecał mi, że nie będzie pić. A teraz co? Spił się jak kurwa nigdy. Wygląda jak ostatni śmieć. Nie wiem ile razy jeszcze uderzam go po głowie, ale czuję, że ochroniarze chwytają mnie i jeden z nich owija ramiona wokół mnie. Thomas. Jedyny, który mnie rozumie.
-Dlaczego on to zrobił? Dlaczego znowu się spił?
-Panno Young, spokojnie. Pan Malik z tego co mi wiadomo nie wypił dużo. Po prostu był zmęczony tym całym dniem. Kilkoma występami na gali. Każdy z nich tak wyglądał, nawet panna Calder, która od pewnego czasu nie pije. Wygrali pięć nagród i to chyba dlatego. Nie denerwuj się już, zaszkodzi to dziecku. Położymy pana Malika wstać i wszystko będzie dobrze. A teraz idź coś zjedz. Słyszałem od Grace, że nic panienka nie jadła.
-Obiecujesz mi, że będzie już bezpieczny?
-Oczywiście, że tak.
Uśmiecha się i puszcza mnie. Patrzę jak biorą totalnie nieprzytomnego Zayn'a pod pachy i idą z nim na górę. Nawet nie wiem kiedy, ale łzy same leją mi się po policzkach, a ból brzucha jest coraz silniejszy. Ostatnio jeszcze bardziej krwawię i mam intensywniejsze bóle. Jestem już w szóstym miesiącu i mam nadzieję, że już teraz wszystko się ułoży. Podchodzę do Grace, która siedzi przy stole i już je ze swojego talerza. Uwielbiam tą gosposię. Jest dla mnie tak cholernie wyrozumiała i dobra. Gdyby nie ona nie mam pojęcia co bym zrobiła, gdyby Zayn nie odbierał dalej tych telefonów. Zagłodziłabym się na cholerną śmierć. Czuję zapach groszku i kurczaka i momentalnie zaczynam napychać sobie usta. Jestem tak cholernie zła, że zjadłabym w tym momencie już wszystko. Chcę iść się już wykąpać i położyć się w pokoju gościnnym, bo nie będę spała z alkoholikiem. Musiałoby mnie już totalnie pojebać, żebym z nim w tym momencie spała. On nawet nie będzie pamiętał o tym, co dzisiaj się działo. Jak bardzo okładałam go pięściami. Nic. Jest tak pijany, że nic nie będzie kojarzył. Mam nadzieję, że opamięta się w końcu i przestanie pić. Mówił, że przestał, a pije cały czas. Jeśli się nie zmieni ja się znowu wyprowadzę. Nie wiem gdzie ale to zrobię.

----------------------------------

Budzi mnie okropny ból brzucha. Zaczynam krzyczeć, ale nikt mnie chyba nie słyszy. To nie może się dziać. Przecież, to jeszcze trzy miesiące. Staram się wstać z łóżka i kiedy jestem już na nogach widzę, że po moich nogach spływa krew zmieszana chyba z wodą, ponieważ kolor nie jest tak intensywny jak zwykle. Zwijam się w bólu, ale i tak podchodzę do drzwi aby je otworzyć. Ktoś w końcu musi mnie usłyszeć. 
-Pomocy!
Nagle z pokoju wybiega Zayn i podbiega do mnie. Nadal czuć od niego alkohol, ale w tym momencie nie przeszkadza mi to. Mój brzuch tak cholernie mnie boli, a ja zaczynam płakać. Ja nie chcę stracić tego dziecka. Nie mogę. Chwytam jego twarz w dłonie i patrzę głęboko w oczy.
-Zayn zadzwoń po pogotowie, albo zawieź mnie do tej cholernej kliniki. Nasze dziecko umiera. Pomóż nam. Ono nie może odejść. Jestem z nim związana, rozumiesz? 
-Tak.Już. Ubiorę cię i siebie i pojedziemy do kliniki. Spokojnie.
-Jak, mogę być do cholery spokojna? Tracę nasze dziecko, ty jesteś pijany. Jak mogę być do chuja spokojna? 
Krzyczę na niego, ale on tylko wbiega do pokoju. Z pokoju w którym mieszka Grace i Thomas wybiegają oboje i podbiegają do mnie. 
-Thomas pomóż nam. Zawieziesz nas do szpitala?
-Tak. Ubiorę się i pojedziemy.
Mam już dość czekania. Grace jest cały czas przy mnie, a z sypialni wybiega Zayn już ubrany, a w ręce trzyma moje spodnie dresowe. Siadam na krześle w korytarzu, a on szybko mi je ubiera. Kiedy już jesteśmy w pełni gotowi mój narzeczony  bierze mnie na ręce i wchodzi ze mną i Thomasem do windy. Grace powtarza jeszcze raz, że wszystko będzie dobrze, a ja kładę dłoń na moim brzuchu. Kiedy jesteśmy już na parkingu, Zayn kładzie mnie na tylnych siedzeniach samochodu, siada ze mną i kładzie moją głowę na swoich kolanach. Patrzę na niego i widzę, że płacze. Proszę, kochanie nie płacz. To nie twoja wina. Nie mogło nam się udać. To byłoby zbyt piękne, żeby kobieta, której jakimś cudem udało się zajść w ciąże urodziła. Czuję co chwilę skurcze, a moje serce wybija coraz szybszy rytm. Nie wiem za ile tam dotrzemy, ale ja już nie dam rady. Zaraz zwariuję. Kiedy w końcu Thomas staje w miejscu, a ja widzę szyld kliniki sama wstaję. Ja muszę normalnie urodzić. Muszę. Otwieram drzwi i prawie mdleje, ale Zayn jest szybszy. Chwyta mnie w ostatniej chwili, ale już powoli widzę zamazane tło. Podchodzą do mnie pielęgniarze i sadzają mnie na wózku.
-W skali od jeden do dziesięć jaki ból pani odczuwa.
-Chyba zero.
Wypowiadam te słowa zgodnie z prawdą, ponieważ nagle przestałam cokolwiek odczuwać. Nie wiem co się dzieje. Przecież do cholery nie powinno tak być. Otwieram szerzej oczy i dostrzegam mojego lekarza, który już czeka na mnie przed jedną z sal. Kiedy pielęgniarze wprowadzają mnie do pokoju w którym jest duże oświetlenie, które mnie oślepia. Wiem, że nie ma tutaj już Zayn'a. Nie pozwolili mu tu wejść. Słyszę jego krzyki, lecz także Thomasa, który go uspokaja. 
-Jeśli ona umrze oskarżę pana o spowodowanie śmierci. Proszę ratować ją, a nie dzieci.
-Spokojnie panie Malik. Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Postaramy się uratować i ją i państwa dziecko. 
Jakie dzieci do cholery? Czy ja jestem w ciąży bliźniaczej? Dlaczego niby mi coś grozi? Nikt mi o tym nie powiedział. Kładą mnie na jakimś łóżku, rozkładają nogi, tak że widzą moją pochwę. Do ust wlewają mi się łzy i krople potu. Mam już dość. Krzyczę i nie wiem kompletnie co mam robić. Lekarz powtarza mi żebym parła, tylko do cholery ja nic nie czuję. Nawet nie wiem czy to robię. Jedna z pielęgniarek chwyta moją dłoń i mówi i abym zaciskała swoją, gdy zacznę przeć. Myśli, że to takie proste gdy nic się nie czuje. Lekarz cały czas powtarza, żebym robiła to mocniej, lecz już po chwili gestem ręki pokazuje, żebym przestała. Czy ja już urodziłam? Czy wszystko się udało? Mogę zobaczyć moje dziecko. Za mgłą widzę, że jedna z pielęgniarek odbiera coś z rąk lekarza, a ja mam ochotę krzyczeć. Dlaczego ono nie płakało? Ono miało do cholery płakać. 
-Pani Young, urodziła pani córkę. Nie ma jeszcze rozwiniętych wszystkich zmysłów, ale miejmy nadzieję, że po kilku miesiącach spędzonych w inkubatorze przeżyje. Jak na razie jest bardzo drobna i nie możemy jej pani dać. Syn nie przeżył.
-Dobrze, tylko dlaczego ja nic nie czuję i nie czułam podczas porodu?
-Pani ciąża mogła zagrozić pani dzieciom lub pani. Straciła pani wiele krwi, zaraz straci pani przytomność, ale niech pani się nie denerwuje. Postaramy się zrobić co w naszej mocy aby panią operować. Wszystko będzie dobrze. 
-Moment jakie dzieci?
-Miała pani ciąże bliźniaczą. Wiadome było, że któreś z nich umrze. Teraz tylko musimy myśleć o uratowaniu pani.
Uśmiecha się do mnie i kompletnie już nic nie widzę. Nie mam pojęcia co się dzieje. Jestem pewna tylko jednego. Uśpili mnie. Będę miała operacje. Tylko dlaczego nikt mi nie mówił o tym, że moje życie jest zagrożone? I jakim cudem? Czy mam jakąś wadę o której nie wiem?

---------------------------------

Zayn's Pov

-I co? Jak z Suzan?
-Opanowaliśmy krwotok. Przeprowadziliśmy operację serce i wszystko powinno być już na dobrej drodze. Jedno z dzieci niestety umarło podczas porodu, drugie udało się uratować. Będzie mógł pan zobaczyć małą za dziesięć minut. Niech pan się nie przerazi, ponieważ będzie leżeć w inkubatorze. Nie wszystkie narządy jej się jeszcze wykształciły.
-Czyli mam córkę?
-Tak. Państwa syn był o wiele mniejszy, więc już wiedzieliśmy, że jego już nie uratujemy. Przykro mi pana o tym informować.
-Najważniejsze, że Suzan żyje. Tylko o to chodziło. Dziękuję panu z całego serca.
-Ratowanie ludzkiego życia to moja praca. 
Uśmiecha się do mnie, a ja prawie podskakuję ze szczęścia, ponieważ udało się. Mój skarb przeżył. Nie wyobrażam sobie co by się stało gdyby miało jej teraz zabraknąć. Zawsze chciałem mieć córkę. Nazwiemy ją Perrie. Chyba, że Suzan się nie zgodzi. Nazwiemy ją tak jak będzie chciała. Wszystko mi jedno. Chcę zobaczyć naszą córeczkę, a później narzeczoną. Jezu. Czasem marzenia się spełniają. Nie wiem czy Suzan wie o tym, że nosiła dwójkę dzieci, ale jeśli tak to będzie zła o to, że jej nie powiedziałem. Nikt o tym nie wiedział. Tylko ja i lekarze. Jeszcze gdy dowiedziałem się, że jedno z nich nie przeżyje. Nie mogłem tego zrobić. Później paparazzi mówiliby, że straciliśmy jedno dziecko i bla, bla, bla żeby tylko nakręcić sprzedaż swojej gazety. To jest przecież cud, że ona się urodziła. Suzan była dopiero w szóstym miesiącu. Rzadko udaje się wtedy urodzić dziecko. Musiała iść w zaparte. Przez ostatnie dwa miesiące strasznie schudła. Jadła dużo, ale chudła. Przyzwyczaiłem się do widoku jej zapadniętych policzków i coraz bardziej wystających kości zarówno obojczyków jak i kolan. Ale teraz wszystko się zmieni. Zacznie od nowa przybierać na wadze, a nasza córka za kilka miesięcy pojawi się w naszym mieszkaniu. Nagle z jakiegoś pokoju wychodzi pielęgniarka i podchodzi do mnie.
-Proszę za mną. Może pan już zobaczyć swoją córeczkę. Jest bardzo ładna. 
Przytakuję i idę tuż za nią. Kiedy wchodzimy do pomieszczenia dostrzegam dzieci leżące w inkubatorach, mają wczepione do ust rurki z tlenem i mocno zaciśnięte powieki. Nagle pielęgniarka staje przy jednym z nich i pokazuje mi nasze szczęście. Jest taka śliczna. Ma takie drobniutkie dłonie i nóżki. W sumie jest cała drobniutka. Jej klatka piersiowa unosi się i opada w równym rytmie, a ja czuję dziwne uczucie. Czy ja płaczę? Naprawdę? Przecieram dłonią moje oczy, a pielęgniarka się do mnie uśmiecha i delikatnie poklepuje po ramieniu. 
-Wszystko już dobrze panie Malik. Pańska narzeczona była bardzo dzielna i szybko poszło.
-A mogę zobaczyć syna?
-Niestety nie ma takiej możliwości. 
-Proszę. Zapłacę pani wszystkie pieniądze. Niech pani mnie do niego zabierze. Chcę po raz ostatni go zobaczyć. Chcę zobaczyć jak wyglądał, bo nie będzie mi dane go mieć przy sobie.
-Dobrze, ale nie chcę żadnych pieniędzy i nikt ma się nie dowiedzieć, że pan widział zmarłe dziecko. Nie możemy go pokazywać. 
Chwyta moją dłoń i ciągnie mnie przez całą salę. Otwiera drzwi i widzę same umywalki. Nagle dostrzegam małe zawiniątko leżące na metalowym stole. To on, prawda? To nasz mały synek. Podchodzę bliżej i dostrzegam go. Jest o wiele mniejszy od naszej córki. Jego dłonie i stópki są drobniejsze, a główka malutka. Dobrze, że umarł od razu. On by nie przeżył nawet w inkubatorze. Przynajmniej od razu będziemy cierpieć, a nie później. Łatwiej jest się rozstać z dzieckiem z którym nie spędziliśmy ani chwili czasu. O wiele prościej. Delikatnie przejeżdżam dłonią po jego kruchym i gładkim ciele i całuję jego brzuszek. Jest zimny. Cholernie zimny, a z moich oczu znowu spływają cholerne łzy. Przytakuję i wychodzę z pomieszczenia trzymając się ramienia pielęgniarki. Zaraz zwymiotuję. Po co tam szedłem? Teraz mi tak cholernie niedobrze. Uśmiecham się do niej i żegnam się z naszą córką dotykając inkubatora. Wychodzę z sali i nabieram głęboki oddech. Moje łzy nie przestają spływać po mojej twarzy. Nagle podbiegają do mnie ludzie i zaczynają mnie przytulać. Otwieram oczy i dostrzegam, że to są chłopcy razem z dziewczynami. Zaczynają płakać, nawet nie wiem dlaczego. Może oni myślą, że Suzan straciła dziecko? Może najwyższy czas powiedzieć im prawdę. 
-Przeżyły. Obydwie przeżyły. Ale nasz syn umarł.
-Chcesz nam powiedzieć, że..
-Tak. Suzan była w ciąży bliźniaczej. Nawet ona o tym nie wiedziała. Prosiłem lekarza, żeby nic nie mówił. Powiedział mi już dawno że jedno z nich umrze. Powiedziałem mu, żeby ratował Suzan i jedno dziecko. Nie chciałem, żeby wiedziała. 
-Przykro nam Zayn. 
-Nie. Nie mówcie tak. Dobrze się stało, że umarł teraz a nie później. Łatwiej było mi się z nim rozstać. 
-A jak mała?
-Leży teraz w inkubatorze. Dają jej duże szanse przetrwania. Za kilka miesięcy wróci już do domu. Najważniejsze, że Suzan została z nami. 
Uśmiecham się do nich, a oni tylko przytakują. Wszyscy mają zdrętwiałe miny. Wiem, że to co przed chwilą im powiedziałem było nowością, ale muszą do tego przywyknąć. Czasem się tak zdarza, że nie możemy mieć wszystkiego na raz. Nagle podchodzi do nas lekarz Suzan i uśmiecha się.
-Pani Young chciała z panem porozmawiać. Sam na sam. 
-Dobrze. Wszystko z nią już dobrze?
-Tak.
Opuszczam naszych przyjaciół i idę za lekarzem do sali w której leży Suzan. Mam nadzieję, że nic się nie dowiedziała, nie chcę żeby wiedziała. Uśmiecha się do mnie kiedy wchodzę przez przeszklone drzwi. Siadam na fotelu obok jej łóżka i chwytam jej drobną dłoń.
-Udało się skarbie, mamy córkę. Widziałem ją już. Jest śliczna. 
-Zayn, ale ja miałam w sobie też drugie...
-Wiem, Suzan. Nasz syn umarł. Był o wiele mniejszy niż nasza mała dziewczynka. Z tego co wiem tak się dzieje, gdy jedno z dzieci jest silniejsze i przyjmuje więcej pokarmu.
-Czyli to ona go zabiła?
-Nie. To nie tak. 
-Nie chcę jej widzieć. Nie. 
-Nie mów tak. To nasza córka. Od początku wiedziałem, że jedno z naszych dzieci umrze. Lekarz od razu mi to powiedział. Dlatego nic ci nie wspominałem, a lekarz nie mówił ci dokładnie na USG o wszystkim. Prosiłem go o to. Wiem, że wtedy chciałabyś żeby dzieci przeżyły, a nie ty. Wiem o tym. Dlatego nie mogłem do tego doprowadzić. Nie płacz już kochanie. Wszystko będzie dobrze.
-Przestań tak mówić! Nic nie będzie dobrze. Nasza córka zabiła naszego syna. Uważasz, że to normalne, kurwa? 
-Tak. Często tak się zdarza.
-Ale nam miało się nie zdarzyć kurwa.

