-Suzan, przestań.
Chwyta mnie za nadgarstek i zaciska na nim palce. Chwila czy my jesteśmy w samej bieliźnie? Czy coś się stało tej nocy? Pamiętam tylko to, że tak strasznie się upiłam z Carą. Tego chłopaka w sklepie, tych policjantów, którzy byli w parku i jeszcze to jak Jake był wkurzony, wziął mnie na ręce a ja zasnęłam. Kompletnie nie pamiętam jak trafiłam do tego pokoju i jak bardzo byłam natrętna do mojego przyjaciela. Boje się dowiedzieć, co ja robiłam. Po raz kolejny zamykam powieki i staram się jeszcze na moment zasnąć. W chwili gdy słyszę dzwonek swojego telefonu podskakuje, a Jake tym razem pozwala wyjść mi z naszego uścisku. Spoglądam na ekran i kiedy uświadamiam sobie, że to mama uśmiecham się raczej sama do siebie.
-Cześć mamuś.
-I jak tam perełko na wyjeździe? Dobrze się bawicie?
-Jest okej. Wczoraj poszliśmy na spacer, fajnie było.
Mój głos ma nadal tą poranną chrypkę i piszczę co najmniej jakbym miała jakieś zapalenie gardła. Nienawidzę tego. Rzucam kołdrę na bok i teraz wiem na sto procent, że jestem w samej bieliźnie. Czuje się taka, trochę naga. Szybkim ruchem idę do szafy i wyciągam swoją parkę. Zakładam dresy i pantofle.
-O mój Boże, Suzan obudziłam cię tak?
-Nie, wszystko okej. Przecież możesz dzwonić kiedy chcesz. A jak tam z Maksem?
-Wszystko dobrze, mówi że bardzo się zmieniłaś i że chyba naprawdę polubił Zayna.
Kiedy wychodzę na balkon uśmiecham się raczej sama do siebie.Wyciągam papierosa z parki i nie przestając słuchać mamy, która teraz mówi o tym że Luke miał jakiś ważny mecz i wygrał go, podpalam go. Przeskakuję z nogi na nogę, ponieważ jest tak chujowo zimno.
-Kocham cię mamuś.
-Ja ciebie też perełko.
Rozłącza się, a ja wreszcie będę mogła zadzwonić do mojego chłopaka i powiedzieć jak tutaj jest fajnie i jak mi go brakuje. Boże zachowuje się jak te zdesperowane nastolatki, które dzwonią co dziesięć minut do swojego chłopaka, o nie. Nie mogę tego zrobić. Muszę być silna i się nie dać. Muszę wygrać tą wojnę i zaczekać aż on zadzwoni. Dopalam swojego papierosa i zrzucam go na sam dół. Nasz balkon jest tak wysoko, że gdybym chciała skończyć to pewnie bym się zabiła. Wracam do pokoju, a Jake siedzi na łóżku i przeciera sobie oczy.
-Dzień dobry.
-Hej,
Odpowiadam i ściągam sobie parkę z ramion. Pocieram swoje ręce i uśmiecham się do niego. Jego ciało wygląda serio okropnie. Już wiem dlaczego wszystkie laski mówią, że gdy chce się kochać to tylko przy zgaszonym świetle. Siadam na łóżku zderzając się z nim udami. Całuje mój policzek, a ja czuje dziwne uczucie w dole brzucha, ale nie takie samo jak przy Zaynie. Kątem oka spoglądam w dół na jego penisa, bo tak kurde nie mogłam się oprzeć. Musiałam zobaczyć. Zaczynam się śmiać w środku, a on chwyta moje dłonie w swoje i przykłada je sobie do ust. Spogląda na mnie i delikatnie zaczyna w nie dmuchać. Zaczynam się śmiać, ponieważ to takie słodkie i kompletnie do niego nie pasuje. Pukanie do drzwi przerywa tę chwilę. Jake wślizguje się momentalnie pod kołdrę, a ja zakładam bluzkę i podchodzę aby je otworzyć.
-Dzień dobry, królewno. Jak się spało?
To Jake i Max i serio wiem po co tutaj przyszli. Widzę jak próbują zaglądnąć do pokoju, czy Jake jest nagi, albo coś w tym stylu. Przewracam oczami i w momencie wszyscy w trójkę zaczynamy się śmiać.
-A tak serio. Śniadanie jest za jakieś pół godziny. Będziecie?
-Tak.
Uśmiecham się i zamykam za sobą drzwi. Idę do łazienki żeby się choć trochę ogarnąć. Ciepła woda płynąca pod prysznicem totalnie mnie odpręża. Chwytam za maszynkę i zaczynam golić sobie nogi.
-Suzan. Mogę wejść. Muszę siku.
-Jasne. Wchodź.
Zasuwam zasłonkę, a on wchodzi do łazienki. Kurwa dlaczego to robię. Delikatnie odchylam materiał zasłonki i przyglądam się kiedy sika. Nie powinnam, przecież mam chłopaka. Besztam samą siebie i w chwili odwracam od niego wzrok. Śmieje się i powracam do ciepłej wody oblewającej moją szyję. Przez chwilę wyobrażam sobie, co by się stało gdyby Jake wszedł do mnie pod prysznic. Pewnie nie potrafiłabym temu zaprzestać. I dokładnie w tej chwili, czuje zimno na moim plecach i po chwili palce Jake podszczypują mój pośladek. W momencie odwracam się w jego stronę, totalnie nie myśląc o tym że jestem naga i bije jego dłoń. Udaje że go to bolało, ale widzę jak przygryza dolną wargę. Nie wiem czy z powodu tego, że mam liczne blizny, czy po prostu jest kretynem. Przewracam oczami i nawet nie wiem dlaczego ale spoglądam na jego bokserki i tak kurwa widzę, że robią się coraz ciaśniejsze, a on nic sobie z tego nie robi. Cały czas mi się przygląda, a ja mam ochotę zbesztać najpierw siebie, a później jego uderzyć, żeby wreszcie przestał. Tę chwile przerywa mój telefon. Mam ochotę go odebrać, ale on tylko się uśmiecha i wychodzi z łazienki. Po chwili słyszę, że już z kimś rozmawia. Ej, kurczę wcale nie pozwoliłam mu odebrać tego pieprzonego telefonu. A jeśli to jest Zayn. Szybko spłukuję resztę żelu truskawkowego i owijam swoje ciało ręcznikiem. Kiedy wbiegam do pokoju, zimno ogarnia moje całe ciało, ponieważ drzwi balkonowe są otwarte i kurwa tak Jake stoi na polu, pali papierosa i rozmawia przez mój telefon. Szybko zakładam pantofle i wychodzę do niego.
-Wejdź do środka, przeziębisz się.
-Daj mi mój telefon.
Syczę przez zaciśnięte zęby, a on wypuszcza szary dym ze swoich ust, co po raz pierwszy zaczyna mnie drażnić. Jedną ręką trzymam ręcznik, a drugą staram się przechwycić mój telefon. Nie zważam na to jak jest cholernie zimno. W końcu odpuszcza i oddaje mi moją należność. Spoglądam na ekran i zauważam, że to jest Zayn. Wykrzywiam twarz w stronę Jake'a, a on zaczyna się śmiać. Wchodzę do pomieszczenia i delikatnie siadam na łóżku, kiedy Zayn wita się ze mną. Jego głos jest taki jaki nigdy jeszcze nie był. Słyszę w nim troskę i miłość.
-Wiesz, że cię kocham tak?
-Zayn, czy ty coś zrobiłeś?
-Nie, dlaczego od razu tak sądzisz? Dlaczego zawsze muszę coś zrobić, żebyś zrozumiała że cię kocham.
-Umm.. przepraszam. Jestem jakaś rozkojarzona. Też cię kocham, jesteś dla mnie najważniejszy.
-Tęsknie za tobą i chciałbym żebyś tu była. Chciałbym wreszcie się obudzić i móc przytulić się do ciebie. Chciałbym wreszcie do kurwy poczuć twój zapach.
Boże jak on pierdoli od rzeczy. Coś się stało i wiem to. Boi się przyznać, a ja wiem że coś się stało. Albo Jake mu coś powiedział, albo tam coś się stało. Przewracam oczami i żałuje, że on nie może tego zobaczyć. Miałabym ochotę teraz wydusić od niego każdą najmniejszą informację w taki sposób, że już zawsze chciałby mówić prawdę i tylko prawdę.
-Wiesz, chciałbym żebyś mnie dotknęła po raz kolejny. Twoje dłonie są takie delikatne.
W momencie czuje, że się czerwienie. Besztam samą siebie, ponieważ jestem głupia. Wyobrażam sobie, to że po raz kolejny buduje się namiętność między nami, ale gdy pragnę go jeszcze bardziej, on się nie zgadza. Za bardzo się o mnie boi. Ale do cholery ja już nie jestem dziewicą! I to kurwa przez niego. Ugh.. jak ja tego nienawidzę. Już tyle razy się kochaliśmy i gdy proszę go o więcej i szybciej nigdy się nie zgadza. To jest okropne, bo obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
-Zayn, zadzwonię później. Musimy iść na śniadanie.
Kłamię. Nawet nie wiem czemu, ale nie mam ochoty z nim rozmawiać. Rzucam szybkie to do później kotku. Szybko wstaję z łóżka i zakładam na siebie jakieś przypadkowe ubrania. Jake jest już w pomieszczeniu i przygląda się każdemu mojemu ruchowi. Kurwa, czuje się tak dziwnie kiedy mnie obserwuje. Uśmiecham się do niego i już po chwili jesteśmy na korytarzu. Suzan, teraz. Teraz musisz zapytać się Jake'a o dzisiejszą noc. Musisz się dowiedzieć, czy byłaś jakaś nachalna albo coś w tym stylu. Kiedy jego dłoń oplata się wokół mojej spoglądam na niego, a jego kąciki ust podnoszą się ku górze. Nawet nie wiem po co to robi, może chce pokazać że każda może należeć do niego, albo po prostu chce żebym była bliska niego, ponieważ tylko ja znam jego historię i wiem jaki horror przeżywał po śmierci swojej dziewczyny. Zaczynam pocierać kciukiem jego knykcie.
-Jake? Czy coś zrobiłam tej nocy?
-Nie.
-A gadałam jakieś głupoty?
-Tak troszkę. Świntuszyłaś. Mówiłaś, że mnie pragniesz i chcesz żebym cię przeleciał. Już mi chciałaś rozpinać spodnie, ale ja się nie zgodziłem. Nie chciałem żebyś później czegoś żałowała. Nie chciałem, żebyś wyszła na jakąś dziwkę.
-Boże tak bardzo cię przepraszam Jake. Nie sądziłam, że aż tak się upiję.
-Nic się nie stało, kochanie. Wszystko jest okej.
