czwartek, 2 lipca 2015

Zayn cz.17

Zayn's Pov

Ze snu wyrywa mnie okropny dźwięk mojego telefonu, którego nienawidzę w tym momencie i mam ochotę zatłuc go młotkiem. Jęczę głośno i na marne poszukuję obok siebie ciała mojej ukochanej. Kurwa co ja zrobiłem. Przypominam sobie wczorajszy wieczór, jak bardzo mnie zwyzywała, jak nie potrzebowała żadnych wyjaśnień, tylko ona nic do kurwy nie rozumie. Nie chodziło tak naprawdę tylko o Jessicę. Jest miła cholernie miła ale nie w moim guście. Moją jedyną miłością jest Suzan, kurwa tylko ona. Czemu to tak ciężko zrozumieć? Nigdy nie płaczę, ale tej nocy coś we mnie pękło. Uświadomiłem sobie, że już nie będzie jak dawniej. Może będę dla niej nikim, ale ona zawsze będzie moją jedyną. Przecieram dłońmi zaspaną twarz i spoglądam na zegarek. Już za dwadzieścia dwunasta. Suzan zapewne jest w szkole. Ah. Jestem idiotą. Przecież dzisiaj jest sobota. Będę musiał się z nią zmierzyć. Jeśli nie będzie chciała mnie wysłuchać to jej problem, bo ma wysłuchać i koniec. Leniwie zrywam się z łóżka, sięgam po chusteczki i zaczynam siąkać nos. To okropne uczucie, gdy jest się chorym. Zaraz będę musiał zażyć antybiotyk. Otwieram szerzej oczy i podchodzę do okna. Pierwszy raz od dłuższego czasu na ulicach Londynu leży śnieg. Prawdziwy, kurwa, jebany śnieg. Uśmiecham się i delikatnie przygryzam wargę. Kieruję się w stronę komody i wyciągam z niej koszulkę i spodnie dresowe. Zakładam na nadgarstek zegarek, który dostałem od Suzan i otwieram drzwi. Uderza we mnie fala gorąca i zapachów. Grace upiekła szarlotkę, moje ulubione ciasto. Opieram się o barierkę i bacznie obserwuję już chyba nie moją dziewczynę jak czyta jakąś książkę siedząc na kanapie i popijając kawę. Wygląda tak uroczo i mam ochotę klęknąć przed nią i powiedzieć, że nic nie łączy mnie z Jessicą. Najgorsze jest ta wiadomość, że ona mi nie uwierzy. Tak chujowo mi nie uwierzy. Przygryzam wargę aby znowu się nie rozpłakać i zbiegam uderzając gołymi stopami o posadzkę schodów. Robię to specjalnie, bo ona zawsze mówi, żebym ubrał skarpetki bo będę chory, ale teraz nic. Ma na to wyjebane, a najgorsze jest to, że na mnie też. Ma mnie głęboko w dupie. Przeklinam w myślach i spoglądam na zegarek, nawet nie wiem po co.
-Dzień dobry.
-Witam.
Suzan unosi rękę do góry i wymachuje nią w powietrzu. I po chwili znowu zagłębia się w swojej lekturze. To nawet może być zabawne, nie to będzie kurewsko zabawne. Wbiegam do kuchni i dostrzegam Grace, która wyciąga ciasto z piekarnika.
-Dzień dobry, Grace.
-Cześć,  Zayn. Jak się stało?
-Źle.
-Nie chcę być wścibska ale słyszałam waszą kłótnie w nocy. Jestem bardzo zaskoczona zachowaniem panienki Suzan. Ja już dawno bym się wyprowadziła.
-Nic nie rozumiesz Grace. Idę do siebie.