----------------------------------

Suzan's Pov

-Jadę do Chanel. Chcesz jechać ze mną?
-Nie chcę oglądać tego dziecka, zrozum to? Zabiła małego Austina. 
-Nawet go nie widziałaś. 
-No i trudno. Ale przez cały ten czas był we mnie. Kochałam go. Musiałam go kochać, a ona go do cholery zabiła. 
-Ona ma dopiero osiem miesięcy i jutro wraca do domu. Nie będziesz mogła uniknąć spotkań z nią. 
-Żebyś wiedział, że będę to robić do cholery! Nie będziesz ustawiał mi życia. To ja będę decydowała co będę robić a czego nie i zrozum to wreszcie. 
Krzyczę na niego i dławię się swoimi łzami. Cały czas płaczę po stracie naszego małego Austina. Dałam mu imię. Chciałam, żeby je miał. Zasługiwał na to. Nie widziałam go ani razu, ale chciałam żeby miał imię. Prawie w ogóle nie rozmawiam z Zayn'em. Chcę być sama, a on cały czas gada o tym cholernym dziecku. Jeśli ona wróci do domu zabiję ją. Przysięgam sobie to. Ona zginie tak jak zginął jej brat.
-Za dwadzieścia minut przychodzi do ciebie Nick.
-A ten idiota po co?
-Po to żeby cię uratować od samej siebie. Masz cholerną depresję poporodową. Nawet nie mogę cię dotknąć bo powtarzasz jaka to jesteś teraz gruba i brzydka. Mam już tego dosyć. Nie będę tego tolerował, bo jesteś moją narzeczoną i nie po to staram się dla ciebie jak cholera, żeby cały czas dostawać w mordę. Nie śpisz ze mną odkąd wróciłaś ze szpitala. Nawet nie wyobrażasz sobie, co ja przeżywam w środku, do cholery. Widzisz tylko siebie i swoje zasrane problemy, a nie zauważasz tego, że ja też przeżywałem śmierć małego. Jesteś cholerną egoistką Suzan, jeśli tak dalej będzie nie wiem co się stanie. Że ja też przeżywam wszystko. Myślisz, że jesteś tylko ty na tym świecie, ale się mylisz. Są też osoby, które cholernie mocno cię kochają i oddałyby całe swoje życie żebyś ty była do cholery szczęśliwa. Ale nie doceniasz tego. Masz to wszystko głęboko w dupie. Więc obiecuję ci Suzan. Od dzisiaj ja też będę miał wszystko głęboko w dupie. Będę cię omijał szerokim łukiem i nie pozwolę ci dotknąć Chanel. Nigdy. Będę bał się, że zrobisz jej krzywdę. A teraz nie mam na ciebie czasu, muszę jechać do szpitala zobaczyć co z naszą żyjącą córką.
Zayn trzaska drzwiami, a ja kulę się w sobie jeszcze bardziej. Przyciskam się do pościeli jak tylko mogę i staram się przestać płakać. Ale nie potrafię. Łzy same pojawiają się w moich oczach. Nie wiem po co ta cała szopka z Nickiem. Po co mi psychiatra?
-Gówniane dziecko.
Szepczę sama do siebie i spoglądam na mój telefon. Mam kilka wiadomości od Liam'a, nawet nie chcę mi się ich czytać. Pewnie to kolejne 'jak się czujesz' w ciągu dwóch godzin. Już mam dość tego wszystkiego, ja naprawdę nie dam rady. Chciałabym na chwilę zniknąć. Cofnąć się w przeszłość i dowiedzieć się o tej ciąży. Powiedzieć lekarzowi, żeby ratował dzieci, a nie mnie. Nie ważne co powie mój narzeczony, żeby tylko ratować  nasze dzieci. Rozglądam się dookoła siebie i po chwili przyciskam paznokieć do swojego nadgarstka, tym sposobem zostawiając na nim wcięcie. Drzwi otwierają się, a ja mam ochotę się wydrzeć, ale zauważam w nich mamę. Ma smutną minę, a ja nie wiem co mam o tym sądzić. Nie widziałam jej od dwóch tygodni i potrzebuję jej. Wstaję z łóżka, podbiegam do niej i mocno wtulam się w nią. Delikatnie przykłada swoją dłoń do moich pleców i masuje je.
-Zayn, prosił żebym przyszła, kochanie. Nie denerwuj się. Muszę ci coś opowiedzieć. U nas w rodzinie to jest dziedziczne. Pierwsza ciąża zawsze jest albo totalnym niewypałem, albo jedno z dzieci umiera.
Odpycham ją od siebie i spoglądam w jej oczy. Czy ona coś przede mną ukrywa? Czy ukrywała przez tyle lat? To nie może być prawda. Pokazuje mi żebym siadła i tak też robię, a ona zajmuje miejsce obok mnie. Chwyta moje dłonie i patrzy w moje oczy.
-Twoja babcia. Jej pierwsza ciąża nie doszła do skutku. Poroniła w czwartym miesiącu. Załamała się. Modliła się do Boga, aby ten jej dopomógł. Ale nic. Nie zachodziła w ciążę. Minęło kilka lat i urodziła się ciocia Sarah. Twoja babcia robiła wszystko żeby było jej dobrze, żeby przez przypadek cioci nic się nie stało. Później urodziłam się ja. Okazało się, że babcia ma raka szyjki macicy. Nie chciała żadnej operacji. Chciała żyć tyle ile mogła. Pamiętasz? Żyła do twoich dziesiątych urodzin. Później od nas odeszła. Ciocia Sarah zaszła w ciąże. Wszystko było dobrze. Urodziła w siódmym miesiącu. Lekarze nie dawali żadnych szans. Mała Kylie zmarła po tygodniu leżenia w inkubatorze. Ciocia już ani razu nie zaszła w ciąże, ponieważ bała się tego wszystkiego. Później przyszła kolej na mnie. Pierwsza ciąża, pierwsze dwie córki. Rzadko zdarzało się coś takiego w naszej rodzinie. Ale mi i tacie się udało. Tak, Suzan miałaś siostrę. Wszystko było w porządku. Urodziłyście się całe i zdrowe. Może twoja siostra trochę mniej. Była mniejsza i mało jadła. Miała jakieś poważne schorzenia w płucach. Lekarze nie dawali jej dużo czasu, ale my nie chcieliśmy z tatą żeby odchodziła. Chcieliśmy być z nią jak najdłużej. Mieszkałyście już z nami w domu przez osiem miesięcy. Pewnego dnia twoja siostra zmarła na rękach twojego ojca. Nasza idealna rodzinka pękła. Tata zaczął pić, a ja miałam żal do siebie i do ciebie. Kochałam cię ponad wszystko, ale bałam się, że tobie też coś grozi. Nie chciałam cię dotykać, spędzać z tobą czasu, bo bałam się że stanie się to samo co z twoją siostrą.
-No i co w związku z tym? To jest inna sytuacja. Chanel zabiła swojego brata.
-Suzan. Posłuchaj mnie. Ty też zabiłaś swoją siostrę. Byłaś tą silniejszą z bliźniaczek i zabiłaś ją. Szybciej się rozwinęłaś. Miałam ci to za złe, okej? Ale kochałam cię. Kochałam cię ponad wszystko skarbie. I nadal cię kocham. Czasem zastanawiam się jak wyglądałaby teraz twoja siostra, ale staram się po chwili zapomnieć, bo to ciebie mam, a nie ją. To tobą muszę się cieszyć. To dla ciebie jestem matką. Ona nie istnieje. Musiałam ruszyć do przodu. Uwierz mi kochanie, tak będzie dla ciebie lepiej. Dla ciebie, dla Zayna i dla waszej córki. Nawet nie wiesz co Zayn przeżywa. Dzwoni do mnie codziennie i mówi o twoim zachowaniu. On cię kocha ponad wszystko, uwierz mi. Ale powiedział, że jeżeli dalej tak będzie nie wie co zrobi. Posłuchaj mnie uważnie Suzan. Ten chłopak jest wart wszystkiego. Gdybym to ja była na twoim miejscu nie pozwoliłabym na coś takiego. Kochałabym go mimo wszystko. Oddałabym mu się na zawsze. Byłby wszystkim najważniejszym co miałabym w życiu. Wiesz dlaczego? On przejmuje się tobą na każdym kroku. W nocy przychodzi do ciebie do pokoju i przygląda się tobie bo to jedyny możliwy moment kiedy może popatrzeć na ciebie w spokoju. Bez twojego rzucania się i niepotrzebnych wyzwisk. Wiem, że go kochasz i zawsze kochałaś. Wiem, że to przez stratę waszego syna tak bardzo się zmieniłaś, ale proszę cię. Już raz wyjechałaś. On został tutaj sam. Nie wiedział co ma robić. Przychodził do nas do domu i płakał. Opowiadał mi jak bardzo za tobą tęskni, spał kilka razy w twoim pokoju. On nie da rady bez ciebie. Ten chłopak poświęciłby wszystkie pieniądze dla ciebie. Swoje życie, Żebyś ty była szczęśliwa. To ja pomogłam mu dokonać wyboru. Powiedziałam mu, żeby nic ci nie wspominał o drugim dziecku, bo i tak wiedziałam jak to się skończy. Opowiedział mi całą sytuację. Powiedziałam mu, żeby powiedział twojemu lekarzowi, że ma ratować ciebie i jedno dziecko. Tak miało być od początku. Miałaś przeżyć ty i jedno dziecko.
-Mamo, ale nie jesteś na moim miejscu. Nie możesz wiedzieć jak ja się teraz czuję. Jak bardzo jestem rozdarta. Kocham Zayna. Kocham go nad wszystko, ale nie potrafię znieść tego, że Chanel zabiła Austina. Zrobiłabym wszystko żeby go zobaczyć i choć na chwilę przytulić.
-Uwierz mi, że nie chciałabyś zobaczyć martwego dziecka. A zwłaszcza swojego, martwego dziecka. Ja widziałam twoją siostrę martwą i uwierz mi, że był to najgorszy widok z mojego życia, który nadal pojawia się w mojej pamięci i w najgorszych koszmarach. Też byłam taka jak ty. Chciałam zobaczyć ją po raz ostatni. Tak. Zobaczyłam ją i zostało mi to na całe życie. Dobrze, że go nie widziałaś, oszczędzili ci większego cierpienia.
-Mamo ja tak bardzo przepraszam. Nie chciałam żeby ktokolwiek musiał przeze mnie cierpieć. Obiecuję, że się zmienię.
-Nie mnie powinnaś przepraszać. Twój narzeczony najbardziej na tym cierpi.
-Wiem.
Mocno przytulam się do niej i zaciskam dłonie w pięści. Z moich oczu zaczynają spływać kolejne łzy, a do mnie dopiero teraz zaczyna docierać to, że miałam siostrę. Ciekawe czy wtedy Zayn byłby ze mną czy z nią? Czy byłaby ładniejsza i mądrzejsza ode mnie? Czy też miałabym problem z zaakceptowaniem samej siebie? Nigdy się tego nie dowiem. Moja siostra umarła już dawno. Nigdy już do nas nie wróci. A tak bardzo chciałabym ją mieć już na zawsze przy sobie. Byłaby kolejną osobą, którą kocham pomimo wszystko i na zawsze.



Enjoy x.x.