Spogląda na mnie i delikatnie nachyla się nade mną żeby przycisnąć swoje wargi do mojego czoła. Ciepło rozpływające się po moim ciele sprawia, że w chwili zaczynam się uśmiechać. Nie wiem dlaczego, ale przy nim czuje się dziwnie inaczej. Czuje, że jest strasznie troskliwy, tak jak Zayn ale trochę inny. Jakby bał się, że może mnie stracić tak jak Kylie. Nie myślałam, że kiedyś będę mogła tak o nim powiedzieć, ponieważ znałam go tylko z tych chorych opowieści, że źle traktuje dziewczyny i to bez wyjątku. Ale to nie jest prawda. Przynajmniej nie w moim przypadku. Nade mną się trząsł i to strasznie i wcale nie chciał mnie wykorzystać. Był dla mnie jak brat, choć kiedyś myślałam że nie będzie się już nigdy do mnie odzywał. Nie spodziewałam się, że będę mogła zyskać przyjaciela w tak krótkim okresie czas. Przecież to dopiero trzeci dzień kiedy rozmawiamy, a on już powiedział mi ten sekret, który skrywa, pokazał blizny, jakby wiedział że go nigdy nie wydam. I tak naprawdę nigdy go nie wydam, ponieważ wiem jak cierpiał. Cierpiałam tak samo gdy zapomniałam o wszystkim co działo, się w moim życiu.
-Kocham cię mamuś.
-Ja ciebie też perełko.
Rozłącza się, a ja wreszcie będę mogła zadzwonić do mojego chłopaka i powiedzieć jak tutaj jest fajnie i jak mi go brakuje. Boże zachowuje się jak te zdesperowane nastolatki, które dzwonią co dziesięć minut do swojego chłopaka, o nie. Nie mogę tego zrobić. Muszę być silna i się nie dać. Muszę wygrać tą wojnę i zaczekać aż on zadzwoni. Dopalam swojego papierosa i zrzucam go na sam dół. Nasz balkon jest tak wysoko, że gdybym chciała skończyć to pewnie bym się zabiła. Wracam do pokoju, a Jake siedzi na łóżku i przeciera sobie oczy.
-Dzień dobry.
-Hej,
Odpowiadam i ściągam sobie parkę z ramion. Pocieram swoje ręce i uśmiecham się do niego. Jego ciało wygląda serio okropnie. Już wiem dlaczego wszystkie laski mówią, że gdy chce się kochać to tylko przy zgaszonym świetle. Siadam na łóżku zderzając się z nim udami. Całuje mój policzek, a ja czuje dziwne uczucie w dole brzucha, ale nie takie samo jak przy Zaynie. Kątem oka spoglądam w dół na jego penisa, bo tak kurde nie mogłam się oprzeć. Musiałam zobaczyć. Zaczynam się śmiać w środku, a on chwyta moje dłonie w swoje i przykłada je sobie do ust. Spogląda na mnie i delikatnie zaczyna w nie dmuchać. Zaczynam się śmiać, ponieważ to takie słodkie i kompletnie do niego nie pasuje. Pukanie do drzwi przerywa tę chwilę. Jake wślizguje się momentalnie pod kołdrę, a ja zakładam bluzkę i podchodzę aby je otworzyć.
-Dzień dobry, królewno. Jak się spało?
To Jake i Max i serio wiem po co tutaj przyszli. Widzę jak próbują zaglądnąć do pokoju, czy Jake jest nagi, albo coś w tym stylu. Przewracam oczami i w momencie wszyscy w trójkę zaczynamy się śmiać.
-A tak serio. Śniadanie jest za jakieś pół godziny. Będziecie?
-Tak.
Uśmiecham się i zamykam za sobą drzwi. Idę do łazienki żeby się choć trochę ogarnąć. Ciepła woda płynąca pod prysznicem totalnie mnie odpręża. Chwytam za maszynkę i zaczynam golić sobie nogi.
-Suzan. Mogę wejść. Muszę siku.
-Jasne. Wchodź.
Zasuwam zasłonkę, a on wchodzi do łazienki. Kurwa dlaczego to robię. Delikatnie odchylam materiał zasłonki i przyglądam się kiedy sika. Nie powinnam, przecież mam chłopaka. Besztam samą siebie i w chwili odwracam od niego wzrok. Śmieje się i powracam do ciepłej wody oblewającej moją szyję. Przez chwilę wyobrażam sobie, co by się stało gdyby Jake wszedł do mnie pod prysznic. Pewnie nie potrafiłabym temu zaprzestać. I dokładnie w tej chwili, czuje zimno na moim plecach i po chwili palce Jake podszczypują mój pośladek. W momencie odwracam się w jego stronę, totalnie nie myśląc o tym że jestem naga i bije jego dłoń. Udaje że go to bolało, ale widzę jak przygryza dolną wargę. Nie wiem czy z powodu tego, że mam liczne blizny, czy po prostu jest kretynem. Przewracam oczami i nawet nie wiem dlaczego ale spoglądam na jego bokserki i tak kurwa widzę, że robią się coraz ciaśniejsze, a on nic sobie z tego nie robi. Cały czas mi się przygląda, a ja mam ochotę zbesztać najpierw siebie, a później jego uderzyć, żeby wreszcie przestał. Tę chwile przerywa mój telefon. Mam ochotę go odebrać, ale on tylko się uśmiecha i wychodzi z łazienki. Po chwili słyszę, że już z kimś rozmawia. Ej, kurczę wcale nie pozwoliłam mu odebrać tego pieprzonego telefonu. A jeśli to jest Zayn. Szybko spłukuję resztę żelu truskawkowego i owijam swoje ciało ręcznikiem. Kiedy wbiegam do pokoju, zimno ogarnia moje całe ciało, ponieważ drzwi balkonowe są otwarte i kurwa tak Jake stoi na polu, pali papierosa i rozmawia przez mój telefon. Szybko zakładam pantofle i wychodzę do niego.
-Wejdź do środka, przeziębisz się.
-Daj mi mój telefon.
Syczę przez zaciśnięte zęby, a on wypuszcza szary dym ze swoich ust, co po raz pierwszy zaczyna mnie drażnić. Jedną ręką trzymam ręcznik, a drugą staram się przechwycić mój telefon. Nie zważam na to jak jest cholernie zimno. W końcu odpuszcza i oddaje mi moją należność. Spoglądam na ekran i zauważam, że to jest Zayn. Wykrzywiam twarz w stronę Jake'a, a on zaczyna się śmiać. Wchodzę do pomieszczenia i delikatnie siadam na łóżku, kiedy Zayn wita się ze mną. Jego głos jest taki jaki nigdy jeszcze nie był. Słyszę w nim troskę i miłość.
-Wiesz, że cię kocham tak?
-Zayn, czy ty coś zrobiłeś?
-Nie, dlaczego od razu tak sądzisz? Dlaczego zawsze muszę coś zrobić, żebyś zrozumiała że cię kocham.
-Umm.. przepraszam. Jestem jakaś rozkojarzona. Też cię kocham, jesteś dla mnie najważniejszy.
-Tęsknie za tobą i chciałbym żebyś tu była. Chciałbym wreszcie się obudzić i móc przytulić się do ciebie. Chciałbym wreszcie do kurwy poczuć twój zapach.
Boże jak on pierdoli od rzeczy. Coś się stało i wiem to. Boi się przyznać, a ja wiem że coś się stało. Albo Jake mu coś powiedział, albo tam coś się stało. Przewracam oczami i żałuje, że on nie może tego zobaczyć. Miałabym ochotę teraz wydusić od niego każdą najmniejszą informację w taki sposób, że już zawsze chciałby mówić prawdę i tylko prawdę.
-Wiesz, chciałbym żebyś mnie dotknęła po raz kolejny. Twoje dłonie są takie delikatne.
W momencie czuje, że się czerwienie. Besztam samą siebie, ponieważ jestem głupia. Wyobrażam sobie, to że po raz kolejny buduje się namiętność między nami, ale gdy pragnę go jeszcze bardziej, on się nie zgadza. Za bardzo się o mnie boi. Ale do cholery ja już nie jestem dziewicą! I to kurwa przez niego. Ugh.. jak ja tego nienawidzę. Już tyle razy się kochaliśmy i gdy proszę go o więcej i szybciej nigdy się nie zgadza. To jest okropne, bo obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
-Zayn, zadzwonię później. Musimy iść na śniadanie.
Kłamię. Nawet nie wiem czemu, ale nie mam ochoty z nim rozmawiać. Rzucam szybkie to do później kotku. Szybko wstaję z łóżka i zakładam na siebie jakieś przypadkowe ubrania. Jake jest już w pomieszczeniu i przygląda się każdemu mojemu ruchowi. Kurwa, czuje się tak dziwnie kiedy mnie obserwuje. Uśmiecham się do niego i już po chwili jesteśmy na korytarzu. Suzan, teraz. Teraz musisz zapytać się Jake'a o dzisiejszą noc. Musisz się dowiedzieć, czy byłaś jakaś nachalna albo coś w tym stylu. Kiedy jego dłoń oplata się wokół mojej spoglądam na niego, a jego kąciki ust podnoszą się ku górze. Nawet nie wiem po co to robi, może chce pokazać że każda może należeć do niego, albo po prostu chce żebym była bliska niego, ponieważ tylko ja znam jego historię i wiem jaki horror przeżywał po śmierci swojej dziewczyny. Zaczynam pocierać kciukiem jego knykcie.
-Jake? Czy coś zrobiłam tej nocy?
-Nie.
-A gadałam jakieś głupoty?
-Tak troszkę. Świntuszyłaś. Mówiłaś, że mnie pragniesz i chcesz żebym cię przeleciał. Już mi chciałaś rozpinać spodnie, ale ja się nie zgodziłem. Nie chciałem żebyś później czegoś żałowała. Nie chciałem, żebyś wyszła na jakąś dziwkę.
-Boże tak bardzo cię przepraszam Jake. Nie sądziłam, że aż tak się upiję.
-Nic się nie stało, kochanie. Wszystko jest okej.
Spogląda na mnie i delikatnie nachyla się nade mną żeby przycisnąć swoje wargi do mojego czoła. Ciepło rozpływające się po moim ciele sprawia, że w chwili zaczynam się uśmiechać. Nie wiem dlaczego, ale przy nim czuje się dziwnie inaczej. Czuje, że jest strasznie troskliwy, tak jak Zayn ale trochę inny. Jakby bał się, że może mnie stracić tak jak Kylie. Nie myślałam, że kiedyś będę mogła tak o nim powiedzieć, ponieważ znałam go tylko z tych chorych opowieści, że źle traktuje dziewczyny i to bez wyjątku. Ale to nie jest prawda. Przynajmniej nie w moim przypadku. Nade mną się trząsł i to strasznie i wcale nie chciał mnie wykorzystać. Był dla mnie jak brat, choć kiedyś myślałam że nie będzie się już nigdy do mnie odzywał. Nie spodziewałam się, że będę mogła zyskać przyjaciela w tak krótkim okresie czas. Przecież to dopiero trzeci dzień kiedy rozmawiamy, a on już powiedział mi ten sekret, który skrywa, pokazał blizny, jakby wiedział że go nigdy nie wydam. I tak naprawdę nigdy go nie wydam, ponieważ wiem jak cierpiał. Cierpiałam tak samo gdy zapomniałam o wszystkim co działo, się w moim życiu.