Krew gotuje mi się w żyłach kiedy słyszę jej słowa,  bo ja do kurwy nic nie zrobiłem.  Chwytam za klamkę i mocno ją ściągam w dół a później z całej siły popycham strukturę drzwi. Uderzają o zabezpieczenie, które nie pozwala na uderzenie o ścianę i już po chwili trzaskają znowu w futrynie w taki sposób, że Suzan podskakuje i odwraca się aby zobaczyć co się stało. Jej oczy są totalnie zdezorientowane, a ja mam ochotę się rozpłakać. Ale za to kaszlę kilka razy i przypominam sobie, że kupiłem jej ten cudny naszyjnik na święta.  Dam jej teraz. Kupię później coś innego ale dam jej ten naszyjnik teraz.  Kiedy odwraca wzrok szybko wbiegam po schodach coraz ciężej oddychając i kieruję się w stronę drzwi od gareroby, aby znaleźć torbę w której mam to wszystko. Szybko rzucam ją na miękki dywan i rozsuwam zamek. Wyciągam opakowanie z "Apartu", ponieważ naszyjnik kupiłem gdy byliśmy w Polsce. Przypominam sobie ten dzień i się uśmiecham. Był cudowny.  Spędziliśmy go bez zbędnych ingerencji ochroniarzy, ponieważ Hank i Albert całkowicie o mnie i Louisie zapomnieli.  Sprawdzam zawartość pudełka i tak jest ten śliczny, złoty naszyjnik na którym są dwa złączone serce. Uśmiecham się i przygryzam wargę. Wstaję i wkładam pudełko do kieszeni dresów i odkładam torbę tam gdzie była.  Antybiotyk.  Kurwa. Sięgam do plecaka, który leży na stoliku. Szukam butelki wody i mojego leku. Kiedy go znajduję, szybko go połykam i popijam połową zawartości butelki. Spoglądam przez okno i widzę Liama, który wysiada ze swojego Dodge'a. Rozmawia z kimś przez telefon i już po chwili przebiega przez ulicę. Fajnie,  że nas odwiedzi. To nawet jest miłe. Ale mylę się po chwili wraca trzymając się za dłonie razem z Suzan.  Kiedy podchodzą do jego samochodu mocno się do siebie przytulają, a Liam pociera plecy Suzan i coś do niej mówi.  Delikatnie całuje jej włosy i chwyta jej twarz w swoje dłonie patrząc w oczy. Ona delikatnie przytakuje i już po chwili wsiadają do samochodu.  Liam i Suzan, co? Nie możliwe.  On ma dziewczynę.  Chwytam się za włosy i mocno ciągnę je u nasady. O co tu do kurwy chodzi? Nie chcę żeby Suzan obchodziła bo tego nie wytrzymam. Przełykam ślinę i po chwili jestem już na korytarzu. Tracę grunt pod nogami,  robi mi się gorąco. Widzę biegnącego w moją stronę Taylora ale nic nie mogę zrobić.  Widzę ciemność. Głosy jego i Grace odbijają się w mojej głowie echem i sprawiają że zapadam się coraz dalej i dalej aż widzę uśmiechniętą Suzan, która ma wreszcie większe krągłości niż zwykle. Przyglądam się jej jeszcze bardziej w chwili kiedy się odwraca. Jej twarz stała się inna, taka dorosła. Na rękach trzyma małą dziewczynkę,  która mocno się do niej tuli. Widzę jej wydęty brzuch i wiem, że jest w ciąży. W ciąży? Ze mną? Uśmiecha się do mnie i kiedy mam wstać podchodzi do niej Jake i bierze dziewczynkę na rączki na co ona uśmiecha się i mówi do niego tatusiu. Moje serce pęka a łzy same napływają do oczu. Uśmiecha się jeszcze raz do mnie i podchodzi coraz bliżej.  Uśmiecham się ale ona nie idzie do mnie. Co się dzieje? Ja umarłem? Ona mnie nie widzi?  Chyba najwyraźniej tak jest, ponieważ przechodzi obojętnie.  Odwracam się przez ramię i dostrzegam śliczny biały dom. Na werandzie siedzi Liam i delikatnie kołysze wózkiem.  Suzan siada mu na kolanach i delikatnie całuje jego usta. Co do kurwy?  To mnie miała całować nie jego? Są razem, a mnie nie ma. Mam ochotę targać sobie włosy ale właśnie w tym momencie ktoś chwyta mnie za ramię.