środa, 30 grudnia 2015

Zayn cz.25

Wracamy do mieszkania. Po dwóch tygodniach, kiedy Zayn leżał w szpitalu wróciliśmy. Pierwszy raz zobaczyłam jego twarz. Naprawdę nie wygląda strasznie. Przywiozłam już wszystkie rzeczy z Polski. Chcę już być tutaj.
-Nadal nie mogę uwierzyć w to, że skróciłaś sobie włosy.
-Życie lubi zaskakiwać.
-Mnie zaskoczyło podwójnie.
Dokładnie wiem co ma na myśli.  Po pierwsze moje włosy, a po drugie dziecko, ponieważ kładzie dłoń na moim brzuchu. Uśmiecham się do niego i siadam na kanapie w salonie. Tak wiele wspomnień mam z tym mieszkaniem. Niektóre nie są zbyt dobre, ale muszę nauczyć się żyć tutaj. Muszę jeszcze raz spróbować. Wszyscy już wiedzą, że jestem w ciąży. Chciałabym odwiedzić mamę i dowiedzieć się czy u nich wszystko okej. Jak zachowuje się Max i czy jest naprawdę między nimi dobrze.
-Myślisz, że teraz możemy żyć tak jak wcześniej? Razem, nie przejmując się niczym?
-Tak. Tylko boję się, że ty w końcu zaczniesz się mnie wstydzić albo nasze dziecko. No wiesz. Ta blizna. Nie jest zbyt atrakcyjna.
-Skończ to chore pieprzenie. Nie możesz tak myśleć. Mam już tego dosyć. Musisz przestać to robić.
-Ale co?
-Cały czas obwiniasz siebie za to co się stało i co chwile powtarzasz jaki jesteś brzydki przez tą bliznę. Bo naprawdę ona jest mała, a ja i tak zawsze będę cię kochać.  Bez względu na wszystko.
-Powiedz mi prawdę gdybym nie zaczął o ciebie walczyć to wszystko skończyłoby się inaczej, prawda? Żylibyśmy bez żadnego kontaktu. Albo powiedziałabyś, że nie chcesz mnie ranić i zaproponowałabyś mi przyjaźń.
-Nie wiem. Kiedyś starałam się zatrzymać uczucia do ciebie ale tylko dlatego, że bałam się ciebie kochać. To było od razu po moim wyjeździe. Chciałam żebyś przestał cokolwiek do mnie czuć. Chciałam żebyś odszedł. Do tego chrztu. Wtedy wiedziałam, że nie mogę cię zostawić. Że bez siebie nie możemy przetrwać. Uwielbiam czuć twoje serce tuż obok mojego. Kiedy jesteś przy mnie nie liczę czasu. Dla twoich oczu pokazuję moje prawdziwe uczucia dla ciebie otwieram moje serce. Tylko dla ciebie. Na nikogo innego nie potrafiłam się otworzyć, Zaynie. Tak mocno cię kocham.
-Nie musimy brać tego pieprzonego ślubu, ale musisz wiedzieć jedno. Będziemy do końca. Musimy być.
Przytakuję i siadam mu na kolanach. Tak dawno nie czułam się, aż tak bezpieczna, ale za dużo naczytałam się w internecie o ciąży pozamacicznej i to mnie przeraża. Mocniej wtulam się w Zayn'a i zamykam powieki. Mój chłopak kładzie swoją dłoń na moim brzuchu i delikatnie go masuje. Chcę żeby tak zostało. Cisza, a pomiędzy nią my, nasze oddechy i nasze ciała wtulone w siebie. 
-Chcesz o czymś porozmawiać?
-Właściwie tak. Boję się Zayn. 
-Ale czego?
-Że nie urodzę tego dziecka. Przeczytałam, że wiele kobiet rodzi normalnie, ale nie zawsze się udaje. Miałam już delikatne plamienia i kilka razy na dzień boli mnie lewa strona brzucha. Lekarz powiedział, że mam teraz leczenie wyczekujące. Na razie nic nam nie grozi, wszystko jest okej, ale jeśli w końcu zacznie zagrażać coś mi lub dziecku będę miała prawdopodobnie operację.
-Nie myśl o tym skarbie, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, że nasze dziecko urodzi się całe i zdrowe. Musisz tylko o siebie dbać i uważać. Będę przy tobie przez całą ciążę, obiecuję. Nie opuszczę cię na krok. I tak muszę się na razie oszczędzać, przecież miałem krwotok wewnętrzny i mam połamane żebra, które tak szybko się nie zrastają. W sumie nawet nie chcę na razie wychodzić na ulicę bo się boję. Boję się, że znowu coś mi się stanie. Dlaczego to akurat my musimy mieć pod górkę? Nie zasługujemy na to. Nam się nie udaje ale do cholery innym tak.
-Nie zawsze może być kolorowo. Nawet dobrze, że mamy pod górkę. Jeszcze bardziej się do siebie zbliżamy.

------------------------------------

Uśmiecham się do Zayn'a, który spogląda na mnie gdy czekamy na Eleanor i Louis'a pod ich wspólnym domem, co wow wreszcie się udało i są szczęśliwi. Jedziemy dzisiaj do Danielle i Liam'a. Mają przekazać nam jakąś ważną informację. Nie mam pojęcia co to może być, ale nie ubraliśmy się zbyt elegancko. Ja mam na sobie jakąś luźną sukienkę, a Zayn szarą koszulkę i czarne przetarte jeansy. Kiedy spoglądam przez okno dostrzegam, że Louis i Eleanor też są raczej na luzie ubrani. Moja przyjaciółka ma crop-top i spódnicę maxi, a jej chłopak białą bokserkę i tak jak mój czarne jeansy. 


Jak na razie trafiłam tylko dwa razy do szpitala z krwawieniem. Nawet nie wiem po co. To tylko chore fanaberie mojego chłopaka, że coś może się stać. Ale nic jeszcze nigdy do cholery poważnego mi nie było. Nagle chwytam się za brzuch cicho przy tym wciągając powietrze do siebie z nadzieją, że nie usłyszy, ale kurwa od momentu kiedy zobaczył pewnego dnia jak najpierw zwijam się z bólu, a później krwawię słyszy wszystko.
-Wszystko dobrze Suzan? Bardzo cię boli? Jeśli tak to pojedziemy do szpitala. Liam i Danielle to zrozumieją.
-Nie. Wszystko okej. Masz do nich jechać. Nic mi nie jest. Ile razy mam ci powtarzać, że to tak samo jak przy miesiączce. Zrozum to wreszcie. To my zawsze musimy cierpieć, a nie wy. Nie wiesz co to za uczucie więc lepiej się zamknij.
-Widzę, że już zaczynają się humorki kobiety w ciąży. Fajnie.
-Zamknij się albo ci zaraz przypierdo..
-Woah, woah. Jakie słowa tutaj lecą. Spokojnie. Nie mówcie tak bo dziecko już was słyszy. Później będzie wrogo nastawione do wszystkich.
-Znalazł się dobry ojciec.
-Ciesz się, że jakoś to wytrzymuję. Twoją mamę. Ciesz się kurwa. Nawet cię nie mogę przelecieć, bo co? Bo nie będziesz się ze mną kochać kiedy twoja mama z nami mieszka, bo przecież w każdej chwili może wejść do pokoju. Mam już tego serdecznie dosyć bo to już dwa tygodnie. Ja już po prostu nie daję rady.
-Wiesz nie tylko ty. Też już mam dość. Cały czas zwraca mi uwagę, że coś robię źle. Tylko kurde to mój dom i moja rodzina, która ma żyć swoim życiem, a nie tak jak ona chce. Uwierz mi, że mi też nie jest łatwo, ale co mam ją wyrzucić? Powiedzieć jej żeby wracała? Dobrze wiesz, że jak na razie ma tylko jedną wnuczkę. Dziewczyny nie chcą słyszeć o żadnej ciąży. A wiesz jakie są jej stosunki z ojcem. Prawie nie rozmawiają.
-Wiem. Tylko chodzi mi o to, że nawet napić się nie mogę bo będzie to negować. Nie mogę cię przelecieć, bo mówisz, że nie możemy przy niej. Czuję się taki zmęczony tym wszystkim.
-To się zmieni, obiecuję. Jak się czujesz Suzan?
-W sumie to dobrze. W nocy miałam krwawienie i pojechaliśmy do szpitala bo Zayn jest za bardzo opiekuńczy i wydaje mu się chyba, że miesiączka to jest jakaś cholerna choroba.
-Właśnie czytałam dużo o tym, podobno ta ciąża to objawia się jak miesiączka. Bóle brzucha przy jajnikach i krwawienie. To w sumie nic strasznego. Myślałam, że to jest coś o wiele gorszego.
-Jest. Uwierz mi. Urodzenie dziecka przy ciąży pozamacicznej jest o wiele mniejszym prawdopodobieństwem niż przy normalnej. Wszystko boli cię dwa razy mocniej.
Spoglądam na nią kiedy przygryza swoją wargę i intensywnie mi się przygląda jakby nad czymś myślała. Nie wiem o co chodzi i nie chcę na siłę od niej tego wyciągać więc tylko uśmiecham się do niej i odwracam się w stronę drogi. Za jakieś pół godziny będziemy na miejscu, a ja się robię głodna. Cholernie głodna. Zjadłabym hamburgera albo cokolwiek niezdrowego, ale Zayn mi nie pozwoli. Nie ma takiej opcji. Nie mogę tknąć się nawet głupiej pizzy. Ostatnio w nocy wyszłam z pokoju i znalazłam na blacie w kuchni pudełko po niej. I była tam. Zjadłam ją. Byłam tak cholernie szczęśliwa. A ta pizza była tak dobra jak nigdy przedtem. Na samą myśl o tej nocy wybucham śmiechem i prawie dławię się własną śliną. Słyszę, że chłopcy rozmawiają o meczu Chelsea i przewracam oczami na samą myśl, że wczoraj musiałam to oglądać przez półtorej godziny, bo Zayn chciał abym była blisko niego. Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu. Sięgam do torebki i wyjmuję wibrującą komórkę. Mama? Jezu co się stało?
-Halo. Co się stało? Zrobił ci coś?
-Nie. Nie. Uspokój się córeczko. Wszystko dobrze. Tylko chciałam usłyszeć twój głos. Po prostu tęsknię za tobą. Wiem, że widziałyśmy się dwa dni temu, ale tęsknię za tobą. Jesteś prawie wszystkim co mam i nie chcę cię stracić.
-Na pewno wszystko w porządku?
-Tak, tak. Po prostu chciałabym znowu cię zobaczyć. Chciałabym zobaczyć, że wszystko z tobą okej, że z wami jest okej.
-Przyjadę jak tylko znajdę czas. Obiecuję. Tylko proszę cię nie płacz już. Możliwe, że będziemy nawet dzisiaj.
-Dobrze. Pa słońce. Kochamy cię.
-My was też.
-Co się stało? Znowu ten skurwiel? Co on jej znowu zrobił?
-Nie, on. Wydaje mi się, że to coś całkiem innego. Płakała. Pierwszy raz tak mocno płakała prócz tych razy kiedy nas bił.
-Nie przejmuj się tym teraz. Od razu kiedy wyjdziemy od Liama i odwieziemy ich do domu pojedziemy do twojej mamy.
-Dziękuję.
-Nie masz za co.
Uśmiecham się do mojego chłopaka i spoglądam jeszcze raz na Eleanor i Louis'a, którzy rozmawiają i cicho się śmieją. Wyglądają tak słodko jak nigdy. Nie wiem co się wydarzyło w moim domu rodzinnym ale na pewno to nic dobrego. Mama wprost zanosiła się płaczem. Dlaczego świat mnie tak bardzo nie lubi? Dlaczego musiałam stracić kochającego mnie ojca, tylko po to aby dostać okropnego ojczyma i matkę, która na okrągło płacze. Przymykam powieki i przenoszę się do innego świata.

Boję się. Tak bardzo się boję. Otwieram oczy i dostrzegam, że jestem w jakimś lesie. Rozglądam się dookoła, ale widzę tylko drzewa. Próbuję wstać, ale moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Spoglądam w dół swojego ciała i dostrzegam, że mam na sobie tylko białą koszulkę, najwyraźniej Zayn'a, ponieważ sięga mi do połowy ud. Nagle uderzają we mnie światła reflektorów samochodowych i zamieram. Dostrzegam trzy osoby wysiadające z samochodu i przełykam głośniej ślinę. Przymykam powieki i jeszcze raz je otwieram. Niall? Harry? Maks? Co oni tutaj robią? Dlaczego tylko ja i oni jesteśmy w tym lesie.
-Dlaczego tutaj jestem?
-Szukaliśmy cię. Ktoś cię porwał Suzan. Nie wiemy ile tu leżałaś. Sprawdzamy wszystkie okoliczne lasy i w końcu się udało.
-Zamknij się gnoju. Już nam nie będziesz potrzebny. Potrzebowaliśmy tylko przykrywki. To my zorganizowaliśmy to wszystko. Wymyśliliśmy to całe porwanie, ale tak naprawdę twoja córka nada nam się tylko do zabawy. 
-Co ty pierdolisz gówniarzu?
-Tak. Teraz zginiesz.
Nagle widzę jak Harry przykłada pistolet do skroni Maksa, a ja zamieram. Błagam niech tego nie robi. Niech go nie zabija. Nienawidzę go, ale proszę niech tego nie robi. Zaczynam płakać i w momencie kiedy słyszę wystrzał zamykam oczy. Maks upada na ziemię, a ja zaczynam uciekać. Szyszki i jakieś igły wbijają się w moje stopy, ale uciekam coraz szybciej. Słyszę ich kroki za mną. Słyszę ich dyszenie. A może to ja? Może jestem już zmęczona? Może powinnam się poddać? Rozglądam się z nadzieją, że ktoś mi pomoże ale nic. Mocniej zaciskam pięści i zaczynam szybciej uciekać w coraz ciemniejszy las. Moje łzy coraz bardziej okalają moją twarz i zaczynają mnie szczypać. Dlaczego go tu nie ma? Jak mógł na to wszystko pozwolić. Przeklinam go w myślach i zamykam oczy aby przypomnieć sobie jego twarz,której nie widziałam już od miesiąca. Ciekawe czy on też mnie szukał. Przypominam sobie coś. Dzieci. Zanim mnie porwali byłam w pokoju dzieci i sprawdzałam czy śpią. Nagle potykam się o jakiś korzeń i upadam na ziemię. Zamykam oczy i próbuję zapomnieć o tym co się teraz dzieje. Nie wiem co mam robić. I tak już się nie uratuję, albo mnie zabiją, albo nie mam pojęcia co mi zrobią. Nagle czuję, że są tuż nade mną i nagle jeden z nich mnie przewraca na plecy. 
-Proszę zabierzcie mnie do Zayn'a i naszych dzieci. Proszę. Nie powiem, że to wy. Tylko zabierzcie mnie do domu.
-Już dawno powinniśmy zabić ciebie i te dwie zdziry Eleanor i Danielle. Danielle już leży martwa w jakimś przypadkowym rowie, a Eleanor nadal przetrzymywana jest w piwnicy. Nie wiem, czy się domyśliłaś, ale leżałyście przez ten cały czas w tym samym pomieszczeniu. 
-Dlaczego nam to robicie? Mamy rodziny.
-Właśnie dlatego. Po pierwsze ci debile są szczęśliwi, a po drugie macie cholerne dzieci, których my nie możemy mieć, bo nie pozwala na to prawo. 
-Ale proszę was. Proszę. Obiecuję, że nawet nie powiem o tym, że to wy zabiliście Maksa. Proszę tylko mnie wypuście. Mam dwójkę malutkich dzieci. Dobrze o tym wiecie.
-Boże zamknij się w końcu.
Nagle Harry mierzy we mnie bronią, a ja z nadzieją patrzę w jego oczy. Wiem, że to nic nie zdziała. Że i tak zginę. Chcę się tylko dowiedzieć, co tak bardzo zmieniło jego zachowanie. Od początku wiedziałam, że jest z nim coś nie tak ale nie, że jest aż tak pojebany. Słyszę głuchy wybuch i nagle czuję ból w klatce piersiowej. Krzyczę i zaczynam rzucać się po ziemi. A może to nie ziemia. To jest miękkie. Otwieram oczy i dostrzegam leżącego na mnie Maksa, który dotyka mnie po całym ciele, które zaczyna szczypać przez jego dotyk. Przyciska mnie do materaca i coraz mocniej się we mnie wpycha. Zaczynam płakać. Biję go w plecy, ale to nic nie daje. On dalej robi swoje, jakby mu za to płacili. Próbuję go z siebie zepchnąć, ale to nic nie daje. Jedynym plusem tego wszystkiego jest to, że zawsze ma na sobie prezerwatywę kiedy mnie gwałci. Łzy rozlewają się po mojej twarzy, a ja mocniej go biję. Nadal nic. 