------------------------------
-Dlaczego tak szybko skończyłaś rozmowę z Zaynem?
Spoglądam na Jake'a i wzruszam ramionami, ponieważ serio nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nakładam sobie kolejną porcję serku śmietankowego na bajgla i spuszczam wzrok z innych. Hmm.. może zrobiłam to dlatego, że bałam się, że coś mu powiedziałeś. Że powiedziałeś że dużo wypiłam i przystawiałam się do ciebie. Bałam się, że dowiedział się prawdy. Czuje jak poczucie winy buduje się w moim żołądku. Matko gdyby to nie był on tylko jakiś inny chłopak pewnie przystałby na moją prośbę i zdradziłabym Zayna. Zdradziłabym jedyną osobę, którą tak naprawdę obdarzam największą miłością. Jest od razu za mamą i Lukiem. Wiem, co by się stało. On tym razem by się nie zgodził i nie wybaczyłby mi tego po raz kolejny. Tym razem pewnie odszedłby już na zawsze, a ja wolałabym umrzeć niż żyć bez niego.Czuje jak pierwsza łza spływa po moim policzku, ale szybko ją wycieram wierzchem dłoni, a mój wzrok nadal pozostaje na talerzu. Matko, co się ze mną dzieje. Przecież, nic nie zrobiłam. No prawie. Ale nic się nie wydarzyło. Po drugie Jake gdyby chciał mógłby mnie przelecieć, miał tyle okazji, ale on chyba jest przyjacielem. Przynajmniej tak mi się wydaje i mam nadzieję, że tym razem moja intuicja jest nieomylna. Nagle przed oczami robi mi się ciemno, a ja po raz kolejny jestem w pułapce.
-Mamo kto to jest?
-To jest Zayn. Twój najlepszy przyjaciel?
-Kim jest Zayn? Gdzie mieszka? Czy to przez niego wszystko się stało?
Spoglądam na rzeczy w moim pokoju, nie rozpoznaję ich. Wszystko w mojej głowie się zmieniło, nie rozpoznaję ani jednej twarzy na zdjęciu. Nie wiem co się ze mną dzieję. Czuje się jakby nie było mnie tutaj przez kilka lat. Otwieram okno i spoglądam w dół. Widzę jak ten sam chłopak stoi na chodniku i pali papierosa. Nie wiem kim on jest Nie wiem, czy jest bezpieczny ale zamierzam to sprawdzić. Przeszłam więcej niż dziewczynki w moim wieku, więc z tym też sobie poradzę. A po drugie przecież, on nie uderzyłby mnie na ulicy, przy wszystkich. Szybko wybiegam z mieszkania i zaczynam kierować na schody. Moje serce łomocze w piersi, oddech staje się płytszy, a nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Tępy ból w głowie, nie daje mi spokoju, ale muszę tam dobiec. Muszę stanąć twarzą w twarz z tym chłopakiem. Muszę się dowiedzieć co jest nie tak. Ze mną lub z nim. Po prostu muszę się tego do cholery dowiedzieć. Popycham szklane drzwi i uderza we mnie zimne powietrze. Rozglądam się aby znaleźć twarz której szukałam i wreszcie mi się udaję. Zaczynam się uspokajać i zwalniam korku. Biotę jeden głębszy oddech i stukam jego ramię. Odwraca się, a ja widzę że jego oczy są coraz większe. Są przepełnione tysiącami emocji, a na jego twarzy pojawia się pierwszy uśmiech. Nie wiem jak się zachować, mam jedenaście lat, miałam wypadek, moja głowa jest obandażowana i muszę zabawnie wyglądać. Mam ochotę teraz skulić się w najgłębszej części mojej osoby, ale nie potrafię. Jego wzrok bacznie mnie obserwuje jak żaden inny. Nie wiem od czego zacząć, może od tego że nie znam go ale podeszłam bo był na zdjęciu. Besztam samą siebie, ponieważ prawdopodobnie by mnie wyśmiał lub coś w tym stylu.
-Hej. Mam pytanie. Jesteś Zayn?
-Tak. A ty jesteś Suzan, nie pamiętasz mnie? Byłem twoim najlepszym przyjacielem, to ja jechałem tamtej nocy z tobą na motorze, to ja leżałem obok ciebie w szpitalu. Naprawdę mnie nie pamiętasz?
-Nie, przykro mi. Chciałam ci tylko powiedzieć tyle, że nie chcę abyś mnie prześladował. Boję się ciebie, rozumiesz to? Nie chcę się bać, ponieważ ty będziesz za mną łaził jak cień. Po prostu tego nie chcę i oczekuję że mnie zrozumiesz. Mam zaledwie jedenaście lat i już zwichrowaną psychikę, chcesz żeby było ze mną jeszcze gorzej. Jeśli tak to zostań, lecz jeśli chcesz żebym była wreszcie szczęśliwa, żebym mogła ułożyć swoje życie na nowo po prostu odejdź. Pożegnaj się ze mną i odejdź, a nikt na tym nie ucierpi.
-Ale Suzan, ja nie mogę odejść. Nie potrafię. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
-Nie mów tak, nie możesz tak mówić.
-Ale taka jest prawda. Ale jeśli chcesz, to dobrze odejdę. Chcę żebyś była szczęśliwa, a jeśli ja mam sprawiać ci ból, to odejdę.
Całuje moje czoło, rzuca papierosa na chodnik, odwraca się na pięcie i kieruje się w inną stronę. Mój oddech staje się szybszy, a ja chcę go teraz zatrzymać i powiedzieć że przepraszam, za to co powiedziałam. Suzan, nie możesz tego zrobić. Nie wiesz kim on dla ciebie jest, a jeśli chciał cię zniszczyć na zawsze i do końca wypruć twoje uczucia. Chciał żebyś umarła albo coś w tym stylu. Nie zatrzymuj go dziewczyno, musisz być silna i myśleć o sobie. Łzy spływają po moich policzkach gdy widzę, że mulat oddala się ode mnie. Nie wiem kim był, ale wiem że będę za nim tęsknić. Panie Boże jeśli był dla mnie kimś ważnym, spraw aby nasze drogi kiedyś się zeszły, a my od nowa mogli się poznać.
-Przepraszam, Zayn.
-Suzan. Co jest?
-Zayn.. przepraszam. Zayn, nie odchodź proszę. Nie zostawiaj mnie z tymi problemami. Wiem, że chciałeś dobrze. Zayn, błagam. Nie będę potrafiła sobie sama z tym poradzić..Zayn proszę wróć tutaj, nie chciałam żebyś odchodził..
-Suzan..
Otwieram oczy w chwili kiedy ktoś uderza dłonią o mój policzek. Chwytam szybko powietrze do ust, jakbym nie miała go przez dłuższy czas. Rozglądam się i uświadamiam sobie, że jestem znowu w pokoju. Leżę na łóżku, a wokół mnie jest kilka osób. Jest pani Wellman, jakiś lekarz i kilka osób. Dostrzegam dwóch Jake'ów, Maxa, Carę i Jade. Matko nareszcie powróciłam do żywych, co się ze mną stało. Pamiętam tylko tyle, że zasnęłam przy jedzeniu, a później te okropne wspomnienia. Myślałam, że już mi przeszły, tak dawno ich nie było. Aż do dzisiaj. Dzisiaj po raz kolejny to się stało, zemdlałam i to na oczach wszystkich. Pewnie teraz śmieją się ze mnie lub coś w tym stylu, ale to nie jest moja wina że mi się to dzieje. Mam to odkąd mieliśmy ten pieprzony wypadek. Wtedy wszystko się zmieniło. Zaczęły mi nawracać wspomnienia, a wszystko uderzało we mnie z podwójną siłą jak nigdy. Mój wzrok błądzi między nimi wszystkimi, a gdy lekarz wyciąga dłoń w moją stronę unikam dotyku, szybko kuląc się w kulkę i siadając.
-Suzan, czy to jest normalne?
-Tak. Odkąd miałam ten wypadek. Zresztą wie pani sama. Miałam wtedy jedenaście lat. Ten wypadek mnie zmienił, zaczęłam sobie wszystko przypominać, przez to że mdlałam. Wtedy wspomnienia wracały, nie miałam tego przez jakiś czas, więc nie zażywałam leków. Myślałam, że będzie okej, ale się pomyliłam. Dzisiaj zdarzyło się to od kilku tygodni. A od dwóch przestałam łykać leki. Czy mi coś teraz grozi.
-Więc, panno Young. Nie powinna pani odstawiać leków, żadnych nawet tych które zażywa pani bo po prostu taki ma pani zamysł. Z tego co się dowiedziałem, zażywała pani antydepresanty i jeszcze jakieś inne leki. Pani doktor ujawnił mi historię pani choroby. Jeśli więc mógłbym panią prosić o to, żeby pani zażywała te leki, byłbym wdzięczny.
-Ale ja ich nawet nie mam ze sobą.
-Tak myślałem, dlatego przyniosłem pani opakowanie każdego leku. Rachunek wypiszę na pani opiekuna, a później pani może go spłacić.
Przytakuję, choć serio myślałam, że te leki już nie będą mi potrzebne. Myślałam, że już wszystko ze mną okej, a ja będę mogła żyć jak normalne nastolatki, bez leków i bez problemów na głowie. Aha, tak przecież zapomniałam, że mnie nie omijają taki super prezenty jak problemy. Zawsze znajdzie się jeden choć najmniejszy, który zepsuje moje życie, lub będzie próbował pokrzyżować plany. Nienawidzę tego. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, gdy wszyscy wwiercają wzrok w moją osobę. Czuję się nieswojo. Bardziej nieswojo niż wtedy, gdy weszłam na scenę z Eleanor i mówiłyśmy te wszystkie rzeczy do tych dziewczyn. Wtedy było lepiej, ponieważ nikt mnie nie znał. Mogłam mówić wszystko, co tylko chciałam a tutaj każde słowo źle wypowiedziane może być użyte przeciwko mnie. Uhh.. czy oni wreszcie mogliby przestać się tak na mnie patrzeć? Nie chcę tego. Nie potrzebuję od nich współczucia i dlatego właśnie nie chciałam, żeby dowiedzieli się o lekach. Wiedzieli o tym całym popieprzonym wypadku, ale nie o prochach które zażywałam i będę musiała zażywać.
-Mamo kto to jest?
-To jest Zayn. Twój najlepszy przyjaciel?
-Kim jest Zayn? Gdzie mieszka? Czy to przez niego wszystko się stało?