-Hej, Zayn nie płacz. Ona jest już szczęśliwa.  Nareszcie jest szczęśliwa.  Próbowała z tobą ale mieliście wypadek i umarłeś. Nie mogła się pozbierać. Umarłeś na jej oczach. Później po pobycie w szpitalu i kilku sesjach u psychologa zaczęła spotykać się z Jakiem. Obdarzył ją uczuciem takim jak ty ją darzyłeś. Zaszła w ciążę. Urodziła dziecko, ale rozstali się z Jakiem bo nie było im pisane bycie razem. Wtedy Danielle zostawiła Liama. Znalazła sobie innego.  Oni zawsze się kochali, nawet gdy tego nie widziałeś. Darzyli się większym uczuciem niż możesz sobie wyobrazić. A teraz są małżeństwem i mają syna a teraz spodziewają się bliźniaków. Ona cię kocha ale nareszcie jest szczęśliwa. 
Przytakuję a moje łzy płyną po policzkach. Tak jest szczęśliwa.  Uśmiecham się i zamykam oczy.
-To przez przemęczenie. Nic poważnego.
-C-co się dzieje?
Spoglądam zdezorientowany na ludzi zgromadzonych wokół mnie. Mają na sobie czerwone kurtki i spodnie. Stoją nade mną i mierzą wszystko co mogą. Spoglądam na Grace, która kurczowo trzyma się Taylora i płacze w jego ramie kiedy on mocniej przyciska ją do swojej piersi i stara się ją uspokoić. Wiem, że jestem w domu, Jestem w salonie. Przełykam ślinę a moje uszy wreszcie odtykają się, a ja chyba powracam do żywych.
-Zdenerwował się pan. Jest pan chory, powinien pan na siebie uważać. To może być na podłożu fizycznym. 
-Tak, pan Malik jest słynnym piosenkarzem. Często wyjeżdża w trasy koncertowe i tam się forsuje. 
Taylor informuje o wszystkim jakiegoś chłopaka niewiele starszego ode mnie, który ma na sobie dokładnie takie samo ubranie, co kobieta która mnie bada. Dostrzegam napis "Ratownik Medyczny". Kurwa w którym momencie się to stało? Przecież wszystko było okej. Kurwa Suzan i Liam. Liam i Suzan. Suzan. Liam. Oni są teraz razem, o co tutaj kurwa chodzi. Trudniej mi oddychać. Moje serce przyspiesza, a moje powieki powoli się zamykają. 
-Panie Malik proszę zostać z nami. Proszę zostać. 
Kobieta krzyczy do mnie i chwyta moją twarz w swoje dłonie. Potrząsa delikatnie moją głową w taki sposób, że już po chwili patrzę na nią. Ma cudownie niebieskie oczy, blond włosy spięte w wysokiego koka. Nie ma więcej niż trzydzieści lat. Uśmiecha się i spogląda na jakieś urządzenie nad moją głową. 

Suzan's Pov

Już po raz setny dziękuję Liamowi za to, że zgodził się ze mną pojechać po te kilka prezentów dla Zayna, jego przyjaciół i rodziny. 
-Co z Zaynem?
-W sensie?
-Czy nadal jesteście pokłóceni, tak jak mówiłaś rano.
-Oddalamy się. Stara się robić wszystko, żebym tylko zwróciła na niego uwagę, ale nie potrafię. Cały czas widzę tą dziewczynę ze zdjęć.
-Nie wiem co łączy go z Jennifer, ponieważ nie byłem przy nim cały czas. Wiem, że powinienem go pilnować, ale się nie dało. Przepraszam cię Suzan. Jeśli on cię jeszcze bardziej zrani obiecuję ci, że go kurwa zniszczę. Będę go niszczył od najmniejszego kawałeczka, aż tak że sam będzie chciał się poddać. Jesteś dla mnie wszystkim co mam, prócz Danielle. Jesteście dwoma osobami dla których tak naprawdę jeszcze żyję. 