-Boże Suzan, wróciłaś. Ja pierdole. Co tu się działo.
-Maks, zostaw mnie.
Zaczynam krzyczeć na cały mój głos i otwieram powieki. Widzę Zayna, który jest nade mną i płacze. Nie wiem ile to trwało, ale w moim śnie zaledwie kilka sekund. To wszystko działo się tak cholernie szybko. Mam nadzieję, że nie gadałam. Bo jeśli tak to będzie masakra.
-Harry i Niall zabili Danielle, a później mnie. Mieliśmy dzieci, Boże Zayn oni nas zabili za dzieci. Za to, że możemy je mieć, a oni nie.
-Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze, skarbie.
-Mówili też o tobie, że ciebie też czeka śmierć. Że trzymają cię w piwnicy.
-Nic takiego nie będzie miało miejsca, rozumiesz? Nic.
-Nie byłabym taka pewna. Oni i tak nas już nienawidzą. Mało brakuje do tego żeby nas zabili.

------------------------------------

Rozglądam się w poszukiwaniu Zayn'a i dostrzegam Nialla trzymającego Harry'ego za rękę. Idą w moim kierunku, a ja udaję, że ich nie zauważam i zaczynam iść w stronę Eleanor. Szybko chwytam jej rękę i mocniej ją ściskam. Boję się jak małe dziecko i nie wiem co mam robić. Mocno zaciskam powieki, a ona się do mnie przytula. Nie wiem czy na nią też zadziałał ten mój sen czy nie, ale ja serio zaczynam się ich bać. nie znam ich. Są dla mnie kimś obcym.
-Hej Suzan. Jak tam? Wszystko z wami okej?
-T..tak.
-A nadal masz te boleści?
-Tak. Nie uwolni się od nich do końca ciąży. Możecie już iść. Suzan nie czuje się dzisiaj na siłach. Po prostu odejdźcie.
-Okej. Do zobaczenia.
Oddycham spokojniej kiedy odchodzą od nas. Czułam okropne napięcie kiedy spoglądałam na dłonie Harry'ego. Wyglądały tak znajomo. Tak cholernie zapamiętałam je przez ten sen. Czuję nieprzyjemny ból w dole brzucha i czuję jak krew wypływa ze mnie w sumie tak jak w najgorszych momentach okresu. Chwytam się stolika przy, którym stoimy, ponieważ mega zakręciło mi się w głowie.
-Suzan wszystko okej?
-Tak. Po prostu jakoś gorzej się poczułam. Ale już wszystko dobrze. Nie mów nic Zaynowi.
-Dobra, ale dasz radę wstać? Musimy iść do środka, bo z tego co wiem za chwilę ma być "ta wielka chwila".
Zaczynam się śmiać na słowa mojej przyjaciółki, ponieważ już chyba każdy ma dość tego czegoś. Tego spotkania. Od jakiejś godziny chodzimy między ludźmi, których nie znamy i tylko raz widziałyśmy Liama i Danielle. Nie pojawiają się w ogóle. Tylko przelotnie. Mieli nam coś powiedzieć, ale kurwa nie. Oczywiście, że ich nie ma. Myśleliśmy, że to informacja tylko dla nas, ale jak widać jednak nie. Przewracam oczami i chwytam dłoń Eleanor szukając wzrokiem Louisa lub Zayna.
-Gdzie oni są?
-Mówili, że idą do kuchni wziąć sobie coś do picia.
-Huh, okej.
Wchodzimy do domu i widzimy, że już wszyscy zajęli miejsca siedzące. Widzę, że Eleanor ma smutną minę, ale ja nie potrzebuję siedzieć. Nie chcę tego. Nagle dostrzegam mamę, Maksa i Luke'a oraz rodzinę Zayna gdzieś w tłumie. Co się tutaj dzieje? Nadal nie dostrzegam mojego chłopaka, ani Louisa. Nagle ze schodów schodzi Danielle w białej sukience, a obok niej Liam w garniturze. Wszyscy biją brawo łącznie z nami choć tak naprawdę nie wiemy o co chodzi. Wygląda tak ślicznie, że aż zaczynam płakać. To wszystko te chore hormony, tak cholernie mi buzują. Rozpieprza mnie wszystko od środka. Czuję jakbym miała czasem wybuchnąć, a następnym razem ryczę o byle co. Nagle Liam podbiega do mnie i chwyta moją dłoń. Ciągnie mnie przez tłum, aż w końcu znajduję się przy Danielle.
-Wszystko będzie dobrze.
Szepcze do mnie, ale wcale nie jest dobrze. Wszyscy na mnie patrzą, a ja nie mam pojęcia co do chuja tutaj robię. Uśmiecham się do mamy i Luke'a. Wszyscy są tak dobrze ubrani, tylko nie ja i Eleanor. Czy to jest jakiś cholerny żart?
-Ze względu na to, że Suzan nie mogła być na naszym ślubie, ponieważ jak niektórzy wiedzą leżała wtedy w śpiączce w szpitalu postanowiliśmy, że odnowimy naszą przysięgę. Dzisiaj wieczorem w naszym domu odnowimy ją.
-Wiecie, że nie musicie.
-Ale chcemy. Wiesz ile dla nas znaczysz. To ty miałaś być świadkową. Liam miał do końca nadzieję, że się wybudzisz i przyjdziesz. Ale teraz będziemy przeżywać wszystko jeszcze raz.
Mocno wtulam się najpierw w Danielle, a później Liama i zaczynam płakać. Mój przyjaciel pociera moje plecy i szczepcze, żebym się uspokoiła. Wszyscy biją brawo i nagle wszystko cichnie. Odklejam się od Liama i dostrzegam idącego w tłumie Louisa. Ma na sobie górę od garnituru i te same spodnie, które miał wcześniej. Wygląda komicznie, ponieważ one mają dziury. Nagle Zayn obejmuje mnie i delikatnie całuje czubek mojej głowy.
-Patrz co teraz będzie się działo, skarbie.
Uśmiecham się i widzę, jak Eleanor odwraca się w jego stronę i kręci przecząco głową przykładając dłonie do ust. Czy teraz Zayn mi się oświadczy? Nie. Przecież się nie zgodzę. To za szybko. Mieszkamy razem, okej. Ale boję się. Boję się, że znowu w jakiś sposób się zranimy. Że Zayn od nowa będzie wpadać w szał. Znowu coś się wydarzy. Tylko po co tutaj są moi rodzice? Nie rozumiem. Nagle Louis klęka na kolano i wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki czerwone pudełeczko. W moich oczach zbierają się łzy w momencie kiedy chrząka i zaczyna w końcu mówić.
-Wiem, że nie jest między nami idealnie, że często się kłócimy. Ale kocham cię. Naprawdę tak mocno cię kocham. Chcę być z tobą już na zawsze. Chcę budzić się obok ciebie. Chcę żeby już nikt nie wątpił w naszą miłość. Żeby w końcu uwierzyli w to jak się kochamy. Nawet jeśli się pokłócimy i wyrzucisz mnie z domu to i tak wrócę. Bo cię kocham i chcę żebyś została moją żoną. Wyjdziesz za mnie?
-Tak. Jasne, że tak. Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam.
Louis wsuwa jej pierścionek na palec i wstaje na równe nogi. Eleanor w momencie wiesza się na nim i mocno przyciska do siebie. Louis pociera jej plecy, a ja nagle coś czuję. Zayn pił. Kurwa on pił. Obiecał mi, że przestanie. Odwracam się w jego stronę i przygryzam wargę żeby się nie rozpłakać. Nie mogę mu pokazać, że aż tak bardzo mnie tym zranił. Uśmiecham się tylko i całuję jego policzek na którym jest jeszcze blizna. Krzywi się delikatnie i przyciąga mnie do siebie. Oddycham w jego ramię i zaciskam powieki. Nie powinien pić. Naprawdę. Nie chcę żeby znowu mu coś odwaliło.
-Nie chcę żebyś pił.
-Wiem, ale to było tylko raz. Musiałem. Przepraszam.
-Jesteś wszystkim co mam, nie chcę cię stracić.

-----------------------------------

Uśmiecham się do Danielle, która już idzie do tego "ołtarza" i uśmiecha się do mnie. Siedzimy w pierwszym rzędzie, a Zayn cały czas trzyma moją dłoń. Przebrał się w górę od garnituru, nawet nie wiem skąd oni to do chuja biorą. Spoglądam na Eleanor, która uśmiecha się do Louisa i całuje jego policzek. Powracam wzrokiem do Danielle i Liama, którzy uśmiechają się do siebie i w końcu zaczynają mówić te wszystkie słowa, które wypowiadali podczas swojego ślubu na którym mnie nie mogło być. Nagle Zayn znika, a ja nie wiem co się dzieje. Nie. Proszę. Nie. Nie chcę. Jeśli on to zrobi, odmówię. Moje myśli zakrząta Zayn, który zaraz tutaj przyjdzie i padnie na kolana. W sumie to może być nawet zabawne. Delikatnie gładzę swój brzuch i powracam do tego co się dzieje tutaj i teraz. Liam i Danielle całują się i nagle wszyscy odwracają się w drugą stronę. Słyszę, że dużo ludzi wciąga głośno powietrze, a ja boję się odwrócić. Boję się zobaczyć. Raz, dwa trzy. Odwracam się na pięcie i dostrzegam Zayna niosącego bukiet czerwonych róż. W moich oczach pojawiają się łzy i nie mam pojęcia co teraz zrobić. Może to nie dla mnie, może to dla nich? W końcu jestem pewna, ponieważ Liam chwyta moją dłoń i delikatnie popycha mnie w stronę Zayna. Zamieram, ponieważ wszyscy się na nas patrzą. Nagle mój chłopak pada tuż przede mną na kolana najpierw wręczając kwiaty. Co to kurwa się dzisiaj dzieje? To jakieś cholerne przedstawienie. Najpierw Louis teraz on. Przewracam oczami, ale po chwili przypominam sobie jak Zayn płakał na chrzcinach Lily. Uśmiecham się do niego.
-Nie będę wymyślał ckliwych tekścików. Tak mówię o tobie Louis. Chcę żebyś została moją żoną. Wyjdziesz za mnie?
-Nie.. 
-Co?
-To znaczy tak. Tak chcę zostać twoją żoną. Zawsze tego chciałam.
Dlaczego ja to powiedziałam? Nie chcę. Jeszcze nie teraz. Przewracam oczami, ponieważ moje słowa były tak cholernie głupie. Powinnam się nie zgodzić, a później uciec. Wszyscy biją brawo, a ja zaczynam się czerwienić. Zayn nakłada pierścionek na mój palec i nagle tonę. Upadam na biały dywan i nie mam pojęcia co się teraz dzieje. 