Spoglądam na rzeczy w moim pokoju, nie rozpoznaję ich. Wszystko w mojej głowie się zmieniło, nie rozpoznaję ani jednej twarzy na zdjęciu. Nie wiem co się ze mną dzieję. Czuje się jakby nie było mnie tutaj przez kilka lat. Otwieram okno i spoglądam w dół. Widzę jak ten sam chłopak stoi na chodniku i pali papierosa. Nie wiem kim on jest Nie wiem, czy jest bezpieczny ale zamierzam to sprawdzić. Przeszłam więcej niż dziewczynki w moim wieku, więc z tym też sobie poradzę. A po drugie przecież, on nie uderzyłby mnie na ulicy, przy wszystkich. Szybko wybiegam z mieszkania i zaczynam kierować na schody. Moje serce łomocze w piersi, oddech staje się płytszy, a nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Tępy ból w głowie, nie daje mi spokoju, ale muszę tam dobiec. Muszę stanąć twarzą w twarz z tym chłopakiem. Muszę się dowiedzieć co jest nie tak. Ze mną lub z nim. Po prostu muszę się tego do cholery dowiedzieć. Popycham szklane drzwi i uderza we mnie zimne powietrze. Rozglądam się aby znaleźć twarz której szukałam i wreszcie mi się udaję. Zaczynam się uspokajać i zwalniam korku. Biotę jeden głębszy oddech i stukam jego ramię. Odwraca się, a ja widzę że jego oczy są coraz większe. Są przepełnione tysiącami emocji, a na jego twarzy pojawia się pierwszy uśmiech. Nie wiem jak się zachować, mam jedenaście lat, miałam wypadek, moja głowa jest obandażowana i muszę zabawnie wyglądać. Mam ochotę teraz skulić się w najgłębszej części mojej osoby, ale nie potrafię. Jego wzrok bacznie mnie obserwuje jak żaden inny. Nie wiem od czego zacząć, może od tego że nie znam go ale podeszłam bo był na zdjęciu. Besztam samą siebie, ponieważ prawdopodobnie by mnie wyśmiał lub coś w tym stylu.
-Hej. Mam pytanie. Jesteś Zayn?
-Tak. A ty jesteś Suzan, nie pamiętasz mnie? Byłem twoim najlepszym przyjacielem, to ja jechałem tamtej nocy z tobą na motorze, to ja leżałem obok ciebie w szpitalu. Naprawdę mnie nie pamiętasz?
-Nie, przykro mi. Chciałam ci tylko powiedzieć tyle, że nie chcę abyś mnie prześladował. Boję się ciebie, rozumiesz to? Nie chcę się bać, ponieważ ty będziesz za mną łaził jak cień. Po prostu tego nie chcę i oczekuję że mnie zrozumiesz. Mam zaledwie jedenaście lat i już zwichrowaną psychikę, chcesz żeby było ze mną jeszcze gorzej. Jeśli tak to zostań, lecz jeśli chcesz żebym była wreszcie szczęśliwa, żebym mogła ułożyć swoje życie na nowo po prostu odejdź. Pożegnaj się ze mną i odejdź, a nikt na tym nie ucierpi.
-Ale Suzan, ja nie mogę odejść. Nie potrafię. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
-Nie mów tak, nie możesz tak mówić.
-Ale taka jest prawda. Ale jeśli chcesz, to dobrze odejdę. Chcę żebyś była szczęśliwa, a jeśli ja mam sprawiać ci ból, to odejdę.
Całuje moje czoło, rzuca papierosa na chodnik, odwraca się na pięcie i kieruje się w inną stronę. Mój oddech staje się szybszy, a ja chcę go teraz zatrzymać i powiedzieć że przepraszam, za to co powiedziałam. Suzan, nie możesz tego zrobić. Nie wiesz kim on dla ciebie jest, a jeśli chciał cię zniszczyć na zawsze i do końca wypruć twoje uczucia. Chciał żebyś umarła albo coś w tym stylu. Nie zatrzymuj go dziewczyno, musisz być silna i myśleć o sobie. Łzy spływają po moich policzkach gdy widzę, że mulat oddala się ode mnie. Nie wiem kim był, ale wiem że będę za nim tęsknić. Panie Boże jeśli był dla mnie kimś ważnym, spraw aby nasze drogi kiedyś się zeszły, a my od nowa mogli się poznać.
-Przepraszam, Zayn.
-Suzan. Co jest?
-Zayn.. przepraszam. Zayn, nie odchodź proszę. Nie zostawiaj mnie z tymi problemami. Wiem, że chciałeś dobrze. Zayn, błagam. Nie będę potrafiła sobie sama z tym poradzić..Zayn proszę wróć tutaj, nie chciałam żebyś odchodził..
-Suzan..
Otwieram oczy w chwili kiedy ktoś uderza dłonią o mój policzek. Chwytam szybko powietrze do ust, jakbym nie miała go przez dłuższy czas. Rozglądam się i uświadamiam sobie, że jestem znowu w pokoju. Leżę na łóżku, a wokół mnie jest kilka osób. Jest pani Wellman, jakiś lekarz i kilka osób. Dostrzegam dwóch Jake'ów, Maxa, Carę i Jade. Matko nareszcie powróciłam do żywych, co się ze mną stało. Pamiętam tylko tyle, że zasnęłam przy jedzeniu, a później te okropne wspomnienia. Myślałam, że już mi przeszły, tak dawno ich nie było. Aż do dzisiaj. Dzisiaj po raz kolejny to się stało, zemdlałam i to na oczach wszystkich. Pewnie teraz śmieją się ze mnie lub coś w tym stylu, ale to nie jest moja wina że mi się to dzieje. Mam to odkąd mieliśmy ten pieprzony wypadek. Wtedy wszystko się zmieniło. Zaczęły mi nawracać wspomnienia, a wszystko uderzało we mnie z podwójną siłą jak nigdy. Mój wzrok błądzi między nimi wszystkimi, a gdy lekarz wyciąga dłoń w moją stronę unikam dotyku, szybko kuląc się w kulkę i siadając.
-Suzan, czy to jest normalne?
-Tak. Odkąd miałam ten wypadek. Zresztą wie pani sama. Miałam wtedy jedenaście lat. Ten wypadek mnie zmienił, zaczęłam sobie wszystko przypominać, przez to że mdlałam. Wtedy wspomnienia wracały, nie miałam tego przez jakiś czas, więc nie zażywałam leków. Myślałam, że będzie okej, ale się pomyliłam. Dzisiaj zdarzyło się to od kilku tygodni. A od dwóch przestałam łykać leki. Czy mi coś teraz grozi.
-Więc, panno Young. Nie powinna pani odstawiać leków, żadnych nawet tych które zażywa pani bo po prostu taki ma pani zamysł. Z tego co się dowiedziałem, zażywała pani antydepresanty i jeszcze jakieś inne leki. Pani doktor ujawnił mi historię pani choroby. Jeśli więc mógłbym panią prosić o to, żeby pani zażywała te leki, byłbym wdzięczny.
-Ale ja ich nawet nie mam ze sobą.
-Tak myślałem, dlatego przyniosłem pani opakowanie każdego leku. Rachunek wypiszę na pani opiekuna, a później pani może go spłacić.
Przytakuję, choć serio myślałam, że te leki już nie będą mi potrzebne. Myślałam, że już wszystko ze mną okej, a ja będę mogła żyć jak normalne nastolatki, bez leków i bez problemów na głowie. Aha, tak przecież zapomniałam, że mnie nie omijają taki super prezenty jak problemy. Zawsze znajdzie się jeden choć najmniejszy, który zepsuje moje życie, lub będzie próbował pokrzyżować plany. Nienawidzę tego. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, gdy wszyscy wwiercają wzrok w moją osobę. Czuję się nieswojo. Bardziej nieswojo niż wtedy, gdy weszłam na scenę z Eleanor i mówiłyśmy te wszystkie rzeczy do tych dziewczyn. Wtedy było lepiej, ponieważ nikt mnie nie znał. Mogłam mówić wszystko, co tylko chciałam a tutaj każde słowo źle wypowiedziane może być użyte przeciwko mnie. Uhh.. czy oni wreszcie mogliby przestać się tak na mnie patrzeć? Nie chcę tego. Nie potrzebuję od nich współczucia i dlatego właśnie nie chciałam, żeby dowiedzieli się o lekach. Wiedzieli o tym całym popieprzonym wypadku, ale nie o prochach które zażywałam i będę musiała zażywać.
-----------------------
Spoglądam na Jake'a, który właśnie przyniósł mi obiad do łóżka. Matko, oni naprawdę przesadzają, nic mi do cholery nie jest. Mogę chodzić, kończyny ni odmówiły mi jeszcze posłuszeństwa, a dzięki lekom wszystko znowu powinno być okej.
-Dziękuje.
Uśmiecham się do niego, a na jego policzki wpełza rumieniec. W miseczce dostrzegam jakiś krem, pachnie niesamowicie, a na talerzy makaron z kurczakiem i ze szpinakiem. Moje oczy w momencie zaczynają świecić się jak iskierki, ponieważ naprawdę jestem głodna. Jake wychodzi na balkon zapalając swojego papierosa, a mnie przerywa telefon.
-Tak?
-Przestałaś zażywać leki. Dzwoniła twoja mama.
-Matko, Zayn nie przesadzaj nic mi nie jest.
-Jadę tam po ciebie.
-Matko, przestań. Jesteś nadopiekuńczy.
-Za późno.
W chwili kiedy wypowiada te słowa odwracam głowę w kierunku drzwi. Dostrzegam mojego chłopaka w białej, lnianej koszuli, beżowych spodniach khaki i opaską na głowie. W ręce trzyma swoją kurtkę i torbę podróżną. Przełykam głośno ślinę, a serce podchodzi mi do gardła. Matko, jeszcze nigdy się tak nie czułam. On nigdy nie był na mnie zły, no może czasem. Ale nie może być teraz zły. W momencie zrywam się z łóżka i podchodzę do niego. Po chwili stoimy już w uścisku. Jego rzeczy dawno poszły w zapomnienie.
-Kocham cię.
Mój głos łamie się, a on jeszcze mocniej mnie ściska. Drzwi nadal są otwarte, a ja modlę się o to, żeby akurat nikt nie przechodził korytarzem. Jego prawa dłoń delikatnie wczepia się w moje włosy i zaczyna je rozczesywać. Ja zaciskam pięści na połach jego lnianej koszuli starając się jeszcze bardziej zbliżyć się do niego. Czuję jak pod moimi powiekami zbierają się pierwsze łzy i tak cholernie jest mi ciężko je powstrzymać. Biorę głęboki oddech i zaczynam przepraszać, raczej sama siebie za to że przestałam zażywać te pierdolone leki. Kiedy czuję, że Zayn próbuje rozluźnić nasz uścisk mocniej się do nie tulę.
-Suzan. Zaczekaj.