Mam ochotę się popłakać, ponieważ ja też bardzo mocno kocham Liama. Jest dla mnie jak starszy brat, którego nie miałam. Uśmiecham się do niego i spoglądam na jego nadgarstki, ponieważ rękawy jego płaszcza podniosły się do góry, kiedy manewrował kierownicą. Są jebane blizny, które szpecą to jaki jest idealny. Nadal trzymam jego dłoń i nie chcę żeby ją puszczał. Chciałabym wytłumaczyć sobie wszystko z Zaynem, ale wiem że już jest raczej za późno. Muszę powiedzieć o tym Liamowi, wiem że nie zrozumie ale musi wiedzieć.
-Nie tylko Zayn jest winny. Kiedy byłam na tym pieprzonym wyjeździe. Pamiętasz? Wtedy przyjechaliście. Zdradziłam go z tym Jakiem. Zdradziłam go, rozumiesz? Rozumiesz kurwa? To ja jestem jebaną dziwką, nie on. Ja się puściłam, nie on. Zrozum, że to ja jestem najgorsza. Nie on, tylko ja. 
Nagle Liam skręca gwałtownie na pobocze autostrady. Gasi silnik i klika przycisk oznaczający to, że awaryjnie zaparkowaliśmy. Spogląda na mnie i widzę, że jest źle. Pierwszy raz tak na mnie patrzy, nigdy tak nie spoglądał. Przygryzam policzek od środka i próbuję wyciągnąć rękę z jego uścisku, ale nie pozwala mi na to, za to ściska ją mocniej. 
-Nie. Mów. Tak. Już. Kurwa. Nigdy. Nie. Przy. Mnie. Okej? Nienawidzę. Gdy. Tak. O. Sobie. Mówisz. Kurwa.
Cedzi przez zęby i już po chwili gwałtownie pochyla się nade mną aby złączyć nasze wargi. Jego usta są strasznie miękkie i takie pełne. Mam ochotę przejść przez fotel i usiąść na nim okrakiem, ale nie pozwala mi na to pas bezpieczeństwa i to, że jesteśmy na autostradzie. 
Kiedy wreszcie dojeżdżamy pod apartamentowiec zauważam, że na krawężniku stoi karetka. Moje serce przyspiesza do możliwie najszybszych obrotów, a żołądek podskakuje do gardła, ponieważ, jeśli on sobie coś zrobił to ja się zabiję. Przysięgam sobie to, zabiję się kurwa. Kiedy Liam podjeżdża karetka już odjeżdża. Wyskakuję z samochodu i wbiegam do lobby. Nie witam się z nikim tylko wsiadam prosto do windy, która dowozi mnie do naszego apartamentu. Wbiegam szybko do korytarza i dostrzegam Zayna, który leży na kanapie i patrzy w sufit. Szybko podbiegam do niego i chwytam jego dłoń.
-Nie dotykaj mnie. Dotykaj go.
Moja żółć podchodzi do gardła w chwili kiedy Zayn wypowiada te słowa.  Jake nic dla mnie nie znaczy naprawdę. Nie wiem czemu to zrobiłam.  Dlaczego się z nim przespałam. Nic mnie już nie wytłumaczy. Nagle Zayn zrywa się na równe nogi i przechodzi obok mnie. Wyciąga dłoń przed siebie i wciąga powietrze.
-Ty jebana pizdo.  Udajesz przyjaciela, a rżniesz moją dziewczynę.  Nie spodziewałem się tego po tobie.  Danielle już wie, czy mam do niej zadzwonić. 
-O mój Boże Zaynie nie mów tak. Liam nawet mnie nie dotknął.  Może trzymał za rękę i przytulił ale nic poza tym.
Przypominam sobie tą chwilę w samochodzie kiedy miałam ochotę usiąść na nim okrakiem i powolnie poruszać się na jego kroczu sprawiając aby mnie zapragnął. Wybijam sobie ten obraz z głowy i chwytam za materiał koszulki mojego chłopaka. 
-Nie dotkniesz jej nigdy,  okej? Nigdy. Jeśli choć raz zobaczę że ją dotykasz powiem wszystko Danielle.