Przepraszam, że znowu mega spóźnienie, może się poprawię może nie ale ja naprawdę nie mam czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 

Lots of Love
Rosie ♥

wtorek, 24 listopada 2015

Zayn cz.24

-Znowu kurwa nie zażyłaś tych pieprzonych leków. Ile to już trwa?
-Nie krzycz, proszę. Obudzisz jeszcze do tego Emily. Wystarczy, że ich pobudziłeś.
-Jesteś nieodpowiedzialną, małą gówniarą. Zadzwonię do twojej matki i wszystko jej do cholery powiem. Jak można być aż tak głupim jak ty jesteś! Narażasz swoje pieprzone życie, nie zażywając tych jebanych tabletek. Zaufałem ci. Mówiłaś, że wszystko jest dobrze, że bierzesz tabletki.
-Było dobrze dlatego je odstawiłam. Stwierdziłam, że już są nie potrzebne. Nie miałam napadów do cholery!  Tak ciężko to zrozumieć?  Nic mi nie było dlatego odstawiłam.
-Ale zawsze gdy odstawiasz dzieje się coś złego.  Nie pomyślałaś że tym razem może być tak samo?
-Boże przepraszam! Nie sądziłam że tak bardzo ci na mnie zależy. Ja pierdole.
-Co ty kurwa mówisz?! Mi zawsze pieprzona idiotko na tobie zależało. Zawsze kurwa. Zawsze próbowałem choć trochę pomóc ci w sytuacji gdzie nie dopuszczałaś mnie do siebie, bo wiesz co? Bo kurwa kocham cię nad własne życie. Kocham cię tak jak nikogo innego nigdy nie kochałem. Jesteś wszystkim co mam. Wszyscy pytają gdzie jesteś, a ja mówię że rozstaliśmy się, a ty wyjechałaś. Tak było ustalone. Tylko wiesz co? Wiesz jak ciężko mi jest to mówić? 
-Czekajcie. Już pogubiłem się w tym wszystkim. Wy ustaliliście, że będziecie gadać, że nie jesteście razem? To chore.
-Louis zamknij się! Chodź do sypialni.
Patrzę w stronę mojej przyjaciółki i staram się jej podziękować bez żadnych słów. Kiedy wychodzą z salonu spoglądam na mojego chłopaka. Wygląda tak seksownie, nawet jak się denerwuje. Opadam na oparcie kanapy i przyglądam mu się. Jego ciemne włosy, które są w nieładzie, zmarszczka na czole są idealne. Zjeżdżam wzrokiem w dół i dostrzegam na szyi tą cholerną bliznę, która nigdy nie da mi jebanego spokoju. Lecz nagle coś innego zwraca mój wzrok. Dostrzegam nowy tatuaż. Zayn ma nowy tatuaż na obojczyku. Staram się cokolwiek z niego odczytać, ale nie mogę bo mój chłopak nagle unosi się ze stolika na kawę i góruje nade mną. Przełykam głośno ślinę, a moje serce przyspiesza do najszybszych obrotów. Kurwa, no serio nie wiem co myślałam sobie z tymi lekami. Powinnam je zażyć i wiem to. Czuję się jak mała dziewczynka, która jest karana przez swojego ojca. Nagle Zayn zamienia się w Maxa. Krzyczy na mnie, a ja jeszcze bardziej podwijam kolana do brzucha aby się ukryć. Ale to nic nie daje. Płaczę. Płaczę jak mała gówniara. Zamykam oczy i odliczam do trzech. Nie wiem co zobaczę gdy je otworzę. Przełykam ślinę i rozwieram powieki. Tak. Zayn. Szybko unoszę się z kanapy i wskakuję na niego owijając nogi wokół jego pasa. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Czasem nie rozumiem swojego postępowania. Przytulam się do niego i zaczynam jeszcze bardziej płakać. Co się ze mną dzieje? Zayn pociera moje plecy i cicho nuci coś do ucha. Uśmiecham się na to wszystko i zaczynam przepraszać go jak idiotka, powtarzając w kółko to samo słówko, a mianowicie "przepraszam".
-Dlaczego tak się zachowujesz?
-Po prostu nie radzę sobie z tym wszystkim. Nie radzę sobie bez ciebie. Nie sądziłam, że człowiek może czuć się jak nic, ale jednak może i ja jestem najlepszym tego przykładem. Proszę, nie zostawiaj mnie. Nie wyjeżdżaj. Błagam cię. Boję się tego wszystkiego. Boję się świata z którym muszę się mierzyć. Na każdym kroku boję się, że popełnię błąd. Boję się, że cię stracę.
-Chciałabyś żebym tu zamieszkał? Chociaż na miesiąc? Powiedz mi czy byś chciała, to zrobię to. Zostawię tą cholerną trasę, zostawię rodzinę i przyjaciół. Zrozum w końcu to, że chcę być przy tobie. Że chcę budzić się przy tobie, widzieć cię uśmiechniętą gdy wracasz z uczelni. Kochać cię tak po prostu. Za to, że jesteś. Tylko powiedz mi, czy tego chcesz.
-Tak. Chcę tego. Wiem, że kilka godzin temu mówiłam wprost przeciwnie, ale chcę tego. Chcę żebyś był przy mnie każdego dnia. Ale jeszcze nie teraz. Za dwa tygodnie wyjeżdżamy na dwa miesiące do Norwegii.
-Że co kurwa? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
-Nie wiem. Nie chciałam żebyś wiedział. Bałam się, że będziesz wszczynać jakieś chore awantury. Wiem. Mówiłeś. Zero tajemnic. Ale bałam się o nas. Bałam się, że będziesz zdolny pojechać za mną i mnie pilnować na każdym kroku.
-I dobrze myślałaś! Ale nie tym razem. Wyjedziesz. Wyjedziesz tam sama. Wiem, że sobie tam poradzisz, a ja tylko bym cię rozpraszał. Kocham cię skarbie. Przepraszam, że czasem na ciebie krzyczę, czy jestem cholernie wściekły, ale to dlatego, że martwię się o ciebie. Boję się każdego dnia, że cię stracę. Jesteś jeszcze taka młoda. Tak wiele już przeszłaś. Nadal pamiętam dzień w którym znalazłem cię w parku. Miałaś mnóstwo siniaków. Strupy po przecięciach, przypaloną skórę na palcach. Wyglądałaś jak trup. Miałaś tak bladą skórę jakiej nigdy nie widziałem, nie uśmiechałaś się. Płakałaś. Czasem śni mi się to po nocach, ale przechodzę obok ciebie obojętnie. Po czym odwracam się, a ktoś ciągnie cię i rzuca na ziemię. Krzyczysz, a on zaczyna cię kopać. Nie mogę się poruszyć, nie mogę krzyczeć. Nic nie mogę zrobić. Jest to jeden z tych gorszych koszmarów które miewam. Budzę się cały zlany potem i nie wiem co mam robić. Chodzi tylko o to, że martwię się o to, że mogę cię stracić. O nic więcej. Jesteś moim dosłownie wszystkim co mam na tym cholernym świecie. Nie wiem czy to do ciebie dociera, ale zrobiłbym wszystko, żebyś w końcu była szczęśliwa, żebyś nie myślała o tym, że nie możesz mieć dzieci. Oddałbym wszystko, żeby nam się udało. Rozumiesz, wszystko? Pieniądze, całą tą zasraną sławę, rodzinę, przyjaciół tylko po to żebyś była szczęśliwa i była przy mnie już na zawsze.
-Nie musisz nic oddawać. Ja będę na zawsze. Obiecuję.

------------------------------------

Spoglądam jeszcze raz na siebie w lustrze i staję bokiem. Nie mogę w to uwierzyć. Jestem w ciąży. Nie powiedziałam Zayn'owi. Chcę żeby miał niespodziankę, gdy wrócę do Polski, a on przyleci. Początkowo nie wierzyłam, że to jest możliwe, a jednak. Miał rację. Gdy tutejszy lekarz powiedział mi, że jestem w ciąży momentalnie się ucieszyłam. Nie myślałam o studiach. Nadal nie myślę. Chcę żeby nasz mały aniołek się urodził. Mam nadzieję, że się urodzi. Jest to ciąża pozamaciczna, ale lekarz powiedział, że jeśli nie będę się denerwować i nie będę się nadwyrężać, może się udać. Unoszę koszulkę do góry i delikatnie pocieram strukturę mojego ciała. Zachowuję się jakbym była już w dziewiątym miesiącu. Gładzę swój brzuch, choć tak naprawdę jeszcze nic nie widać. Zaczynam śmiać się sama z siebie i spoglądam na zegar na ścianie w hotelu. Za pół godziny mamy jakiś ważny wykład. Jeszcze tylko sprawdzę czy coś nowego piszą o zespole mojego chłopaka, nie to żebym miała obsesję i sprawdzała co godzinę newsy o nich. Odchodzę od lustra i siadam na krześle przy białym biurku. Włączam mojego macbooka i klikam na przeglądarkę. To co wyskakuje na pierwszej stronie mrozi mi krew w żyłach. Nic nie mogę powiedzieć. Nie mogę się nawet poruszyć. Moje serce przyspiesza chyba do najszybszych obrotów, a łzy same wylewają mi się z oczu. Nie. To jest nie możliwe. Przecież mieliśmy widzieć się już za tydzień. Jeszcze dwie godziny temu rozmawialiśmy. Dlaczego to się stało? Jak? Kiedy? Kto mu to zrobił kurwa? Szybkim ruchem zamykam mojego laptopa i gapię się w białą ścianę. Nie wierzę w to. Może to kolejna plotka, muszę to sprawdzić. Moje nogi uginają się pod moim ciężarem kiedy wstaję z krzesła i próbuję przejść do łóżka, na którym leży telefon. Siadam na delikatnej pościeli i drżącymi dłońmi odblokowuję ekran. Dostrzegam, że mam kilka nieodebranych i wiele wiadomości. Nawet ich nie sprawdzam i wybieram numer Louis'a. Słyszę tylko głuche sygnały, lecz w końcu odbiera. Słyszę dziwne dźwięki po drugiej stronie, tak jakby pikanie respiratora. To potwierdza moje cholerne obawy. 
-Suzan, dzwoniliśmy do ciebie. 
-To prawda?
-Tak. Ktoś rozciął mu policzek. Jest cały pobity. Nie denerwuj się. Wszystko z nim dobrze. Leży już teraz na normalnej sali po operacyjnej. 
-Będę tam za trzy godziny. Wyślij mi adres szpitala. Będę tam do cholery!
Krzyczę wprost do słuchawki i zaczynam jeszcze bardziej płakać. Szybko się rozłączam i szybko podbiegam do szafy wyciągając z niej walizkę i ubrania. Zostanę tam. Jestem tego pewna. Nie ważne, że to miasto przyprawia mnie o cholerne dreszcze. Muszę być przy nim. Muszę. Wrzucam jak popadnie wszystko do walizki i do podręcznego zabieram laptopa. Wiem, że już tutaj nie wrócę. Chwytam jeszcze telefon i zakładam na siebie płaszcz. Nie wiem o której mam nawet samolot, ale nie obchodzi mnie to. Wychodzę z pokoju i wpadam na Olka, który zaczyna cicho się śmiać. Jeszcze on kurwa, będzie mnie irytował.
-Gdzie się wybierasz?
-Lecę do Anglii.
-Dlaczego?
-Zayn jest w szpitalu. Ktoś go napadł. Rozciął mu policzek i pobił.
-Nadal ci na nim zależy?
-Ja noszę do cholery jego pieprzone dziecko, które jest skarbem od Boga. Nie dawali nam szans kurwa.
-Dobra.
Unosi ręce w obronnym geście, a ja przechodzę obok niego i poprawiam sobie moją torebkę. Szybko wchodzę do windy i naciskam przycisk parter. Kiedy jestem już na dole oddaję klucz i wychodzę z budynku, gdzie na szczęście nadal stoją taksówki. Wsiadam do pierwszej lepszej i proszę faceta, aby zawiózł mnie jak najszybciej na lotnisko. Nie wiem co zobaczę po przyleceniu na miejsce. Nie wiem jak on będzie wyglądał. Kocham go do cholery. Tak mocno go kocham. Poprawiam swoje włosy i przeglądam wiadomości, które mi przysłali. Wszystkie są o tym, że Zayn jest w szpitalu. Wszyscy mi wysłali. Nawet Harry, który jak mi się zdaję nadal mnie nienawidzi, tylko nadal nie wiem za co. Moje dłonie nadal się trzęsą, a ja już kompletnie nie wiem co mam robić. Nie mogę się tak denerwować. Kiedy włączam folder ze zdjęciami, łzy zaczynają spływać mi coraz bardziej. Przeglądam nasze zdjęcia. Na każdych jest tak cholernie szczęśliwy. Uśmiecha się, a jego oczy się świecą. Przymykam powieki i staram się zapomnieć o tym co teraz się dzieje. O tym, że muszę wyjechać z kraju w którym mam teraz ważne wykłady. Mam nadzieję, że profesor to zrozumie i pozwoli mi normalnie zaliczyć prawo międzynarodowe. Nawet nie wiem kiedy, ale taksówkarz mówi mi, że już dojechaliśmy na miejsce. Rozglądam się i szukam portfela w mojej torebce. Kiedy go znajduję płacę mu i mówię, że nie potrzebuję reszty. Naprawdę jej nie potrzebuję. Mężczyzna wyciąga moją walizkę z bagażnika i życzy mi miłej podróży. Uśmiecham się do niego, choć naprawdę nie mam na to siły. Toczę walkę z samą sobą, żeby nie zrobić jakiegoś cholernego wygłupu. Kiedy wbiegam do hallu dostrzegam kilku reporterów, którzy na coś czekają. A raczej na kogoś. Oni czekają na mnie. Wstają z krzeseł kiedy ja wbiegam i zaczynają robić zdjęcia. Zakrywam się kapturem mojej parki i biegnę szybko w miejsce gdzie odprawiają się ludzie, którzy lecą do Londynu.
-Przepraszam. Są jeszcze miejsca na ten lot?
-Chwileczkę. Sprawdzę tylko listę.... Nie. Przykro mi. Nie ma już miejsca. Jeszcze nie wszyscy się odprawili, może ktoś nie przyjdzie. Wtedy panią odprawimy. Poproszę nazwisko.
-Suzanne Young. Poproszę o jak najszybszą informację. Pół godziny temu dowiedziałam się, że mój chłopak leży w stanie krytycznym w szpitalu. Wiem, że to nic nie zmienia, ale ja naprawdę muszę tam być.
-Rozumiem. Zobaczę co da się zrobić. Ale jak na razie niech się pani nie denerwuje. Postaram się znaleźć coś dla pani.
Naprawdę miła kobieta. Kiedyś jak moja mama musiała pilnie lecieć do babci, koleś jej powiedział, że mogła pani wcześniej zarezerwować bilety. Tylko do cholery. Nie zawsze możemy przewidzieć co się stanie. Tak jak tutaj. Nie mogłam zamówić z samego rana biletu, bo przecież nic nie wiedziałam o tym cholernym wypadku. Opieram cały ciężar ciała na mojej walizce i nagle czuję, że ktoś ciągnie mnie za rękaw mojej kurtki. Odwracam się i dostrzegam śliczną, nastoletnią dziewczynę. Uśmiecha się do mnie.
-Ty jesteś dziewczyną Zayn'a, prawda? Słyszałaś co się stało? Słyszałaś! Dlatego teraz lecisz do Londynu.
-Właściwie nie wiadomo czy lecę. Bo nie ma już miejsc w samolocie i będą mi szukać.
-O nie! Musimy to jakoś załatwić.
-Nie, proszę. Nie chcę niepotrzebnych krzyków. Nie mogę. Posłuchaj. Nie mogę się denerwować. Zrozum proszę. Nie krzycz, nic nie rób. Po prostu im to zostaw. Na pewno się uda.
-Przepraszam. To jest dziewczyna Zayn'a Malika. Tak tego, Malika z zespołu One Direction. Tak tego samego, co leży teraz w szpitalu w stanie krytycznym. I do tego jest w ciąży. Nie może się denerwować. Proszę znaleźć jej miejsce.
Podbiega do jakiegoś mężczyzny, który odprawia kolejną grupkę ludzi do Londynu i w pewnym momencie wszyscy się odwracają. Wbijam wzrok w ziemię. Nigdy nie czułam się aż tak poniżona. Nie chciałam tego. Nie wiem co mam robić.
-Ja zwolnię jej miejsce! W sumie, mogę tutaj jeszcze zostać.
Dostrzegam w tłumie chłopaka. Uśmiecham się, ponieważ pamiętam go. Tak. Jest on synem najlepszego przyjaciela Maxa. Podbiegam do niego i zaczynam gadać jak idiotka.
-Dziękuję. Boże, nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. Ojciec mojego dziecka, znaczy mój chłopak leży teraz w szpitalu, a ty mi spadasz z nieba. Jeśli dobrze pamiętam jesteś Pete. Przysięgam, że ci się odwdzięczę. Przysięgam. Powiedz mi tylko co chcesz dam ci wszystko.
-Nic. Wystarczy to, że jesteś szczęśliwa. Pamiętam cię jeszcze sprzed kilku miesięcy, kiedy pocieszałem cię w pokoju, ponieważ Max tak bardzo cię obraził. Pamiętam to jakby to było jeszcze dziś. Ale teraz w końcu w twoim życiu wszystko jest okej. Gratuluję ci dziecka. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Całuję go, a on podaje mi swój bilet. Kiedy podchodzę do odprawy ta sama kobieta, która szukała dla mnie miejsca uśmiecha się i zaczyna ważyć moją walizkę.
-Ale się pani udało. Mało kto by oddał swoje miejsce.
-To mój przyjaciel. Dawno się nie widzieliśmy. Po prostu chciał być miły.
Przygryzam wargę, a ona zaczyna przyklejać nalepki na moją walizkę. Uśmiecham się do niej po raz ostatni i niemal biegnę do portu w którym już niektórzy ludzie czekają na autobus, który zawiezie ich pod sam samolot.