Mówi i chwyta moją twarz w swoje dłonie. Podnosi mi głowę do góry, tak abym patrzyła w jego oczy. Jego oczy pełne cierpienia, wściekłości, troski i miłości? Miłości. To właśnie jest kolejną rzeczą, którą w nim kocham. Nie wiadomo jak byłby na mnie wściekły zawsze mnie kocha. Ociera łzy kolejno spływające po mojej twarzy swoimi kciukami, a ja przymykam powieki, ponieważ jego dotyk był mi tak cholernie potrzebny. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę za nim tak bardzo tęsknić. I to przez tak krótki czas. Matko, kocham go. Naprawdę go kocham. Nie chcę żeby odchodził, naprawdę tego nie chcę, a wiem że czeka mnie to i to już niedługo. Będzie musiał wyjechać na kilka miesięcy na trasę koncertową, a ja wtedy rozsypię się na kawałki, ponieważ będę uziemiona w Londynie, bo przecież jeszcze mam szkołę.
-Wiesz, że mogło ci się coś stać?
Kręcę głową, bo tak wiem to. Mogło mi się coś stać, ale nie musicie się tak denerwować, wiem że jestem nieodpowiedzialna, ale bez przesady. Halo, ja mam już osiemnaście lat i sama mogę decydować o tym co robię. Przewracam oczami, a na jego twarzy wreszcie pojawia się ten mój ulubiony promienny uśmiech zdradzający, że jest już wszystko okej. Nagle puszcza poją twarz i schyla się po swoją torbę. Chwile w niej czegoś szuka i zanim dam radę cokolwiek wyciąga karteczkę z kodem do windy. Matko, przecież go pamiętam. Nie jest ze mną aż tak cholernie źle. Nie mam słabej pamięci. Kod to 9681 jeśli pamięć mnie nie myli. Spoglądam najpierw na kartkę i przybijam w myślach samej sobie piątkę, lecz później przychodzi ta chwila. Zastanawiam się po co to zrobił. Po co przyjechał tutaj, po co przyniósł mi tą kartkę. I teraz już wiem. Trasa. Przełykam głośno ślinę, a w gardle rośnie mi ogromna gula. Nie wiem co się dzieje, a jeśli zaraz zemdleję. W moich oczach po raz kolejny pojawiają się łzy. Nie potrafię ich powstrzymać. Nie dam rady bez niego. A święta? Co w święta? Też będzie w trasie. Jeśli tak to ja tego nie przeżyje, tym razem nie dam rady.
-Proszę, nie płacz. Rozmawialiśmy już o tym. Nie damy rady odwołać trasy.
-Zayn, ale ja nie chcę zostać sama w domu. Mam dopiero osiemnaście lat.
Matko, czuję się teraz jak małe dziecko, które obawia się czegoś, ponieważ rodzice go zostawiają. Tak jest ze mną, mam osiemnaście lat, ale boję się sama mieszkać w tym cholernie dużym mieszkaniu. Jestem narażona na niebezpieczeństwo, ponieważ tam są tylko dwie windy. Jedna przemysłowa, a druga dla mieszkańców. A jeśli ktoś będzie chciał mi coś zrobić i przyjedzie tą pierwszą. Przecież, ja sama nie dam sobie z tym wszystkim rady.
-Spokojnie. Brad z tobą zostanie i będziesz miała gospodynię. Wiem, że to niedorzeczne, ale mam pojęcie, że nie będziesz sobie z tym wszystkim radziła. Mieszkanie jest duże. Przysięgam, Brad będzie cię chronił jak oczka w głowie, a pani Grace będzie spełniała każdą twoją zachciankę. Będą mieszkali w dwóch dodatkowych sypialniach. Będą do twojej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę, ślicznotko. I obiecuję przyjadę na święta. Nie będę mógł opuścić was wszystkich.
-Dobrze, wiesz że będę tęsknić?
-Ja też kochanie będę. Proszę odbieraj telefony, odpisuj na każdy nawet ten głupi sms, mejle. Błagam cię tylko o to. Inaczej nie będę w stanie funkcjonować, cały czas będę myślał, że coś ci się dzieje. Rozumiesz?
-Tak. Kocham cię Zayn.
-Ja ciebie też Suz.
Całuje mnie czule w czoło, a ja staram sobie przypomnieć kim jest Brad. Ah! Tak, pamiętam go. Mieszka naprzeciwko naszego apartamentu i podobno zawsze ma na niego oko. Jest tym jednym z upierdliwych ochroniarzy, którzy obserwują każdy nasz krok. Czasem zastanawiam się też, czy czasem nie przygląda się nam jak uprawiamy seks, ale to jest akurat niedorzeczne. Do naszej sypialni wchodzi się po schodach i jest niedostępna dla wścibskich oczu. Nie mam ochoty wypuszczać, mojego chłopaka z ramion lecz, wiem że i tak w końcu musiałoby to nadejść. A ja nie lubię tych ckliwych pożegnań. Biorę głęboki oddech i szybko chwytając jego twarz przyciskam jego usta do swoich warg. Będzie mi tego brakowało, lecz to zaledwie tylko dwa tygodnie. Dwa tygodnie bez mojego Zayna. Dwa tygodnie będzie jeździł po prawie całej Europie i spotykał się z fankami. Przewracam oczami, ale muszę być silna. Przestań płakać. Besztam samą siebie i już po chwili nie ma śladu łez, są tylko mokre krople na lnianej koszuli mojego chłopaka. Uśmiecham się do niego, a on chwyta mnie w tali i mocno przyciska do siebie. Matko pachnie swoimi perfumami, jakimś płynem do kąpieli, dezodorantem i czymś czym tylko on może pachnąć. Pachnie moim chłopakiem. Pachnie Zaynem. Zaynem Malikiem i nigdy nikt mi tego nie odbierze.
-Uważaj na siebie, proszę.
-Ja będę, ty też proszę uważaj. A teraz muszę już iść. Wszyscy na mnie czekają na dole.
W chwili robię się bordowa, ponieważ oni tutaj są. Spoglądam przez ramię i dostrzegam Jake'a, który wypalił swojego papierosa i wrócił do pokoju. W momencie Zayn odsuwa mnie na bok i podchodzi do mojego przyjaciela. Wymieniają uścisk dłoni, a mój chłopak szepczę mu coś do ucha. Ej, ja też chyba muszę wiedzieć. Kiedy Jake zaczyna się uśmiechać, czuję, że moje nogi robią się jakby były z waty.
-Chodź ślicznotko, odprowadzimy twojego chłopaka.
Podchodzi do mnie i podaje mi dłoń. Uśmiecham się do niego i spoglądam na Zayna, który także się uśmiecha i kręci głową. Wow. Nie sprzeciwia się, to jest dopiero dziwne. Mój chłopak nakłada mi moją parkę na ramiona i przechodzi przed nas. Upewniamy się czy drzwi na sto procent są zamknięte w chwili, kiedy Zayn stoi już ze swoją torbą i kurtką w ręce. To będą chyba najdłuższe dwa tygodnie w historii. Kiedy do niego dołączamy Jake puszcza moją dłoń, a przejmuje ją Zayn. Matko jakie to dziwne, naprawdę. Przewracam oczami i mam ochotę na chwilę stać się inną osobą. Zjeżdżamy na dół i dostrzegam w holu wszystkich chłopaków. Liam wstaje jako pierwszy i uśmiecha się. Wygląda nieskazitelnie. Lekko przystrzyżone włosy, choć dalej opadają mu na czoło, dżinsowe rurki i w końcu ten kremowy płaszcz. Przełykam głośniej ślinę, kiedy widzę jak ubrana jest reszta. Harry ma na sobie jakąś drogą, wełnianą kurtkę i czapkę z napisem ALASKA, Niall ma jakąś puchową bluzę, a Louis czarny płaszcz. Matko wyglądają wszyscy tak formalnie, to jest okropne. Serio, to mówię okropne.
-Suzan.
Słyszę głos Liama i on wyrywa mnie z tego wszystkiego. Stoi z rozłożonymi ramionami, a ja puszczam dłoń Zayna i biegnę z piskiem przez hol i wreszcie znajduję się w jego objęciach. Podskakuję do góry i owijam swoje nogi wokół jego bioder. Matko jak ja za nim tęskniłam. Nie widziałam go już tak dawno. Mocno mnie ściska i wplata swoje długie palce w moje włosy robiąc dokładnie to samo co Zayn robił jeszcze chwilę temu. Delikatnie je rozczesuje, a ja napajam się jego dotykiem. Kocham go jak brata, jest mi najbardziej bliski z nich wszystkich i chyba najmniej sztywny. Teraz jeszcze bardziej chcę mi się płakać. Matko on też wyjedzie i z kim ja będę spędzać czas. Mam nadzieję, że chociaż Eleanor i Danielle zostają. Bo wtedy razem będziemy rozmawiać o nich i spędzać jak najwięcej czasu razem. Też będą przeżywały to co ja, bo przecież ich chłopacy też wyjadą. Kiedy wreszcie wyślizguje się z silnych ramion Liama obdarzam go uśmiechem i całuję w policzek. Spoglądam na Louisa, który nerwowo bawi się swoimi palcami i przeskakuje z nogi na nogę. Na jego twarzy maluje się wręcz bordowy rumieniec, nawet nie wiem dlaczego. Podchodzę do niego i owijam ramiona wokół talii. W chwili on reaguje na to i zamyka nas w jednym wielkim uścisku. Na chwilę odrywam policzek od jego ramienia i spoglądam na niego.
-Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Jasne.
-Zaopiekuj się Liamem i Zaynem. Uważaj na nich. Gdy im się coś stanie, tobie także.
Nie wierzę we własne słowa, ale dokładnie w tym samym momencie wybucham razem z Louisem niepohamowanym śmiechem, ponieważ ja nawet nie miałabym szans czegokolwiek mu zrobić. Jeszcze raz przytulamy się , a on pociera swoimi dłońmi moje plecy. Matko teraz czeka mnie chyba najgorszy moment. Niall i Harry. Chyba mnie nienawidzą, przynajmniej takie mam wrażenie. Zanim mogę wydostać się z ramion Louisa, on poprawia kosmyk moich włosów i zakłada je za ucho, przy którym później czuję jego ciepły oddech.
-Oczywiście. Twoje życzenie, rozkazem.
Moją twarz oblewa po raz kolejny rumieniec, ponieważ on jest taki słodki. Jest mi trochę smutno, że muszę żegnać się z nimi wszystkimi bo z każdym jednak łączy mnie jakaś, nawet ta najmniejsza więź. Podnosi moją dłoń do góry i całuje jej wierzch. Uśmiecham się do niego i spoglądam na Harry'ego, który rozmawia o czymś z Niallem, a jego mina wyraża wściekłość lub coś innego. Matko wygląda tak ładnie w tej kurtce i czapce. Nie chcę przerywać ich kłótni czy czegokolwiek co robią, ale chcę mieć już te wszystkie pożegnania za sobą. Podchodzę do nich, a oni przestają rozmawiać. Na twarzy blondyna pojawia się uśmiech i po chwili otwiera swoje ramiona.