-Wybacz, że chciałem do kurwy pomóc twojej dziewczynie w wyborze prezentów dla twojej i jej rodziny oraz dla naszej paczki. Przepraszam też kurwa za to, że Jennifer kręci się wokół mnie i sprawia że Suzan przez to cierpi...
Nie kończy zdania, ponieważ dostrzega to jak patrzę się na niego spod łba. Zayn odwraca się w moją stronę a jego oczy przepełnione są troską i smutkiem.
-Sprawiłem, że cierpisz?  Naprawdę to zrobiłem? 
Patrzę przez ramię na Liama, który odkłada wszystkie torby na podłogę i wycofuje się z tego apartamentu. Zayn podchodzi bliżej a ja wreszcie skupiam wzrok na nim. Przytakuję, a on chwyta moje policzki i mocno przyciska do nich dłonie. Opiera swoje czoło o moje i nieznacznie się uśmiecha.
-Przepraszam za Jake'a. Nie chciałam tego, a z Liamem naprawdę nic mnie nie łączy. Jest moim najlepszym przyjacielem prócz tych ze szkoły.  Pojechaliśmy po prezenty na gwiazdkę ohh i przepraszam że strasznie dużo na nie wydałam.
-Już cicho Suzan.  Pieniędzmi się nie przejmuj tyle razy mówiłem. Właściwie gdzie jest twój samochód? 
-Stoi w garażach. Używałam go tylko do szkoły i jak jeździłam z Eleanor na zakupy i do leka...
Ucinam w połowie przypominając sobie, że miałam tego nie mówić.  Nikomu.  Nawet jemu. Przypominam sobie jej minę gdy wyszła z gabinetu cała zapłakana. Pamiętam to jak dziś.  Cała się trzęsła i mówiła że to tylko i wyłącznie jej wina. 
-Lekarza?
-Zayn. Eleanor poroniła. Była w trzecim miesiącu. Nawet nie wiesz jak się cieszyła gdy się dowiedziała.  Ale dwa dni później obudziła się w gościnnym z cholernym bólem i przybiegła do mnie. Nie wiedziałam co się dzieje, ale w samochodzie zaczęłam się domyślać bo krwawiła. Nie mów Louisowi. Nikt nie może wiedzieć,  obiecałam jej to.
-Kurwa Suzan, nie wiedziałem, że jest aż tak źle kiedy rozmawiałem z nią przez telefon..
-Rozmawiałeś z nią przez telefon? 
-Tak. Louis chciał się dowiedzieć co u niej a ja byłem jedynym sposobem na sprawdzenie tego.
Patrzę na mojego chłopaka, który naprawdę ma strach w oczach, a łzy zbierają się w ich kącikach. Mam ochotę wycałować całą jego twarz, ale to za szybko. Zbyt szybko. Muszę się najpierw dowiedzieć kim jest ta pieprzona Jennifer, bo jeśli zniszczy mnie i Zayna, to ja będę potrafiła urządzić piekło w jej życiu. Jeśli jest super poukładane, to już nigdy takie nie będzie. Nie będzie się już uśmiechała, tylko będzie cały czas płakać i wiem, że jestem do tego zdolna. Potrafiłabym zabić gdyby ktoś rozdzieliłby mnie i Zayna. Nasze dłonie są splecione, a on zaciska je jeszcze mocniej jakby bał się, że mogę odejść. Ale ja nigdy nie odejdę, na pewno nie z własnej woli. Jeśli będzie chciał mnie wyrzucić to wyprowadzę się i zniknę z jego życia raz na zawsze. Jego pełne usta poruszają się jakby coś mówił, ale kompletnie go nie słucham. Wpatruję się w jego ciemne usta i mam ochotę przygryźć jego dolną wargę albo kciukiem zbadać ich strukturę. Przełykam ślinę i spoglądam na nasze dłonie. Nie sądziłam, że tak łatwo się pogodzimy. Sądziłam, że nadal będzie tak jak rano, ale kiedy zobaczyłam tą karetkę moje serce pękło, myślałam najgorsze. Kiedy odjechała bez żadnych sygnałów, po prostu czułam że coś się strasznego stało. Myślałam, że nie żyje. Myślałam, że się zabił. Nie wiem dlaczego, bo przecież jest silny, ale mój umysł prawił najciemniejsze scenariusze. Moje serce wyrywało się z piersi, kiedy wyjeżdżałam windą do tego mieszkania, Czułam, że moje dłonie się pocą, a umysł nie jest jasny.