---------------------------

Wbiegam do budynku szpitala w którym leży Zayn ciągnąc za sobą tą cholerną walizkę. Nawet nie pojechałam do mieszkania, żeby ją tam zostawić. Chciałam jak najszybciej tutaj być. Dostrzegam stojących chłopaków na korytarzu, rodzinę Zayn'a i kilku ochroniarzy. Patrzą przed siebie, a nogi Louis'a trzęsą się jak nigdy. Nie wiem co mam robić. Płakać? Krzyczeć? Rzucać się po podłodze? Zamiast tego nagle z moich rąk wyślizguje się rączka niestabilnej walizki i upada z hukiem na podłogę. W momencie wszyscy się odwracają, a ja robię się czerwona. Szybko kucam aby podnieść ją z jasnych płytek i w momencie wszystko pęka. Zaczynam płakać i upadam tyłkiem na podłogę. Przyciągam kolana do siebie i nie wiem jak wyglądam. Czy jak zasrana gówniara, czy jak popieprzona nastolatka. Nie ważne. Wiem jedno. To wszystko mnie przerosło. Nie wiem co się wydarzyło. Nie miałam kontaktu ze światem tylko wtedy gdy leciałam, a później nie włączyłam telefonu. Nagle czuję silne ramiona, które mnie otaczają i unoszą w górę. Nie. Proszę. Zostaw mnie. Zaczynam uderzać pięściami w czyjś tors i nawet nie wiem czyj dopóki nie otwieram oczu. Dostrzegam nade mną Louis'a. 
-Cichutko mała. On cię teraz potrzebuje. Nie możesz teraz się rozsypać. Jesteś dla niego wszystkim najważniejszym. 
-Dlaczego nie jesteście u niego w sali?
-Bo Zayn.. on dostał krwotoku wewnętrznego. Zabrali go na operację jakąś godzinę temu. Nie wiemy co się dzieje. Nikt jeszcze ani razu nie wyszedł z sali operacyjnej. Musimy być przygotowani na wszystko. Musisz być przygotowana na to, że on już nie wróci.
-Ale on musi wrócić do cholery! Udało się nam. Wierzył w nas i się udało.
-Co masz na myśli?
-Jestem w pieprzonej ciąży. Wierzył w to i się udało. Louis on musi żyć. Powiedz mi, że on przeżyje. Błagam cię. Powiedz to. Muszę to usłyszeć. Inaczej to wszystko nie będzie miało sensu. Moje życie nie będzie miało już cholernego sensu. 
-Przeżyje Suzan. Przeżyje. Ale teraz uspokój się. Nie możesz się denerwować. Powinnaś jechać do domu. Odpocząć po podróży. 
-Chyba zwariowałeś. Muszę tutaj być kiedy wyjdą lekarze. Muszę wiedzieć wszystko. 
Nagle zza drzwi wychodzi jakichś dwóch mężczyzn. Moje serce zamiera. Nic nie słyszę. Czuję tylko silne ramiona Louis'a zaciśnięte na mnie. Zamykam powieki i je otwieram. Przełykam ślinę i nadal nic nie słyszę. Nie wiem co dzieje się teraz, ale dostrzegam, że mama mojego chłopaka zaczyna płakać. Jego ojciec ją pociesza, a ja mam ochotę zabić tych lekarzy. Dlaczego go nie uratowali? Dlaczego pozwolili mu umrzeć? Zaczynam jeszcze głośniej płakać i wyklinać Zayn'a prosto w ramie Louis'a. Przyjaciel mojego chłopaka gładzi moje włosy i cicho szepcze do ucha. Mówi, że pomogą mi we wszystkim. To wcale nie pomaga, ale jestem im już wdzięczna za to, że będą potrafili się dla mnie poświęcić. Zamykam oczy, może to tylko sen. Może mi się to wszystko tylko śni. Może jestem jednak nadal w Polsce, może Zayn śpi obok mnie. Może dopiero za chwilę ma mnie odwieźć na lotnisko. Odsuwam się do Louis'a i patrzę na niego. Nie wygląda jak dawniej. Ma popuchniętą twarz i czerwone oczy. Ciekawe ile tutaj siedział i ile płakał. Nie sądziłam, że chłopak może płakać ze względu na innego chłopaka. Tym razem się pomyliłam. Nagle słyszę, że ktoś mnie woła. Rozpoznaję ten głos. To mama Zayn'a. Uśmiecha się, a ja coraz bardziej zapadam się pod ziemię. Nie chcę podziału majątku. Niech wszystko sobie wezmą. Nie muszą wiedzieć o dziecku. Nie muszą. Wysilam się na sztuczny uśmiecha, a ona podchodzi do mnie. 
-Zayn. On. Przeżył. Jest teraz nieprzytomny i leży na OIOM-ie, ale za kilka godzin gdy się wybudzi przeniosą go na intensywną terapię. Tam będziesz mogła go zobaczyć. Zanim dostał krwotoku, mówił, że bardzo za tobą tęskni i chciałby żebyś przy nim była. Więc będziesz pierwszą osobą z rodziny, którą zobaczy.
W momencie rzucam jej się w ramiona, a ona jest zdumiona moim zachowaniem, ponieważ gwałtownie wciąga do siebie powietrze. Boże. Jak mogłam myśleć, że nie żyje. Jak mogłam tak nawet pomyśleć. Jest mi teraz tak cholernie wstyd. Ignoruję nieprzyjemne ukłucie w brzuchu i zaczynam mocniej się w nią wtulać.
-Tak bardzo się o niego martwiłam. Nie poradziłabym sobie bez niego.
-Tak. Wiem. On też nie radził sobie bez ciebie.
Jej słowa mnie uspakajają. Tęsknił za mną. Nie chciał rozmawiać, przez telefon gdy wyjechałam na te wykłady. Zawsze szybko kończył rozmowę. Wydawało mi się jakby był na mnie zły i zaczął mnie nienawidzić. Ale co ona ma na myśli mówiąc, że sobie nie radził? Czy on znowu zaczął pić? Nie. Mój Zayn by mi tego nie zrobił. Na pewno.

--------------------------------

Kiedy zbliżam się do łóżka na którym leży mój chłopak moje serce bije mocniej. Muszę mu to teraz powiedzieć. Ale czy to aby na pewno jest odpowiedni moment? Dopiero się wybudził. Nie chcę wprawiać go w jakiś dziwny szok. Uśmiecham się do pielęgniarki, która poprawia mu kroplówkę, a ja zauważam bandaż na jego twarzy. Mam ochotę się popłakać. Nie dlatego, że niby "będzie oszpecony" tylko dlatego, że jak aż tak bardzo może być podły człowiek. Jak bardzo trzeba nienawidzić innego człowieka, żeby zrobić mu coś takiego. Jak bardzo? Kiedy zauważam, że kobieta się oddala postanawiam w końcu do niego podejść tak aby mnie zauważył. 
-Dobry wieczór skarbie. 
-Suzan. Co tutaj robisz? Przecież...
-Cii..Jestem tutaj dla ciebie. Kiedy przeczytałam to wszystko zapadłam się pod ziemię. Spakowałam walizki i tak jestem tutaj od momentu twojej operacji. Kiedy twoja mama zaczęła płakać myślałam, że to koniec. Ale kiedy powiedziała mi, że cię uratowali wszystko stało się inne. Poczułam się silniejsza niż wcześniej.
-Ale co z wykładami? Co ze studiami?
-Teraz muszę zająć się tobą. Zająć się nami. 
Gładzę swój brzuch, ale wiem,że on tego nie zauważa bo jest mu ciężko. Zaczynam się uśmiechać i pochylam się aby ucałować czubek jego głowy, który chyba jako jedyny nie jest owinięty bandażem. 
-Ale jak ja teraz będę wyglądał? Blizna na całe życie. Jeszcze prawdopodobnie mam hemofilię. To wszystko bez sensu. Bez sensu jest to, żebyś męczyła się z kimś takim jak ja.
-Posłuchaj mnie. Musisz być teraz ze mną. Z nami. Zrozum.
-Jakimi nami? Moment.
Przygryzam wargę i chwytam jego dłoń, która jest sina i ma czerwone kropki. Przykładam ją do swojego brzucha, a on pociera kciukiem materiał mojej bluzki. Zaczynam płakać, ponieważ nie wiem jak inaczej mogę zareagować na to wszystko.
-Udało nam się. Będziemy mieli dziecko. 
-Jak to możliwe?
-Lekarz powiedział, że to jest jeden przypadek na milion i mogę przedwcześnie poronić, bo to ciąża pozamaciczna, ale Zayn. Udało nam się. 
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Gdybym tylko mógł wstałbym z tego pieprzonego łóżka, mocno cię przytulił i całował tyle razy ile jeszcze nigdy tego nie robiłem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo za tobą tęskniłem. Wiele razy myślałem nad tym, czy nie przylecieć tam do ciebie, ale przecież to były ważne zajęcia. Nie chciałem ci ich przerywać. Chciałem, żebyś była w końcu szczęśliwa. 
-I jestem. Bo mam was. Gdybyś odszedł nie poradziłabym sobie z tym wszystkim. Jestem już pewna jednej rzeczy. Już nie wracam do Polski. Zostaję na stałe w Londynie.
-A mieszkanie? 
-W najbliższych tygodniach polecę tam na kilka dni i się spakuję, a później obiecuję ci, że będziemy spędzać tyle czasu razem jak dawniej. Albo jeszcze więcej. 
-Moment chcesz zrezygnować ze studiów?
-Tak. To tylko rok. Za rok pójdę jeszcze raz. Muszę uważać na nasze dziecko.
-Tak. Nasze dziecko.


___________________________________
Tak, a więc rozdzialik króciutki, ponieważ chciałam coś dodać, a miałam niewiele pomysłu na ten rozdział, więc jest naprawdę krótki. Jak wrażenia. Najważniejsze. Czy Suzan uda się urodzić to dziecko? Czy Zayn pogodzi się z tym, że jest oszpecony na całe życie? No i najważniejsze. Czy wreszcie wszystko ułoży się w życiu Zayn'a i Suzan?
Piszcie w komentarzach odpowiedzi na te pytanka. Piszcie także, co wam się podobało, a co powinnam zmienić.
All The Love, R ♥

niedziela, 25 października 2015

Zayn cz.23

Uśmiecham się do mojego wykładowcy z prawa międzynarodowego, a on puszcza mi oczko. Jest naprawdę cholernie przystojny i nie ma żony. Nie chcę go podrywać. Łączy mnie jednak coś z Zayn'em. Coś nas łączy. Nie jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi. Pozwoliłam zapłacić mu za mieszkanie, ale tylko dlatego, że nie dałby mi cholernego spokoju. Jeszcze dzisiaj nie dzwonił, ani nie napisał co jest cholernym świętem. Odkąd były chrzciny Emily wszystko się zmieniło. Kiedy usłyszałam to, że chodzi na terapię dotarło do mnie że on naprawdę próbuje się dla mnie zmienić i za to go pokochałam. Za to, że potrafi zmieniać się dla mnie. Wychodzę z sali i wchodzę w tłum ludzi, którzy albo wychodzą z uczelni albo dopiero do niej wchodzą na wykłady. Ja na szczęście to pierwsze. Nie mam dzisiaj do tego głowy. Wczoraj razem z Olkiem mieliśmy nocną zmianę, a na uczelni musieliśmy być na dziewiątą. Oczywiście, że jego nie było. Często się zdarza, że omija te wszystkie wykłady. Kiedy wychodzę na zewnątrz moje nogi owiewa zimne powietrze. Mam na sobie tylko tą beżową sukienkę i kardigan sięgający moich kolan. Zauważyłam, że wiele się zmieniło od mojego wyjazdu. Ten kraj dobrze na mnie wpływa. Od momentu kiedy widziałam Emily minęło już wiele czasu, ale radzę sobie z tym. Jest już marzec, a ja czuję, że coraz lepiej jest ze mną. Już prawie nie myślę o tym, że jestem bezpłodna i nic na to nie mogę poradzić. Zayn przylatuje do mnie wiele razy, po to aby spędzić ze mną po prostu czas. Żeby ze mną porozmawiać i spędzić choć najmniejszą chwilę. Rozglądam się na boki, gdy słyszę swoje imię. Dostrzegam go. Stoi oparty o czarne audi i uśmiecha się do mnie. Przyleciał. Obiecywał mi to już od tygodnia, ale nie miał kompletnie czasu. Dlatego dzisiaj nie dzwonił. Boże jak on jest dla mnie ważny. W momencie rzucam się w jego stronę i ile sił w nogach biegnę nie zwracając uwagi na ludzi idących chodnikiem. Czuję się jak idiotka, ale chcę go już tak mocno przytulić. Nie widziałam go już od miesiąca, a naprawdę mi tego brakowało. Kiedy zderzam się z jego ciałem, on okręca się wokół własnej osi i kręci mną. Nawet nie zwracam uwagi na to, że chwycił mnie za tyłek, bo nie przeszkadza mi to. Wiem jak komicznie musi to wyglądać, ale naprawdę chciałam go mieć blisko. Muszę z kimś w końcu porozmawiać, a on jest jedną z nielicznych osób, której mogę powiedzieć wszystko. Spoglądam w jego brązowe tęczówki i całuję delikatnie jego czoło. Staramy się odbudować wszystko od nowa. Chcemy być jak normalna para, nie spieszyć się. Uśmiecha się do mnie i po chwili odkłada mnie na ziemię.
-Czy właśnie tak paradujesz po uczelni?
-Tak, a co?
-Bo wiesz, to ja jestem twoim chłopakiem.. Przepraszam.
-Nic się nie dzieje, przecież jesteś. Już tyle razy mówiłam, że jesteś ale łączy nas specjalna więź jaka nie łączy inne pary. Kocham cię i wiesz o tym, prawda?
-Jasne, że tak. Po prostu bardzo za tobą tęsknię, ale cieszę się że dałaś nam kolejną szansę. Wszystko jak na razie się układa i obiecuję ci, że zostanie tak na zawszę. Kocham cię skarbie.
-Przyleciałeś sam? Bez żadnych ochroniarzy?
-Bez. Chciałem choć raz być tylko z tobą. Szczerze porozmawiać, a nie myśleć o tym, że jeden z nich cały czas siedzi obok i słucha.
-Przepraszam Suzan ale zapomniałaś zabrać ze sobą notatek.
Nagle podbiega do nas mój wykładowca. Serio zapomniałam? Spoglądam do torebki i poklepuję swoją głowę, ponieważ faktycznie. Nie wiem jak to zrobiłam. Spakowałam laptopa i wszystko, a o tym zapomniałam.
-Dziękuję.
-Będziesz jutro na wykładzie?
-Tak.
-Może wiesz dlaczego nie było dzisiaj Olka?
-Źle się czuł. Ma grypę żołądkową.
-No dobrze. No to do zobaczenia. Widzimy się jutro.
-Do widzenia.
-Kto? To? Był? Suzan?
-Mój wykładowca. Spokojnie.
-Nie podrywa cię, prawda? Nie wykonywał żadnych dziwnych gestów względem ciebie? Suzan mów prawdę.
-Nie. Jezu, Zayn przestań.
-Ile on ma tak w ogóle lat?
-Chyba dwadzieścia sześć czy coś tego typu. Nie wiem jakoś szczególnie nie interesuje mnie jego wiek. Mam to gdzieś.
Uśmiecham się do niego i nagle zauważam, że z samochodu wysiada Louis. Wszystko przez te zaciemnione szyby? Czy ktoś tam jeszcze jest? Staram się zaglądnąć do środka, ale nie jest mi to dane, ponieważ Louis od razu przyciąga mnie do uścisku i całuje moje czoło. Boże, czuję się jak małe dziecko do którego przyjechała rodzina. Zaczynam się śmiać i prawie podskakuję w miejscu kiedy dostrzegam, że ktoś podaje Louisowi Emily. I chyba wiem kto to jest. Nie mylę się. Z samochodu wysiada Eleanor. Szybko do niej podbiegam, a ona owija swoje ramiona wokół mnie. Wygląda tak idealnie. Jej czarne rurki idealnie opinają jej zgrabne nogi i tyłek, a włosy opadają na ramiona.


Całuje jej usta, a ona tylko się uśmiecha. Raczej nie czuję się z tym gestem dziwnie, ponieważ jest jak rodzina. Spoglądam za plecami Eleanor na Emily, która bawi się razem z Zayn'em i Louis'em. Będę zaraz do cholery płakać. Już to czuję. 
-Schudłaś. Nie. Ty strasznie schudłaś. Znowu.
-To przez cały stres związany z uczelnią i pracą. Dobrze wiesz jak to jest. Sama niedawno kończyłaś uczelnię. 
-Ale wyglądasz tak inaczej niż ostatnio jak widziałyśmy się w Sylwestra. Jesteś szczęśliwsza, widzę to na pierwszy rzut oka.
-Taki związek z Zayn'em dobrze mi robi. Nie czuję się przytłoczona jego obecnością i cieszę się kiedy przyjeżdża, bo naprawdę za nim tęsknie. A ty z Louis'em jak? Wszystko między wami już okej?
-Nie do końca. Jeszcze mamy wiele kwestii spornych i nie mieszkamy razem. Nie potrafimy razem żyć. Jesteśmy razem jak na razie tylko ze względu na Emily. Widzę jak on się nią cieszy, ale mną już nie. Jakby miał jakąś inną na boku i totalnie nie radził sobie z tym. Nie mam siły już z nim tak normalnie żyć. Lepiej nam osobno.
-Dzisiaj spędzicie wiele czasu razem i pogadacie na spokojnie. Musicie w końcu dojść do porozumienia.
-Ale co masz na myśli?
-Ja i i Zayn zajmiemy się Emily, a wy pójdziecie na jakąś super kolację. 
-Ale Suzan, nie możemy..
-Możecie. Po to jesteśmy. Mamy wam pomagać. Jesteśmy przecież jej rodzicami chrzestnymi i zawsze mamy wam pomagać. Więc wybacz mi ale to ja zadecydowałam co dzisiaj będę robić z waszą piękną córeczką.
-Poradzicie sobie?
-Eleanor ja mam młodszego brata i wyobraź sobie, że też kiedyś był taki mały jak Emily jest teraz. 
Zaczynamy się śmiać, a ona przytakuje głową. Wiem, że nie jest gotowa na zmierzenie się z Louis'em tak po prostu, bo już dawno wspólnie nie rozmawiali. Zawsze zaczynali się kłócić. Byli tak idealną parą, tylko nagle z Louis'em zaczęło dziać się coś niedobrego. Okropnie się zmienił. Jest bardziej agresywny i już nawet kilka razy podniósł rękę na Eleanor. Chciałabym się dowiedzieć co tak naprawdę siedzi w jego głowie. Dlaczego tak bardzo zmienił się przez te kilka miesięcy.Naprawdę chciałabym z nim tak szczerze porozmawiać, ponieważ on rani moją najlepszą przyjaciółkę, którą bardzo mocno kocham. Nie mogę pozwolić na to aby musiała przez niego cierpieć.To byłoby z mojej strony egoistyczne. Opłacimy im z Zayn'em tą kolację, ale niech kurde wyjdą razem i pogadają na neutralnym gruncie. Nie wydaje mi się, że Louis zrobiłby awanturę w restauracji, gdzie może być jakiś reporter lub cokolwiek. To byłoby zbyt debilne z jego strony.

----------------------

Uśmiecham się do Zayna, który bawi się z Emily. Byłby tak wspaniałym ojcem, a ja jestem pieprzoną egoistką, że pozbawiam go tego. W moich oczach w momencie zbierają się łzy, a mój chłopak chwyta moją dłoń i mocno ją ściska, po czym ją puszcza. Spuszczam wzrok na dół i patrzę na dywan w moim mieszkaniu. Są na nim kawałki sierści mojego kota, którego nie widziałam już od godziny. Cały czas zajmujemy się Emily, która nie chce spać. Jest taka śliczna i tak bardzo przypomina Louisa. Nie wiem dlaczego życie musi być aż tak popieprzone, żeby nas niszczyć. Nagle śmiech Emily cichnie, a ja spoglądam na Zayn'a, który delikatnie gładzi ją po brzuchu i coś szepcze do ucha. Dziewczynka zamyka swoje powieki, a jej oddech staje się coraz bardziej regularny. Jak to? Przecież jeszcze przed chwilą była taka żywa. Zawsze podziwiałam dzieci za coś takiego. 
-Byłbyś wspaniałym tatą, wiesz o tym?
-I nim będę. Zobaczysz. Będziemy rodzicami i będziemy szczęśliwi. 
-Nie. Ja nie mogę dać ci tego co chcesz.
-Możesz, tylko musisz w to uwierzyć, rozumiesz? Musisz zrozumieć to, że dla wielu ludzi znaczysz bardzo wiele. Tak wiele ludzi cię kocha Suzan, dlaczego nie możesz tego zrozumieć co?
-Bo to ja tutaj jestem problemem. Nie potrafię teraz nikogo do siebie dopuścić po tym wszystkim. Jestem bezpłodna rozumiesz? Posłuchaj po naszym ślubie, który kiedyś na pewno nadejdzie wszyscy będą pytać się "Kiedy dziecko?" a ty co im wtedy odpowiesz. "Suzan nie może mieć dziecka, bo jest bezpłodna", Nie potrafię siebie pokochać i zaakceptować po tym wszystkim. Ja sobie od pewnego momentu mojego życia nawet nie ufam. Nie wiem co jeszcze złego zrobię w swoim życiu, bo nie kontroluję się. Moje życie to jeden wielki szajs. Rozumiesz, Zayn? Jeden wielki szajs. Nie będzie żadnego dziecka i wiesz o tym doskonale. Mówisz mi o tym, że muszę w to wierzyć, żeby zrobić mi tylko zbędne nadzieje.
-Kocham cię Suzan. Rozumiesz? Bez względu na to wszystko. Kocham cię za to jaka jesteś. Za to, że nie pozwoliłaś nam tak łatwo odpuścić. Że zawsze jesteś przy mnie kiedy tego potrzebuję. Kocham cię, skarbie. Chodź do mnie.
Przygryzam wargę i siadam na jego udach wtulając głowę w zagłębienie jego szyi. Jego delikatny zarost szoruje moją skórę na czole. Brakowało mi tego. Zaciągam się jakimś zapachem, a on gładzi moje uda. Cały czas patrzę na Emily, która śpi na moim dywanie. Wygląda tak cudownie. Boję się tego co zaraz się wydarzy. Nie wiem co Zayn, chce zrobić. Nagle przenosi swoją dłoń na moją brodę i unosi ją do góry. Spogląda w moje oczy i wiem co się zaraz wydarzy. Jestem tego pewna. Potwierdzam swoje przypuszczenia w momencie, kiedy Zayn łączy na usta. Nie całowaliśmy się od sylwestra i tamto to też właściwie był przypadek. Nie mieliśmy jakiegoś większego zbliżenia, poza przytulaniem czy spaniem w jednym łóżku. Nie chcemy się spieszyć, naprawdę. Chcemy poczuć się tak jakbyśmy się dopiero poznawali, choć jest to naprawdę trudne. Jego delikatne wargi łączą się z moimi i w momencie czuję przyciąganie. Jedną dłoń kładę na jego karku i przyciągam go jeszcze bliżej siebie. Kiedy odrywamy się w końcu od siebie spoglądam jeszcze raz w jego brązowe oczy. Tak bardzo go kocham. 
-Tęskniłem za tobą. Naprawdę. 
-Ja za tobą też.
Wiem, że te słowa są pewnym zobowiązaniem, ale jestem ich pewna. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za wszystkim co nas łączyło. Spoglądam jeszcze raz na Emily i poprawiam się na Zayn'ie w taki sposób, że teraz siedzę okrakiem i widać moje białe majtki. Mój chłopak spogląda w dół aby je zobaczyć i przygryza dolną wargę.
-Tak bardzo chciałbym teraz robić to, czego nie możemy.
-Możemy to dokończyć jak Eleanor z Louis'em już przyjdą. Wtedy w nocy możemy to zrobić.
-Jesteś tego pewna? Tyle razy powtarzałaś żebyśmy się nie spieszyli.
-Ale tego jestem pewna.
Uśmiecham się do mojego chłopaka i składam jeszcze jeden szybki pocałunek na jego ustach zanim mocno wtulam się w niego i zamykam oczy. Zayn delikatnie gładzi moje plecy i cicho nuci pod nosem jakąś piosenkę. Od razu ją rozpoznaję, to "Eyes Shut". Uwielbiam tą piosenkę. Gdy pierwszy raz jej słuchaliśmy zapadła mi w pamięć. Słuchałam jej w kółko. Wystukuję rytm moimi palcami, na umięśnionych plecach mojego chłopaka. Czuję się jak nigdy. Siedzimy w takiej ciszy, jakiej nigdy nie potrafiliśmy stworzyć i nie jest to ta niezręczna cisza. Ja jej chcę. Chcę pobyć z nim tak po prostu i poczuć jego bliskość bez żadnych słów, które są zbędne. Nagle z moich oczu zaczynają spływać pojedyncze łzy i mocniej przytulam się do Zayn'a. Chcę zapamiętać jego dotyk i zapach. Jeszcze mu tego nie mówiłam, ale wyjeżdżam na dwa miesiące razem z panem od prawa międzynarodowego i kilkoma osobami do Norwegii. Nie mogę mu teraz tego powiedzieć. Będzie wszczynał jakąś awanturę, której chcę uniknąć. Powiem mu to już gdy będę na miejscu. Nie będę widziała go przez dwa miesiące, ale dawniej nie widywaliśmy się dłużej. Teraz moje życie naprawdę się zmieniło i czuję, że wreszcie mogę osiągnąć sukces, którego nie miałam. Zawsze byłam postrzegana jako osoba mało przebojowa, mówiono mi że nie dojdę do niczego, a tutaj proszę. Wyjechałam i studiuję prawo międzynarodowe. Uwielbiam to robić. Tęsknię trochę za mamą czy Maxem. Naprawdę mi ich brakuje. Z Lukiem rozmawiam bardzo rzadko, ale przynajmniej raz na tydzień. Chciałabym tam wrócić, ale boję się. Boję się, że będę musiała zmierzyć się z tamtą rzeczywistością. Że wszyscy od nowa będą mówić o tym, że jestem bezpłodna i będą mi współczuć. Wszyscy sądzą, że tak fajnie jest żyć z myślą, że nigdy nie będziesz miała swojego upragnionego dziecka i nigdy nie będziesz mogła dać go swojemu przyszłemu mężowi. Zayn cały czas powtarza, że i tak mnie kocha, ale wiem że tak naprawdę nie jest. Bo kto normalny kochałby chorą osobę? Tak jestem chora, przecież nie mogę mieć dzieci.
-O czym myślisz?
-O niczym.
-Chciałabyś wrócić do Londynu?
-Nie wiem, Zayn. Jeszcze nad tym nie myślałam. Na pewno muszę skończyć tutaj ten rok. Może później, nie mam pojęcia. Szczerze nie chcę tam wracać, sam wiesz dlaczego.
-Proszę cię, przestań z tym w końcu. Mam już tego dość rozumiesz? Zrozum, to nie jest choroba, dasz radę z tym żyć. Możesz być szczęśliwa. Może ci się nawet udać. Uwierz mi. Musisz tylko sobie zaufać.
-Przepraszam, ale ja nie potrafię. Czuję się jakbym za chwilę miała cię stracić. Jakbyś miał odejść bo nie mogę dać ci tego co tak bardzo pragniesz. Wiem ile razy już cię przepraszałam, ale nie chcę żebyś musiał cierpieć. Byłbyś takim wspaniałym ojcem.
-A ty matką. I będziemy rodzicami do cholery. Jeszcze zobaczysz. Najważniejsze jest teraz to abyśmy się kochali, rozumiesz? Nie możemy zaniedbać naszych kontaktów. Musimy mówić sobie prawdę i ufać bezwzględnie. Rozumiesz? Zero tajemnic.
-Tak, wiem.
-Chciałabyś żebym zamieszkał tutaj z tobą?
-Co?! Nie. Nie ma mowy. Tam jest twój dom. Wszyscy tam na ciebie czekają. To, że płaczę każdej nocy, bo chcę żebyś tu był nie może cię tu ściągnąć. Chcę żebyś był tam.
-Nasz dom. Tam jest nasz dom. Rozumiesz? Nie wolno ci myśleć inaczej. Tam wszyscy za tobą tęsknią. Jesteś moim skarbem. Wiele nad tym wszystkim myślałem. Kiedy rozmawiam z moją lekarką, czuję że wszystko ze mnie spływa i już nic nie zniszczę. Najważniejsze jest to, że nie zniszczę już ciebie. Nigdy. Nigdy cię nie zniszczę. Obiecuję ci to. Przez ten miesiąc kiedy się nie widzieliśmy czułem, że muszę coraz bardziej się zmieniać. Miałem potrzebę robić to. Wiedziałem, że będziesz szczęśliwa. Napisałem wiele piosenek na temat naszego związku, wiem że to naprawdę denne, ale one nie ujrzą światła dziennego. Są tylko dla mnie. Musiałem jakoś sobie radzić z brakiem ciebie. Brałem w nocy kartkę i pisałem to bez żadnego zastanawiania się. Czasem siedziałem do rana, nawet jeśli mieliśmy wcześnie jakieś wywiady czy inne spotkania z reporterami. Musiałem to robić. Musiałem to pisać. Wiele osób pytało się gdzie jesteś? Zawsze mówiłem, że musiałaś wyjechać żeby studiować, ale oni piszą sobie jakieś chore historie o twojej ciąży. Wiem. Zaraz zaczniesz temat tego, że nie możesz mieć dzieci, a ja już nie mam po raz kolejny siły powtarzać, że będziemy mieli dzieci i będą takie wspaniałe lub jeszcze lepsze niż Emily. Dziwne jest tylko to, że nikt tutaj jeszcze nie dorwał cię na zdjęciach. Właściwie, że nas też. Chce mi się trochę z tego śmiać bo w Anglii tylko czekają na każdy nasz ruch, a tutaj jakby nas nikt nie zauważał. Coraz bardziej przekonuję się do tego kraju. Jest tutaj moja piękna dziewczyna, która mieszka sama i studiuje w miejscu gdzie są bardzo młodzi wykładowcy. Nie wiadomo kiedy wróci do Anglii. No i co ja mam z tobą zrobić, Suzan co? Jesteś tak cholernie uparta.
-Sądzę, że dlatego mnie kochasz i nadal jesteśmy razem.
-Kocham wszystko co jest związane z tobą, skarbie.
Uśmiecham się do niego i opieram swój nos o jego. Nagle przychodzi Sisi i wkrada się pomiędzy nas. Chce mi się śmiać z miny Zayn'a, ponieważ pewnie nie spodziewał się, że ona gdzieś jest w mieszkaniu. Skoro nie widział jej przez cały pobyt tutaj to myślał, że gdzieś wyszła. Często tak robi więc nie zdziwiłoby mnie to. Nagle drzwi wejściowe otwierają się i szybko zamykają. Obydwoje spoglądamy w stronę korytarza i dostrzegamy Eleanor i Louis'a, którzy trzymają się za dłonie, są cali czerwoni i zdyszani. Boże co tam się stało? Kiedy nas zauważają uśmiechają się. Czy wszystko sobie wyjaśnili? Czy może w końcu wszystko się ułoży? Louis się w końcu zmieni? Ale najważniejsze dlaczego są tacy zmęczeni? Zayn unosi mnie ze swojego ciała tak aby sam mógł wstać na równe nogi i zrzuca z siebie mojego kota. Spoglądam na niego gniewnym wzrokiem, ale on tylko wzrusza ramionami i się uśmiecha jak kretyn. Poprawiam się i także wstaję. Idziemy wszyscy do kuchni i siadamy przy stoliku.
-Wybacz nam Suzan. Reporterzy już się dowiedzieli gdzie mieszkasz. Znaczy nie wiedzą, że ty ale, że my tu jesteśmy. Jak byliśmy w tej chorej restauracji w której swoją drogą było mega jedzenie nagle zaczęli nas napadać reporterzy. Początkowo nam to nie przeszkadzało bo i tak jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Oni prawie byli przy porodzie więc to jest po prostu śmieszne. W końcu zaczęli zbiegać się inni, więc postanowiliśmy zachować się jak nastolatkowie. Zapłaciliśmy rachunek i naradziliśmy się do ucieczki. Eleanor ściągnęła swoje buty i zaczęliśmy biec. Ludzie patrzyli się na nas jak na debili. Było naprawdę super. Moja adrenalina skoczyła naprawdę wysoko i trzymaliśmy się cały czas za dłonie. Czułem się nieziemsko, jak wtedy gdy pierwszy raz tak uciekaliśmy. Kiedy El nie dała już rady wziąłem ją na ręce i biegłem ile miałem sił w moich pieprzonych, krótkich nogach. Oni nas otaczali, byli wszędzie. Coś czuję, że jutro w gazecie będą nasze zdjęcia i nie będą zbyt korzystne. Przez taką jedną rzecz bardzo się zbliżyliśmy, to jest aż dziwne. Ale jestem pewny, że kocham Eleanor, tylko czasem nie potrafię okazywać jej uczuć bo przerastają mnie. Kocham ją bardziej niż kiedykolwiek kochałem siebie. Właściwie siebie nie lubię. Tak Eleanor, nadal to robię. Nadal siebie nienawidzę, nadal jestem najgorszy, nadal ćpam i nadal piję. Wiem, obiecałem ci to wiele razy, ale ja nadal się tnę. Kocham cię. Moje serce szaleje za tobą, ale nie chcę cię ranić. Boję się, że któregoś dnia ktoś tak po prostu mnie zastąpi. Ktoś będzie bardziej odpowiedzialny i będzie potrafił okazywać swoje uczucia. Po prostu to wszystko jest dla mnie za ciężkie. To za szybko przyszło. To dziecko, które tak szalenie kocham pojawiło się za wcześnie. Ale kocham je. Tak cholernie je kocham. Nie bardziej niż ciebie, ale równie mocno. Chciałbym żebyście były już ze mną na zawsze, ale boję się, że nie będę potrafił was przy sobie zatrzymać. Że pewnego dnia tak po prostu odejdziecie i zerwiecie jakikolwiek kontakt.
-Przestań tak mówić! Tak mocno cię kocham. Myślałam, że masz kogoś i dlatego już nie okazujesz mi uczuć. Dlaczego nic nie mówiłeś? Dlaczego nie mówiłeś, że jest tak źle? Że sobie nie radzisz? Przecież porozmawialibyśmy o tym wszystkim. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się bałam, że to ty odejdziesz bo znalazłeś sobie inną. Wiem, że pijesz i ćpasz. Widzę to po tobie. Jesteś taki jak byłeś kiedyś. Czasem wyglądasz jak wrak. Ale obiecuję, że pomogę ci z tego wyjść. Będę ci pomagać, będę przy tobie zawsze, tak jak nasza córka. Nigdy cię nie zostawimy. Kocham cię, kochanie. Nie odchodź już nigdy i nie dawaj mi powodów do płaczu. Nie chcę tego, rozumiesz? Musimy być razem i nie ranić się wzajemnie. Musimy się wspierać. Jesteś wszystkim co mam i bardzo dobrze o tym wiesz. Moje uczucia też mnie przerastają i staram się jakoś sobie z tym radzić.