-No chodź tutaj. Uważaj na siebie. Nie może nic ci się stać.
Zamyka nas w uścisku, a ja oddycham ciszej niż wcześniej. Przecież on mnie chyba nie lubi po co tak do mnie mówi. Ehh.. nie ważne. Klepię jego plecy i już po chwili jestem w ramionach Harry'ego. Mruczy gardłowo, a ja uśmiecham się raczej tym razem sama do siebie. Teraz ja już całkowicie straciłam zmysły. Nie wiem już, czy żywią do mnie urazę, czy jednak mnie lubią. Zawsze stawiałam na to pierwsze, ponieważ zawsze byli zimni co do mnie. Traktowali przedmiotowo, ale zauważyłam że tak samo zachowują się w stosunku do Eleanor i Danielle. Może po prostu tak naprawdę nie lubią żadnej dziewczyny.
-Uważaj na niego.
Spoglądamy w momencie na Nialla a on wzrusza ramionami, a dłonie ma w kieszeniach. Uśmiecha się do nas, a Harry kręci głową. Kiedy opuszczam jego ramiona dostrzegam, że reszty już nie ma. Zostałam z tą dwójką, a reszta jest na polu. Wychodzimy z budynku śmiejąc się ze słabego żartu, który przed chwilą opowiedział nam Niall. Serio jest w tym słaby. Szukam wzrokiem reszty i kiedy wreszcie zauważam niewielką grupkę osób przy dwóch SUV-ach przyspieszam kroku. Hmm.. chyba to są jakieś audi i to nie jakieś tylko audi Q7. Matko, dalej nie mogę się przyzwyczaić, że oni mają tyle pieniędzy. Wcale nie zdziwiłabym się gdyby to byłby któregoś z nich samochody. Na pewno nie Zayna, bo on ma pięć, dwa SUV-y, audi R8, audi A8 i audi A3, które podobno należy do mnie ale ja wcale tego nie czuję. Nie chciałam żadnego samochodu, ale on się uparł. Przewracam oczami, na wspomnienie tamtego popołudnia.
-Kocham cię.
Mój głos łamie się, a on jeszcze mocniej mnie ściska. Drzwi nadal są otwarte, a ja modlę się o to, żeby akurat nikt nie przechodził korytarzem. Jego prawa dłoń delikatnie wczepia się w moje włosy i zaczyna je rozczesywać. Ja zaciskam pięści na połach jego lnianej koszuli starając się jeszcze bardziej zbliżyć się do niego. Czuję jak pod moimi powiekami zbierają się pierwsze łzy i tak cholernie jest mi ciężko je powstrzymać. Biorę głęboki oddech i zaczynam przepraszać, raczej sama siebie za to że przestałam zażywać te pierdolone leki. Kiedy czuję, że Zayn próbuje rozluźnić nasz uścisk mocniej się do nie tulę.
-Suzan. Zaczekaj.
Mówi i chwyta moją twarz w swoje dłonie. Podnosi mi głowę do góry, tak abym patrzyła w jego oczy. Jego oczy pełne cierpienia, wściekłości, troski i miłości? Miłości. To właśnie jest kolejną rzeczą, którą w nim kocham. Nie wiadomo jak byłby na mnie wściekły zawsze mnie kocha. Ociera łzy kolejno spływające po mojej twarzy swoimi kciukami, a ja przymykam powieki, ponieważ jego dotyk był mi tak cholernie potrzebny. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę za nim tak bardzo tęsknić. I to przez tak krótki czas. Matko, kocham go. Naprawdę go kocham. Nie chcę żeby odchodził, naprawdę tego nie chcę, a wiem że czeka mnie to i to już niedługo. Będzie musiał wyjechać na kilka miesięcy na trasę koncertową, a ja wtedy rozsypię się na kawałki, ponieważ będę uziemiona w Londynie, bo przecież jeszcze mam szkołę.
-Wiesz, że mogło ci się coś stać?
Kręcę głową, bo tak wiem to. Mogło mi się coś stać, ale nie musicie się tak denerwować, wiem że jestem nieodpowiedzialna, ale bez przesady. Halo, ja mam już osiemnaście lat i sama mogę decydować o tym co robię. Przewracam oczami, a na jego twarzy wreszcie pojawia się ten mój ulubiony promienny uśmiech zdradzający, że jest już wszystko okej. Nagle puszcza poją twarz i schyla się po swoją torbę. Chwile w niej czegoś szuka i zanim dam radę cokolwiek wyciąga karteczkę z kodem do windy. Matko, przecież go pamiętam. Nie jest ze mną aż tak cholernie źle. Nie mam słabej pamięci. Kod to 9681 jeśli pamięć mnie nie myli. Spoglądam najpierw na kartkę i przybijam w myślach samej sobie piątkę, lecz później przychodzi ta chwila. Zastanawiam się po co to zrobił. Po co przyjechał tutaj, po co przyniósł mi tą kartkę. I teraz już wiem. Trasa. Przełykam głośno ślinę, a w gardle rośnie mi ogromna gula. Nie wiem co się dzieje, a jeśli zaraz zemdleję. W moich oczach po raz kolejny pojawiają się łzy. Nie potrafię ich powstrzymać. Nie dam rady bez niego. A święta? Co w święta? Też będzie w trasie. Jeśli tak to ja tego nie przeżyje, tym razem nie dam rady.
-Proszę, nie płacz. Rozmawialiśmy już o tym. Nie damy rady odwołać trasy.
-Zayn, ale ja nie chcę zostać sama w domu. Mam dopiero osiemnaście lat.
Matko, czuję się teraz jak małe dziecko, które obawia się czegoś, ponieważ rodzice go zostawiają. Tak jest ze mną, mam osiemnaście lat, ale boję się sama mieszkać w tym cholernie dużym mieszkaniu. Jestem narażona na niebezpieczeństwo, ponieważ tam są tylko dwie windy. Jedna przemysłowa, a druga dla mieszkańców. A jeśli ktoś będzie chciał mi coś zrobić i przyjedzie tą pierwszą. Przecież, ja sama nie dam sobie z tym wszystkim rady.
-Spokojnie. Brad z tobą zostanie i będziesz miała gospodynię. Wiem, że to niedorzeczne, ale mam pojęcie, że nie będziesz sobie z tym wszystkim radziła. Mieszkanie jest duże. Przysięgam, Brad będzie cię chronił jak oczka w głowie, a pani Grace będzie spełniała każdą twoją zachciankę. Będą mieszkali w dwóch dodatkowych sypialniach. Będą do twojej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę, ślicznotko. I obiecuję przyjadę na święta. Nie będę mógł opuścić was wszystkich.
-Dobrze, wiesz że będę tęsknić?
-Ja też kochanie będę. Proszę odbieraj telefony, odpisuj na każdy nawet ten głupi sms, mejle. Błagam cię tylko o to. Inaczej nie będę w stanie funkcjonować, cały czas będę myślał, że coś ci się dzieje. Rozumiesz?
-Tak. Kocham cię Zayn.
-Ja ciebie też Suz.
Całuje mnie czule w czoło, a ja staram sobie przypomnieć kim jest Brad. Ah! Tak, pamiętam go. Mieszka naprzeciwko naszego apartamentu i podobno zawsze ma na niego oko. Jest tym jednym z upierdliwych ochroniarzy, którzy obserwują każdy nasz krok. Czasem zastanawiam się też, czy czasem nie przygląda się nam jak uprawiamy seks, ale to jest akurat niedorzeczne. Do naszej sypialni wchodzi się po schodach i jest niedostępna dla wścibskich oczu. Nie mam ochoty wypuszczać, mojego chłopaka z ramion lecz, wiem że i tak w końcu musiałoby to nadejść. A ja nie lubię tych ckliwych pożegnań. Biorę głęboki oddech i szybko chwytając jego twarz przyciskam jego usta do swoich warg. Będzie mi tego brakowało, lecz to zaledwie tylko dwa tygodnie. Dwa tygodnie bez mojego Zayna. Dwa tygodnie będzie jeździł po prawie całej Europie i spotykał się z fankami. Przewracam oczami, ale muszę być silna. Przestań płakać. Besztam samą siebie i już po chwili nie ma śladu łez, są tylko mokre krople na lnianej koszuli mojego chłopaka. Uśmiecham się do niego, a on chwyta mnie w tali i mocno przyciska do siebie. Matko pachnie swoimi perfumami, jakimś płynem do kąpieli, dezodorantem i czymś czym tylko on może pachnąć. Pachnie moim chłopakiem. Pachnie Zaynem. Zaynem Malikiem i nigdy nikt mi tego nie odbierze.
-Uważaj na siebie, proszę.
-Ja będę, ty też proszę uważaj. A teraz muszę już iść. Wszyscy na mnie czekają na dole.
W chwili robię się bordowa, ponieważ oni tutaj są. Spoglądam przez ramię i dostrzegam Jake'a, który wypalił swojego papierosa i wrócił do pokoju. W momencie Zayn odsuwa mnie na bok i podchodzi do mojego przyjaciela. Wymieniają uścisk dłoni, a mój chłopak szepczę mu coś do ucha. Ej, ja też chyba muszę wiedzieć. Kiedy Jake zaczyna się uśmiechać, czuję, że moje nogi robią się jakby były z waty.
-Chodź ślicznotko, odprowadzimy twojego chłopaka.
Podchodzi do mnie i podaje mi dłoń. Uśmiecham się do niego i spoglądam na Zayna, który także się uśmiecha i kręci głową. Wow. Nie sprzeciwia się, to jest dopiero dziwne. Mój chłopak nakłada mi moją parkę na ramiona i przechodzi przed nas. Upewniamy się czy drzwi na sto procent są zamknięte w chwili, kiedy Zayn stoi już ze swoją torbą i kurtką w ręce. To będą chyba najdłuższe dwa tygodnie w historii. Kiedy do niego dołączamy Jake puszcza moją dłoń, a przejmuje ją Zayn. Matko jakie to dziwne, naprawdę. Przewracam oczami i mam ochotę na chwilę stać się inną osobą. Zjeżdżamy na dół i dostrzegam w holu wszystkich chłopaków. Liam wstaje jako pierwszy i uśmiecha się. Wygląda nieskazitelnie. Lekko przystrzyżone włosy, choć dalej opadają mu na czoło, dżinsowe rurki i w końcu ten kremowy płaszcz. Przełykam głośniej ślinę, kiedy widzę jak ubrana jest reszta. Harry ma na sobie jakąś drogą, wełnianą kurtkę i czapkę z napisem ALASKA, Niall ma jakąś puchową bluzę, a Louis czarny płaszcz. Matko wyglądają wszyscy tak formalnie, to jest okropne. Serio, to mówię okropne.
-Suzan.