-Suzan, słuchasz mnie w ogóle?
-Tak, tak jasne.
-Co mówiłem?
-No mówiłeś o tym jaka Eleanor była smutna gdy rozmawialiście...
-I..??
-No dobra nie słuchałam.
-Wiedziałem. Patrzyłaś się na mnie, Widziałem to. Lubisz na mnie patrzeć, co?
Przytakuję, a on wybucha gromkim śmiechem. Mam ochotę zakryć mu usta swoimi wargami, aby Grace ani żaden z ochroniarzy tego nie usłyszeli.
-A za tego Jake'a, mam ochotę przełożyć cię przez kolano i uderzać na tyle mocno lecz też delikatnie aby twoja skóra delikatnie się zaróżowiła.
Moje kolana uginają się na słowa, które szepcze mi do ucha, sprawiając że w dole brzucha buduje mi się podniecenie. Mój oddech urywa się kilka razy tylko dlatego, że jego głos mógłby sprawić abym doszła, tak jak tamtej nocy. Kiedy zadzwonił do mnie i mówił mi te wszystkie sprośne rzeczy, żebym doznała spełnienia. Spoglądam na niego, a on kładzie dłoń na moim policzku delikatnie podnosząc moją głowę abym znowu na niego spojrzała. Wiem, co chce zrobić. Chce mnie teraz zaciągnąć do łóżka, też się podniecił, nie wiem dlaczego, ale wiem że to zrobił. Nie mogę się na to zgodzić. Nie mogę. Kręcę przecząco głową, a on tylko uśmiecha się i delikatnie zaczyna muskać zębami moją żuchwę.
-Mam okres.
Mówię, praktycznie dyszę do jego ucha w momencie kiedy zaczyna całować mnie tuż przy moim wrażliwym miejscu za uchem. Staję na palcach aby jeszcze bardziej poczuć jego delikatny język wbijający się właśnie dokładnie w to miejsce w które tego pragnę. Chwyta mnie z tyłu głowy i delikatnie trzyma mnie w taki sposób, aby nadal mnie tam kąsać i drażnić językiem. Moje dłonie przenoszą się na jego ciemne jak węgiel włosy i chwytają je u podstawy. Jęczy cicho kiedy pociągam je zbyt mocno, a ja aż rozluźniam uścisk. Kiedy mam odsunąć dłonie, on swoją wolną szybko chwyta moje i nie pozwala mi ich wziąć.
-Rób tak dalej. To fajne.
Mówi wprost w moją już wrażliwą skórę, a ja dostaję gęsiej skórki i czuję to. Jestem w parce i jest mi tak cholernie gorąco jak nigdy, jeszcze do tego moje serce przyspieszyło do największych obrotów, a oddech nie może się stabilizować. W chwili przyciskam swoje biodra do jego krocza i czuję, że jest już gotowy. Nie mogę spoglądnąć w dół, a bardzo bym chciała. W tych spodniach dresowych na pewno widać więcej niż w tych ciasnych.
-Przestańmy. Mogą nas zobaczyć.
-To chodźmy na górę.
-Ale mam okres.
-Nie będę cię pieprzył, będziemy się tylko całować i ocierać o siebie, okej?