-----------------------


Uśmiecham się do Zayn'a, który leży naprzeciw mnie i trzyma dłoń na moim biodrze. Leżymy już tak chyba pół godziny, ale żadne nie było w stanie przerwać tej ciszy. Kiedy Eleanor i Louis zabrali Emily do pokoju oczywiście po serii obściskiwania się i mówienia, że to jest każdego z nich wina wpadliśmy do mojej sypialni jak poparzeni. Położyliśmy się i panuje cisza. Cholerna cisza, którą potrafimy uzyskać od momentu, kiedy mieszkamy tyle tysięcy mil od siebie. Kiedyś by nam się to nie udało. Kłócilibyśmy się, albo rozmawiali o jakichś rzeczach, które od pewnego czasu są już całkiem nierealne. Kiedy Zayn przysuwa się bliżej mnie, czuję, że moje tętno przyspiesza. Czuję jego płytki oddech na mojej twarzy. W momencie przysuwam swoje usta bliżej jego i stykamy się. Przepływający prąd po moim ciele sprawia, że dostaję paraliżu. Ciężko mi oddychać, a wszelkie funkcje życiowe zamierają. Nawet nie wiem w którym momencie, ale Zayn jest już nade mną. Opiera cały ciężar swojego ciała na rękach ułożonych po obu stronach mojej głowy. Kocham go. Tak. Jestem tego pewna. Zawsze byłam pewna. Kocham Zayn'a Malik'a, który jest dla mnie wszystkim ważnym co mam na świecie. Jest moją przystanią, przy której spokojnie mogę się zatrzymać i pomyśleć chwile. Jest moim zatraceniem. Jest moim ochroniarzem, przy którym zawsze czuję się bezpiecznie. Jest też niesamowitym chłopakiem, który wierzy we mnie i w to, że kiedyś może nam się udać. Nie wiem czy to jest prawdziwe i nadal nie potrafię się do tego przekonać, ale staram się zrozumieć to co mówi. Zrozumieć, że on naprawdę tego chce. Sięgam w dół do jego spodni i rozluźniam pasek. Otwieram oczy i dostrzegam, że Zayn cały czas się na mnie patrzy. To trochę krępujące i nie wiem co chce tym osiągnąć, ale potrafię zrozumieć wszystko. Najważniejsze jest teraz to, aby nikt nam nie przerwał. Chcę wreszcie poczuć się szczęśliwa i nie myśleć tylko o sprawach na uczelni czy tych..no..o dziecku. To mnie naprawdę przytłacza. Szybkim ruchem zsuwam w dół spodnie Zayn'a, tak że są teraz przy jego kolanach, a bokserki idealnie opinają jego nabrzmiałą męskość. Spogląda na mnie czy aby na pewno na mojej twarzy nie maluje się nuta zwątpienia czy zmiany decyzji. Ale nie. Przytakuję, a on zjeżdża swoimi dłońmi w dół dotykając moich piersi i delikatnie ich masując, co sprawia, że wszystko dwa razy szybciej budzi się we mnie. Oddycham coraz głębiej gdy dociera do końca mojej sukienki. Odchyla ją do góry i wciska palce pod gumkę moich majtek. Przygryzam wargę w momencie kiedy rezygnuje i pociera mnie palcem przez materiał. Nagle odchyla je i wciska we mnie dwa palce. Porusza nimi powoli i robi powolne kółka. Kręci nimi we mnie co sprawia, że czuję się cholernie nieziemsko. Kiedy przyspiesza, czuję że wszystko co jest w moim ciele przenosi się na podbrzusze, które zaczyna mnie palić. Wyginam plecy w łuk, a on przestaje. To nie fair. Chciałam żeby dokończył. Nie mogę nic powiedzieć, ponieważ on zsuwa ze mnie majtki, a sam pochyla się nade mną i sięga do swoich bokserek. Zaczynam spoglądać na sufit, aby nie patrzyć na niego, bo dojdę. Przełykam ślinę w momencie, kiedy pociera swoim czubkiem o moje wejście. Prawie krzyczę w momencie, kiedy po raz pierwszy wbija się we mnie. Tak długo tego nie czułam. Cholera jasna. Kocham to uczucie. Zapomniałam o tym. Zapomniałam, że kocham uczucie, kiedy Zayn jest we mnie. Nagle po raz kolejny opada na mnie, a ja poddaję się. Przez moje otwarte usta słychać tylko bezgłośne krzyki i westchnienia. Z trudem łapię powietrze, kiedy mój chłopak zwiększa swoje tempo. Jeśli nie przestanie, dojdę za minutę. Naprawdę. Bez zastanowienia obejmuję jego kark i przyciągam do siebie totalnie zbijając go z rytmu. Łączę nasze języki, a on przestaje się na moment poruszać. Tak. Kiedy znowu zaczyna, pogłębiam nasz pocałunek. Tym razem nic sobie z tego nie robi i zwiększa tempo. Otwieram oczy i dostrzegam, że jego są zamknięte. Dlaczego? Zawsze były do cholery otwarte! Patrzę na bok i dostrzegam, że jego mięśnie zaciskają się, a żyły wychodzą na wierzch. Nagle czuję, że wypełnia mnie. Cicho jęczy, a ja dzięki temu mogę dojść. Co się z nim stało? Dlaczego tak szybko doszedł? Nigdy tak się nie zachowywał. Opada na swoją część łóżka i odwraca się na plecy. 
-Suzan. Tak dawno cię nie pieprzyłem, że był to chyba najintensywniejszy orgazm jaki miałem. Zapomniałem jaka jesteś ciasna. 
Przewracam oczami na jego słowa, ale czego innego mogłabym się po nim spodziewać w takiej sytuacji. Nagle przed moimi oczami robi się ciemno, a ja nic nie mogę zrobić. Lecę w dół i nie mogę się zatrzymać. Odstawiłam te cholerne leki, bo już wszystko było dobrze. Spierdoliłam. Znowu spierdoliłam. Zapadam się pod siebie i słyszę tylko ciche słowa mojego ukochanego "Suzan co się dzieje?". I pustka. Już nic. Widzę tylko ciemność i nic poza tym. Czy ja już umarłam?


____________________________
Tak jak mówiłam, przykro mi ale częściej rozdziałów nie będzie. Już nie wyrabiam po prostu. Szkoła, szkoła, szkoła. W nocy mam tylko czas na to aby pisać, ale często jestem zmęczona. Próbuję sobie wygospodarować czas na pisanie blogów, ale jest go coraz mniej. Dopada mnie zmęczenie no i najważniejsze nauka! Więc co do częstości dodawania rozdziałów nic się niestety nie zmieni. Kocham was skarbeczki. Miłego czytania. Enjoy ♥
All the love, R.