Słyszę głos Liama i on wyrywa mnie z tego wszystkiego. Stoi z rozłożonymi ramionami, a ja puszczam dłoń Zayna i biegnę z piskiem przez hol i wreszcie znajduję się w jego objęciach. Podskakuję do góry i owijam swoje nogi wokół jego bioder. Matko jak ja za nim tęskniłam. Nie widziałam go już tak dawno. Mocno mnie ściska i wplata swoje długie palce w moje włosy robiąc dokładnie to samo co Zayn robił jeszcze chwilę temu. Delikatnie je rozczesuje, a ja napajam się jego dotykiem. Kocham go jak brata, jest mi najbardziej bliski z nich wszystkich i chyba najmniej sztywny. Teraz jeszcze bardziej chcę mi się płakać. Matko on też wyjedzie i z kim ja będę spędzać czas. Mam nadzieję, że chociaż Eleanor i Danielle zostają. Bo wtedy razem będziemy rozmawiać o nich i spędzać jak najwięcej czasu razem. Też będą przeżywały to co ja, bo przecież ich chłopacy też wyjadą. Kiedy wreszcie wyślizguje się z silnych ramion Liama obdarzam go uśmiechem i całuję w policzek. Spoglądam na Louisa, który nerwowo bawi się swoimi palcami i przeskakuje z nogi na nogę. Na jego twarzy maluje się wręcz bordowy rumieniec, nawet nie wiem dlaczego. Podchodzę do niego i owijam ramiona wokół talii. W chwili on reaguje na to i zamyka nas w jednym wielkim uścisku. Na chwilę odrywam policzek od jego ramienia i spoglądam na niego.
-Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Jasne.
-Zaopiekuj się Liamem i Zaynem. Uważaj na nich. Gdy im się coś stanie, tobie także.
Nie wierzę we własne słowa, ale dokładnie w tym samym momencie wybucham razem z Louisem niepohamowanym śmiechem, ponieważ ja nawet nie miałabym szans czegokolwiek mu zrobić. Jeszcze raz przytulamy się , a on pociera swoimi dłońmi moje plecy. Matko teraz czeka mnie chyba najgorszy moment. Niall i Harry. Chyba mnie nienawidzą, przynajmniej takie mam wrażenie. Zanim mogę wydostać się z ramion Louisa, on poprawia kosmyk moich włosów i zakłada je za ucho, przy którym później czuję jego ciepły oddech.
-Oczywiście. Twoje życzenie, rozkazem.
Moją twarz oblewa po raz kolejny rumieniec, ponieważ on jest taki słodki. Jest mi trochę smutno, że muszę żegnać się z nimi wszystkimi bo z każdym jednak łączy mnie jakaś, nawet ta najmniejsza więź. Podnosi moją dłoń do góry i całuje jej wierzch. Uśmiecham się do niego i spoglądam na Harry'ego, który rozmawia o czymś z Niallem, a jego mina wyraża wściekłość lub coś innego. Matko wygląda tak ładnie w tej kurtce i czapce. Nie chcę przerywać ich kłótni czy czegokolwiek co robią, ale chcę mieć już te wszystkie pożegnania za sobą. Podchodzę do nich, a oni przestają rozmawiać. Na twarzy blondyna pojawia się uśmiech i po chwili otwiera swoje ramiona.
-No chodź tutaj. Uważaj na siebie. Nie może nic ci się stać.
Zamyka nas w uścisku, a ja oddycham ciszej niż wcześniej. Przecież on mnie chyba nie lubi po co tak do mnie mówi. Ehh.. nie ważne. Klepię jego plecy i już po chwili jestem w ramionach Harry'ego. Mruczy gardłowo, a ja uśmiecham się raczej tym razem sama do siebie. Teraz ja już całkowicie straciłam zmysły. Nie wiem już, czy żywią do mnie urazę, czy jednak mnie lubią. Zawsze stawiałam na to pierwsze, ponieważ zawsze byli zimni co do mnie. Traktowali przedmiotowo, ale zauważyłam że tak samo zachowują się w stosunku do Eleanor i Danielle. Może po prostu tak naprawdę nie lubią żadnej dziewczyny.
-Uważaj na niego.
Spoglądamy w momencie na Nialla a on wzrusza ramionami, a dłonie ma w kieszeniach. Uśmiecha się do nas, a Harry kręci głową. Kiedy opuszczam jego ramiona dostrzegam, że reszty już nie ma. Zostałam z tą dwójką, a reszta jest na polu. Wychodzimy z budynku śmiejąc się ze słabego żartu, który przed chwilą opowiedział nam Niall. Serio jest w tym słaby. Szukam wzrokiem reszty i kiedy wreszcie zauważam niewielką grupkę osób przy dwóch SUV-ach przyspieszam kroku. Hmm.. chyba to są jakieś audi i to nie jakieś tylko audi Q7. Matko, dalej nie mogę się przyzwyczaić, że oni mają tyle pieniędzy. Wcale nie zdziwiłabym się gdyby to byłby któregoś z nich samochody. Na pewno nie Zayna, bo on ma pięć, dwa SUV-y, audi R8, audi A8 i audi A3, które podobno należy do mnie ale ja wcale tego nie czuję. Nie chciałam żadnego samochodu, ale on się uparł. Przewracam oczami, na wspomnienie tamtego popołudnia.
***
-No i co to za niespodzianka?
Pytam kiedy wjeżdżamy w jakąś boczną uliczkę. I wtedy dostrzegam, przed nami wielki znak LAND ROVER. Mój oddech staje się płytszy, a moje dłonie zaczynają się pocić. Moja wewnętrzna bogini szybkim ruchem zdejmuje okulary z nosa, porusza brwiami i zaczyna gwizdać. Postanawiam nie zwracać na nią uwagi i spoglądam na mojego chłopaka. Jego profil jest taki perfekcyjny. Prosty nos, pełne usta, czego chcieć więcej? Wiem, jeszcze więcej miłości jaką mnie darzy. Nie chcę żeby wyjeżdżał, a wczoraj już o tym rozmawialiśmy, nie mogą odwołać trasy, ponieważ on tak chce. Pamiętam jaki wczoraj był na mnie wściekły i rozwalił szklany wazon w korytarzu. Matko, wtedy naprawdę się go bałam. Nie miałam pojęcia do czego jeszcze może być zdolny. Wściekł się tylko o to, że nie wróciłam do domu o określonej porze, nie odbierałam telefonu ani nie odpisywałam, ale chyba najbardziej dlatego, że byłam kompletnie zalana. Nie pamiętam praktycznie większości rzeczy z klubu, dopiero jak wróciłam ta kłótnia z Zaynem, ożywiła mi resztę nocy. Uśmiecha się do mnie i całuje każdą kostkę z osobna.
-Chcę ci kupić samochód. Chcę żebyś sama jeździła do szkoły.
-Oh! Ale chyba nie tutaj?
-Czemu niby nie?
-Ile razy mam ci mówić, że nie lubię jeździć SUV-ami. Ile? Powiedz mi ile? Dlatego jak gdzieś jedziemy w krótszą trasę proszę cię, żebyśmy jechali albo audi R8, albo A8. Takimi samochodami to możemy jeździć do Francji, albo gdziekolwiek, ale tutaj masz jeździć tymi, dlatego że się boję.
-Oh, matko. Daj spokój. Może spodoba ci się jakiś. Zobaczysz jakie są w środku, przecież teraz są te najnowsze i mają to gwarantowane bezpieczeństwo.
-Ale ja był wolała to audi A3, to srebrne które widziałam ostatnio jak wracaliśmy od mamy. Już to jest lepsze.
-Dobrze, ale wejść nie zaszkodzi.
Gasi silnik w A8 i przygląda mi się z konsternacją. Nie czekam aż wysiądzie i otworzy drzwi, sama to robię i czekam aż on zabierze wszystkie swoje rzeczy. Przeskakuję z nogi na nogę, ponieważ jest cholernie zimno, jak nigdy. Po chwili chwyta moją dłoń, klika przycisk na pilocie zamykając drzwi i wchodzimy do wielkiego szklanego pomieszczenia gdzie mieszczą się wszystkie Range Rovery, zaczynając od takich jakie ma Zayn i kończąc na jakichś z tego roku. Mam ochotę stąd wyjść bo naprawdę nie chcę żadnego samochodu, a zwłaszcza stąd. Nie chcę zginąć w tak młodym wieku. Przecież Zayn już widział, jak prowadzę jego SUV-a, gdy pił u swojej rodziny, bo były urodziny jego ciotki. Narzekał, że żałuje tego, że nie pojechaliśmy audi R8. Tak, jeżdżę strasznie szybko, a taki SUV ledwo osiąga 160 km na godzinę. Ma wspomaganie kierownicy, ale i tak jest mi nim do chuja ciężko jeździć czy on wreszcie to zrozumie i jak już chce kupować mi ten pieprzony samochód to niech mi kupi to audi. Podchodzi do nas mężczyzna ubrany w granatowy obcisły garnitur, białą koszulę, a na szyi ma bordowy krawat. Jego włosy są delikatnie przystrzyżone.
-Dzień dobry. Elliot Grass. Są państwo zainteresowani jakimś konkretnym modelem?
-Nie, jak na razie przyszliśmy się rozglądnąć. Ma być to samochód dla tej młodej damy.
Czerwienię się na słowa mojego chłopaka, matko nienawidzę gdy mówi takim językiem. Szybko oddalam się od nich i podchodzę do jednego z samochodów, który w miarę jest fajny. Spoglądam na plakietkę, która stoi na metalowym stojaku mocno trzymającym się ziemi. No jest z 2014 roku, wspomaganie kierownicy, automatyczną skrzynię biegów i wszystkie udogodnienia. Patrzę na cenę 987 560 funtów. Oddycham ciężej, a nogi robią mi się jak z waty. Wzdycham ciężko i kiedy chcę odejść od tego samochodu czuję jak Zayn kładzie dłonie na moich ramionach.
-Ten ci się podoba?
-Tak, ale jest za drogi. Proszę jedźmy do tego salonu audi. Błagam cię. Błagam.
-Oh.. matko. Suzan. Wiesz, że pieniądze nie grają roli. Chcę żebyś mogła bezpiecznie jeździć, ale masz rację. Zabijesz się tym samochodem. Pamiętam jak prowadziłaś. Kupimy jakieś, które jest bezpieczniejsze do szybkiej jazdy. Może od razu Audi R8?
-Tak. Takie jak masz ty tylko żeby było srebrne.
-Tak szczerze, musiałoby mnie pojebać żeby kupić ci taki samochód, ale może za kilka lat pozwolę ci prowadzić mój. A jak na razie kupimy ci coś bezpieczniejszego. Widziałem audi A3 z tamtego roku, jest białe. Może być?
Kręcę głową, choć tak serio nie mam ochoty na żaden samochód, przecież autobusy nie gryzą. Mogłabym spokojnie jeździć do szkoły. Przystanek jest tylko przecznicę od "naszego" apartamentu, więc wstawałaby wcześniej i spokojnie przychodziła na przystanek i wsiadała w autobus.
-Do widzenia.
Głos pana Grassa, przechodzi przez całe moje ciało i ono zaczyna drżeć. Ohh.. Matko, nienawidzę tego uczucia. Ostatnimi czasami mam je częściej niż wcześniej, nie wiem dlaczego ale dziękuje Bogu za to, że Zayn wreszcie mnie posłuchał i jedziemy do tego pieprzonego salonu audi. Chcę samochód stamtąd, a nie stąd. Naprawdę nie chciałabym zajeżdżać SUV-em na parking szkolny. Dużo osób ma właśnie takie samochody, a ja matko chcę się wyróżnić. Tylko nie chcę żeby kupował mi samochód za jakieś kosmiczne ceny. Wsiadamy do samochodu, a ja pogrążam się w tych wszystkich myślach, bo przecież co ja będę robić gdy Zayn wreszcie wyjedzie. Poradzę sobie z tym. Mam dopiero osiemnaście lat i będę musiała dbać o to ogromne mieszkanie, o przepraszam apartament na ostatnim piętrze. Przewracam oczami, ponieważ przypomina mi się to że Zayn mówi cały czas o tym że to nasze mieszkanie, ale wcale nie. Po chwili jesteśmy już na miejscu i tym razem czuję, że jestem na lepszym gruncie. Oddycham spokojnie i wysiadam z samochodu. Wchodzę do budynku jako pierwsza i dostrzegam śliczne audi. Podchodzę do tabliczki i zaczynam czytać. Audi A3 III, 1.2. Nie wiem kompletnie co to oznacza, ale czytam dalej o matko wyciąga 193 km na godzinę. Moja wewnętrzna bogini cmoka To samochód stworzony dla ciebie Suzan mówi do mnie, a ja kompletnie ją olewam czytając dalej. Ohh.. matko. 101 000 funtów. Oddech więźnie mi w gardle, a nogi po raz kolejny odmawiają posłuszeństwa. Zayn podchodzi do mnie i wciąga powietrze do siebie. Spoglądam na niego, a na jego twarzy pojawia się ten szczery uśmiech. Spogląda na cenę, a później na mnie. Wzrusza ramionami i obejmuje mnie w talii.
-Ten jest idealny, nie jest za drogi. I ma wszystko czego będziesz potrzebowała. A najważniejsze, że jest bezpieczny.
-Oh..Zayn, ale ja nie chcę naciągać cię na pieniądze.
-Suzan, ty mieszkasz ze mną już mnie naciągasz, więc co za różnica jeśli kupię ci samochód, przynajmniej bezpiecznie będziesz dojeżdżać do szkoły. Przecież widziałaś, jakie wścibskie potrafią być nasze fanki, a jakbyś trafiła na jakąś grupkę. To co? Przecież zasypałyby cię milionami pytań i nie mogłabyś spokojnie dotrzeć do szkoły. Kupujemy go i koniec kropka.
-Ale, Zayn..
-Nie ma ale.
-Dzień dobry. Christian Lang. Czy ten model państwu odpowiada?
Uśmiecham się do mężczyzny w czarnym garniturze, krawacie i tego samego koloru koszuli. Onieśmiela mnie ten facet, a gdy Zayn to zauważa delikatnie podszczypuje moją skórę na talii. Mam ochotę uderzyć go w twarz, przy wszystkich ale uświadamiam sobie, że jest sławny i jeszcze później pisaliby coś w gazetach. Przewracam oczami i zanim mogę odpowiedzieć, Zayn wkracza do akcji.
-Hmm.. tak. Moja dziewczyna, musi mieć bezpieczny samochód, a sądzę że ten taki jest.
Oh.. matko, znowu zaborczy Zayn. Znowu jest zazdrosny o byle kogo. Mam ochotę zapaść się teraz pod ziemię. Tak bardzo podkreślił słowo "dziewczyna", no ale trudno taki już jest. Uwielbia mnie mieć dla siebie i nikt inny nie ma prawa ze mną flirtować, albo nawet dotknąć, bo przecież popełnia ogromne przestępstwo.
-Zapraszam państwa na zewnątrz, tam mamy gotowy taki sam model do sprzedaży. Wsiądzie pani razem z chłopakiem i wypróbuje go.
-Dobrze.
Uśmiecham się do niego i podążam za jego ślicznym zapachem. Pachnie jakimiś drogimi perfumami. Wychodzimy na zewnątrz, a on szybko biegnie jeszcze raz do środka, ponieważ nie wziął ze sobą kluczyków. Gdy wraca spoglądam na Zayna, który ma minę nadąsanego dziecka. Matko, przecież nic nie robię, to on. Wystawiam mu język, na co on w momencie wybucha śmiechem. Oh..matko jak ja nie lubię jego nastrojów. Nigdy nie wiadomo o co mu chodzi. Najpierw jest zły, a później nagle wesoły. Codziennie mnie zaskakuję. Mężczyzna pokazuje nam samochód i kiedy wsiadam do niego pokazuje mi gdzie mam włożyć kluczyk. Dziękuję mu i już po chwili ruszam z podjazdu przed budynkiem. Nie zgasł, o matko nie zgasł. Wyjeżdżamy na drogę, którą przyjechaliśmy a ja przyciskam pedał gazu. Kątem oka widzę jak Zayn chwyta się kurczowo fotela i wciska się w jego siedzenie. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ponieważ wygląda tak zabawnie. Robi mi się go żal i zwalniam. Nic nie mówi, a mnie naprawdę fajnie prowadzi się to autko.
-Wiesz, że niemieckie samochody są najbezpieczniejsze?
-No to widzisz. Kupujesz mi bezpieczny samochód.
-Patrz na drogę.
Mówi, a ja uśmiecham się. Wiem, że tak naprawdę cieszy się w duchu, tylko chce pokazać, że nie pochwala mojej jazdy. I teraz wiem, już na sto procent. Chcę ten samochód, nie żaden inny. Jest naprawdę super. Ani razu mi nie zgasł. Kiedy wracamy na podjazd mężczyzna już na nas czeka poprawiając spodnie. W chwili wysiadam z samochodu i podchodzę do niego.
-I jak?
-Kupujemy.
Przewracam oczami na słowa Zayna. Ohh. matko jest taki zimny w stosunku do tego mężczyzny. Wiem, czemu tak jest ale naprawdę nie powinien być zazdrosny. Uśmiecha się do nas i już po chwili idziemy podpisywać wszystkie papiery.
***
Chłopcy dopalają swoje papierosy i już po chwili zaczynają wsiadać do samochodów. Zayn wsiadł z Liamem i Louisem, a Niall z Harrym. Nic dziwnego. Przewracam oczami, ale pod powiekami zbierają mi się pierwsze łzy. Stoi z nami jeszcze kilka osób Jade, Cara, Jake, Max, Tom, Kendji no i oczywiście Kendall, ta zdzira. W chwili kiedy Jake owija swoje ramie wokół mnie uśmiecham się. Wiem, że nie jestem sama.
-Co mówił ci Zayn?
-Nic.
-Przecież szeptał ci coś do ucha.
-Oh.. Suzan, daj spokój. Mówił żebym na ciebie uważał.
Kręcę głową i zakładam ręce na piersi. Wszyscy zaczynamy machać w chwili gdy odjeżdżają, matko chyba wszyscy kompletnie zapomnieli o tym co stało mi się rano i dobrze, nie chcę żeby mnie upominali. Czuje jak łzy napływają mi do oczy kiedy SUV-y znikają z hotelowego podjazdu. Jake przyciska mnie do swojej piersi i delikatnie gładzi włosy. Zarzucam mu ręce na kark i płacz przeradza się w szloch. Ohh. matko, to się nazywa już histeria. Duszę się własnym oddechem i łzami napływającymi do moich ust. Nie czułam się tak nigdy. Nie będę go widziała przez dwa tygodnie, przecież ja sobie nie poradzę i wcale nie pomoże mi w tym ani pani Grace ani ten popieprzony Brad. Nawet nie wiem jak ma na nazwisko, ile lat. Nic tego typu. Mam ochotę się na kimś wyżyć, ale wiem że on nie byłby tym zadowolony. Nawet nie wiem kiedy Jake odrywa mnie od ziemi, a ja owijam sobie nogi wokół jego talii. Czuję, że wszyscy nam się przyglądają, ale kompletnie się tym nie przejmuję, po prostu potrzebuję teraz ciszy dla siebie. Nie chcę żeby ktoś był przy mnie oprócz niego. Chcę żeby on był, ponieważ jako jedyny zrozumie co to dla mnie znaczy. Stracił dziewczynę, a to jest jeszcze gorsze. On czuje tą pustkę cały czas, a ja będę czuła tylko przez dwa tygodnie, no chyba że uda mi się zabukować jakiś bilet na weekend, akurat do tego miejsca gdzie oni będą mieli koncert, ale matko znowu będę naciągać Zayna. Nie mogę tego zrobić. Cały czas płaczę tuląc się do mojego przyjaciela i próbując zapomnieć o tym, że mój chłopak wyjechał. Kiedy wreszcie jesteśmy w pokoju bez tych wścibskich spojrzeń i tych komentarzy Jake ściąga z moich ramion parkę i buty, które miałam od śniadania. Spoglądam na niego, a on uśmiecha się do mnie. Po chwili kładzie się tuż obok mnie i przyciąga do siebie, tak że leżę teraz na jego piersi. Bawi się moimi włosami.
-Suzan, wszystko będzie okej. On wróci.
Kręcę głową, a on nachyla się i delikatnie przyciska swoje ciepłe wargi do mojego czoła. Czuje przepływające ciepło od głowy do tamtego miejsce. Do miejsca pod brzuchem. Oh. Matko. Suzan wreszcie się ogarnij. Masz chłopaka, który cię kocha najmocniej na świecie, nie możesz tego zrobić. A po drugie Jake już cię odepchnął. Tej nocy, gdy wróciliście do hotelu, ty pijana. Przymykam powieki i staram się jak najszybciej zasnąć. Mój oddech zaczyna dostosowywać się do niego, a ja cały czas nasłuchuję bicia jego serca. To jest naprawdę fajne.
______________________
Ehh.. Jest już nowy rozdział, długo nie dodawałam, ale nie miałam kompletnie ani czasu ani weny. Przepraszam, jeśli spieprzyłam ten rozdział. Kocham was bardzo mocno i mam nadzieję, że ktoś napisze choć ten jeden najmniejszy komentarz.
Masz świetnego bloga! Pewnie dużo osób go czyta, ale nie zostawia komentarzy. Dodawaj rozdziały częściej! Na każdy czekam zniecierpliwością. Piszesz bardzo dobrze. Czekam na cz.15! ;]
OdpowiedzUsuńZostajesz nominowana do Liebster Awards!
OdpowiedzUsuńhttp://dreamfanfictionoedirection.blogspot.com/p/liebster-awards_25.html