Na samą myśl, na moje policzki wkrada się brunatny rumieniec. Szybko zrzucam ze swoich ramion moją parkę i odkładam ją na oparcie kanapy w salonie. Wbiegam tuż za Zaynem po schodach. Chichoczę w momencie kiedy potyka się o własne stopy, a on spogląda na mnie z wyraźnym grymasem na swojej cudownej twarzy. Kiedy wchodzimy do pokoju jest tak cholernie jasno, że nie mam ochoty już na nic. Zayn popycha mnie w stronę łóżka, a ja upadam na miękki materac. Szybko przeciągam się w stronę zagłówka, a on zamyka drzwi na klucz i jednym przyciskiem pilota szyby zaczyna spowijać ciemność, aż w końcu rolety zamykają się i już nic nie możemy zobaczyć. W pokoju jest tak ciemno, że zastanawiam się czy on jeszcze będzie w stanie przejść od drzwi do łóżka, na którym na niego czekam. Już tak cholernie gotowa. Moje myśli zostają zakłócone, ponieważ on już jest tuż przy moich ustach. Jego wargi delikatnie dotykają moich sprawiając, że chcę coraz więcej. Szybkim ruchem chwytam swoją ręką jego kark i pociągam go mocniej na mnie w taki sposób, że mimowolnie otwieramy usta i zderzamy się delikatnie zębami. Nie spodziewałam się tego, ale i tak mam to gdzieś. Jego ręka wdziera się pod moją koszulę, którą kiedyś mi kupił. Jego zimne dłonie stykają się z moim rozgrzanym ciałem sprawiając, że na moim ciele pojawiają się po raz kolejny wypukłe kropki. Kiedy unoszę biodra do góry czuję jak jego penis jest nabrzmiały. Mam tak bardzo ochotę poczuć go w sobie. Dostałam ten pieprzony okres dzisiaj rano. Nienawidzę tego. Nienawidzę. O czym ja właściwie myślę. Jego usta są tak cholernie delikatne, jego dłonie szorstkie i z odciskami. Kiedy ciągnie moją wargę z moich ust wydobywa się zduszony jęk. Obejmuję go w talii i sprawiam że jesteśmy jeszcze bliżej. Co się właściwie stało? Dlaczego była tutaj karetka? Ta myśl nie daje mi spokoju. Nawet nie zauważam kiedy Zayna, nie ma już na mnie tylko leży obok i przygląda mi się z konsternacją. Szybko przewracam się na bok i unoszę dłoń aby dotknąć jego twarzy, na której jest kilkudniowy zarost.
-Gdyby coś ci się stało, nie dałabym rady wiesz?
-O co ci chodzi?
-Ta karetka. Myślałam, że się zabiłeś. Myślałam, że to przeze mnie. Co się stało?
-Zobaczyłem jak trzymasz Liama za rękę. Wyszedłem na korytarz i kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. To było jakieś osłabnięcie. Za dużo chciałem robić na raz. Po prostu nie myślałem racjonalnie. Jestem chory, a mieliśmy tyle koncertów jeszcze chodziliśmy na sił...
-Co kurwa? Serio? Pozwolili ci chodzić na jebaną siłownię, wiedząc że jesteś do chuja chory?
-Nie. Sam chciałem.
-A jakbyś tam zasłabł?
-Nic by mi nie było.
-Tak bo ty kurwa wiesz wszystko najlepiej.
Zrywam się z łóżka i otwieram drzwi. Właściwie nie wiem o co się obrażam, ale jakoś nie mam szczególnej ochoty oglądać go w sali pożegnań. To będzie kolejna cudowna noc w pokoju gościnnym. Po prostu go uwielbiam. Wybiegam na korytarz i przebiegam jego część w kilka sekund. Czuję się jak poprzedniej nocy. Kiedy musiałam uciekać, bo nie chciałam czuć wzroku mojego chłopaka na sobie, nie chciałam jego dotyku, bo chcę być do cholery sama. Jeśli ktoś tego nie uszanuje to zabiję się przysięgam to. Zatrzaskuję drzwi w chwili kiedy Zayn do nich podbiega. Zamykam kluczem i opadam na łóżko. Jednym ruchem pilota obniżam rolety i idę spać. Nie dam dłużej rady w tym całym szajsie, razem z moim chłopakiem. Potrafimy tylko się kłócić i nic poza tym.


Przepraszam, że tak długo ale kompletnie nie miałam czasu. Mam nadzieję, że teraz znajdę więcej ale nie obiecuję ;ccccc

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny rozdział :) czekam na next
    Zapraszam również do mnie
    /http:/danger-love-louisff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń